26.12.11

Znaleziony pod choinką

     Gabrysię i Roberta poznałam prawie trzy lata temu. Dziś jesteśmy przyjaciółmi, a eM jest ojcem chrzestnym Klary. Pod choinką znalazłam tekst napisany przez Gabrysię i postanowiłam się nim podzielić (za Jej zgodą). 

"Dwa lata, czyli wiek odkrywania własnej tożsamości" 
      Tekst ten dedykuję wszystkim rodzicom pragnącym nawiązać prawdziwy kontakt z dzieckiem, stosującym język serca, empatii, także w sytuacjach ekstremalnych. 
       Mam na imię Gabriela. Jestem mamą dwuletniej Klary. Nosząc córkę pod sercem byłam w trakcie agresywnego leczenia chemioterapeutycznego, mimo tego córkę urodziłam zdrową!. Zmagam się z chorobą tkanki łącznej i nabłonkowej, w której posłuszeństwa odmawiają mięśnie; są dni kiedy najprostsze czynności (myci, pisanie, chodzenie, utrzymanie czegokolwiek...) są niewykonalne. 
Dla dziecka częste pobyty mamy w szpitalu też są trudne. Jak sobie radzimy w naszej codzienności? 
       Staramy się, aby nasz kontakt mama - tata - córka był oparty na wzajemnym szacunku i zrozumieniu, budując pokojowe porozumienie. To wiele ułatwia. Nie musimy zgadzać się na wszystko, bo nasza córka chce wszystkiego sama doświadczać. Jednak możemy okazywać jej zrozumienie. Klara odkrywa teraz własną tożsamość i odrębność. Stara sprzeciwiać się wielu czynnościom, nawet takim, które lubi (nie mówimy, że to "bunt dwulatka"). Bawi się lalkami i samochodami (nie mówimy, że tym drugim bawią się tylko chłopcy). Nie musi siedzieć cicho bawiąc się lalkami, co dla niektórych oznacza bycie "grzeczną dziewczynką". Lubi zjeżdżalnie, nurkowanie i pływanie (nie mówimy, że to chłopięce zainteresowania). Niektórzy nazywają Klarę "żywiołem". My z mężem patrzymy na to inaczej. To szczęście, że dziecko tak się rozwija, ma zdrowe mięśnie, moc energii i odwagę. 
     Nasza Mała lubi też korale, biżuterię, torebki i buty na wysokim obcasie (których mam nie może nosić, ale widzi je u babci). Ma szeroki wachlarz zainteresowań. 
     Nasze spostrzeżenia są takie: trzeba podążać za dzieckiem, a nie za swoim wyobrażeniem (często coś jest pragnieniem rodziców, a nie dziecka). Klara nie wykonuje jak automat poleceń dorosłych. Jest mądra i kreatywna. Ona też ma swoje zdanie! 1 grudnia skończyła dwa latka.
     Dzieci kochają nas bezgranicznie. Cokolwiek nieprzyjemnego robią, to nie po to, by uprzykrzyć nam życie. Każdy wiek rządzi się swoimi prawami, związanymi z etapami rozwoju. Dwulatek jest za mały, by zawile tłumaczyć mu, jakie mamy potrzeby i jeszcze wypytywać o jego. Jednak krótki komunikat, pokazujący, że nie chcę, nie mogę się na coś zgodzić i wyjaśnienie, dlaczego tak się dzieje, wystarczy.
     Pomaga świadomość, że wszelkie zmiany musimy zacząć od siebie. Dopiero wtedy będziemy mogli zrozumieć pragnienia i potrzeby naszego dziecka. Także dwulatka. Zrozumienie siebie, "wgląd w siebie" to proces, to także ciężka praca, która jednak się opłaca! 
     Mało jest rzeczy niemożliwych samych w sobie; brak nam bardziej usilnego starania, aby się udało, niż środków. 
Pozdrawiam wszystkich starających się rodziców, tych chorych i tych zdrowych.


A oto i Mądra Dwulatka: 


 

24.12.11

Czas ludzi dobrej woli

"To, co znajduje się przed nami i to, co znajduje się za nami, to nic w porównaniu z tym, co jest w nas. Kiedy to, co jest w nas wynosimy na zewnątrz, w świat, wtedy zdarzają się cuda." H.D.Thorau

Dni wypełnionych cudami...

22.12.11

Dlaczego nie krzyczę?

         Krzyku wystrzegam się jak ognia. Nie krzyczę, by moje dziecko nie ogłuchło. I nie o decybele idzie. Dzieci, na które się krzyczy (podobnie jak drzewa z mojej ukochanej książki "Wszystkiego, co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu" Roberta Fulghuma ) dla ochrony siebie przestają słyszeć.
         Zo nie raz i nawet nie dwa razy była głucha jak pień. Patrzyła na mnie, kiwała nawet głową i nic do niej nie docierało. Na nic zdało się coraz głośniejsze mówienie. Moje dziecko było głuche. Nie słyszało moich słów, bo było przerażone. Przerażone dziecko nie słyszy. Gdzieś przeczytałam, że dzieje się tak dlatego, że w takich sytuacjach organizm dziecka zaczyna produkować zwiększoną ilość kortyzolu – hormonu nazywanego potocznie „hormonem stresu”. Myślę jednak, że jest w tym coś więcej. 

        Kiedy krzyczę zrywam kontakt. Nie tylko z drugim, ale także sama z sobą.  Po krzyku zawsze dopada mnie poczucie winy, a w kącie już czai się myśl o nieudolności wychowawczej. Krzycząc zrywam nić łączącą moją głowę z sercem i trudno mi zorientować się o co tak naprawdę mi chodzi. I po jaką cholerę tak się wydzieram. Macie takie doświadczenie?

13.12.11

Idą święta, idą święta

... i z półek sklepów z artykułami dziecięcymi w ręce nerwowo rozglądających się dziadków i rozsądnych - na pierwszy rzut oka - rodziców, spadają książeczki, gry, maskotki, samochody i lalki. Bez paniki. Towaru nie zabraknie. Magazyny i hurtownie wypełnione są po brzegi, a i tak wszystko rozejdzie się jak świeże bułeczki. Wszak Boże Narodzenie to jeden z bardziej dochodowych dla handlu okresów.
     Świat konsumpcjonizmu, w którym przyszło nam żyć, nie ma względu na rasę, płeć i wiek. To najbardziej tolerancyjny świat, jaki znam. Co więcej, w tym świecie dzieci znaczą więcej niż dorośli. Nie ma lepszych klientów niż dzieci. Dzieci bowiem "chcą". Chcą to i to, i tamto, i to też, bo przecież tak niewiele jeszcze mają. A dorośli? Kochają swoje dzieci i często są przekonani, że należy odpowiadać "tak" na "chcę". Przeważnie "tak", choć za "chcę" nie kryje się potrzeba, a zachcianka.
      Rodzic musi stanąć w tym świecie na wysokości zadania jeśli zamierza wspierać poczucie wartości i kształtować poczucie estetyki swojego dziecka. Rodzic w tym przypadku wie lepiej, a przynajmniej  powinien wiedzieć, że "nie wszystko złoto, co się świeci", mimo, iż dzieciaki piszczą na widok właśnie tego, co głośne, pstrokate i posypane brokatem (wybaczcie, proszę, to uproszczenie). 
     Tylko dzisiaj  w hipermarkecie widziałam pięciu rodziców, którzy choć nie mieli na to ochoty (wskazywały na to wszystkie znaki na niebie i ziemi), to sięgnęli do portfela uginając się pod "chcę, chcę, chcę". I niestety, choć Ci Malcy dostali, to czego chcieli, to nie dostali tego, czego potrzebują. Czasu, uwagi, bliskości.
       Istnieją stosy badań, które pokazują, że w kulturze konsumpcji dzieci (podobnie jak dorośli) walczą z depresją, zaburzeniami w relacjach, niską samooceną, chorobami ciała i ducha. Dzieci, które dostają za dużo mają kłopot z dokonywaniem wyborów, wyrażaniem oczekiwań, nazywaniem uczuć i potrzeb. Carl Honore w książce "Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!"przytacza wyniki badań J.Schora, profesora socjologii, które pokazują, że "mniejszy udział w kulturach konsumpcyjnych oznacza zdrowsze dzieci, natomiast większy prowadzi do pogorszenia się stanu zdrowia psychicznego". 
 
     Mam już za sobą rozmowy o świątecznych prezentach dla Zo. Trzy lata zaczynają procentować. Babcie i dziadkowie, ciocie i wujkowie, ci przyszywani także, jeśli mają wątpliwość czy kupić to, co właśnie jest w bożonarodzeniowej promocji, co bije po oczach z pierwszych stron gazet, co reklamują wszystkie stacje telewizyjne, dzwonią i pytają. I za to jestem im bardzo wdzięczna.



