Ostatni post wywołał sporo zamieszania :) Był szeroko komentowany nie tylko na blogu. Czytając niektóre komentarze było mi przykro, że ludzie takie wnioski wyciągają. Czytając komentarze coś jednak do mnie dotarło - są rzeczy, o których nie napisałam, choć miałam je w głowie, rzeczy, które być może dałyby większy wgląd w opisane przeze mnie sytuacje. Dlaczego nie poświęciłam im od razu uwagi? Bo w założeniu chciałam Wam TYLKO pokazać sytuacje, w których moja córka przestaje czuć się bezpiecznie. No i chciałam pokazać, że wtedy gram z nią w jednej drużynie. Wy jednak, wnioskuję po komentarzach (niektórych, czyli nie wszystkich, że sparafrazuję Noblistkę) chcieliście przeczytać jak w takich sytuacjach zachować się zgodnie z Porozumieniem bez Przemocy. Mea culpa :) Na usprawiedliwienie (żart) chcę tylko dodać, że NVC się uczę, że w NVC nie ma ludzi nieomylnych, guru posiadających tajemną wiedzę, i że to nie jest tak, że w NVC można wypracować jakieś standardy, które sprawdzą się u wszystkich i zawsze.
Zanim napiszę, jak w trudnych sytuacjach (trudnych nie tylko dla dziecka, ale i dla rodzica) stosować język żyrafy, to chcę wszem i wobec oświadczyć, że nie potrafię być żyrafą non stop. Więcej: nie wiem czy kiedykolwiek będą 100% Żyrafą, gotową na wchodzenie w relacje z każdym napotkanym na mojej drodze człowiekiem. Czasem (jak w przypadku scenki nr 1 i 3) nie mam ochoty na kontakt, więc nie obdarzę drugiego empatią, nie będę przyglądać się jego uczuciom, by znaleźć potrzeby. Czasem, głównie gdy jestem zmęczona, zestresowana lub zła, trudno jest mi szukać potrzeb mojego własnego dziecka, a co dopiero obcego.
Czasem też jest tak, że nie wiem jak zareagować. Że nic "mądrego" do głowy mi nie przychodzi, że choć znam teorię, to tak trudno w danej sytuacji przekuć ją na konkretne działanie. Czasem nie widzę drugiego, bo trudno mi dostrzec samą siebie. Potrzebuję empatii przede wszystkim dla siebie. Nie mogę dać drugiemu tego, czego sama nie mam. Pisałam o tym trochę tutaj.
Najwięcej kontrowersji wywołała scenka na placu zabaw. I nie dziwię się, bo i dla mnie ona była najtrudniejsza. Oto bowiem ojciec postanawia pohuśtać (potrzeba zabawy) swojego płaczącego syna (smutnego, rozżalonego) żądając (nie przyjął mojego "nie", więc to nie była prośba) ściągnięcia z huśtawki Zo (ona też zaspokajała swoją potrzebę, potrzebę zabawy). Kiedy dziś patrzę na tą scenę to już wiem dlaczego nie przesunęłam się. Nie było we mnie zgody na zaspokojenie potrzeb jednego dziecka kosztem drugiego, tak mojego. Chyba nikogo nie dziwi, że zatroszczyłam się o moją córkę, zamiast o chłopca, który był z tatą. Czy to nie jego rolą było zatroszczyć się o swoje dziecko? Według mnie to on powinien dać synowi empatię i wesprzeć go w tym, że nie może się pohuśtać. On jednak wybrał inną drogę - przestawienie mojego dziecka tak, żeby jego miało to, co chce.
Opowiadając przyjaciółce o tej sytuacji usłyszałam, że nie przyszłoby jej do głowy kazać zejść jakiemuś dziecku z huśtawki, by pohuśtać syna, nawet gdyby to miało trwać 3 godziny. "Nie jestem od tego, żeby ustawiać innych ludzi pod niego, tylko po to, żeby radził sobie z tym, że nie zawsze wszystko będzie miał" - dodała na koniec.
