Gościnnie na blogu Agnieszka Stein, autorka książki "Dziecko z bliska".
Natura rozwija się przez
skrajności. Dotyczy to zarówno dzieci, dorosłych jak i całych
społeczeństw. Kolejny przykład tego zjawiska widzę w trakcie
moich spotkań z rodzicami. Ze świata agresji przechodzimy właśnie
do świata strachu przed agresją. Ten strach jest tak silny, że
zastanawiam się czy w ogóle używać w tym kontekście słowa
agresja, bo budzi ono w tej chwili prawie wyłącznie negatywne
skojarzenia.
Żyjemy w strachu, bo
każdy przejaw tego, że dzieci się złoszczą, bywają wściekłe,
używają siły fizycznej do rozwiązywania swoich problemów,
radzenia sobie z frustracją i generalnie zaspokajania swoich
potrzeb, budzi obawy.
Słyszę więc od
rodziców, że ich malutkie dziecko stosuje wobec nich przemoc.
Jednak stosowanie przemocy zakłada posiadanie przewagi i świadomości
intencji, co w przypadku małych dzieci nie jest możliwe. Malutkie
dziecko po prostu nie zna wielu strategii na zaspokajanie i
komunikowanie swoich potrzeb. Radzi sobie tak, jak potrafi. Spotykam się z pytaniami
o to, skąd u dziecka pomysł, żeby w złości szarpnąć,
uderzyć, ugryźć. Tymczasem używanie swojego ciała i siły
fizycznej do rozwiązywania swoich problemów jest częścią naszego
biologicznego wyposażenia. Wszyscy rodzimy się z potencjałem do
bronienia swoich potrzeb w sposób fizyczny, za pomocą rąk, nóg
czy zębów. A w dodatku umiejętność uderzenia jest oczywiście
dużo wcześniejsza niż umiejętność mówienia o swoich
potrzebach, czego właśnie trzeba się dopiero nauczyć.
Wiele obaw budzi
przedszkolak, który się złości, kopie, bije. Choć na danym
etapie rozwoju jest to zjawisko jak najbardziej adekwatne i
prawidłowe (co nie znaczy, że ktoś chciałby, żeby dziecko się
na tym etapie zatrzymało). Czasem niepokój ma swoje źródło w
przekonaniu, że skoro dziecko teraz radzi sobie z frustracją za
pomocą bicia to potem będzie już tylko gorzej. Podobne obawy budzi
starsze dziecko, które swoje emocje wyraża wprawdzie już słowami,
ale mającymi zbyt duży ładunek emocjonalny (przeklina, grozi, że
komuś zrobi krzywdę).
Tymczasem Jesper Juul
pisze o czymś, co warto by chyba umieszczać na ścianie w każdej
szkole i poradni dla rodziców. Jeżeli dzieci nie będą
miały jako dzieci (do około 10-12 roku życia), możliwości
rozwiązywania swoich trudności w sposób fizyczny, to w życiu
dorosłym nie będą ich potrafiły rozwiązywać w sposób
intelektualny. Będą tłumić złość, wybuchać gniewem,
manipulować. Drogą do większej harmonii nie jest więc zmuszanie
dzieci do tego, żeby udawały dorosłych, a raczej pozwolenie im na
to, żeby były dziećmi i żeby ich rozwój przebiegał w
zaplanowanym przez naturę porządku.
Na potwierdzenie tezy
Jespera Juula mam obserwację, że dzisiejsi dorośli naprawdę nie
potrafią radzić sobie ze złością i frustracją w dojrzały
sposób. Trudno jest im być ze swoimi emocjami i szukać stojących
za nimi potrzeb, bo zwyczajnie boją się do swojej złości
przyznać. A także spostrzeżenie ze szkolnego korytarza, że rośnie
ilość nastoletnich dziewczynek, które są bardzo agresywne,
prawdopodobnie dlatego, że mają jeszcze mniejsze przyzwolenie niż
chłopcy na to, żeby przeżywać złość.
Na koniec wyjaśnię, co
mnie zmobilizowało do napisania tego tekstu. Była to historia
amerykańskiego pięciolatka, który został surowo ukarany za to, że
mimo napomnień strzelał do innych dzieci, najpierw z palca, a potem
z pistoletu zbudowanego z klocków lego. Jest jakaś ironia w tym, że
zdarzyło się to w kraju, gdzie przypada najwięcej chyba broni na
jednego mieszkańca.
Tymczasem prawda jest
taka, że dzieci nie nauczą się radzenia sobie ze złością jeśli
nie będzie im wolno jej doświadczać i komunikować. Jeśli nie
będą mogły w praktyce trenować tego, do czego złość została
wymyślona. Czyli radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, chronienia
własnych granic, troszczenia się o własne potrzeby.
Warto sobie to
przemyśleć, bo strach przed złością nie pomaga w jej skutecznym
oswajaniu. To może się udać tylko temu dorosłemu, który się od
tego strachu spróbuje uwolnić.
foto. A. Stein
A ja nie chcę żeby moje dziecko biło inne dziecko tylko dlatego, źe to taki etap w rozwoju.
OdpowiedzUsuńok. niech się złości, przeżywa frustrację i wyraża to. jednak gdy bije, sama myśl o tym, że to naturalny etap nie pomaga. nikt nie chce być bitym, bo to boli. co więc robić?