Ten post zgłosiłam do konkursu, który zorganizował Ten Blog, choć nie jest ani o zabawkach, ani o zabawie. W moim odczuciu jest o czymś więcej i o czymś ważniejszym. Zobaczymy co powiedzą organizatorzy :)

6.12.11

To nie ja...

Nasze Maluchy dzisiaj cały dzień będą spotykać św. Mikołaja i zrywać z rozmachem świąteczny papier, bo potem skakać, piszczeć, ściskać i całować. Do Was, Rodzice Mikołaj też dzisiaj zawitał. Oto prezent dostarczony przez Agnieszka Stein, która pojawiła się na blogu po raz pierwszy ale nie ostatni. Mam nadzieję :)

      Czy zdarzyło Ci się kiedyś drogi czytelniku powiedzieć coś, a za kilka minut żałować, że to powiedziałeś? Albo krzyknąć na dziecko, choć już w momencie wypowiedzenia ostatniego słowa wiedziałeś, że to nie był dobry pomysł? A może pamiętasz sytuację, gdy zadawałeś sobie po raz kolejny pytanie: co mnie podkusiło?
        Jeśli tak, to na pewno nie jesteś w swoich doświadczeniach odosobniony. Nasz umysł nie jest tak uporządkowany i racjonalny jak chcielibyśmy wierzyć. Nasza zdolność podejmowania świadomych decyzji odnośnie każdego zachowania nie zawsze jest taka oczywista.
      Parę lat temu naukowcy wykonali taki eksperyment. Poprosili kilka osób, żeby zdecydowały czy chcą nacisnąć przycisk prawą czy lewą ręką. Mogły wybrać dowolnie, miały tylko zapamiętać, kiedy podjęły decyzję. Okazało się, że na podstawie wskazań aparatury, którą dysponowali badacze mogli oni przewidzieć jaką decyzję podejmie dana osoba na siedem sekund wcześniej niż wynikało to z jej własnych słów. Decyzja mogła być jeszcze cofnięta, możliwa była zmiana zdania, ale impuls do działania powstawał nieświadomie.
    To i inne badania dotyczące pracy mózgu odsłaniają wiele jego sekretów i każą nam się zastanawiać nad pozornie oczywistymi dla nas prawdami. Lecz w tym momencie najciekawsze wydają się być wnioski jakie z badań na temat mózgu i jego rozwoju można wyciągnąć w odniesieniu do dzieci.

   Czy zdarzyło ci się drogi czytelniku, że miałeś wrażenie, że twoje dziecko działa w sposób pozbawiony logiki? Mi do głowy przychodzi historia kilkuletniego chłopca, który w zimnym październikowym dniu wmaszerował w ubraniu do ogrodowego basenu pełnego wody. Logika i cierpliwość zawodzi też często rodziców gdy po raz pięćdziesiąty mówią dziecku, czego ma nie robić, a ono robi, przeprasza, żałuje i… robi to po raz kolejny.
Złośliwość, zwracanie uwagi… to najdelikatniejsze słowa, które przychodzą w takiej sytuacji do głowy. A przecież w odniesieniu do dzieci jak mówi przysłowie: nie warto tłumaczyć złą wolą tego, co można wytłumaczyć niedojrzałością.
     Niedojrzałość ta polega na tym, że mechanizm, który sprawia, że nie zawsze realizujemy każdy szalony pomysł, który nam przyjdzie do głowy, że czasem gryziemy się w język zanim coś powiemy, że liczymy do dziesięciu zamiast wybuchnąć nie działa od urodzenia. Wszystkie te i inne jeszcze strategie samokontroli w mózgu dziecka muszą się dopiero wykształcić. A mają na to… 25 lat. Tyle czasu potrzeba człowiekowi, żeby część kory mózgowej bezpośrednio odpowiedzialna za hamowanie impulsów dojrzała do pełni sprawności.
      Zrozumiałe jest więc, że dziecko będąc jeszcze na początku tej drogi nader często daje się ponieść emocjom, impulsom, pragnieniom, które w jego świadomości pojawiają się tak naprawdę „nie wiadomo skąd”. Dzieci nawet czasem mówią o tym: moja ręka to zrobiła, ja nie wiem jak, samo się stało. Kiedy mamy do czynienia z naprawdę małym dzieckiem (2-3 letnim) to ono może nawet nie wiedzieć, że jest coś takiego jak decyzja i wybór. Po prostu pojawia się impuls i dziecko działa. Mózg potrzebuje wiele czasu i odpowiednich, przyjaznych warunków, żeby rozwinąć w pełni umiejętność samokontroli. A i tak, jak napisałam na początku, nie jest ona w stu procentach skuteczna.
    Jeśli więc drogi czytelniku robisz czasami coś, czego później żałujesz a potem wybaczasz to sobie, spróbuj taką samą co najmniej miarą mierzyć swoje dziecko, które naprawdę nie robi nic ze złej woli i specjalnie. Ono potrzebuje wiele miłości i czasu, żeby jego mózg nauczył się mówić „stop”.

 Pozdrowienia od Mikołajka i ode mnie :) 

Agnieszko, dziękuję Ci za ten tekst. Często będę do niego wracać. 

3.12.11

Jestem zielona

         Jestem zielona z zazdrości. Zazdroszczę tym mamo, które trzymają w ręce "Poradnik dla zielonych rodziców", a pod sercem noszą swoje pierwsze dziecko.  Stop. eM zagląda mi przez ramię i każe zacząć inaczej.

Ok. Jeszcze raz.

             Jestem zielona ze szczęścia. Trzymam w ręku "Poradnik dla zielonych rodziców", a w pokoju obok bawi się Starsza Siostra
6 tygodniowego Rodzeństwa.

         Kiedy urodziłam Zo na tapecie była Tracy Hogg. Sięgnęłam do niej ale ostatecznie nie strawiłam, bo czytając kolejne teorie wszystko we mnie wyło z bólu. Wyło i szukało czegoś innego. Na próżno. Na półkach księgarni był podobny chłam. Same tytuły odstraszały: Jak wychować grzeczną dziewczynkę. Jak przekonać Twoje dziecko do jedzenia. I kto tu rządzi. Poradnik sfrustrowanych rodziców. Jak przechytrzyć dziecko.  Nie miałam wyjścia. Zaufałam intuicji i całkiem nieźle na tym wyszłam, choć wciąż pamiętam powód każdej uronionej łzy. I te wyrzuty sumienia. Spokój przyszedł dopiero dwa lata temu, kiedy po raz pierwszy przeczytałam o Porozumieniu bez Przemocy.
      Poradnik Reni Jusis i Magdy Targosz traktuję jako dopełnienie mojej intuicji i PbP :) Przedstawiony przez Dziewczyny i ich Gości Świat jest moim Światem, choć trudno mnie nazwać eko mamą. Kto jednak wie kim będę, gdy na świat przyjdzie Rodzeństwo Starszej Siostry :)
           Ten Zielony Poradnik nie jest poradnikiem, czyli zbiorem rad na temat wychowania dzieci. Duży ukłon w stronę Autorek. To raczej zbiór pewnych spójnych myśli, idei, propozycji i inspiracji, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy oczekujące na Maleństwo przeczytają tutaj o zaletach naturalnego porodu i właściwościach swojego mleka. Rodzice niemowlaka znajdą praktyczne informacje dotyczące karmienia piersią, masażu, filarów rodzicielstwa bliskości czy polskiego języka migowego dla dzieci. Przyznam szczerze, że rozdział o bobomigach to moje wielkie odkrycie (choć nie usłyszałam o nim po raz pierwszy) i nowa fascynacja. Przeczytałam go aż trzy razy :). Dla lepszego zapamiętania :)  I pewnie wrócę do niego latem i sprawdzę czy działa, a potem napiszę o tym post :)
          Rodzice starszych dzieci mogą skorzystać z  zamieszczonych w Poradniku przepisów na zdrowe posiłki, receptur na naturalne kosmetyki dla całej rodziny i propozycji kreatywnych zabaw bez konieczności nabycia plastikowych, często drogich, gadżetów.

         I ta myśl przewodnia - można żyć bliżej natury i w zgodzie z naturą, czyli w zgodzie z samym sobą. Bliżej siebie samego.

                                                                                           źródło: dzieci są ważne

Lubię ten Poradnik nie-poradnik. I będę go pożyczać Oczekującym Mamom.

