Subiektywny przegląd literatury, a właściwie antyliteratury, przygotowany przez Ewelinę, współzałożycielkę Klubu Oddychających Mam, która na co dzień wspiera szkolne dzieci w ich kompetencji i promuje idee rodzicielstwa opartego na empatycznej komunikacji.
O
zgrozo! To jedno cisnęło mi się na usta, gdy pewnego popołudnia
zajrzałam w jednej z najbardziej popularnych księgarni na dział
poradników związanych z psychologią i wychowywaniem dzieci. Od
razu uprzedzam - tekst będzie absolutnie subiektywny, bardzo
emocjonalny i napisany wyłącznie w oparciu o tytuły - jak dla mnie
wiele już mówiące - poradników dla początkujących rodziców.
Oto
kilka z nich:
"Poskramianie małego dziecka" - jakie macie skojarzenia? Ja jedno, zresztą raz w miejscu dość szczególnym (kościół) usłyszałam, że powinnam poskromić moją córkę, która nie hałasowała, nie biegała, tylko raz na jakiś czas w podskokach przemierzała odległość między mną, a swoim tatą. Rozumiem potrzeby nadawcy, ale nie o tym tu i teraz, tylko o poskramianiu, które przede wszystkim, jak podaje Słownik Języka Polskiego, oznacza:
"Poskramianie małego dziecka" - jakie macie skojarzenia? Ja jedno, zresztą raz w miejscu dość szczególnym (kościół) usłyszałam, że powinnam poskromić moją córkę, która nie hałasowała, nie biegała, tylko raz na jakiś czas w podskokach przemierzała odległość między mną, a swoim tatą. Rozumiem potrzeby nadawcy, ale nie o tym tu i teraz, tylko o poskramianiu, które przede wszystkim, jak podaje Słownik Języka Polskiego, oznacza:
1.
uczynić uległym dzikie zwierzę;
2. zmusić kogoś do posłuszeństwa;
3. powstrzymać, powściągnąć czyjeś pragnienia, dążenia itp. uważane za szkodliwe; pohamować, okiełznać, ujarzmić.
2. zmusić kogoś do posłuszeństwa;
3. powstrzymać, powściągnąć czyjeś pragnienia, dążenia itp. uważane za szkodliwe; pohamować, okiełznać, ujarzmić.
Czyli,
małe dziecko od początku należy uczynić uległym, posłusznym,
podporządkowanym woli i pragnieniom rodziców, opiekunów bez
uwzględnienia jego pragnień, potrzeb i uczuć. Rewelacja!
„Wychowywanie chłopców” i wersja damska „Jak wychować dziewczynkę?”. Wiadomo, że inne będą pełnili role społeczne, z innymi zadaniami będą się mierzyć, ale czy „wychowywanie”, które dla mnie oznacza m.in. wskazywanie wartości, ma wprowadzać podział ze względu na płeć?
Czy
chodzi raczej o stereotypy, że chłopcy nie płaczą, a dziewczynki
siedzą cicho i nie oddzywają się niepytane?
Kolejna pozycja – która mną wstrząsnęła – „Każde dziecko może nauczyć się spać”.
Kolejna pozycja – która mną wstrząsnęła – „Każde dziecko może nauczyć się spać”.
Jak
to? To są takie, które nie umieją, które nie potrafią zaspokoić
swojej najbardziej podstawowej potrzeby fizjologicznej?! Rozumiem
różne zaburzenia snu wywołane czynnikami chorobowymi, ząbkowaniem
itd., ale, żeby uczyć dziecko spać? Chyba, że ma zasnąć wtedy,
kiedy chce mama, a nie wówczas, gdy jest zmęczone i senne. No to
poradnik wielce praktyczny.
„Jak przechytrzyć dziecko?” Na miłość boską, przechytrzyć?! To relacja z dzieckiem jest jakąś walką, rozgrywką, podstępnie skonstruowanym planem pełnym manipulacji i kłamstwa?
Na
koniec dwa poradniki – myślę, że najbardziej znane, najchętniej
kupowane i polecane sobie nawzajem przez rodziców - i niestety –
skrupulatnie wcielane w życie – „I ty możesz mieć super
dziecko” oraz „Język niemowląt” czy „Język dwulatka”, no
to w sumie trzy :)
Myślę,
że o popularności tych książek i metod wychowawczych w nich
proponowanych decyduje postać samych autorek – kobiet mających
doświadczenie i wykształcenie, a więc teorię i praktykę jako
silny i wiarygodny argument w budowaniu własnego autorytetu i
zaufania, jakim obdarzają je rodzice.
Ja
sama padłam „ofiarą” i jednej, i drugiej, na szczęście na
krótko i nie odbiło się to negatywnie na mojej relacji z córką.
