28.4.13

Kreatywność dziecka

    W Zwierciadle znalazłam wyniki badań dr Jamesa Hardta, z których wynika, że kreatywność dziecka jest zabijana przez:
  • nadzór - nieustanna obecność  przy dziecku, sprawianie, że ciągle czuje się obserwowane podczas działania
  • ocena - sprawianie, że dziecko martwi się tym, jak inni ocenią jego działania (...)
  • współzawodnictwo - stawianie dziecka w sytuacji wygranej/przegranej w której tylko jedna z osób zwycięża,
  • kontrola - mówienie dzieciom, w jaki sposób mają wykonać czynność (...)
  • presja - ustalenie wysokich wymagań, co do zachowania dziecka albo wprowadzenie nierealistycznie surowej  dyscypliny, co może sprawić, że dziecko znienawidzi daną aktywność lub temat,
  • ograniczenie czasu - dzieci posiad  ają naturalną zdolność do wchodzenia w stan świadomości nazywany "przepływem" (flow), w którym czas przestaje mieć znaczenie. Potrzebują, aby pozwolono im podążać za naturalnymi skłonnościami i poszukiwaniami.
Od siebie dodam:
  •  porównywanie - do kogokolwiek; nie ma znaczenia czy do tego, który już to umie, czy do tego, który jeszcze nie opanował danej czynności. Każde dziecko rozwija się w swoim własnym tempie,
  • etykiety - słaby, gorszy, leniwy, niegrzeczny może nie mieć okazji doświadczyć tego, co grzeczny, dobry, pracowity,
  • nauczanie/wykładanie - dziecko zapamięta przede wszystkim to, co samo odkryje, do czego

    dojdzie własną ścieżką. Dzieci uczą się całym ciałem, nie tylko głową. Najważniejszą działalnością dziecka jest zabawa,
  • nagrody/kary - dzieci robią to, za co przewidziana jest nagroda lub unikają tego, co podlega karze i w ten sposób poruszają się w wyznaczonych przez dorosłego ramach,
  • dostosowanie się - dzieci działają według własnej logiki. Warto, by to dorosły podążał za dzieckiem próbując go zrozumieć i "dostosowując się" do jego pomysłów,
  • zabawki "made in china" z instrukcją obsługi - drewniane klocki, kamyki, szmatki, farby, kolorowa włóczka oraz proste zabawki rozwijają wyobraźnie, nie ograniczają dziecięcej fantazji, angażują zmysły,
  •  wychowywanie - powtórzę za Juulem: "dzieci nie potrzebują wychowania, ale przyjaznego przewodnictwa",
  • ograniczone zaufanie -   zatrzymuje nogi zmierzające w "nieznane", przytrzymuje rękę sięgającą po nieodkryte, mówi: zastanów się, pyta: na pewno to wybierasz?  
  • dyscyplina (nie samodyscyplina) - dziecko ma słuchać dorosłego.

 


Polecam także ten artykuł.

12.4.13

O złości

Znacie?

Polecam!

     Trudno jest wyrażać złość w taki sposób, by być usłyszanym i zrozumianym. By nie skrzywdzić. Siebie. Drugiego. Trudno jest obcować ze złość i dostrzegać coś więcej, niż tylko wyrzucane słowa i chaotyczne gesty. Złość nie jest mile widziana, choć jest obecna. I czasami tak trudno z nią nam się żyje. Złość (czytaj: gniew, jeśli chcesz), nie jest takim samym uczuciem jak smutek czy frustracja. Rosenberg pisze, że złość pochodzi z głowy. Przyczyną naszej złości - jego zdaniem - jest to, co myślimy, zwykle o drugim człowieku, o tym, co on powinien.

      Złość nie jest mi obca. Kiedyś napisałabym - niestety. Dziś już potrafię się nią "zaopiekować". Albo zwyczajnie przeprosić. Kiedy wściekam się to wiem, że ratunkiem dla mnie jest poszukanie potrzeb, tych niezaspokojonych. Kiedy jestem z nimi w kontakcie nie jestem wściekła. Mogę być smutna, przestraszona, niezadowolona, bezsilna, bezradna ale nie wściekła. Mogę czuć się niepewnie, mogę odczuwać ból czy lęk, ale nie gniew.
     Kiedy złoszczę się na Zo, to dzieje się tak (w 99 na 100 przypadków), ponieważ mam pewne oczekiwania wobec niej. Wyobrażenie tego, co powinna powiedzieć, jak się zachować. Jestem zorientowana nie na nią, a na "powinność".
     Złość w relacji nie jest potrzebna. Na pewno nie jest potrzebna w relacji z dzieckiem. I to z bardzo wielu powodów. Dzieci złoszczących się rodziców (za autorami polecanej książki):
  1. są bardziej agresywne i nieposłuszne,
  2. nie potrafią się kontrolować,
  3. łatwo wpadają w złość,
  4. wykorzystują przemoc fizyczną, by kontrolować innych,
  5. są mało empatyczne,
  6. są nadmiernie skupione na sobie,
  7. wykazują obojętność wobec bólu i cierpienia innych dzieci,
  8. mają trudność z dostosowaniem się do otoczenia,
  9. wykazują niski poziom kompetencji społecznych,
  10. przejawiają zachowania antyspołeczne,
  11. mają niskie poczucie własnej wartości,
  12. uważają, że nie zasługują na przyjaźń, miłość,
  13. czują się wyobcowane,
  14. są zagrożone depresją,
  15. ...
 
