27.5.12

Kocham

          Kocham Zo za to kim jest, nie za to, co robi. Kocham pomimo tego, co robi. Kocham, choć bywają dni, gdy mam dość i chciałabym wysiąść z tego rozpędzonego pociągu. Kocham, choć nie zawsze jest to takie oczywiste i widoczne na pierwszy rzut oka.
       Co jakiś czas pojawia się na mojej drodze rodzic, który pyta dlaczego nie robię tego, co działa (?). Dlaczego nie chwalę, nie nagradzam, nie ganię, skoro to działa (?). Powtarzam więc to, w co wierzę i czego doświadczam w kontaktach nie tylko z moją córką, ale i z innymi dzieci. Z dziećmi w bardzo różnym wieku, nawet w takim, w którym sformułowanie "dziecko" wywołuje grymas na twarzy. 
       Kary i nagrody to rodzicielstwo warunkowe, które zorientowane jest na kształceniu motywacji zewnętrznej.  Dziecko postępuję tak, a nie inaczej, ponieważ czuje zewnętrzny przymus, działa pod presją, dąży do spełnienia oczekiwania rodzica, chce go zadowolić.  "Kiedy stosujemy kary i nagrody, dziecko uczy się, że trzeba robić to, co się opłaca" (J.Juul). Nie widzi, że jego działanie dostarczają radości drugiemu człowiekowi, przyczyniają się do podniesienia jakości życia. Dziecko, które jest karane lub nagradzane uczy się, że na rodzicielską miłość trzeba zasłużyć, zapracować. Że nie ma nic za darmo. Że coś jest za coś.
  1.  nie chcę mojemu dziecku płacić za to, co mogłoby robić dla swojego lub cudzego dobra i przyjemności, 
  2. nagroda demoralizuje, wychowuje materialistę i konsumpcjonistę,
  3. nagroda buduje społeczeństwo rywalizacji, społeczeństwo, w którym są wygrani i przegrani, lepsi i gorsi (dwubiegunowy świat to nie moja bajka),
  4. zależy mi na wspieraniu motywacji wewnętrznej, podczas gdy nagradzanie dzieci osłabia motywację wewnętrzną na rzecz zewnętrznej, 
  5. nagradzając wykorzystuję tą samą siłę co karząc - siłę rodzicielskiej władzy (władzy NAD dzieckiem),  
  6. nagroda (podobnie zresztą jak kara) narusza zaufanie jakie dziecko ma do siebie samego, 
  7. nagroda to forma manipulacji,
  8. nagroda to warunkowe rodzicielstwo, 
  9. jestem rodzicem, nie sędzią.   
  1.  bardziej od posłuszeństwa, cenię umiejętność mówienia "nie".
  2. kara narusza więź istniejącą między mną, a moją córką
  3. kara godzi w poczucie wartości dziecka 
  4. karzący rodzic przekazuje dziecku zniekształcony obraz miłości, miłości, która usprawiedliwia wyrządzoną krzywdę, 
  5. kara mówi o tym, czego dziecko ma nie robić, a nie o tym, co warto robić,
  6. jestem otwarta na dialog,
  7. dzieci nie robią nam na złość, 
  8. karząc nie nauczę dziecka radzić sobie z emocjami, szukać strategii, która zaspokoi dziecięce potrzeby i jednocześnie będzie szanować potrzeby drugiego człowieka,
  9. karząc uczę dziecko, że i ono może karać innych, np. mniejszych, słabszych, młodszych,
  10. poczucie winy, które często w trakcie odbywania kary odcina człowieka od życia, od tego, czego chce i czego potrzebuje, 
  11. jedyne czego kara uczy to, co zrobić, by następnym razem nie zostać przyłapanym
    (i ukaranym)
  12. kara to warunkowe rodzicielstwo, 
  13. jestem rodzicem, nie sędzią.
       Co więc mam dla Zo? Bezwarunkową miłość. Akceptację dla jej uczuć i potrzeb. Gotowość poszukiwania z nią rozwiązań, które nie będą krzywdzić ani jej, ani nikogo innego. Czas na tłumaczenie i wyjaśnianie.  I choć czasem mam dość, karom i nagrodom mówię STOP!
  