27.11.11

Uszy szakla i żyrafy

        Dawno temu, pisząc post o Żyrafie i Szakalu, obiecałam, że napiszę o tym, co te dwa zwierzaki słyszą. Dotrzymuję słowa :)
        
      Szakal, który na co dzień osądza, analizuje i uogólnia, nie ma łatwego życia. To, co dociera do jego uszu często jest dla niego raniące, bo niezaspokaja ani jego potrzeby kontaktu, ani wspólnoty (a jak wiadomo człek to istota społeczna, a szakal nie jest tu wyjątkiem). Szakal skupia się przede wszystkim na uczuciach, często tych, które Rosenberg nazywa rzekomymi, czyli takich które pochodzą z głowy, a nie z serca. A "rzekome uczucia" zrywają kontakt więc biedaczek zostaje sam.
     Inaczej miewa się Żyrafa, której strategia mówienia i słuchania opiera się na spojrzeniu na drugiego człowieka, a także na siebie, przez pryzmat potrzeb. Nawet jeśli jej potrzeby nie zastają zaspokojone, potrafi podtrzymać relację z drugim.  
      Szakala uszy odbierają słowa innych jako atak, wyrzut, krytykę, ocenę, osąd itp. Do uszu Żyrafy te same słowa dotrą jako ból, frustracja, bezsilność, czyli jako niezaspokojona potrzeba. 
      Każdy z nas może mieć uszy Szakala i Żyrafy do wewnątrz lub na zewnątrz. W tym pierwszym przypadku słyszane słowa stają się lustrem w którym widzę swoje wady (szakal) lub uczucia wywołane niezaspokojonymi potrzebami (żyrafa). Mając uszy na zewnątrz usłyszę niekompetencje innych (szakal) lub ich niezaspokojone potrzeby (żyrafa)

Dość teorii. Zdradzę Wam jak zasłyszane tu i ówdzie słowa odbiera mieszkający we mnie Szakal, a jak jego współlokatorka - Żyrafa.

"Ile razy mam Cię prosić, żebyś nie zostawiała jedzenia w samochodzie"
Szakal (z uszami do wewnątrz) - "Jaka ja głupia jestem. Przecież to nic trudnego wyrzucić ogryzek"
Szakal (z uszami na zewnątrz) - "Czepiasz się. Nic takiego się nie stało. Gadasz o ogryzku, a nie masz czasu jechać na myjnie. Tobie się nie chce umyć samochodu, a mi wytykasz, że jakiś durny ogryzek zostawiłam" 
Żyrafa (z uszami na zewnątrz) - "Kiedy mówisz mi, że zostawiłam jedzenie w samochodzie, to czy jesteś poirytowany, bo chciałbyś być usłyszany za pierwszym razem? Chciałbyś żebym brała Twoje prośby pod uwagę?"

"Nie wiem czy mogę Ci zaufać, bo ostatnim razem kiedy Cię poprosiłem o taką małą przysługę, Ty powiedziałaś, że nie możesz tego zrobić, bo masz wiele rzeczy na głowie, a przecież to nie było nic takiego"
Szakala (W) - "Nie można mi ufać, skoro nie znajduję czasu by pomóc przyjacielowi"
Żyrafa (W) - "Kiedy słyszę, że nie można mi zaufać, to czuję ból, bo ważna jest dla mnie relacja z drugim".

"Zobaczysz to dziecko Ci wejdzie na głowę. Będziesz jeszcze płakać przez te nowe metody wychowawcze. Dziecko powinno wiedzieć, gdzie jest jego miejsce. Naczytałaś się tych książek i Ci się wydaje, że wiesz co robisz".
Szakal (Z) - "To nie Twoja sprawa jak wychowuję Zo. Jak patrzę na Twoje dzieci to mam wątpliwości czy wiesz co to w ogóle jest wychowanie. Zajmij się lepiej swoją rodziną, bo widzę, że wiele rzeczy wymaga tam naprawy"
Żyrafa (W) - "Te słowa wywołują u mnie złość, bo potrzebuję zaufania do moich matczynych kompetencji"

"Po co będziesz zakładać firmę. Masz pracę, stałą pensję, a wiesz, że działalność gospodarcza to nic pewnego. Poza tym jak ty to sobie wyobrażasz. Nie masz oszczędności, masz małe dziecko, nie masz doświadczenia w prowadzeniu firmy"
Szakal (W) -  "Ma rację, to beznadziejny pomysł. Jak w ogóle mogło mi się wydawać, ze dam radę to zrobić. Nie mam przecież pojęcia o prowadzeniu firmy. Znowu mi się wydawało nie wiadomo co" 
Żyrafa (Z) - "Czy kiedy mówisz, żebym nie zakładała firmy, to czy niepokoisz się o mnie i o Zo? Martwisz się czy będę miała wystarczająco dużo czasu, by zatroszczyć się o Zo i jej potrzeby?"

"Nie chcę się z Tobą bawić. Nigdy już nie będę się bawić z Tobą. Będę się bawić tylko z Tatą"
Szakal (Z) - "Uspokój się w tej chwili. Ja też nie mam ochoty na zabawę z taką nieznośną dziewczynką"
Szakal (W) - "Co ze mnie za matka, ze moje własne dziecko nie chce się ze mną bawić. Oczywiście znowu jestem tą złą. eM świetnie wie jak się z nią bawić, a ja oczywiście wszystko psuję"
Żyrafa (Z) - "Zo jesteś zła, bo chciałabyś się bawić w to, co sama wymyślisz?"
Żyrafa (W) - "Jest mi smutno, bo potrzebuję być blisko Zo, także wtedy, gdy się bawi"


Miłego oglądania :)

23.11.11

Słowa to okna (a czasem mury)

W twoich słowach słyszę wyrok,
Czuję się osądzana i odprawiona.
Zanim odejdę, muszę się upewnić,
Czy właśnie to chciałeś mi rzec?
Nim się poderwę do obrony,
Zanim przemówię z bólem lub strachem,
Zanim zbuduję mur ze słów,
Powiedz, czy mnie nie myli słuch?
Słowa to okna, a czasem mury,
Skazują nas, ale też wyzwalają.
Kiedy mówię, kiedy słyszę,
Niech bije ze mnie miłości blask.
Pewne rzeczy koniecznie chcę powiedzieć,
Bo tyle dla mnie znaczą.
Jeśli z moich słów nie wynika, o co mi idzie,
Czy pomożesz mi wyrwać się na wolność?
Jeśli zabrzmiały, jakbym cię chciała poniżyć,
Jeśli poczułeś, że mi na tobie nie zależy,
Spróbuj wsłuchać się w nie głębiej
I dotrzeć do uczuć, które są nam wspólne.
                                                      Ruth Bebermeyer


19.11.11

Trudności dziecka

        Kiedy Zo przeżywa jakieś trudności wystrzegam się, jak diabeł święconej wody, racjonalnego tłumaczenia, zapewniania, że jutro będzie lepiej, że do wesela się zagoi. Kiedyś już o tym pisałam -  "Po pierwsze - wspieraj" . Wracam do tematu bo, wciąż słyszę dorosłych tłumaczących dzieciom, że nie powinny czuć tego, co czują.

           Kiedy Zo przeżywa trudności - wspieram ją, czyli...
  • dostrzegam jej uczucia i ukryte za nimi potrzeby i staram się je zaspokoić (jeśli to możliwe i jeśli nie dzieje się to kosztem potrzeb innych);
  • akceptuję ją taką jaka jest (o tym pisałam wielokrotnie), choć momentami bywa to bardzo trudne. Akceptuję jej wszystkie uczucia, te kolczaste też, nawet jeśli mnie kłują, bo jestem już Duża i potrafię sobie z tym poradzić. Jeśli kłują inne dzieci zabieram ją w miejsce, w którym Zo będzie bezpieczna;
  • pozwalam jej mówić (to dla mnie bardzo trudne, bo jak mówi eM nie mam dziennego limitu słów), bo wiem, że moja córka potrafi znaleźć najlepsze dla siebie rozwiązanie. Jeśli go nie znajdzie na pewno poprosi mnie o pomoc. Poza tym wiem (dlatego, że jestem Duża), że lepszy od gadania jest przykład; 
  • słucham jej empatycznie, czyli zapominam o sobie :) ;
  • nie wydaję jej poleceń, nie żądam (kiedy żądam Zo ma dwa wyjścia - poddać się albo walczyć), a proszę (a Zo może powiedzieć "tak" lub "nie"). 