W przedszkolu Montessori jest taka zasada - wiem to od pracującej tam psycholożki - jeśli ktoś
bierze pomoc z półki (a nie ma dwóch takich samych), to zawsze trzeba to
uszanować. Jak inne dziecko chce się zajmować tym samym, to musi poczekać albo
poprosić dziecko, które to ma, żeby dołączyć, a ono może powiedzieć "tak" lub
"nie" i zawsze trzeba to uszanować. Jak dziecko się nie zgodzi na wspólną pracę, to trzeba
czekać i to nawet czasem kilka dni. I dzieci czekają (nawet 3 latki).
Jak mogłabym postąpić gdybym chciała nawiązać kontakt z ojcem? Na przykład tak:
Tata płaczącego 3 latka do Zo: Możesz już skończyć huśtać się?
Ponieważ Zo nie reaguje (ja jeszcze też nie) Tata powtarza: Możesz już skończyć? (Brak reakcji).
Tata szuka wzrokiem Rodzica tego dziecka. Znajduje, więc zwraca się do mnie: Niech Mała już skończy. Chcę pohuśtać syna. (Brak reakcji). Tata zadaje więc pytanie: Może ją Pani ściągnąć z tej huśtawki?
Ja: Chciałby Pan, żebym moja córka zeszła z huśtawki, by mógł Pan pohuśtać syna?
Tata: Tak, widzi Pani że płacze. Obiecałem mu, że jak przyjdziemy na plac zabaw to pohuśtam go.
Ja: Rzeczywiście Mały jest smutny. Zapytam córkę kiedy skończy się huśtać. Jak skończy to pohuśta Pan syna. Czy tak może być?
Tata: Ale on płacze. Pani córka jest starsza więc mogłaby mu ustąpić.
Ja: Widzę, że chciałby Pan, żeby syn przestał płakać. Chciałby Pan, żeby dobrze się tutaj bawił.
Tata: Jasne. No ile można płakać?
Ja: Rozumiem, że jest Panu trudno, gdy Mały płacze. Proszę zaczekać, zapytam Zo. (idę do Zo i po chwili wracam). Córka chce pohuśtać się jeszcze osiem razy. Zwracając się do chłopca - może razem policzymy do ośmiu. I zaczynam liczyć jeśli chłopiec nie protestuje.
To tylko jedna z opcji :)
P.S. Dla zainteresowanych - Zo zeszła z huśtawki chyba po minucie i szepnęła do mnie: Teraz chłopiec (empatyczne dziewczynka, nieprawdaż?)
Z tym placem zabaw miałam podobne zdarzenie, tyle że moja Marcela nie chciała pożyczyć wiaderka czy jakiegoś innego sprzętu (już nie pamiętam) i mamy obecne w piaskownicy były oburzone, że nie zabrałam jej zabawki siłą, by dać temu dziecku, które chciało, bo przecież trzeba się dzielić...
OdpowiedzUsuńfaktycznie brzmiało mnie lepiej, ale tak jak napisałaś: ''nie widzę drugiego, bo trudno mi dostrzec samą siebie.'' NVC ma sens tylko wówczas, gdy pamiętamy o własnych potrzebach, prawda?
OdpowiedzUsuń100% prawda:)
UsuńJa zachwycona tym jak sobie poradziłaś w tych trzech sytuacjach, jak wspierałaś Zo, przeczytałam tamtego posta mojemu mężowi. Oboje się uśmialiśmy i naszym porozumieniem bez słów czuliśmy oboje jak musiało wam być trudno, bo sami co dzień komentujemy sobie wewnętrznie tego typu sytuacje, które słyszymy w naszym otoczeniu. Na razie nie są one zbyt często naszym udziałem bo nasza Mała na razie raczej tylko obserwuje starsze dzieci.
OdpowiedzUsuńOczywiście rozwiązanie nvc które tutaj napisałaś jest imponujące, na miarę Rosenbergowych przykładów. Niemniej kiedy czytałam tę książkę przy każdym z nich myślałam, że zachować się w ten sposób mogą ludzie o anielskiej cierpliwości albo po latach terapii i ćwiczeń.