Ale dobrze wiem, obserwuję to niejednokrotnie w kontaktach z innymi
rodzicami i dzieciakami, jak często ich porady są praktykowane, z
jakim zafascynowaniem z powodu ich skuteczności są urzeczywistniane.
Ale
trzymać się będę interpretacji samych tytułów – „I ty
możesz mieć super dziecko” – któż by nie chciał? Ale co to
znaczy „super”? I dlaczego dopiero mogę mieć, a nie już mam?
Dlaczego już na starcie moje dziecko jest etykietowane – i to
negatywnie – no bo super jeszcze nie jest, będzie jak zastosuję
metody pani Z. A jak nie, to będę żyła z poczuciem porażki i
poczuciem winy i żalu, że nie ukształtowałam super dziecka.
Mam
wrażenie, że „Język niemowląt” jest z tych wszystkich
tytułów najbardziej pociągający, a tym samym niebezpieczny. No bo
któraż matka kilkutygodniowego brzdąca nie chciałaby jak
najlepiej rozpoznawać sygnałów swojego Maleństwa? Każda z nas
zrobi wszystko, by jak najlepiej odpowiadać na potrzeby niemowlęcia,
które komunikuje się z nami w zawoalowany sposób, a tu proszę –
spada niemal z nieba zagubionej matce – swoisty słownik języka
maluchów.
Serce
mnie boli na myśl o tym, jak dramatyczne w skutkach może być
stosowanie proponowanych metod postępowania w kontakcie z
niemowlęciem.
Jak
często - mam wrażenie – wszystkie te poradniki podają złote
środki na wychowywanie dzieci, nie tylko nie uwzględniając
autentycznych uczuć i potrzeb małych dorosłych, ale także i ich
rodziców. Jak mało tu szacunku, wrażliwości i uważności. Jak
wiele skuteczności, szybkości, niezawodności. I może nie ma się
co dziwić – wielu rodziców tego oczekuje w zabieganym świecie. I
nie dziwi mnie też, że wielu – zagubionych, zdezorientowanych,
czasem niepewnych swoich rodzicielskich kompetencji, zniechęconych
poradami mamy, babci i teściowej czy wreszcie skrajnie zmęczonych i
wyczerpanych rodziców, chętnie i bez większego namysłu nabędzie
tę czy inną pozycję, by z powrotem odwrócić to, co stanęło na
głowie.
Nie
chcę się zastanawiać, co kieruje autorami podobnych poradników.
Pozostaje mi jedynie wiara i nadzieja, że wcześniej czy później
(oby wcześniej) każda mama i każdy tata odkryją prawdziwie
wartościowe i podnoszące jakość ich rodzicielstwa, a tym samym
umacniające ich więź z dziećmi pozycje książkowe.
ciekawa lista. co kieruje autorami - zakładam, że nikt nie chce świadomie szkodzić. problem w tym, jak pojmują dobro dziecko. i czy nie jest ono przesłonięte troską o skuteczność.
OdpowiedzUsuńa ja dodam książkę, która mnie osobiście mrozi krew w żyłach, choć sam tytuł na to nie wskazuje. "Mądra miłość" - gdzie znajduje się instrukcja, jak ukarać dziecko fizycznie, czyli zbić, by została odniesiona korzyść wychowawcza. oszczędzę Wam cytatów. kto mógł wpaść na pomysł, by coś takiego napisać??? a najgorsze, że są jeszcze ludzie, którzy to stosują:( :( :(
No same te tytuły mnie powaliły! :-DD Heheheh!
OdpowiedzUsuńChociaż to w zasadzie nieśmieszne, bo zakładam, ze są tysiące mam, które to czytają i wierzą spisanym tam "mądrościom".
OdpowiedzUsuńI dlatego proponuję podzielić się tytułami książek, które lepiej by nie znalazły się w bibliotece rodzica. Piszcie jeśli takie znacie.
UsuńNiestety, u nas też "Język niemowląt" namieszał na początku. Jakaż ja byłam sfrustrowana, że u nas to NIE DZIAŁA, tzn. moje dziecko nie wpasowuje się w żaden wzorzec, wcale nie zasypia odłożone do łóżeczka i w ogóle... niesmak pozostał. I pretensje - do autorki, że napisała takie bzdury i do siebie, że jej uwierzyłam. Na szczęście nie trwało to długo. Umocniłam się w swym macierzyństwie. Wyszło nam to na dobre, bo wreszcie zaczęłam słuchać dziecka i swojej intuicji.
OdpowiedzUsuńResztę książek znam tylko ze słyszenia. Na szczęście już wiem, co jest dla nas dobre. I nie chce nikogo poskramiać, przechytrzać itp itd ;)
"języka niemowląt" nie doczytałam nawet do połowy. Z każdą stroną rosło we mnie uczucie, że z tą książką i jej autorką jest coś nie tak i że te wszystkie pseudo-rady są wbrew mnie i mojemu dziecku. Z koleżankami stosującymi jakoś coraz mniej chce mi się gadać...