      Zo nie jest łatwa w obsłudze (tak od czasu do czasu donoszą mi niektórzy), ale gdzieś usłyszałam, że dostajemy takie dzieci, jakimi potrafimy się zająć. Więc się nią "zajmuję", także wtedy gdy przeżywa trudności. Zwłaszcza wtedy. "Zajmuję" tak jak umiem najlepiej :)

16.11.11

Budujemy kontakt


       Zapraszam na warsztaty Rodziców, którzy chcą budować kontakt z dziećmi. W czasie czterogodzinnych warsztatów zajmiemy się następujacymi kwestiami:
1. Budowanie kontaktu w oparciu o 4 kroki Porozumienia bez Przemocy
2. Komunikaty zrywające kontakt
3. Dobrodziejstwo dziecięcego "nie"
4. Co nieco o granicach

Więcej informacji znajdziecie na stronie Mufinki

Zapraszam. Monika

14.11.11

Po co mi to NVC?

      Przed epoką NVC mój świat był przeważnie czarno-biały. Niegrzeczne dzieci pokazywały język swoim rodzicom. Niewychowana młodzież nie ustępowała miejsca w tramwaju Starszym Paniom, a nie-dżentelmeni nie przepuszczali kobiet w drzwiach.
      Przed epoką NVC nawet jeśli dostrzegałam jakieś szarości to z odpowiedzią przychodziła mi Amerykańska Szeptunka, wkładająca Malucha 34 razy do łóżeczka w ciągu jednej nocy lub rodzima Super Niania, nagradzająca dzieci naklejkami za dobre zachowanie. I choć to coś, co nazywamy intuicją krzyczało i waliło pięściami nie godząc się na powyższe metody wychowawcze, to zbyt słabe ciało czasem popełniało grzech. 

     Jakiś czas temu obserwując poirytowaną mamę ciągnącą przez pasaż płaczącego chłopca napisałam takiego smsa do przyjaciółki: "Po co mi to całe nvc? Kiedyś było łatwiej, teraz widząc płaczącego malca i sfrustrowaną mamę mam gulę w gardle. Za łzami widzę potrzebę decydowania, bycia branym pod uwagę; a za złością - potrzebę współpracy. Po co mi to całe nvc?". Odpowiedź przyszła bardzo szybko: "Żeby Tobie i Zo było lepiej". 

   
        Jest nam lepiej. I liczba mnoga nie jest tu żadnym nadużyciem. Wiele zawdzięczam NVC. I sobie w NVC.  Żyje mi się lepiej, bo nauczyła się, że "należy zaspokajać potrzeby dziecka, ale nie wolno wyrzekać się własnych. Kto bowiem neguje własne potrzeby, wkrótce poczuje, że życie go przerasta - a winę zrzuci na dziecko" (oczywiście Juul. Wybaczcie. Zakochała się w nim:)). I Zo dzięki temu też żyje się lepiej.


12.11.11

Pasowanie i Latająca Maszyna

       Rano było Pasowanie Przedszkolaków. Było uroczyście, rodzinnie, wzruszająco. 
       Wczoraj się rodziła, a dziś jest przedszkolakiem. Czy to oznacza, że jutro będzie uczennicą, pojutrze studentką, a za miesiąc...?
Za szybko rośnie moja Mała Córeczka.


        Po południu było kino i "Latająca Maszyna". Było plastycznie, muzycznie, momentami zachwycająco. Choć przeczytałam kilka zniechęcających recenzji poszłyśmy. 
      Mnie zachwyciło połączenie animacji komputerowej z lalkową i zdjęciami aktorskimi. Sonety Chopina pięknie wkomponowano w te obrazy. Zo zachwyciła  tytułowa Latająca Maszyna i tańczące wokół niej i bohaterów filmu kolorowe płatki kwiatów. Mojej córce zdecydowanie bardziej podobała się pierwsza część filmu (anonimowana), w której pozostawiona u cioci Dziewczynka znajduje na podwórku kamienicy stary fortepian, który ożywa oblany jej łzami (tęskni za tatą) i zabiera ją w podróż po Europie Chopina. 
     Druga część nie cieszyła się zainteresowaniem żadnej z nas. Zapracowana mama zabiera swoje dzieci na chopinowski koncert, podczas którego nie rozstaje się z telefonem komórkowym. Zakochana w muzyce Chopina Dziewczynka i jej Brat, ruszają w taką samą podróż, jaką odbyła Anonimowana Dziewczynka. Po co? By przemierzyć szlak Chopina (w encyklopedycznym skrócie) i wylądować w warszawskich Łazienkach. 
      Wracając do domu Zo ani słowem nie wspomniała o Dziewczynce i jej Bracie. Całą drogę natomiast mówiła o Latającej Maszynie. Padło nawet pytanie: "Czy Mikołaj mógłby mi dać taką Maszynę?".

11.11.11

Klub Oddychających Mam :)

I My i Wy wreszcie się doczekałyśmy :) 


Klub Oddychających Mam ma swoje forum. Mamy nadzieję, że każdy znajdzie tutaj przestrzeń, by Oddychać pełną piersią. 

Zapraszamy www.kluboddychajacychmam.pl

6.11.11

Nie chwal mnie

Dlaczego NIE (?), skoro zdaniem większości poradników, psychologów, nauczycieli i innych "autorytetów", ma ogromną siłę motywującą, rozwija dziecięce skrzydła, pomaga w kształtowaniu samooceny i daje poczucie bezpieczeństwa.Dlaczego NIE (?), skoro pochwala jest jasnym komunikatem dla dziecka: to, co robisz jest ok i podtrzymuje właściwe zachowanie dziecka, a jej brak - eliminuje te niewłaściwe. Dlaczego NIE (?), skoro dziecko "często nagradzane i chwalone stara się być jeszcze lepsze". Dlaczego NIE?
      Jest kilka powodów, dla których wystrzegam się chwalenia Zo, choć bez dwóch zdań zależy mi, by moja córka była zmotywowana, miała wysokie poczucie wartości i czuła się bezpiecznie. Więcej, zależy mi by Zo szanowała potrzeby innych ludzi i brała je pod uwagę. Dlaczego więc nie chwalę (jeśli, to sporadycznie; stare wciąż jest żywe), skoro pochwała sprawi, że moja córka będzie "jeszcze lepsza"?
       Z kilku powodów. Pochwała:
  1.  wyzwala hormony związane z przyjemnością, od których dzieci uzależniają się (za Juulem), a to oznacza, ze w dłuższej perspektywie dzieci będą robić to, co chcą dorośli. Przyznacie, że to niebezpieczny kierunek;
  2. zawiera ocenę i wartościujące sądy, a to na pewno nie sprzyja poczuciu wartości, które oparte jest o czynnik zewnętrzny. Co zatem stanie się z poczuciem wartości dziecka, gdy pochwał zabraknie? Nie chwalone będzie zdezorientowane;
  3. wycofana staje się karą (za Ojcem King Konga. Dziękuję);
  4. sprzyja kształtowaniu motywacji zewnętrznej. Dziecko zrobi to, o co je prosimy dlatego, że chce być zauważone, nie dlatego, że sam tak zdecydowało. taka motywacja nie jest skutecznym motorem działań (szybko można się o tym przekonać, wystarczy, że Maluch ruszy do szkoły);
  5. wykorzystywana jest do zaspokojenia potrzeb rodzica, nie dziecka. Chwalimy naszą pociechę, która posprzątała pokój przed pójściem spać, bo to zaspokaja naszą potrzebę porządku (chcemy żeby utrzymywała porządek w pokoju - i nie ma w tym pragnieniu nic złego, tylko strategia, która wybraliśmy, to manipulacja)
  6. w postaci: "jesteś świetny", "doskonale", "wspaniały gest". "odważna dziewczynka", "niezwykle miły chłopiec", "zawsze mogę na ciebie liczyć", "jesteś taki pomocny" itp. itd. zamiast prawdziwej radości (chwilowa może wystąpić), stawia dziecko pod presją sprostania wymaganiom rodzica. A poza tym te przymiotniki to przecież etykiety;
  7. uczy manipulacji. Nie każda. Nie zawsze. Nie wszystkie dzieci. Ale...dziecko chwalone za codzienne szczotkowanie zębów, któregoś wieczoru, kiedy będzie zmęczone, zniechęcone i złe na cały świat, może po zamknięciu drzwi łazienki włączyć szczoteczkę elektryczną i odczekać kilka minut.  Czy na pewno o mycie zębów chodzi w relacji z dzieckiem?
  8. wprowadza rywalizację między rodzeństwo;
  9. ...
        Jeśli NIE pochwała, to co? Dostrzeganie, branie pod uwagę, wspólne świętowanie, wspierające towarzyszenie. To, co ważniejsze od pochwały, to bliskość, niewartościująca uwaga i wspólne przeżywanie radości i smutków.

Warto przeczytać. Dostałam od Empatycznej Psycholożki i podaję dalej. 

Pozdrawiam.