Widzę w opisanych przez Ciebie sytuacjach walkę o samopoczucie córki, widzę poczucie humoru i dystans w samym sposobie opisywania (to jak pomijasz fragmenty). Chciałabym umieć tak zareagować kiedy przyjdzie czas.
Moniko, coś zjadło mój komentarz wczorajszy?
OdpowiedzUsuńSkomentowałaś na FB. Tutaj nic nie przyszło.
UsuńDziwne, napisałam tu wczoraj dobry kawał tekstu o tym, jak to było wczoraj w piaskownicy. Może nie zaakceptowałam? Kto wie, zmęczona byłam wczoraj okrutnie. Dziś niewiele lepiej, więc póki co znikam. Serdeczności:)
UsuńMoniko, od około roku regularnie czytam Twojego bloga - niektóre posty po kilka razy. Dziękuję za tę możliwość. Za pokazanie metody NVC i te wszystkie wpisy z podanymi konkretnymi przykładami. Staram się każdy chłonąć i analizować, by umieć odpowiednio reagować w podobnych sytuacjach. Im więcej czytam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu jak dużo pracy jeszcze przede mną. Boję się, czy juz teraz umiem odpowiednio reagować na zachowania Antosia. Staram się, ale czesto zdaję się być bezradna. Często nie umiem zrozumiec o co Mu chodzi, dlaczego płacze, rzuca zabawkami..Tutaj znajduję wiele odpowiedzi, za co ogromnie dziękuję!!
OdpowiedzUsuńCześć :) Cieszę się, że napisałaś te posty, ponieważ zastanawiałam się, w jaki sposób reagować w takich przypadkach. Ja bardzo denerwuję się, gdy obca osoba w niewłaściwy wg mnie sposób ingeruje w to co robię ja lub moje dziecko. Skutki moich gwałtownych często reakcji nie są pozytywne.
OdpowiedzUsuńBynajmniej niedawno byłam z dzieckiem u psychologa i szukałam tam potwierdzenia tego, o czym piszesz, znalazłam.
Często się denerwuję, gdyż samej jest mi trudno przestawić się na typ relacji, który proponujesz i w momencie gdy jeszcze dodatkowo ktoś z zewnątrz wtrąca się w irytujący sposób, nie wiem co mam robić i wahałam się, która droga jest właściwa.
Trudno jest w szkole.
Naprawdę czasami bardzo trudno jest zaakceptować nauczyciela, który działa wg stylu autorytarnego.
Witam.Przypadkowo trafiłam,przeczytałam kilka postów i czuje,że głos zabrać muszę.Jestem mamą chłopców(14 lat i 16 miesięcy)i mam nieodparte wrażenie,że jakieś niepotrzebne ,,bicie piany"następuje,roztrząsanie przypadkowych a może nawet hipotetycznych sytuacji.Po co?O dobrym wychowywaniu dzieci naprawdę nie świadczy ilość przeczytanych poradników i innych mądrych książek,nie nauczymy się być matkami kończąc nawet kilkanaście fakultetów.Bo dzieci należy po prostu KOCHAĆ.A tą miłość mamy w sobie.Słuchajmy zatem własnego sumienia,działajmy jak podpowiada nam intuicja,bo od tej matczynej nic lepszego nie ma i bądźmy szczęśliwe.Mam wrażenie,że spotkałam tu mamy,które wpadają w panikę i poczucie winy,bo nie reagują tak jak ktoś inny na pewne sytuacje.Ale cóż z tego?Jesteśmy indywidualnościami,mamy własne uczucia i własne dzieci,każde inne i tak musimy je traktować.Nie ma cudownych schematów wychowawczych,w które możemy wkładać nasze dzieci i czynić je podobnymi do siebie.Wręcz odwrotnie cieszmy się ich ,,innością". Nie jestem mentorem, a w blogosferze czuję się zupełną ignorantką,ale chciałam podzielić się własnymi odczuciami i zaapelować do mam o zdrowy rozsądek i wiarę we własne ,,matkowanie"często intuicyjne,ale bez wątpienia niezawodne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anka
Nie zgadzam się z Tobą Aniu. Jasne, że nie da się żyć ściśle wg poradnika :) ale nie wszystkim rodzicom i dzieciom wystarczy miłość i intuicja. Niestety.