OdpowiedzUsuń"Jeżeli dzieci nie będą miały jako dzieci (do około 10-12 roku życia), możliwości rozwiązywania swoich trudności w sposób fizyczny, to w życiu dorosłym nie będą ich potrafiły rozwiązywać w sposób intelektualny. "
jak dać im tę możliwość? pozwolić się bić? poświęcić siebie, żeby nie trenowały na innych dzieciach? nie wiem jak to zorganizować.
Skoro to naturalny etap jak go przetrwać. jest diagnoza, a gdzie lekarstwo? Czekam na wpis o radzeniu sobie z tą sytuacją.
OdpowiedzUsuńTo jest tekst bardziej o tym, żeby nabrać dystansu i nie bać się, niż o tym, żeby nie reagować i nic nie robić.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że to napisałam ;)
Obiecuję, że będzie druga część o radzeniu sobie z dziecięcą złością.
o o! to ja czekam na ciąg dalszy - mam ogromny problem z radzeniem sobie z płaczem mojego dziecka, gdy sama jestem zirytowana..
UsuńŚwietny tekst :) takie podsumowanie krakowskich warsztatów, i spotkania z zeszłego tygodnia. Dzięki wielkie. Jest w nim wiele odpowiedzi na moje rozważania.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Martyna
Mam bardzo podobne obserwacje! Rodzice mają poczucie ogromnej presji by być tzw.dobrymi rodzicami. Boją się, aby nikt im nie powiedział ,że źle wychowali dziecko. I chyba z tego lęku często wynika taka obawa przed złością czy agresją dziecka. A może też z tego, że swojej złości też się boją, bo jej nie oswoili i nie nauczyli sobie z nią radzić... pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie że to napisałaś. Ja jednak bym chciała temat zgłębić. I tak w istocie szczególnie pokolenia obecnych 30-40 latków ma problem ze złością. Czasem jestem tak wściekłą że mam ochotę się wydzierać jak oszalała a jedyne co robię to zaciskam palce na nadgarstku i czuję wstyd że jestem taka wściekła. A kiedy już krzyknę na dziecko czuję poczucie winy przez wiele dni. Naprawdę nie mam pojęcia ( i wiem że nikt z pośród moich znajomych niema) jak radzić sobie ze złością i frustracją w dojrzały i odpowiedni sposób. Może napisała byś kilka porad?
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że radzenie sobie ze złością to umiejętność uświadomienia sobie bycia zezłoszczonym. Nie tłumienie i powstrzymywanie i udawanie, że nie jestem zła. Czasem do poradzenia sobie wystarczy głośno czy tylko do siebie powiedzieć: "czuję wściekłość", "z drogi bo będę gryźć" czasem nawet wydanie mocnego dźwięku tak od środka;) Otoczenie może pomóc a może złościć jeszcze bardziej ale wystarczy wiedzieć, że zaraz przejdzie i dać sobie do tej złości prawo. Tymczasem gdy czujemy złość to potęguje ją jeszcze narastające poczucie winy. Zupełnie niepotrzebnie bo jeśli damy sobie prawo do złości, to gdy ona ustąpi możemy odetchnąć, uśmiechnąć się i powiedzieć uff, możemy nawet przeprosić jeśli w złości nieopatrznie kogoś dotknęliśmy, przestraszyliśmy a ten ktoś szybko wybaczy gdy się przekona, że to była chwila i już jest ok. Moim zdaniem lepiej wybuchnąć (ech żeby tylko wszyscy dookoła nas nie atakowali, strofowali czy też wybuchali w reakcji na nasz wybuch tylko wiedzieli, że wystarczy dać nam chwilę i zaraz będzie ok. Chyba wszyscy byliby mniej sfrustrowani. Oczywiście dotyczy to sytuacji prywatnych. W oficjalnych oznaką radzenia sobie jest jednak zapanowanie nad złością na wszelkie sposoby, chyba ...
UsuńJa mysle, ze porady tu nie zadzialaja na sto procent. Mysle ze trzeba pokonac strach , jak pisze Agnieszka i odwaznie dzialac, nie biorac pod uwage tego co ludzie pomysla. ja juz od jakiegos czasu, mimo ze moja corka ma dopiero, a moze juz:) 10 miesiecy rozmawiam z moim partnerem jak bysmy zareagowali na jakies zachowanie dziecka, co bysmy powiedzieli itp.Dzielimy sie opiniami i obserwacjami, ale jak to bedzie w praktyce......kto to wie?
OdpowiedzUsuńMysle tez ze w radzeniu ze zloscia pomaga czas dla siebie 15 minut pod prysznicem i skupieniem sie tylko na sobie, modlitwa, medytacja, spacer i obserwowanie rozkwitajacych drzew - takie odkwaszanie organizmu, zeby zalegla frustracja i stlumiona agresja wszly, wyparowaly. I zeby jej nie przekladac na innych.
Właśnie tego dziś potrzebowałam. Zrozumienia i wsparcia w nie potępianiu złoszczącego się dziecka. Ten blog już nie raz mi pomógł. Dziękuję, że jesteś. Potrzebowałam zrozumieć zlość. Potrzebuję kochać i akceptować też te trudne emocje. Trudno jest to robić, kiedy wokoło są tylko oceny, osądy i chęć ukarania. Na szczęście już potrafie nie ulegać. Szukam pomocy. Tu ją znajduję. Nabieram dystansu, oddycham. Znów mam siłę być rodzicem bliskości.
OdpowiedzUsuńDzięki, Agnieszko i Moniko:) Bardzo żywy to temat dla nas ostatnio, wiele przemyśleń przed nami;)
OdpowiedzUsuń