    1.11.11

    Nie nagradzaj mnie

    •  Mamo, popatrz co dostałam. Byłam dzisiaj najgrzeczniejsza ze wszystkich dzieci i Pani dała mi nagrodę. 
    • Tato, zjadłem w przedszkolu cały obiad. Czy masz dla mnie niespodziankę?
    • Mamo, chciałabym mieć taką dużą, dmuchaną piłkę, jaką mamy w przedszkolu. Czy kupisz mi ją, jeśli nie będę płakać u dentysty.
    • Mamo czy jak będę grzecznie bawić się na placu zabaw, to kupisz mi żelki?  
    • Babciu czy wiesz, że będziemy wybierać Najlepszego Przedszkolaka, czyli takiego, który we wszystkim jest najlepszy. I on dostanie jakąś super nagrodę.
    • Pani powiedziała, że pięknie maluję, dlatego mój rysunek wisi na tej tablicy (dodam, że na tablicy wisiało tylko 7 rysunków, a to państwowe przedszkole)
    • Tato, Pani dała mi naklejkę, bo zjadłem buraczki.
    To wszystko podsłuchałam ubierając Zo w przedszkolnej szatni. Moja córka jest nawet autorką jednej z tych wypowiedzi. :) 



           Nagrody, pochwały, oklaski są głównie po to, "by zachęcić dziecko do właściwego postępowania i utrwalić jego pozytywne zachowania". Tak podaje jeden z serwisów adresowanych do rodziców. Tamtejsza pani psycholog przekonują, że nagradzane dziecko nabiera wiary w siebie, zaufania do swoich możliwości, czuje się akceptowane i kochane. I że nawiązuje się niezwykle trwała więź między tym, który ofiaruje, a tym, który otrzymuje.
         Sorry, mnie nie przekonała. Chwalenie mojego dziecka staje mi kością w gardle. I nie ma znaczenia kto je chwali. Dławię się nawet wtedy, gdy ten Wewnętrzny Kudłaty Ktoś, używa moich ust, by nagrodzić Zo. 
          Marshall Rosenberg twierdzi, że nagradzając nasze dzieci używamy tej samej siły i przewagi, którą kierujemy się karząc je. W wychowaniu, które jest mi takie bliskie nie na karach i nagrodach opierają się relacja, ale na wzajemnym zrozumieniu i szacunku dla potrzeb.
         Nagradzając Zo psuję ją. To już wiem. I pewnie dlatego tak się jeżę. Nagroda to pewien fortel.  Dostaniesz ją jeśli zrobisz to lub tamto. Taka strategia pozbawia dziecko wewnętrznej motywacji ("po co robić coś, skoro nic za to nie dostanę"), narusza poczucie wartości ("nie jestem taki dobry jak myślałem. Gdybym był znów dostałbym nagrodę"), uczy materializmu ("w zeszłym roku za świadectwo z paskiem dostałem iphona, więc w tym roku chciałbym...") i nie szanuje uczuć i potrzeb dziecka ("jak nie będę płakał przy pobieraniu krwi, to pojadę z tatą do McDonalda").
       
    Polecam książkę "Punished by Rewards" (Ukarani przez nagrodę) autorstwa Alfie Kohn. Niestety dostępna tylko w języku angielskim. Tutaj znajdziecie wywiad z autorem.

    25.10.11

    Nie karz mnie

                O tym, że karząc dzieci  rodzice stosują siłę i przewagę, chyba nikogo przekonywać nie muszę. Zdarzają się jednak w moim otoczeniu rodzice, którzy przekonują mnie (zazdroszczę im determinacji), że czasem można, a nawet trzeba ukarać dziecko, że czasem kara jest ok. Kiedy jest ok?
               Zdaniem niektórych, czyli nie wszystkich, kara jest "sprawiedliwa", gdy jest dostosowana do wieku dziecka, adekwatna do przewinienia i wymierzona z uwzględnieniem wrażliwości dziecka. Czujecie tę dość pokrętną argumentację? Tych "gruboskórnych" sadza się więc na karnym jeżyku, a wrażliwcom serwuje się upomnienie lub smutną minę mamy.
               Pozostanę przy swoim - kara krzywdzi Małego Człowieka i dlatego nie ma takich okoliczności, w których zgodziłabym się na ukaranie dziecka. Karząc nadużywamy władzy. A dokąd nadużywana władza prowadziła w przeszłości, wszyscy wiemy.

           
               Dla mających wątpliwości przytoczę argumentację mojej córki. Wracając z przedszkola rozmawiałyśmy o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Zo opowiedziała mi (po raz kolejny) o tym, że Kuba zabiera dzieciom zabawki, że bije Wiktora, że nie słucha Pani, że w czasie obiadu siedzi sam przy stoliku ponieważ pluje jedzeniem. Powiedziała też, że Pani dzisiaj była bardzo zdenerwowana i powiedziała do Kuby, że jeśli będzie taki niegrzeczny, to w końcu wyrzuci go z sali (czyli ukarze go).  Zo zauważywszy, że wtedy Kuba będzie jeszcze bardziej zły, zapytała mnie: "Czy Pani nie może przytulić Kuby, tak jak Ty mnie przytulasz, kiedy jestem zła?".

              Czy nie możemy przytulać dzieci, kiedy jest im trudno, zamiast wierzyć, że karząc zmienimy ich zachowanie?  Dzieci nie robią nam na złość, nie podejmują działań by nas denerwować, wkurzać, by krzywdzić innych. Jeśli dzieci robią coś, co przykleja im łatkę "niegrzeczny", "złośliwy", "nieposłuszny", "krnąbrny" , to dzieje się tak, ponieważ czują się skrzywdzone, niezrozumiane, niezauważone czy nieakceptowane. Robią tak, ponieważ nie potrafią inaczej powiedzieć nam dorosłym: "hej, tutaj jestem", "zauważ mnie", "chcę, żebyś się o mnie zatroszczył".  Za każdym "niegrzecznym" zachowaniem dziecka stoi jakaś konkretna potrzeba, zwykle niezaspokojona potrzeba, która w ten sposób o sobie przypomina.
               Istota wychowania według NVC nie polega na tym, aby stłamsić, wytłumić, zmusić do posłuszeństwa Małego Człowieka. Istota NVC leży w zaufaniu do Dziecka i wspieraniu go, zawsze.

    22.10.11

    O zabawie


             Wbrew temu, co mówią reklamy (niestety pojawiły się już pierwsze bożonarodzeniowe) dzieci nie muszą posiadać ani nowej kolekcji kloców lego, ani Barbie Fashionistas, ani Złomka, aby „ich dzieciństwo miało kolory”. To, czego na pewno potrzebują dzieci to spontanicznej zabawy i towarzysza wspólnych wędrówek, przygód i szaleństw. W zabawie wszak chodzi o to, by się bawić. A bawić można się wszędzie i wszystkim. Na przedpokoju, ustawiając w szeregu buty, które zamierzają przemierzyć świat w wzdłuż i wszerz, oczywiście wskakując na nogi naszej pociechy. W poczekalni u lekarza, rozkładając kolorowe ulotki, by przedostać się na drugą stronę rwącego potoku, gdzie miauczy głodny kotek. W drodze z przedszkola do domu, chowając się za każde drzewo, by ukryć się przed Panem w kapeluszu, który chyba ma ochotę na przedszkolny podwieczorek.
            Gdyby poprosić dorosłych, kiedyś dzieci, by stworzyli listę zabawek wszech czasów, to myślę, że czołowe miejsca zajęłyby:
    • patyki, te grube i cienkie, krótkie i długie
    • kamienie i kasztany, orzechy, żołędzie
    • piasek, woda i błoto
    • patelnia, pokrywka, łyżka i chochla
    • stół, krzesła i koc
    • pudełko po butach i sznurek
    • kolorowe nici do maszyny i guziki
             Z takich zabawek można wyczarować niezwykłą opowieść i barwny świat. To najbardziej kreatywne zabawki jakie znam. Takimi bawiłam się 30 lat temu, i takimi uwielbia dzisiaj bawić się moja córka.
    Pozdrawiam.

    16.10.11

    Po pierwsze: Wspieraj

            Kiedy dziecku jest trudno, to rolą rodzica jest udzielenie mu wsparcia, a nie zapewnianie, że wszystko będzie dobrze, że to nic takiego, że za chwilę przestanie boleć, że życie takie jest - raz na wozie, raz pod wozem. Dziecko nie potrzebuje logicznego wyjaśnienia, a wsparcia. Przekonałam się o tym nie raz, a mimo to wciąż zdarza mi się tłumaczyć Zo. Zdarza mi się też oczekiwać od niej zrozumienia, dla siebie, dla sytuacji.