 

1.4.13

Zazdrość i rywalizacja między rodzeństwem

Dla rodziców takich jak ja, czyli rodziców więcej niż jednego dziecka, i dla tych którzy mają jedno ale czują, że nie jedyne :) , proponuję cykl rozmów o rodzeństwie. Dziś publikuję rozmowę z Agnieszką Stein, psycholożką, autorką książki "Dziecko z bliska".

Agnieszko, czy zazdrość i rywalizacja są wpisane w bycie rodzeństwem? 

Rywalizacja jest między ludźmi czymś powszechnym i między dziećmi pojawia się naturalnie, nie tylko w rodzeństwach. W końcu jak dwoje chce naraz tą samą zabawkę, to też w pewnym sensie rywalizują. Natomiast zazwyczaj nie jest ona problemem, dopóki dorośli nie zaczną jej podsycać. A między rodzeństwami robią to często.
Natomiast zazdrość jest dość specyficznym zjawiskiem i byłabym bardzo ostrożna z przypisywaniem zazdrości dzieciom w wieku, w jakim zazwyczaj pojawia się im rodzeństwo.

Jak to? Przecież jeszcze dzisiaj (a Zuza jest z nami od 8 miesięcy) słyszę pytanie: Czy Zosia jest zazdrosna? Wśród rodziców panuje przekonanie, że kiedy pojawia się kolejne dziecko w rodzinie, to pierwsze jest zazdrosne, bo straciło dotąd zajmowaną pozycję. Zatem jeśli to nie zazdrość, to co? 

Trudno dorosłym pozbyć się widzenia relacji między ludźmi w kategoriach władzy i rywalizacji. Przecież dziecka pozycja się nie zmienia. Nadal może być ważnym i kochanym członkiem rodziny, bo rodzina nie musi być ustawiona hierarchicznie, jeśli tylko dorośli się o to zatroszczą. Jeśli starsze dziecko miało do tej pory wiele okazji, aby doświadczyć, że jego potrzeby są dostrzegane i wspierane, to nie ma powodu, żeby uważało, że będzie inaczej.
Choć oczywiście sytuacja tak dużej zmiany w rodzinie jest ogromnym wyzwaniem i to z wielu powodów.

Tylko wiesz, często jest tak, że kiedy pojawia się pierwsze dziecko w rodzinie, to świat nie tylko rodziców, ale i dziadków staje na głowie, a właściwie dziecko staje się ich światem. Powstaje świat, w którym trochę jakby na wyłączność dziecko ma dorosłego. Z pojawieniem się brata czy siostry pojawia się też konieczność dzielenia się rodzicami i dziadkami. A to nie jest łatwe. I może stąd to przekonanie o zazdrości wobec rodzeństwa. I co z tym zrobić, kiedy się już dziecku w takim świecie pozwoliło żyć przez pierwsze 3-4 lata? 

Jak przez 3-4 lata to już nieźle, bo potrzeby 3-4 latka są inne niż noworodka. Większym wyzwaniem jest, kiedy między dziećmi jest mała różnica wieku. Wtedy rzeczywiście jest tak, jakby rodzina nagle wzbogaciła się o bliźnięta. Jedno nowonarodzone i drugie, to starsze.
Ale przede wszystkim dziecko, tak naprawdę, nigdy nie ma dorosłych na wyłączność, a raczej nie jest dobrze, żeby miało. To prawda, że jest małe i bezradne, ale mama oprócz potrzeb dziecka ma na uwadze również potrzeby swoje, swojego partnera, różnych innych ważnych dla niej osób. Podobnie inni dorośli. Dodatkowo ten okres fascynacji dzieckiem jest związany z tworzeniem więzi. To takie kolejne zakochanie. Ono też się po jakimś czasie zmienia a przecież raczej nie można powiedzieć, że miłość staje się przez to słabsza, ona wchodzi w inną fazę.
I podobnie relacja z dzieckiem kilkuletnim jest już w innej fazie niż relacja z niemowlęciem.
Poza tym nie chciałabym, żebyśmy tu doszły do wniosku, że dziecko jest zazdrosne ponieważ dorośli nie umieją kochać dwojga dzieci na raz. Bo to jest kwestia odpowiedzialności rodziców, a nie dziecka.