UsuńNiektórym tylko się wydaje, że kochają, a tak naprawdę w ogóle tego nie potrafią.
Zresztą, drdora napisała to, o czym myślę.
Skończyłam już 30 lat, a kiedy moja matka mówi do mnie "kocham cię" czuję w ustach smak obrzydzenia.
Kiedyś zobaczyłam tą samą reakcję na moje słowa we własnym dziecku.
a co wg ciebie znaczy kochac dziecko?
OdpowiedzUsuńniesiemy za soba pokolenia doswaidczen wychowawczych...dobrych, zlych, lepszych, gorszych...uwazamy, ze mielismy fajne/kiepskie dziecinstwo...rodzice tez nas kochali...niektorym ta milosc bokiem wyszla...niektorzy nie wiedza co znaczy kochac dzieko, bo tego nie poznali...dlatego ludzie szukaja...szukaja dla wlasnego rozwoju...szukamy bo kochamy nasze dzieci...moze mozna zrobic cos lepiej/inaczej niz poprzednie pokolenia? jest takie powiedzenie indianskie: jesli skonczymy z jakims przyzwyczajeniem to odcinamy sie od 7 pokolen wstecz i robimy cos dla 7 nastepnych pokolen...
czemu analizujemy sytaucje? bo nie lubimy byc bezsilni? bo mozemy siebie lepiej poznac?nasze potrzeby, uczucia....
teraz napisz mi prosze, co wg ciebie znaczy kochac dziecko...
Na razie tylko nastolatek,ale mam nadzieję,że z czasem i Bączek(kiedy tylko będzie już potrafił)mówi do mnie:,,jesteś najlepszą mamą na świecie"-to dla mnie znaczy kochać dziecko!
UsuńA.
to jest to co ty chcesz osiagnac dla siebie wychowujac dzieci. a czego chcesz dla nich?
UsuńMoi chłopcy to szczęśliwe dzieci prawdziwej rzeczywistości,czyli takiej gdzie jest wesoło i smutno,zimno i gorąco,gdzie mama jest do zabawy i przytulania, ale również bywa zła i smutna,śmieje się i płacze,gra w gierki a potem każe sprzątać...Kiedyś będą szczęśliwymi dorosłymi prawdziwej rzeczywistości.
UsuńA.
Czytam bloga od dawna ale rzadko komentuje. Zwykle wtedy, gdy mnie mocno coś porusza, tak jak dzisiaj. Bardzo trudno jest mi zgodzić się z tymi z spośród Was, które piszą, że to, co czytają to "bicie piany", że w opisanych sytuacjach ktoś postąpił dobrze, a ktoś źle, że wystarczy słuchać tylko siebie i nie potrzebne jest wsparcie z zewnątrz, także z książek. Pewnie nie wszyscy dotarli do komentarzy, które tu zamieściłam więc przedstawię się jeszcze raz - jestem mama chłopców, która słuchając siebie biła swoje dzieci. To tutaj po raz pierwszy publicznie się do tego przyznałam, bo post o biciu, który napisała Monika odblokował mnie. Potem przeczytałam kilka książek i uzmysłowiłam sobie jak wielką wartością jest spotkanie człowieka, np. autora bloga, książki, artykułu, który pisze by jak to wielokrotnie podkreślane jest na tym blogu "wzbogacać życie innych".
OdpowiedzUsuńDrdora pyta co to znaczy kochać. Ja kiedyś myślałam, że to oznacza wymagać i karać, gdy dzieci nie są posłuszne. Tak zaczęło się bicie w naszym domu. Potem już było gorzej ale nie chcę o tym pisać.
Anka, jak widzisz trudno mi się zgodzić z tobą, bo ja też "matkowałam" ale krzywdziłam.
Moniko, po raz kolejny chcę Ci podziękować za słowa, które poruszają mnie tak mocno, że trudno mi milczeć.
Pozdrawiam.
Drdora zadała bardzo fajne pytanie: czego chcesz dla swojego dziecka?