          Tłumacząc płaczącemu trzylatkowi, że musi iść do przedszkola tak, jak mama i tata muszą iść do pracy, nie zmniejsza się jego bólu rozstania. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że tłumaczenie może go zwiększyć. Mówiąc siedmiolatkowi, który nie chce siedzieć z Karolem w ławce, że w klasie wszyscy muszą się lubić, nie sprzyja się budowaniu wspólnoty. Podając dziecku powody, dla których powinno się dzielić zabawkami, nie nauczy się go dzielenia.

            Zo jest dzieckiem, które mocno przeżywa rozczarowanie, frustrację, ból. Zdarzają się dni, w które mam ochotę nie widzieć tych uczuć. To te dni, w które sama jestem sfrustrowana, zmęczona, zabiegana. W takie dni najchętniej zamknęłabym oczy, zatkała uszu i schowała się pod kołdrą.  Dlaczego tego nie robię? Dlaczego zanim nakryje głowę kołdrą wysyłam eM do Zo? Ponieważ wiem, że jeśli dziś ją będę wspierać, szanować jej uczucia i słowa, to jutro Zo odda to światu.
            Dzisiaj mimo, że nie byłam ani zmęczona, ani sfrustrowana, miałam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Z mojej córki wylazł BARDZO KOLCZASTY STWÓR. Wył i rzucał się bardzo, bardzo długo.  A z każdą kolejną minutą coraz trudniej było mi być wspierającym rodzicem. A jednak udało się. Jak? Nie mam zielonego pojęcia. Tym większy to powód do świętowania, prawda?

    Wyniki Candy

    Dzień zaczęliśmy od losowania...




    Broszkę wysyłam do...
    Gratuluję :) 
    Proszę o kontakt mailowy. 

    9.10.11

    Rodzicielstwo Bliskość

    Tegoroczny Międzynarodowy Tydzień Bliskości odbywa się pod hasłem Świat nieograniczonych (roz)wiązań. 

          
            W całej Polsce odbywają się wykłady i warsztaty, które promują ideę Rodzicielstwa Bliskości. Ponieważ u nas - niestety - nic się nie dzieje (a może nie dość się przyłożyłam do poszukiwań), to postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce :) Znam takie miejsca w okolicy, które choć nic specjalnego na Ten Tydzień nie zaproponowały, to w ofercie mają Bliskość. Czy będę podawać ich nazwy? Nie muszę (to nie jest sponsorowany post). Są obecne na blogu. To miejsca, stworzone przez ludzi, którzy wspierają rodziców w nawiązywaniu bliskich relacji z dzieckiem. Nie pouczają, nie radzą, nie mają gotowych odpowiedzi. Nie mówią, co robić, jak i kiedy, ale kładą rękę na ramieniu, gdy coś nam nie wychodzi, wspólnie z nami szukają odpowiedzi i najlepszych rozwiązań, proponują alternatywę dla autorytarnego rodzicielstwa.

    I mnie się marzy takie miejsce :)

          Znam też Blogujących Rodziców, którzy pisząc o swojej Przygodzie z Dzieckiem w roli głównej, promują ideę Bliskości.
    Ich polecać też nie muszę :)
          
         Rodzicielstwo Bliskości to nie metoda czy sposób wychowania, to styl i filozofia życia. To przekonanie, że Mały znaczy tyle samo, co Duży. 
         

    W Tygodniu Bliskości życzę sobie i Wam  trwania w Bliskości.
    Z Dzieckiem i Mężem/Partnerem (Żoną/Partnerką).
    Z Przyjaciółmi i Znajomymi.
    Z Ludźmi i Światem. 

    W Tygodniu Bliskości ogłaszam candy :) Do wygrania broszka. Taka jak na zdjęciu lub w ulubionej kolorystyce. Żeby ją dostać, napiszcie proszę, czym dla Was jest Rodzicielstwo Bliskości. Losowanie 16 października.


    Uściski w Tygodniu Bliskości.
    Monika

    6.10.11

    "Nie" z miłości, moje "nie"

    "Wiele matek skorzystałoby, wyzwalając się od poczucia winy i wyrzutów sumienia, kiedy mówią NIE. Skorzystałyby na tym także ich dzieci. Wyrzuty sumienia powodują bowiem, że nasz przekaz staje się mętny, a to z kolei prowadzi do konfliktów - bo dziecko nie wie, czego się trzymać, nie otrzymuje jednoznacznych TAK i jednoznacznych NIE"    
                                                                                                              /Jesper  Juul/


           Nie jest łatwo. Codziennie muszę podejmować decyzję dotyczącą mówienia "nie". Potrzebom Zo chciałabym mówić "tak". Zawsze.  I nie chodzi mi o to, że zawsze chcę je zaspokajać. Czasem po prostu nie mogę.  Chodzi o to, że zawsze chcę je widzieć. Zależy mi na tym, by moja córka czuła, że traktuj ją poważnie, że jej potrzeby są dla mnie ważne. W moim odczuciu to najlepsze, co mogę jej dać. W przeciwnym razie Zo będzie czuła się nieważna.
          Nie jest łatwo. Nie dlatego, że codziennie mówię jej "nie" (przynajmniej kilka razy), ale dlatego, że codziennie muszę za to moje "nie" brać odpowiedzialność. Bez poczucia winy. Bez wyrzutów sumienia. Spokojnie. Pewnie. Bezpiecznie dla mnie i dla niej. 
        
    Moje "nie". W drodze z przedszkola.
    Zo: Mamo, jak chcę jeszcze zostać na placu zabaw (po godzinie zabawy). Nie chcę iść do domu
    Ja: Słyszę, że miałabyś ochotę tutaj jeszcze zostać.
    Zo: Tak, chcę tu zostać. Mamo, chcę tu zostać. Zostaniemy? (potrzeba zabawy wciąż była niezaspokojona. Trudno się dziwić. Dzieci uwielbiają się bawić)
    Ja: Zo, nie mogę tu zostać dłużej. Muszę wrócić do domu, bo za chwilę przyjdzie do mnie koleżanka.
    Zo: Nie chcę. Ja chcę zostać, słyszysz?
    Ja: Słyszę Kochanie. 
    Zo: Zostaniemy? Jeszcze tylko 5 minut?
    Ja: Nie. Nie zostaniemy. Proszę, to twój plecak. Idziemy.
    Zo: Koleżanka nie jest twoją córką. Ja nią jestem (musiałybyście widzieć moją minę na te słowa; dzieci są niesamowite). Buuuuuu...... Nie chcę iść z tobą. Chcę do taty. Gdzie jest mój tatuś... Chcę do tatusia. 

           Powiedziałam "tak" mojej potrzebie  i "nie" potrzebie Zo i musiałam za to wziąć odpowiedzialność. Tym razem nie miałam poczucia winy. Idąca trzy kroki za mną Zo nie była mi kulą u nogi. Dlaczego? Ponieważ moje "nie" było prawdziwe. Nie kryła się za nim ani władza rodzicielska, ani wygoda czy lenistwo, ani tym bardziej manipulacja. Owo "nie" było stanowcze, ale wypowiedziane z szacunkiem. Widziałam potrzebę Zo i ona to czuła (po 20 metrach szłyśmy już obok siebie, a po kolejnych 20 Zo wzięła mnie za rękę).
         
           Na koniec oczywiście Jesper Juul: Kiedy nie możemy powiedzieć NIE - a przynajmniej tak się czujemy - pozostaje nam wybór spośród trzech równie niezadowalających możliwości: powiedzieć TAK bez przekonania, skłamać albo zrezygnować. 

    2.10.11

    Międzynarodowy Dzień Empatii

             Czyli idealny powód  do napisania kolejnego postu :) Postu o tym, czym  empatia jest i czym na pewno nie jest.