Hm... ciekawe. Dotąd nie pomyślałam, że "winę za zazdrość" dziecka mogą ponosić dorośli, którzy nie kochają tak samo swoich dzieci. Ustalmy - kiedy pojawia się drugie dziecko, to pierwsze nie jest zazdrosne, tak? A to wszystko, co dorośli spostrzegają jako zazdrość, np. zabieranie zabawek z ręki młodszego, wspinanie się na kolana mamy, gdy ta karmi niemowlaka, pytanie o to, kogo kochasz bardziej, to...?  

Pewnie dorośli nie kochają tak samo, bo i każdemu dziecku trochę co innego jest potrzebne. Ale to oni boją się, że jak dadzą jednemu, to drugiemu coś ubędzie. Może ubędzie, gdybyśmy chcieli liczyć rzeczy policzalne. Ilość pieniędzy czy spędzanego czasu w ciągu doby. Ale jeśli liczymy uważność na potrzeby i uczucia, to tego się nie da porównywać. Chyba warto z decyzją o następnym dziecku poczekać, aż człowiek poczuje się gotowy by obdarzyć miłością kolejne dziecko, nie pozbawiając jej jednocześnie starszaka.
Jednak nie ukrywajmy też, że pojawienie się w domu nowej osoby, to w życiu rodziny bardzo duża zmiana i pewien kryzys. Najpierw jest to kryzys w życiu rodziców, którzy nawet organizacyjnie muszą wszystko sobie na nowo poukładać. A potem kryzys w życiu dziecka, które nie wie, jak to wszystko będzie wyglądać, czuje niepokój, potrzebuje czasu. A tymczasem często uwaga koncentruje się na potrzebach młodszego dziecka. Bo to starsze takie duże, na pewno sobie poradzi. Duże ma do wyboru właściwie tylko dwie strategie. Albo może być grzeczne, miłe i zachwycać się braciszkiem czy siostrzyczką. Albo może być zazdrosne i rywalizować.
A przecież najczęściej dziecko potrzebuje samo przyjąć do wiadomości te wszystkie zmiany, które się dzieją. Potrzebuje samo zastanowić się, co o tym wszystkim myśli. Potrzebuje kogoś, kto będzie go w tych zmaganiach wspierał.
Często też dzieci potrzebują się nauczyć konkretnych umiejętności związanych z relacjami z młodszym dzieckiem. Jak ściskać, żeby nie zrobić krzywdy. Jak radzić sobie z trudnymi emocjami w bezpieczny sposób. To, że dziecko tego nie wie, jest naturalne, zwłaszcza jeśli nie miało do tej pory zbyt wielu dobrych kontaktów z innymi dziećmi.

Potrzebują kogoś, kto dostrzeże jego uczucia i potrzeby, i zaopiekuje się nimi? Kogoś kto powie: widzę, że nie wiesz czy masz się cieszyć z tego, że mas zbrata, czy nie? 

Tak. A czasami powie: widzę, że cię denerwuje jak twój brat tak płacze. Złościsz się, że bierze twoje zabawki. Nie wiesz jak to będzie dalej wyglądać.
Często jest tak, że starszy bardzo głośno komunikuje swoje odczucia związane z młodszym, ale w opinii rodziców ma prawo tylko do niektórych. Reszta jest krytykowana lub ignorowana.

A ignorowanie uczuć nie sprzyja budowaniu relacji z młodszym rodzeństwem. Więcej, ignorowanie uczuć nie sprzyja wspieraniu poczucia wartości u dziecka, już nie tego jedynego.
Agnieszko wróćmy do rywalizacji. Powiedziałaś, że rywalizacja jest naturalnym stanem rzeczy. Skąd w takim razie lęk rodziców przed rywalizacją ich dzieci? Moja koleżanka opowiedziała mi, że nie lubi chodzić ze swoimi synami na plac zabaw, bo kiedy starszy syn wspina się na drabinki i krzyczy: mamo, mamo zobacz; młodszy wspina się wyżej krzycząc: ja jestem wyżej, zobacz mamo. Wtedy starszy włazi jeszcze wyżej itd... Taka rywalizacja nie jest dobrze widziana, prawda? Co innego rywalizacja o oceny w szkole ;)

