Dla rodziców takich jak ja, czyli rodziców więcej niż jednego dziecka, i dla tych którzy mają jedno ale czują, że nie jedyne :) , proponuję cykl rozmów o rodzeństwie. Dziś publikuję rozmowę z Agnieszką Stein, psycholożką, autorką książki "Dziecko z bliska".
Agnieszko, czy zazdrość i rywalizacja są wpisane w bycie rodzeństwem?
Rywalizacja
jest między ludźmi czymś powszechnym i między dziećmi pojawia się
naturalnie, nie tylko w rodzeństwach. W końcu jak dwoje chce naraz tą
samą zabawkę, to też w pewnym sensie rywalizują. Natomiast zazwyczaj nie
jest ona problemem, dopóki dorośli nie zaczną jej podsycać. A między
rodzeństwami robią to często.
Natomiast
zazdrość jest dość specyficznym zjawiskiem i byłabym bardzo ostrożna z
przypisywaniem zazdrości dzieciom w wieku, w jakim zazwyczaj pojawia się
im rodzeństwo.
Jak to? Przecież jeszcze dzisiaj (a Zuza jest z nami od 8 miesięcy) słyszę pytanie: Czy Zosia jest zazdrosna? Wśród rodziców panuje przekonanie, że kiedy pojawia się kolejne dziecko w rodzinie, to pierwsze jest zazdrosne, bo straciło dotąd zajmowaną pozycję. Zatem jeśli to nie zazdrość, to co?
Trudno
dorosłym pozbyć się widzenia relacji między ludźmi w kategoriach władzy
i rywalizacji. Przecież dziecka pozycja się nie zmienia. Nadal może być
ważnym i kochanym członkiem rodziny, bo rodzina nie musi być ustawiona
hierarchicznie, jeśli tylko dorośli się o to zatroszczą. Jeśli starsze
dziecko miało do tej pory wiele okazji, aby doświadczyć, że jego
potrzeby są dostrzegane i wspierane, to nie ma powodu, żeby uważało, że
będzie inaczej.
Choć oczywiście sytuacja tak dużej zmiany w rodzinie jest ogromnym wyzwaniem i to z wielu powodów.
Tylko wiesz, często jest tak, że kiedy pojawia się pierwsze dziecko w rodzinie, to świat nie tylko rodziców, ale i dziadków staje na głowie, a właściwie dziecko staje się ich światem. Powstaje świat, w którym trochę jakby na wyłączność dziecko ma dorosłego. Z pojawieniem się brata czy siostry pojawia się też konieczność dzielenia się rodzicami i dziadkami. A to nie jest łatwe. I może stąd to przekonanie o zazdrości wobec rodzeństwa. I co z tym zrobić, kiedy się już dziecku w takim świecie pozwoliło żyć przez pierwsze 3-4 lata?
Jak
przez 3-4 lata to już nieźle, bo potrzeby 3-4 latka są inne niż
noworodka. Większym wyzwaniem jest, kiedy między dziećmi jest mała
różnica wieku. Wtedy rzeczywiście jest tak, jakby rodzina nagle
wzbogaciła się o bliźnięta. Jedno nowonarodzone i drugie, to starsze.
Ale
przede wszystkim dziecko, tak naprawdę, nigdy nie ma dorosłych na
wyłączność, a raczej nie jest dobrze, żeby miało. To prawda, że jest
małe i bezradne, ale mama oprócz potrzeb dziecka ma na uwadze również
potrzeby swoje, swojego partnera, różnych innych ważnych dla niej osób.
Podobnie inni dorośli. Dodatkowo ten okres fascynacji dzieckiem jest
związany z tworzeniem więzi. To takie kolejne zakochanie. Ono też się po
jakimś czasie zmienia a przecież raczej nie można powiedzieć, że miłość
staje się przez to słabsza, ona wchodzi w inną fazę.
I podobnie relacja z dzieckiem kilkuletnim jest już w innej fazie niż relacja z niemowlęciem.
Poza
tym nie chciałabym, żebyśmy tu doszły do wniosku, że dziecko jest
zazdrosne ponieważ dorośli nie umieją kochać dwojga dzieci na raz. Bo to
jest kwestia odpowiedzialności rodziców, a nie dziecka.
Hm... ciekawe. Dotąd nie pomyślałam, że "winę za zazdrość" dziecka mogą ponosić dorośli, którzy nie kochają tak samo swoich dzieci. Ustalmy - kiedy pojawia się drugie dziecko, to pierwsze nie jest zazdrosne, tak? A to wszystko, co dorośli spostrzegają jako zazdrość, np. zabieranie zabawek z ręki młodszego, wspinanie się na kolana mamy, gdy ta karmi niemowlaka, pytanie o to, kogo kochasz bardziej, to...?