           Niejednokrotnie słyszymy zdania typu: "doskonale cię rozumiem", "wiem, co czujesz", "wiem jakie to dla ciebie trudne i bolesne", "gdybym był na twoim miejscu to też byłbym zrozpaczony", "nie martw się, wszystko się jakość ułoży" itp. itd. Znacie to? Pewnie tak. I założę się, że nawet jeśli w trakcie rozmowy poczułyście się zrozumiane, jeśli przez kilkanaście minut było lepiej, to po zamknięciu drzwi za Waszym rozmówcą, ból, smutek, gniew zostały z Wami na dłużej.
          Któregoś wieczoru po warsztatach o empatii nagle stało się dla nas jasne, dlaczego w tych wszystkich sytuacjach, kiedy ludzie chcieli się o nas zatroszczyć, zamiast ukojenia pojawiała się frustracja, narastająca z każdą minutą. Zamiast bycia wysłuchaną i zrozumianą, dostawałyśmy jako odpowiedź "historię z życia wziętą". Dlaczego? Bo empatią nie jest:
    • doradzanie ("ja na twoim miejscu poszedłbym do szefa i wyjaśnił całą sytuację")
    • pocieszanie ("nie smuć się, nie zamartwiaj się, takie jest życie")
    • analizowanie ("no tak, to musiało się tak skończyć, gdybyś stawiała granice swoim dzieciom - tak jak ci to z ojcem mówiliśmy - to dzisiaj nie miałabyś tych problemów")
    • przytaczanie własnych historii ("wiem, wiem, że to musi być bolesne. Pamiętam co przeżywałam kiedy mój mąż powiedział, że się wyprowadza")
    • współczucie ("bardzo mi przykro, że to cię spotkało")
    • zadawanie pytań zaspakajających naszą ciekawość ("no dobrze, ale wiesz o jaką kobietę chodzi, domyślasz się kto to może być? ładna czy brzydka?)
          Czym zatem empatia jest? Według Rosenberga empatia to "pełne szacunku rozumienie tego, co w danym momencie doświadczają inni". To stan  "oczyszczenia naszego umysłu i słuchania innych całym sobą". 

           Empatyczne słuchanie zakłada takie bycie przy mówiącym, które daje mu możliwość wypowiedzenia się bez bycia ocenianym i analizowanym. Mówiący przy empatycznym słuchaczu doświadcza ulgi i zaczyna odkrywać potrzeby ukryte za łzami, wrzaskiem, apatią czy bezsilnością. Mówiący zaczyna rozumieć siebie, a to sprawia, że odnajduję siłę, która pozwala mu wstać i "iść, ciągle iść w stronę słońca".  Zajmując się samym słuchaniem, możemy być bardzo pomocni.
        Empatyczne mówienie to mówienie bez osądzania i doradzania. Bez diagnozowania. To mówienie o uczuciach i ukrytych za nimi potrzebach, tych zaspokojonych wywołujących euforię, i tych niezaspokojonych, które doprowadziły do łez.  To, co jest najważniejsze to mówienie o swoich uczuciach i potrzebach, i zgadywanie, domyślanie się uczuć i potrzeb tego drugiego. Nic nie wiem, jedynie zgaduję, bo jak pisze Marshall "nie trzeba odgadnąć. Trzeba zgadywać człowieka"

        Oddychanie wspiera empatyczne towarzyszenie drugiemu. Oddycham, by nie wypytywać, nie podnosić na duchu, nie wyjaśniać, nie pouczać. To kolejny powód, dla którego powstał Klub Oddychających Mam. Napiszcie proszę jak idzie Wam Oddychanie?
    Pozdrawiamy. Monika i Ewelina

    29.9.11

    O co chodzi z tym manipulowaniem?

              Mamo, ostatni raz...  nowości w słowniku mojej córki. Najpierw usłyszałam i uznałam, choć nie rozumiałam. Potem pomyślałam i zrozumiałam. Zo chce być brana pod uwagę. Chce być usłyszana. Chce współuczestniczyć. Współdecydować. Iść w swoją stronę.


           Niektórzy uważają, że Zo sprawdza, testuje, manipuluje. Nie zgadzam się. To, co robi moja córka to poszukiwanie strategii na zaspokojenie swoich potrzeb. Myślicie, że to to samo? Według mnie, nie.       
           Kiedy przypisujemy dzieciom manipulacje, testowanie, to niemal natychmiast stajemy na straży rodzicielskiego autorytetu, odbierając bardzo osobiście wrzaski, płacz, trzaśnięcie drzwiami. To, co w takich momentach mamy do zaoferowania dzieciom, to konsekwencja, często za wszelką cenę. Konsekwencja, która w dostępnych na rynku poradnikach wychowawczych jest odpowiedzią na większość pytań i wątpliwości. Przyjrzyjcie się tylko tytułom, a będziecie zaskoczeni.
            Twoje dziecko nie zjadło całego obiadu? Bądź konsekwentna - nie daj mu kolacji, niech idzie spać głodne. Maluch nie chce iść do przedszkola? Powiedz stanowczo "nie", bo inaczej będziesz z nim siedzieć w domu do 5 roku życia, no może do 6, bo władza właśnie szykuje się do wyborów... Twoja córka chce żebyś na górskiej wycieczce wziął ją na barana? Bądź stanowczy. Powiedz, że jest już duża, że ma dwie nogi tak jak ty, że uprzedzałeś, co ją czeka. Uczyń z wycieczki  wojskową ścieżkę zdrowia, bo przecież jeśli ustąpisz, jeśli nie będziesz konsekwentny, to następnym razem będziesz ją niósł na rękach do przedszkola i z przedszkola. 
            Kiedy porzucimy mit konsekwencji jako antidotum na wychowawcze bolączki, to szybko okaże się, że nasze dziecko zwyczajnie nie lubi fasoli (źródła żelaza), a i ty też przecież za nią nie przepadasz. Nie chce iść do przedszkola, bo musi siedzieć obok Kamila, który szczypie i zabiera zabawki. Prosi o wzięcie na barana, bo jest trochę zmęczone i bardzo znudzone wijącą się wśród wysokich drzew ścieżką. Przecież stąd nic nie widać.
           Zo nie testuje, nie manipuluje, więc ja nie muszę być konsekwentna :) I co więcej nie będę  mieć poczucia winy, że to... z powodu braku mojej konsekwencji :) 
           Kiedy Zo nie chce sama włożyć butów, to szuka ze mną kontaktu, potrzebuje bliskości. Kiedy mówi, że nie chce iść dzisiaj do przedszkola, to chce mi opowiedzieć o tym, co w przedszkolu ją przeraża. Chce być wysłuchana. Kiedy odsuwa talerz w czasie niedzielnego obiadu u dziadków mówiąc: "ohyda", to chce być zauważona. Jest przecież najmniejsza, a rozmowa toczy się ponad jej głową.
           Kiedy dzisiaj rano Zo "obraziła się na mnie", bo do jajecznicy dałam jej łyżeczkę, a nam widelce, to chciała być potraktowana tak samo, jak jej rodzice. Chciała być ważna. Czy to manipulacja?
       
             O pożytkach płynących z niekonsekwencji napisała Agnieszka Stein, empatyczny psycholog. Gorąco polecam artykuł

    25.9.11

    Dziecko Aniołek

    czyli - zdaniem mojej ulubionej psycholog - ślepa uliczka ewolucji :)

          
            Dlaczego "ślepa uliczka ewolucji?". Na początku, kiedy powstawał nasz gatunek, Dzieci Aniołki, - czyli te, które od urodzenia były bardzo spokojne, mało płakały, nie miały problemów z zasypianiem, nie protestowały, kiedy przenosiło się je z miejsca na miejsce i konsekwentnie nie domagały się niczego - były zjadane przez mieszkające w sąsiedztwie drapieżniki.  Tak było. 
          A dziś? Nie tylko nikt takich dzieci nie zjada, ale jeszcze są dumą swoich rodziców i obiektem zazdrości okolicznych mam. Dziecko Aniołek to pożądany towar. Niemal przez wszystkich. Przez debiutujących rodziców i tych pojawiających się na scenie po raz drugi. Przez dziadków, ciocię, sąsiadów, panie w osiedlowym sklepie, spacerowiczów w miejskim parku, pasażerów autobusów i innych. Któż nie chciałby wszak dziecka wiecznie uśmiechniętego, łagodnego, jasno komunikującego o co mu chodzi? Któż nie chciałby dziecka, które wszystko zjada z talerza, "godzinami" bawi się w swoim pokoju, a kiedy jest zmęczone mówi: idę odpocząć? Któż nie chciałby dziecka, któremu wieczorem śpiewamy kołysankę, gasimy światło, mówimy dobranoc, zamykamy drzwi, a ono zasypia? No i wreszcie któż nie chciałby dziecka, które nie tylko zawsze słyszy, co do niego mówimy, ale i z radością wykonuje nasze prośby i sugestie?
    No kto? 
         Macie ochotę wymienić swojego Nie Aniołka na takiego Aniołka? Zawsze? Czasem? Nawet za dopłatą? Jeśli tak, to niestety, muszę Was rozczarować. Aniołek nie istnieje. Prostuję. Istnieje. W niektórych (czyli nie wszystkich) poradnikach.  Ba, są też takie, które przekonują nas, że każdy Nie Aniołek dzięki konsekwentnemu treningowi Aniołkiem stać się może. W realu jednak nie odnotowano takiego gatunku. Nawet jeśli przez chwilę, mogła to być i dłuższa chwila, widziano gdzieś Aniołka, to czar zawsze pryskał. No cóż, takie życie. 
       