24.5.12

Pierwszy rok za mną

        Z tej okazji przygotowałam dla Was candy. Do wygrania torba na zakupy oczywiście z żyrafą. Losowanie 1 czerwca. Wszystkich, którym podoba się torba, zapraszam do pozostawienia komentarza. 


         Jeśli macie ochotę napiszcie jak Porozumienie bez Przemocy wzbogaca Wasze życie. 

Pozdrawiam Was. 
Monika

22.5.12

Między nami dorosłymi

      Dzieci czują się świetnie, kiedy dorośli zajmują się sobą. Dzieci są zadowolona, kiedy dorośli nie skupiają na nich non stop uwagi. Dzieci są szczęśliwe, kiedy dorośli potrafią dać im święty spokój. Dzieci lubią, kiedy dorośli są w pobliżu, a nie za ich plecami. A dorośli? No cóż. Pogoda sprzyja obserwacjom, a te mam następujące: 
  • mama chodzi krok w krok za swoim 2 letnim synem; 
  • tata łapie w locie upadającą na trawę dziewczynkę w wieku przedszkolnym i rzuca do Małej: uważaj, gdyby mnie tu nie było miałabyś rozbity nos i płakała do wieczora;
  • mama interweniuje, gdy jej pociecha nie chce pożyczyć koledze swojej hulajnogi;
  • babcia, która nawiązała ze mną rozmowę, co chwilę przeprasza mnie, bo musi wytrzeć wnukowi nos, dać mu się napić, wytrzepać piasek z butów, pochwalić go za piękną piaskową babę lub zganić za wyrzucanie piasku poza piaskownicę; 
  • ktoś z oddali krzyczy: nie wspinaj się sam, zaraz Cię wsadzę na huśtawkę; 
  • jakaś ciocia-niania nie pozwala maluchowi wziąć do ręki biedronki, bo nie wzięła mokrych chusteczek; 
  • młoda mama nie spuszcza z oka bawiącej się z koleżankami córki (na oko Dziewczynka ma 6 lat), co chwilę pytając ją czy nie jest głodna, czy nie chce pić, czy nie chce siku, czy nie chce...
  • sąsiadka z góry krzyczy do grającego w piłkę nastolatka: Kuba, do domu;
       A ja w tym samym czasie (skoro babcia nie może ze mną rozmawiać) wyciągam ostatnią książkę Juula (do końca zostało mi zaledwie kilkanaście stron) i świata poza literami nie widzę :) Rozglądam się dookoła i z oddycham z ulgą. Nie jestem sama. Jakieś dwie mamy tak się zagadały, że nie spostrzegły jak jedna z dziewczynek zjechała na brzuchu ze zjeżdżalni (miała na sobie śliczną kremową sukienkę). Inne z kolei wzruszają ramionami, gdy przekrzykujące się dziewczynki, czekają na rozstrzygnięcie, i mówią: dogadajcie się, jesteście koleżankami. Jakiś tato rozmawiając przez telefon nie reaguje, gdy jego stawiający pierwsze kroki syn upada. No i jeszcze to zdanie: jeśli chcesz pojeździć na rowerze, to idź proszę na ścieżkę rowerową, ja tu na Ciebie będę czekać. 
      Zatem da się. Da się stworzyć dzieciom przestrzeń, w której będą mogły być z innymi dziećmi, bez nas. To nic trudnego pozwolić im samodzielnie odkrywać świat, budować relacje, zawiązywać znajomości, upadać i podnosić się. To nic trudnego nie ingerować w ich zabawę.
      Zgadzając się na przestrzeń dla dzieci, tylko dla dzieci, obok tworzy się fajna przestrzeń dla nas, dorosłych, w której zabawa może być równie przyjemna. Jeśli dzieci będą potrzebowały naszego wsparcia, pocieszenia, rady, to szybko nas znajdą. 
 