Pewnie
dorośli nie kochają tak samo, bo i każdemu dziecku trochę co innego
jest potrzebne. Ale to oni boją się, że jak dadzą jednemu, to drugiemu
coś ubędzie. Może ubędzie, gdybyśmy chcieli liczyć rzeczy policzalne.
Ilość pieniędzy czy spędzanego czasu w ciągu doby. Ale jeśli liczymy
uważność na potrzeby i uczucia, to tego się nie da porównywać. Chyba
warto z decyzją o następnym dziecku poczekać, aż człowiek poczuje się
gotowy by obdarzyć miłością kolejne dziecko, nie pozbawiając jej
jednocześnie starszaka.
Jednak
nie ukrywajmy też, że pojawienie się w domu nowej osoby, to w życiu
rodziny bardzo duża zmiana i pewien kryzys. Najpierw jest to kryzys w
życiu rodziców, którzy nawet organizacyjnie muszą wszystko sobie na nowo
poukładać. A potem kryzys w życiu dziecka, które nie wie, jak to
wszystko będzie wyglądać, czuje niepokój, potrzebuje czasu. A tymczasem
często uwaga koncentruje się na potrzebach młodszego dziecka. Bo to
starsze takie duże, na pewno sobie poradzi. Duże ma do wyboru właściwie
tylko dwie strategie. Albo może być grzeczne, miłe i zachwycać się
braciszkiem czy siostrzyczką. Albo może być zazdrosne i rywalizować.
A
przecież najczęściej dziecko potrzebuje samo przyjąć do wiadomości te
wszystkie zmiany, które się dzieją. Potrzebuje samo zastanowić się, co o
tym wszystkim myśli. Potrzebuje kogoś, kto będzie go w tych zmaganiach
wspierał.
Często
też dzieci potrzebują się nauczyć konkretnych umiejętności związanych z
relacjami z młodszym dzieckiem. Jak ściskać, żeby nie zrobić krzywdy.
Jak radzić sobie z trudnymi emocjami w bezpieczny sposób. To, że dziecko
tego nie wie, jest naturalne, zwłaszcza jeśli nie miało do tej pory
zbyt wielu dobrych kontaktów z innymi dziećmi.
Potrzebują kogoś, kto dostrzeże jego uczucia i potrzeby, i zaopiekuje się nimi? Kogoś kto powie: widzę, że nie wiesz czy masz się cieszyć z tego, że mas zbrata, czy nie?
Tak.
A czasami powie: widzę, że cię denerwuje jak twój brat tak płacze.
Złościsz się, że bierze twoje zabawki. Nie wiesz jak to będzie dalej
wyglądać.
Często
jest tak, że starszy bardzo głośno komunikuje swoje odczucia związane z
młodszym, ale w opinii rodziców ma prawo tylko do niektórych. Reszta
jest krytykowana lub ignorowana.
A ignorowanie uczuć nie sprzyja budowaniu relacji z młodszym rodzeństwem.
Więcej, ignorowanie uczuć nie sprzyja wspieraniu poczucia wartości u
dziecka, już nie tego jedynego.
Agnieszko
wróćmy do rywalizacji. Powiedziałaś, że rywalizacja jest naturalnym
stanem rzeczy. Skąd w takim razie lęk rodziców przed rywalizacją ich
dzieci? Moja koleżanka opowiedziała mi, że nie lubi chodzić ze swoimi
synami na plac zabaw, bo kiedy starszy syn wspina się na drabinki i
krzyczy: mamo, mamo zobacz; młodszy wspina się wyżej krzycząc: ja jestem
wyżej, zobacz mamo. Wtedy starszy włazi jeszcze wyżej itd... Taka
rywalizacja nie jest dobrze widziana, prawda? Co innego rywalizacja o
oceny w szkole ;)
Dla
mnie właśnie w takich sytuacjach bardzo mocno odczuwalna jest przewaga
uwagi niewartościującej. Czyli takiej, która nie ocenia, nie porównuje,
nie chwali. Ona nie nakręca tej dziecięcej rywalizacji. Pokazuje
dzieciom, że mogą dostać uwagę, akceptację, zainteresowanie niezależnie
od tego, co zrobią i co pokażą. Ja mam poczucie Moniko, że rodzice
bardzo często korzystają z rywalizacji, żeby osiągnąć jakieś swoje cele.