        To dziecko, które mam w domu Aniołkiem na pewno nie jest. Na pewno nie tym poradnikowym.
    I Aniołkiem nie będzie choćbym nie wiem jak była konsekwentna. Zo jest po prostu "ludziem" - jak zwykła o sobie mawiać.
    No i takim dzieckiem, jakim potrafię się zająć :)

    Pozdrawiam. Mama Nie Aniołka :)

    P.S. Post powstał ku pokrzepieniu Serc Mam Nie Aniołków, przynajmniej nie tych poradnikowych :). Ku pokrzepieniu Serc Rodziców z KOM (Klubu Oddychających Mam)

    19.9.11

    Przytul mnie

    Mamo, przytul mnie...
    •  najpierw się uspokój,
    • jak przeprosisz babcię, to cię przytulę,
    • nie mam ochoty przytulać takiego niegrzecznego dziecka,
    • nie mogę cię przytulić, bo zrobiłeś coś naprawdę złego,
    • daj spokój, przytulają się małe dzieci, a ty jesteś już dużym chłopcem,
    • przestań się mazgać to cię przytulę,
    • nie widzisz, że gotuję obiad,
    • idź do taty, tata cię przytuli,
    • ...
           Jestem przekonana o tym, że Zo niczego bardziej nie potrzebuje niż poczucia bezpieczeństwa i bliskości. Moja Córka wyraźnie komunikuje (zarówno werbalnie, jak i niewerbalnie), że potrzebuje pocałunków, głasków, pieszczot i przytulania. Najbardziej potrzebuje przytulania.

         
               Zo przytula się zawsze i wszędzie. Tuż po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem. Między zupą a drugim daniem. Biegnąc ze zjeżdżalni na huśtawkę. Stojąc w kolejce w hipermarkecie i oglądając teatralne przedstawienie. A najmocniej przytula się wtedy, gdy jest smutna, zła, gdy mnie wyprowadza z równowagi, gdy trudno nam się dogadać. Najgłośniej krzyczy "przytul mnie mamo",wtedy, gdy wydarzyło się coś, co wywołuje "kolczaste uczucia" (u niej lub u mnie).
             Na jedynym z blogów przeczytałam, że nie należy przytulać dziecka, które zawiodło rodzica, złamał umowę czy zniszczyło zabawkę. Dlaczego? Autor uważa, że w ten sposób dajemy dziecku sprzeczny komunikat - dziecko coś zbroiło, a my je nagradzamy (przytulanie = nagroda). Według niego to nie jest w porządku.
           Mam inne zdanie. Najmocniej przytulam Zo właśnie wtedy, gdy "zrobiła coś nie tak". Dlaczego? Rodzicielskie ramiona pełne miłości powinny być ofiarowane dziecku niezależnie od sytuacji. Przytulając, mówię mojej córce: Kocham Cię Zawsze. I jestem przekonana, że kiedy dotykam wściekłą Zo, leczę jej ból, rozczarowanie, frustracje. Wzmacniam jej poczucie wartości. Wyzwalam endorfiny (także własne).

    Przytulając daję Zo siłę !

    15.9.11

    Czuję, bo potrzebuję...


    Czego potrzebujecie by Oddychać?

    12.9.11

    Klub Oddychających Mam

          Ostatnio w komentarzach pojawiły się pytania o to, co robić by wspierać życie. Swoje i swoich dzieci. Co robić, by porzucić stare schematy, przestać działać z automatu, postępować inaczej.
         Warto o tym pomyśleć we wspólnym gronie. W tym celu powołujemy  KLUB ODDYCHAJĄCYCH MAM.



    Klub powstał z myślą o mamach, które duszą się, gdy:

    1.  dziecko postępuje niezgodnie z ich wyobrażeniem (np. zaczyna płakać lub krzyczeć, a Ty chciałabyś żeby powiedziało, o co chodzi; nie chce dać bratu zabawki, a przecież chciałabyś, żeby umiał się dzielić; prosi cię, żebyś go karmiła, a Tobie zależy, żeby było samodzielne);
    2. czują społeczną presję, co do zachowania dziecka (np. nie dość, że jesteś starszy, to na dodatek jesteś chłopcem i dlatego powinieneś ustąpić tej dziewczynce; pamiętaj, by podziękować za prezenty, które goście przyniosą ci na urodziny; przestań się mazgaić, chłopaki przecież nie płaczą);
    3. inni wyrażają sądy o nich, jako o matkach (np. no wiesz, jak możesz oddawać dziecko na weekend do dziadków, skoro to ty jesteś jego matką; czytasz tyle książek, a twoje dziecko nadal jest niegrzeczne; co to za matka, co pozwala swojemu dziecku krzyczeć w miejscach publicznych);
    4. słyszą nieustanne pouczanie i krytykowanie (np. jak ty byłaś mała, to zjadałaś to, co miałaś na talerzu, więc nie rozumiem po co pytasz je na co mają ochotę; przyłożyłabyś jej raz, a porządnie, to wiedziałaby, jak się zwracać do ojca; ja moje dzieci nagradzałam i karałam i teraz nie mam z nimi kłopotu);
    5. dzieciom nakleja się "łatki" (np. ale z ciebie złośliwy chłopiec; mamy w domu prawdziwego aniołka - nie grymasi przy jedzeniu, grzecznie zasypia w swoim łóżeczku, nigdy się nie złości /tak, tak...łatki mogą być też pozytywne/; to wzorowy uczeń i dlatego bierzcie z niego przykład)
    6. dorośli manipulują dziećmi (np. Kasiu, jaka z ciebie śliczna, milutka, grzeczna dziewczynka. Babcia cię taką mocno kocha; skoro nie chcesz podziękować za zabawkę, to oddamy ją innemu dziecku; jak się uspokoisz to pójdziemy na lody, no już)
    7. ...


        A co to znaczy, że Oddychają?

    1.    chcą dostrzegać potrzeby swoje i swoich dzieci,
    2.    uznają, że wszystkie potrzeby są ważne,
    3.    rozumieją, że uczucia są ściśle związane z potrzebami,
    4.    wiedzą, że dziecko jest człowiekiem, a nie że dopiero się nim stanie.


    Zapraszamy Cię do Klubu. 
    Jeśli czasem dusisz się i potrzebujesz łyku świeżego powietrza -napisz.

    Pozdrawiamy.
    Monika i Ewelina - Oddychające Mamy


    8.9.11

    Twoje dziecko potrafi...

    czyli więcej w temacie "proszę, przepraszam, dziękuję". Mój mały debiut :) 

    Moje córka. Ta, która potrafi, także takie rzeczy:


    5.9.11

    Jak szkoła może zdezorientować dziecko

               Pamiętacie, w jaki sposób rodzice mogą zdezorientować dziecko? Jeśli nie, zajrzyjcie tutaj. Dziś o tym, jak szkoła może dołożyć swoje trzy grosze. Vick Bergman( Demand Euphoria), po raz kolejny tworzy listę 10 sprawdzonych sposobów, by nasze dziecko, tym razem w szkole, poczuło się skonfundowane.


    1. Ukarz dziecko za coś, na co nie ma żadnego wpływu, np. za spóźnienie (mama zaspała, korki po drodze).
    2. Opowiadaj z zaangażowaniem, jak ważna jest fizyczna aktywność dzieci i zmuś je do siedzenia sztywno przez 95% dnia w szkole.
    3. Powiedz, jak ważna jest oryginalność pracy, ale odejmij mu punkty w teście z matematyki za rozwiązanie zadań własnym sposobem.
    4. Zbywaj jego skargi na znęcających się nad nim kolegów przykazując, by było twarde, a następnie ukarz go za odwet na nich.
    5. Nazwij coś „szansą" a potem zrób z tego obowiązek.
    6. Zadaj mu mnóstwo pytań, na które znasz już odpowiedź.
    7. Naucz dziecko, jak ważne są zdrowe nawyki żywieniowe, potem każ mu ignorować głód przez większą część dnia pozwalając zaspakajać go tylko w wyznaczonych momentach, po czym uracz je ohydnym obiadem w stołówce.
    8. Wyznacz dziecku długookresowe zadanie ze specyficznymi wymaganiami, których opis zajmie całą stronę, a na dole dopisz: „Baw się świetnie!"
    9. Powiedz mu, jak ważny jest 8-godzinny nocny odpoczynek i uczyń go niemożliwym do wykonania 
    10. Podkreślaj, że jednym z zadań szkoły jest nauczenie dzieci krytycznego myślenia, ale absolutnie nie przywiązuj wagi do ich krytycyzmu wobec szkoły.

    Źródło: Miasto Dzieci

    Napiszcie proszę, co robi szkoła Waszej Pociechy (albo ta, w której pracujecie), by zapędzić dziecko w kozi róg.