OdpowiedzUsuńOj to jest moja czarna lista również. dodałabym jeszcze te pseudokatolickie tytuły o tresowaniu dzieci.. ale je na szczeście wydawca wycofał pod wpływem nacisków, jest nadzieja, że więcej szkodzić nie będą :/
OdpowiedzUsuńHmm... Jak ja się cieszę, że nie skusiłam się na żadną z tych książek zanim poznałam pbp i ten wspaniały blog :) Ostatnio właśnie szwagierka opowiadała jaka to wspaniała książka "język niemowląt" (jeszcze wtedy nie miała dzidziusia, a ja nie miałam pojęcia o czym ta książka jest), teraz już dzidziuś pojawił się na świecie i się zastanawiam jak jej podpowiedzieć że ta książka nie jest taka cudowna...? Jak rozmawiać z osobami, które stosują takie metody? Co robić kiedy widzimy, że dzieci są krzwydzone przez swoich rodziców...?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za ten blog.
D.
Jeśli chcesz być usłyszana to mów z empatią i najlepiej o soich uczuciach i potrzebach. Pomocne są 4 kroki (obserwacja-uczucie-potrzeba-prośba). W ten sposób można też pytać unikając krytyki, osądów itp. Bez nich łatwiej się dogadać. Jest większe prawdopodobieństwo, że druga osoba nas usłyszy i weźmie pod uwagę.
UsuńPrzeczytałam już książkę M. Roseberga i staram się wcielić w życie, ale często tak trudno sformułować zdania, które siędzą gdzieś głęboko w sercu, trudno sformułować czego potrzebuję ja, zgadnąć czego potrzebują inni. Najtrudniej jest mówić z emaptią, kiedy druga strona zaczyna rozmowę od krytykowania mnie i mojego postępowania. Ja z mojej strony porzuciłam już krytykę (chociaż czasami jakoś tak zupełnie nieświadomie się zdarza). Będę ćwiczyć, wiem, że tylko w ten sposób można innych zarazić nvc.
UsuńD. (mama 2-letniej A.)
A ja będę trzymać kciuki :) ćwiczenie czyni Mistrza.
UsuńTo prawda, wiele książek kusi młodych rodziców... a wcale nie są warte nawet przekartkowania. Miałam to szczęśćie już w czasie ciąży dotrzeć do rodzicielstwa bliskości.. :)
OdpowiedzUsuńTo ja też coś dorzucę:
OdpowiedzUsuń1. Rodzic dosonały. Jak zrobić z dziecka mistrza- przekartkowałam. Nawet na to szkoda czasu :)
2. Posprzątaj pokój. Spraw aby dzieci robiły rzeczy, których nie lubią robić - tyuł przeczytałam kilka razy, bo trudno mi było uwierzyć. A może są takie pozycje dot. męża, teściowej, szefa :)
Pisałam pracę magisterską o pedagogizacji rodziców, więc przejrzałam naprawdę sporo poradników dla rodziców i... ręce opadają... Oczywiście jest sporo wartościowych książek, ale niestety zalewa nas także nic nie warty chłam. A najgorsze, że rodzice w dobrej wierze kupują książki tych WYBITNYCH SPECJALISTÓW...
OdpowiedzUsuńwiększość tytułów rzeczywiście przyprawia mnie o gęsią skórkę, ale język niemowląt mi się podobał, co prawda nie stosuję się sztywno do rad autorki, ale czasem tam zaglądam.
OdpowiedzUsuń"wychowanie chłopców" tłumaczy mamom, które maja prawo tego nie wiedzieć, bo nigdy nie były chłopcami, jak czuje się i dlaczego TAK zachowuje się chłopiec. mi dało dużo zrozumienia dla mojego Tornada.
OdpowiedzUsuńpodpisuje się. czytałam tę książkę, jest w niej dużo informacji o potrzebach fizycznych i emocjonalnych małych chłopców, a przede wszystkim mocny akcent na ważną rolę relacji z tatą na różnych etapach rozwoju psycho-fizycznego chłopców.absolutnie nie ma w niej słowa o przygotowaniu do oczekiwanych ról społecznych. powiedziałabym, że książka jest spoko i może być pomocna.