OdpowiedzUsuńNigdy nie sądziłam,że podejmę się wirtualnej polemiki,lubię rozmawiać z ludźmi,ale tak po staremu, patrząc rozmówcy w oczy:)Więc ostatni raz to zrobię,obiecuję.Aby było jasne, tylko wyraziłam swoją skromną opinię,nie oczekuję za to poklasku ani kary.Nie potępiam, nie pouczam.Mam tylko nieodparte wrażenie,że jak we wszystkich dziedzinach również i w wychowywaniu dzieci dopadła nas moda,tym razem na wychowywanie wg podręczników,poradników,światowych trendów czy czegoś jakkolwiek nazwanego.A z tym się po prostu nie zgadzam, bo nadal wierzę w moc jednostki, w tym wypadku-matki!Tak się składa ,że z autopsji zam trochę Danię i jej mieszkańców,mentalność nieco odmienna od naszej, nie da się ukryć.Więc skąd pewność,że Juul jest ideałem każdej rzeczywistości?To prawie tak jak udowadniać wyższość bananów nad jabłkami,chociaż to właśnie te drugie są przecież naszymi rodzimymi.
OdpowiedzUsuńI jeszcze słówko dotyczące analizy prawie każdej relacji i reakcji dziecka na inne dziecko,dziecka na mamę,mamę na dziecko itp.skąd mama żona gospodyni córka koleżanka sąsiadka i jeszcze wiele innych postaci w jednym, znajduje w codziennej krzątaninie czas na te analizy??Albo czyni to,bo nie ma nic innego do roboty,albo jest to jej zawodowa powinność,albo czyni to dla wzmożonej poczytności swojego bloga.Bo ja na Boga nie mogłabym( a może mogłabym tylko nie byłoby obiadu )tak wszystkiego analizować i szukać na potwierdzenie swoich tez odpowiednich akapitów.Bo znowu zapytam, po co?
I teraz dla tych,komu znowu zawrze krew po przeczytaniu,to są tylko i wyłącznie moje odczucia,mogą zupełnie nikomu się nie podobać i chwała Wam za to,różnimy się i to cenię w ludziach najbardziej- indywidualność.
P.S.
Gogol powiedział:,,Wychowanie zaczyna się w chwili,gdy nam się zdaje,że się już skończyło."Dla mnie oznacza to, że właśnie wtedy kiedy działamy kierując się intuicją a nie poddając się narzucanym zewsząd mądrościom.
Anka
Anka proponuję przeczytać jeden z pierwszych postów, ten który mówi o tym po co piszę.
UsuńWiesz co Ania, mam wrażenie, że krew wrze tylko w Tobie.
UsuńJuul pewnie nie jest ideałem, ponieważ nikt nim nie jest, natomiast każdy może z Juula czerpać dla siebie to, co uważa w nim za cenne. Cenne dla siebie.
Do Anki: piszesz, że nie mogłabyś tak wszystkiego analizować i piszesz, że autorka robi to bo "... nie ma nic innego do roboty,albo jest to jej zawodowa powinność,albo czyni to dla wzmożonej poczytności swojego bloga." Hm, ciekawe. Bo zdaje się, że Ty też albo "nie masz czasu, albo robisz to z jakiejś powinności, albo też chcesz być czytana", że zamieszczasz komentarze.
OdpowiedzUsuńNie wydaje Ci się teraz dziwne to, co napisałaś?
A ja mam dwie córeczki z małą różnicą wieku- niecałe 1,5 roku.
OdpowiedzUsuńCzęsto jest sytuacja, że starsza czyta książeczkę, a młodsza podpełza i zabiera. Jak wtedy zareagować, podpowiesz mi?
Staram się nie dopuszczać do takich sytuacji- kiedy widzę, że Julka podpełza do Ani, staram się ją czymś zająć, ale często nie skutkuje (Julka ma 8 mcy) bo to co ma siostra jest najfajniejsze. A Julka nie rozumie jeszcze "poczekaj aż Ania skończy się bawić". A Ani nie podoba się, że Julka zabiera jej coś, co ją w danej chwili interesuje.