Podkręcić dziecko. Mówią: zobacz jak Maciuś ładnie posprzątał. Albo:
dlaczego nie możesz tak, jak Ania zjeść w spokoju. Wykrzykują z
zachwytem: to najpiękniejszy prezent, jaki dostałam. I chwalą się
dziadkom: nasza Marysia jest taka zdolna. Te wszystkie rzeczy słyszy to
“gorsze” dziecko i przeżywa bardzo trudne uczucia. Możliwe, że
zmobilizuje się dzięki temu do większego wysiłku w jakiejś dziedzinie,
ale odbywa się to zazwyczaj ogromnym kosztem.
Kosztem poczucia własnej wartości (i to obojga dzieci) i kosztem ich wzajemnej relacji.
Co oprócz niewartościującej uwagi mogą dać rodzice swoim dzieciom by nie podsycać rywalizacji?
Indywidualne
spojrzenie na ich potrzeby. Bardzo fajnie piszą o tym Faber i Mazlish w
Rodzeństwie bez rywalizacji. O takiej postawie, w której uczymy dzieci,
że żeby było sprawiedliwie, nie musi być po równo. Że wszyscy czują się
lepiej, kiedy ich indywidualne potrzeby są brane pod uwagę.
Można
też ćwiczyć takie spojrzenie na rodzinę, w którym każdy bierze
odpowiedzialność głównie za własne relacje. Dorosły nie zmusza, nie
oczekuje od dzieci, że będą się lubić, kochać. Nie reaguje złością lub
przerażeniem, kiedy dzieci mówią o swoich trudnych uczuciach do siostry
czy brata.
Na
warsztatach o rodzeństwach wiele osób mówi o tym, że zaczęli się
bardziej lubić, jak każde dostało własny pokój. Albo szerzej, kiedy
przestali czuć przymus tego, żeby się lubić.
Bardzo
sensowne jest też zrezygnowanie w konfliktach między dziećmi z roli
sędziego, który rozstrzyga, kto zawinił i wymierza sprawiedliwość.
Lepiej sprawdza się rola mediatora, który stara się wysłuchać każdą
stronę, daje empatię, pomaga dzieciom w uporządkowaniu ich myśli i
emocji.
A
jak reagować, gdy dziecko pyta: mamo kochasz mnie bardziej niż Stasia?
Tato, kto z nas zbudował ładniejszą wieżę: ja czy Magda? Mamo, mamo
zobacz to jest mój rysunek, nie wyjechałam za linie, a Ola tak. Co w
takim sytuacjach może powiedzieć rodzic?
Przede
wszystkim nie spotkałam dziecka, które zacytowane przez ciebie słowa,
wypowiadało samo z siebie, bez podpowiedzi ze strony dorosłych. Więc
chyba najpierw warto zacząć się pilnować i nie porównywać dzieci.
Włączając w to, nie chwalenie jednego z nich.
Ok.
A jeśli już się chwaliło bardziej to jedno, to jak teraz zawrócić z tej
drogi? Pytam dlatego, że często słyszę żal jaki mają rodzice sami do
siebie, że wcześniej nie poznali Porozumienia bez Przemocy, że z
Rodzicielstwem Bliskości spotkali się dopiero jak ich dzieci miały już
parę lat, że tyle lat zmarnowali.
Przede
wszystkim to nie zmarnowali. Ale rzeczywiście dzieci mogą być
zdezorientowane, bo do tej pory przynajmniej jedno z nich czuło się
wyjątkowe i ważne przez pochwały. Dziecko, które było chwalone, może
brak pochwał odbierać na początku jako krytykę. Dlatego, zwłaszcza jak
dzieci są starsze, warto czasem, tak jak radzi Jesper Juul, zagrać w
otwarte karty. To znaczy powiedzieć: Bardzo was przepraszamy, że do tej
pory chwaliliśmy was i porównywaliśmy. Teraz doszliśmy do wniosku, że to
bardzo zaszkodziło naszym relacjom i nie będziemy tego więcej robić.
Jednak
miła wiadomość jest taka, że dzieci bardzo szybko odczuwają ulgę
związaną z tym, że są akceptowane i kochane bezwarunkowo. Zwłaszcza
szybko może być widoczna poprawa zachowania, tego dziecka, które do tej
pory rywalizowało “w byciu gorszym”. Zwłaszcza jeśli brak pochwał jest
zrekompensowany przez żywe zainteresowanie potrzebami i uczuciami
dzieci.
To rodzice potrzebują czasu, żeby przestawić się na inne reagowanie.
Agnieszko dziękuję za rozmowę.