UsuńJak dziwnie splotły się nasze myśli . Wczoraj na półce , niestety mojej półce , znalazłam "Poskramianie małego dziecka " . Nie pamiętam już , kto podarował mi tak zacny tytuł .... W każdym razie zwróciłam uwagę na tę okładkę i poczułam się wręcz oburzona , że ktoś zdobył się na taki brak szacunku dla człowieka . A "Język " też zepsuł początek mojego pierwszego macierzyństwa . Na szczęście (sic!) Mysz zachorowała i trafiła do naszego łóżka . Jest w nim do dziś , razem ze swoją młodszą siostrą :)
OdpowiedzUsuńOj, wstydzę się tego, ale, kiedy moja najstarsza córka (dziś ma prawie 5 lat) miała 2 lata kupiłam, zachęcona jakąś recenzją, nieszczęsne "Poskramianie małego dziecka". Szukałam sposobu na osławiony bunt dwulatka. Przeczytałam jakieś fragmenty. Kiedy trafiłam na kawałek o tym, że jak za dziesiątym razem dziecko nie usłucha, to wtedy mogę dać dziecku klapsa, to rzuciłam tę książkę w kąt i do niej nie wracałam. Totalna porażka.
OdpowiedzUsuń"Język niemowląt" dostaliśmy od teściowej z okazji urodzin pierwszego dziecka. Przeczytałam w niej o super planie, ale Weronika była typem ssaka i na szczęście nie miałam szans, żeby zacząć ten plan wdrażać ;)
"Każde dziecko może nauczyć się spać" też przerobiłam, a nawet zastosowałam na mojej drugiej córce, czego do dziś bardzo żałuję. Mimo że Łucja faktycznie zaczęła przesypiać noce (byłam wtedy wykończona, bo spodziewałam się trzeciego dziecka), to do dziś czuję, że zastosowałam na niej przemoc.
Teraz dopiero widzę, że w każdym z tych przypadków potrzebowałam raczej wsparcia niż gotowych rozwiązań podawanych przez pseudowychowawców, ech.
Pozdrawiam.
Ja bardzo długo "Językiem niemowląt"byłam zachwycona i ta książka pomogła nam przy starszej córce (rozdział o rodzajach płaczu). Mieliśmy jednak szczęście, ponieważ starsza była książkowym przykładem i sama z siebie wdrożyła się w plan 3godz. Byliśmy święcie przekonani,że Tracy Hogg wie, co mówi, w końcu u nas wszystko działało zgodnie z jej słowami....
OdpowiedzUsuńPrzed narodzinami drugiej córki zweryfikowałam te poglądy, zmieniłam literaturę i całe szczęście ponieważ gdybyśmy próbowali zastosować się do tych rad, bylibyśmy bardzo sfrustrowani i nieszczęsliwi.
Niestety, także współczesna psychologia czasami zbacza z toru i idzie w dziwnym kierunku... Ale tzw. 'Poradniki' to prawdziwa zmora... Ludzie nie dostrzegają niczego złego w takim "jak przechytrzyć dziecko", dla nich nie ma różnicy pomiędzy "mieć męża" a "być z mężem"...
OdpowiedzUsuńAle najważniejszym problemem jest brak zaufania do własnej intuicji, do własnego serca i rozumu. Stąd ludzie czytają poradniki... Poradnik do gotowania, ok. Do urządzenia domu już mniej, ale ok... Ale do wychowywania dziecka?
A czytaliscie Panstwo „Jak przechytrzyć dziecko?” czy tylko zasugerowaliscie sie nietrafnie dobranym tytulem? Wg mnie pozycja ta nie powinna zanlezc sie na liscie"zakazanych ksiazek", poniewaz w pewnym sensie propaguje wychowaniem (za powazne slowo, na te mini ksiazeczke) poprzez zabawe. Odnajduje w niej wiele wspolnego z koncepcja L. Cohen.
OdpowiedzUsuńTak, kochana Autorko Bloga. Są takie dzieci, które maja kłopoty ze spaniem. Albo, które zasypiają b. późno w nocy, co jest zwyczajnie męczące dla rodziców. I uwierz mi, że wielu z nich, chce zwyczajnie "nie padać na pysk", tylko dlatego, że ich potomek nie zasypia przed północą. Nie piszesz nic o tym, ile z tych tytułów naprawdę czytałaś. myślę, ze autorzy nadają tytuły "komercyjnie", a w środku znajduje się wiele wcale pożytecznych porad.
OdpowiedzUsuńPonadto myślę, że wszystkie książki musimy czytać krytycznie, również te o wychowaniu dzieci. I odróżniać to, co wartościowe od tego, czego absolutnie nie chcielibyśmy zastosować.
P.S. A co myślicie o "W głębi kontinuum" Jean Liedloff. Bo ja osobiście mam mieszane uczucia. Wydaje mi się, że każda matka, która nie nosiła swojego dziecka przez 24 godz na dobę wpadnie w głęboką depresję. Czy taki jest sens "rodzicielstwa bliskości"? Czy kobieta, która nigdy nie wychowała żadnego dziecka (Jean Liedloff nie miała dzieci) powinna pouczać matki, które noszą na sobie ciężar nieprzespanych nocy, karmienia na żądanie itp.? Jeśli ktoś jeszcze jest na forum, to proszę o jakieś głosy:-)
OdpowiedzUsuń