Dla mnie właśnie w takich sytuacjach bardzo mocno odczuwalna jest przewaga uwagi niewartościującej. Czyli takiej, która nie ocenia, nie porównuje, nie chwali. Ona nie nakręca tej dziecięcej rywalizacji. Pokazuje dzieciom, że mogą dostać uwagę, akceptację, zainteresowanie niezależnie od tego, co zrobią i co pokażą. Ja mam poczucie Moniko, że rodzice bardzo często korzystają z rywalizacji, żeby osiągnąć jakieś swoje cele. Podkręcić dziecko. Mówią: zobacz jak Maciuś ładnie posprzątał. Albo: dlaczego nie możesz tak, jak Ania zjeść w spokoju. Wykrzykują z zachwytem: to najpiękniejszy prezent, jaki dostałam. I chwalą się dziadkom: nasza Marysia jest taka zdolna. Te wszystkie rzeczy słyszy to “gorsze” dziecko i przeżywa bardzo trudne uczucia. Możliwe, że zmobilizuje się dzięki temu do większego wysiłku w jakiejś dziedzinie, ale odbywa się to zazwyczaj ogromnym kosztem.
Kosztem poczucia własnej wartości (i to obojga dzieci) i kosztem ich wzajemnej relacji.

Co oprócz niewartościującej uwagi mogą dać rodzice swoim dzieciom by nie podsycać rywalizacji?

Indywidualne spojrzenie na ich potrzeby. Bardzo fajnie piszą o tym Faber i Mazlish w Rodzeństwie bez rywalizacji. O takiej postawie, w której uczymy dzieci, że żeby było sprawiedliwie, nie musi być po równo. Że wszyscy czują się lepiej, kiedy ich indywidualne potrzeby są brane pod uwagę.
Można też ćwiczyć takie spojrzenie na rodzinę, w którym każdy bierze odpowiedzialność głównie za własne relacje. Dorosły nie zmusza, nie oczekuje od dzieci, że będą się lubić, kochać. Nie reaguje złością lub przerażeniem, kiedy dzieci mówią o swoich trudnych uczuciach do siostry czy brata.
Na warsztatach o rodzeństwach wiele osób mówi o tym, że zaczęli się bardziej lubić, jak każde dostało własny pokój. Albo szerzej, kiedy przestali czuć przymus tego, żeby się lubić.
Bardzo sensowne jest też zrezygnowanie w konfliktach między dziećmi z roli sędziego, który rozstrzyga, kto zawinił i wymierza sprawiedliwość. Lepiej sprawdza się rola mediatora, który stara się wysłuchać każdą stronę, daje empatię, pomaga dzieciom w uporządkowaniu ich myśli i emocji.

A jak reagować, gdy dziecko pyta: mamo kochasz mnie bardziej niż Stasia? Tato, kto z nas zbudował ładniejszą wieżę: ja czy Magda? Mamo, mamo zobacz to jest mój rysunek, nie wyjechałam za linie, a Ola tak. Co w takim sytuacjach może powiedzieć rodzic?

Przede wszystkim nie spotkałam dziecka, które zacytowane przez ciebie słowa, wypowiadało samo z siebie, bez podpowiedzi ze strony dorosłych. Więc chyba najpierw warto zacząć się pilnować i nie porównywać dzieci. Włączając w to, nie chwalenie jednego z nich.

Ok. A jeśli już się chwaliło bardziej to jedno, to jak teraz zawrócić z tej drogi? Pytam dlatego, że często słyszę żal jaki mają rodzice sami do siebie, że wcześniej nie poznali Porozumienia bez Przemocy, że z Rodzicielstwem Bliskości spotkali się dopiero jak ich dzieci miały już parę lat, że tyle lat zmarnowali.

Przede wszystkim to nie zmarnowali. Ale rzeczywiście dzieci mogą być zdezorientowane, bo do tej pory przynajmniej jedno z nich czuło się wyjątkowe i ważne przez pochwały. Dziecko, które było chwalone, może brak pochwał odbierać na początku jako krytykę. Dlatego, zwłaszcza jak dzieci są starsze, warto czasem, tak jak radzi Jesper Juul, zagrać w otwarte karty. To znaczy powiedzieć: Bardzo was przepraszamy, że do tej pory chwaliliśmy was i porównywaliśmy. Teraz doszliśmy do wniosku, że to bardzo zaszkodziło naszym relacjom i nie będziemy tego więcej robić.
Jednak miła wiadomość jest taka, że dzieci bardzo szybko odczuwają ulgę związaną z tym, że są akceptowane i kochane bezwarunkowo. Zwłaszcza szybko może być widoczna poprawa zachowania, tego dziecka, które do tej pory rywalizowało “w byciu gorszym”. Zwłaszcza jeśli brak pochwał jest zrekompensowany przez żywe zainteresowanie potrzebami i uczuciami dzieci.
To rodzice potrzebują czasu, żeby przestawić się na inne reagowanie.

Agnieszko dziękuję za rozmowę.