 
 Moja przestrzeń. Dobrze się w niej bawię. A Zo? Bawi się kilka metrów dalej ze swoją koleżanką i dwójką innych dzieci.

19.5.12

Uparte dzieci

Uparte dzieci upartych rodziców!

          "To Ty zaczęłaś" - zwykła mawiać do mnie Zo, gdy dochodzi między nami do spięcia. I choć publicznie trudno mi się do tego przyznać, to ta Mała ma rację. Zo jest uparta jak osioł zwykle wtedy, gdy musi się ścierać z moją dominującą osobą. Kurczowe trzymanie się przez nią raz podjętej decyzji i obrona swojego stanowiska, za wszelką cenę (takie odnoszę wrażenie), to jej odpowiedź na moje: teraz, szybciej, nie tak, przestań, już dość... Zo upiera się, bo to jej sposób na wyrażenie "nie" wobec mojego przymusu. Sposób na wyrażenie siebie. Swoich uczuć, np. bezradności. Nie jest to sposób na mnie. Upierając się moja córka nie robi mi na złość. Wręcz przeciwnie - robi mi wielką przysługę, bo pozwala skonfrontować się z własnymi uczuciami i potrzebami, o ile oczywiście nie dam się ponieść emocjom :)

 "Uparta" Zo, to Zo:
  • świadoma tego, czego nie chce;
  • niezależna, więc gotowa do podejmowania decyzji, które dotyczą jej bezpośrednio;
  • odmawiająca, gdy propozycja narusza jej integralność;
  • szukająca najlepszej dla siebie strategii, strategii która poprawi jakość jej życia;

Obejrzyjcie koniecznie ten filmik. 

10.5.12

Trudności w relacji

      Trudne słowa, trudne zachowania dzieci, trudne momenty na linii rodzic - dziecko potrafią spędzać sen z powiek. I dotykają nasz wszystkich (to na pocieszenie). Frustracja, poirytowanie, złość, bezsilność, zmieszanie, zakłopotanie, to tylko niektóre z uczuć, które mogą się pojawić, gdy nasza ukochana pociecha wali łopatką kolegę z piaskownicy, pokazuje język babci, krzyczy, że już nas nie lubi czy zrzuca ze stołu talerzyk z tortem truskawkowym, bo przecież miał być czekoladowy. 
      Oddychaj, oddychaj... zwykle powtarzam sobie w takich momentach i czasem to wystarcza. Zdarza się jednak, że samo oddychanie to za mało. Co wtedy? Mam dwa wyjścia. (1) Mogę stać i patrzeć jak moje dziecko się rozkręca, a wraz z nim zaczyna się i we mnie kręcić karuzela oskarżeń, żali, pretensji, oczekiwań... (2) Mogę zaufać "metodom" Lawrence'a Cohena. Jakim? Tym proponowanym w "Rodzicielstwie przez zabawę" (Recenzję znajdziecie tutaj). Po co? By zobaczyć na nowo moje dziecko. I przekonać się, że...
                                                            nie taki potwór straszny :)

        Kiedy na linii rodzic - dziecko pojawiają się trudności, kiedy zaczyna płonąć las warto zdaniem autora postawić na zabawę. Można na przykład: 
  1. Stać się niekompetentnym, czyli udawać, że coś nie idzie po naszej myśli. Jeśli więc dziecko zaczyna denerwować się z powodu gola, którego strzeliliśmy do jego bramki; jeśli obraża się, bo byliśmy pierwsi na mecie; można np. zacząć go gonić, teatralnie potykając się o korzenie, własne nogi, a nawet o dmuchawce. 
  2. Udawać, że się krzyczy lub grozi, by rozluźnić atmosferę. Ważne jest, by krzyk i groźby dostosować do wieku dziecka. Ja bym raczej nie krzyczała i nie groziła dzieciom do 5 roku życia, ale już 6 latkowi - tak. Co zatem robić? Krzyczeć na siebie. Grozić, że się zje własną rękę czy wyleje wodę na głowę. 
  3. Udawać wiejskiego głupka, który nie oskarża, nie poucza, a jedynie zdziwiony stwierdza: zdaje się, że nie podoba mu się, kiedy okładasz go pięściami.
  4. Zrezygnować z godności (nie potrafię i nie ma we mnie nadziei, że kiedyś opanuję tę sztukę), by odnaleźć dziecko. Rezygnacja z godności oznacza zgodę na takie zachowanie, które w oczach innych dorosłych może być widziane jako głupie, śmieszne czy niestosowne. Można na przykład łapać puszczane bąki :) 
  5. Dostroić się do dziecka, czyli przetłumaczyć sobie w głowie to, co słyszymy lub widzimy i co nas denerwuje. Kiedy dziecko zaczepia swoją młodszą siostrę, gdy ta odwrócona jest do niego tyłem, by potem udawać, że to nie ono, można pomyśleć tak: chce się pobawić z siostrą w "zgadnij kto to?". 
  6. Wysyłać liściki do dziecka (nawet, gdy nie umie ono czytać).  Gdy dziecko zamyka się w pokoju trzasnąwszy najpierw porządnie drzwiami, można wsunąć mu przez szparę liścik, w ten sposób zaczynając korespondencję, która odnowi relacje. 
  7.  Śmiać się... ze wszystkiego, za wyjątkiem dziecka.  

... uzupełnijcie listę, jeśli Rodzicielstwo przez zabawę i Was ujęło.   

"Kiedy dołączymy do dzieci w świecie zabawy,
otwieramy drzwi do ich wewnętrznego życia
i spotykamy się z nimi serce w serce" 
                                                              (L.J. Cohen)

8.5.12

Poniedziałek dla Mamy i Taty

 
Harmonogram warsztatów opartych na Porozumieniu bez Przemocy:

I. O uczuciach i potrzebach, czyli jak budować kontakt. (14 maja)

1. NVC – alternatywa dla autorytarnego i bezstresowego wychowania.
2.Czuję, bo potrzebuję…
3. Wszystkie potrzeby są ważne. Wszystkich potrzeby są brane pod uwagę.

II. Kary i nagrody, czyli najkrótsza droga do zerwania więzi. (21 maja)
  1. Kara, czyli kiedy dziecko nie jest brane pod uwagę.
  2. Nagroda, czyli budujemy społeczeństwo rywalizacji.
  3. O karach i nagrodach w przedszkolu i szkole.
  4. Uznanie w NVC.
III. Granice – pokazywać zamiast stawiać. (28 maja)
  1. O granicach stałych.
  2. O granicach zmiennych.
  3. Stawiać czy pokazywać?
IV. „ Nie” dla ciebie, „tak” dla mnie. (11 czerwca)
  1. Dlaczego dzieci mówią rodzicom „nie” i co się za nim kryje?
  2. Dlaczego rodzice mówią dzieciom „nie” i co sięga nim kryje?
  3. Jak mówić i słuchać „nie” i nie wybuchać?
V. Rodzicielstwo przez zabawę. (25 czerwca)
  1. Słów kilka o rodzicielstwie zabawy.
  2. Zabawa lekiem „na wszystko”.
  3. Kolczaste uczucia twoje i dziecka a zabawa.
Miejsce warsztatów:
Otwarta! Pracownia Artystyczna O!PA, Dąbrowa Górnicza. ul. Ludowa 4
Termin:
Poniedziałki, według harmonogramu, godz. 16.00-19.00
Zapisy:
Osoby zainteresowane prosimy o kontakt mailowy lub telefoniczny. Ze względów organizacyjnych wcześniejsze zapisy są konieczne.
zyrafafa@gmail.com
662007220, 667677766

7.5.12

Dziecko z bliska

Moją recenzję książki Agnieszki Stein "Dziecko z bliska" przeczytacie na stronie Dzieci są ważne
Polecam.



2.5.12

Dwukierunkowa droga

       Relacja z dzieckiem nie jest jednostronna. I nigdy taka nie była. I nigdy taka nie będzie. Nie jest tak, że Zo ma być otwarta na mnie, na moje propozycje, a ja - zamknięta na Nią. Nie jest tak, że Ona nie wie, dlatego ja ją muszę nauczyć; nie rozumie, więc muszę wytłumaczyć; nie zna, więc pokazuję. Nie jest też tak, że ja już wiem, rozumiem, widzę. 


        Coraz wyraźniej dostrzegam, że Zo jest "wymagającym" towarzyszem tej naszej wędrówki. Jesteśmy teraz na takim etapie (oczekiwanie na Siostrę), że wiele się od siebie uczymy. Czasem odnoszę wrażenie, że ja uczę się więcej od Mojej Córki, niż ona ode mnie. Przede wszystkim uczę się otwartości na to, co Zo każdego dnia ze sobą niesie - przyjemnego i trudnego (niektórzy powiedzą - pozytywnego i negatywnego). Uczę się przyjmować to, co jej, choćby to moje nie było. I jest we mnie wiara, że dzięki temu Ona nauczy się przyjmować to, co moje, choćby to jej nie było (empatia).

            Czego uczy mnie Zo:
  •  słuchania opowieści bez zadawania pytań, które często zamieniają rozmowę  w wywiad; 
  • spontanicznego zawrócenia z obranej drogi, bo... 
  • rozwiązywania konfliktów, gdy opadną głośne emocje, gdy będziemy w innym czasie i innej przestrzeni (dziwne, że nie nauczył mnie tego żaden dorosły); 
  • patrzenia na drugiego, tak jakbyśmy się spotkali po raz pierwszy w życiu (wiem, wiem... to banał, ale tak jest); 
  • mówienia tego, co leży na sercu; 
  •  myślenia o sobie tylko i wyłącznie dobrze :) 
  • niekończącego się eksperymentowania;
  • porzucenia bełkotu pedagogicznego na rzecz języka osobistego (chcę/lubię/nie chcę/nie lubię);
  • nieprzyjmowania zasad, które mnie ranią, nawet jeśli to jest rana widziana dopiero pod mikroskopem;  
  • a przede wszystkim tego, że najprzyjemniejszą rzeczą na świecie jest dawanie.

           Czego Zo uczy się ode mnie:
  • cieszenia się z oczekiwania, bo dziś zdecydowanie trudniej mi odpowiedzieć szybko na jej prośby (choćby dlatego, że podniesienie się z kanapy zajmuje mi kilkanaście sekund :) )
  • nie bycia ciągle w centrum uwagi;
  • czasu tylko dla siebie;   
  • mówienia o uczuciach i potrzebach; 
  • akceptacji wobec tego, co nas spotyka;  
  • podejmowania decyzji ze względu na wzbogacenie życia, swojego lub drugiego człowieka, a nie ze względu na konieczność bycia konsekwentnym;
  • traktowania wszystkich tak samo, Dużych i Małych; 
  • a przede wszystkim tego, że najprzyjemniejszą rzeczą na świecie jest dawanie.

           Czego nauczę się od Niej dzisiaj? Czego Ona nauczy się ode mnie? Nie wiem. Jestem otwarta. Mam nadzieję, że Zo także.

         W ten piękny majowy dzień życzę Wam otwartości na to, co przyniosą Wam dzieci - przyjemnego lub trudnego, nie pozytywnego lub negatywnego :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...