Ciężko mi w takich sytuacjach bardzo i nie wiem jak zareagować :(
Po pierwsze nie jestem za izolowaniem dzieci :) Domyślam się, że czasami trudno Ci znaleźć sposób, który uwzględni obie córki. Że trudno patrzeć na jedno płaczące, a drugie smutne dziecko. My rodzice chcielibyśmy, żeby nasze dzieci były radosne i zadowolone, a tymczasem codziennosc przynosi frustracje. Co robić? Zaakceptować różnice zdań dzieci. Pozwolić dziecim wyznaczać swoje granice, pozwolić im mówić:" nie chcę się z tobą bawić, nie dam ci tego" i wspierać dziecko, któremu jest trudno. Myślę, że interwencja jest konieczna wtedy, gdy dzieci o nią proszą lub gdy zdrowie jednego z dzieci jest zagrożone.
OdpowiedzUsuńNie wiem ile dziewczyny mają lat. Czy są w wieku zabawy obok siebie, czy już bawią się razem. Trudno mi więc zaproponować coś konkretnego. Poza tym nawet gdybym to wiedziala, to nie znam dziewczynek więc to, co działa gdy moja córka bawi się ze swoją o rok młodszą koleżanką u Was może nie zadziałać.
To, co proponuję to obserwacja tych sytuacji, które wywołują silne emocje u Waszej Trójki i poszukiwania strategii, która uwzględni jak największą ilość potrzeb, ale nie wszystkie, bo to nie jest możliwe. Warto też pytać o co chodzi, gdy młodsza wyrywa starszej lalę. Czy rzeczywiście o lalkę, czy raczej Mała szuka towarzysza zabawy, chce być wzięta pod uwagę, a może nudzi się i szuka jakiejś zabawy dla siebie? A może chce być jak siostra i dlatego potrzebuje jej zabawek. Co o tym myślisz?
Dziękuję że znalazłaś czas na odpowiedź :-)
UsuńProblem jest, że tak jak napisałam, młodsza-Julka, ma dopiero 8 mcy. Więc bardziej domyślam się o co chodzi niż otrzymuję od niej odpowiedź. Myślę, że to, że atakuje zabawkę, którą ma siostra, to z jednej strony chęć współzabawy, z drugiej- zabawki w rękach dwuletniej siostry nagle ożywiają się i stają się bardziej interesujące.
Ania, czyli starsza, mówi jej "nie chcę, żebyś to ruszała", ale Julka i tak rusza, co kończy się płaczem Ani. I to dla mnie trudna do zaakceptowania sytuacja, bo boję się, że nie ingerując niejako staję po stronie Julki (która podpełzuje i przerywa zabawę siostry, więc osiąga to co chciała), nie chcę, żeby Ania czuła się źle w takiej sytuacji.
Wiem i akceptuję to, że są i będą sytuacje, w których dziewczyny będą miały różne zdania, kiedy będą się kłóciły. Ale w tej konkretnej sytuacji martwi mnie, że to Ani zawsze jest smutno- bo ona Julce zabawek nie zabiera, a jeśli chce wziąć zabawkę, którą bawi się Julka, to zawsze daje Julce inną zabawkę w zamian, na zasadzie wymiany.
To może warto zadbać o przestrzeń tylko dla Ani, w której będzie mogła się bawić tak jak chce. Bez Julki za rogiem :)Może poniedziałkowe popołudnia dla Ani i Mamy, Ani i Taty?
UsuńWitajcie!
OdpowiedzUsuńWrócę jeszcze do wątku, który poruszyła Ania.
Właściwą drogą wydaje mi się coś po środku, jak przeważnie w życiu bywa. Mam 3-miesięczną córkę, jestem "początkującą" mamą. Po porodzie dostałam w szpitalu pudło z darmowymi gazetami i po przeczytaniu ich postanowiłam, że nie będę kupować żadnych poradników, bo szału można dostać, gdyby się chciało wprowadzić w życie wszystkie zasady. O chaosie informacyjnym i ogłupieniu, odrętwieniu, zdezorientowaniu młodych matek napisałam tutaj: http://zonaimama.blox.pl/2012/05/Instynkt.html
Dalej sądzę, że to instynkt jest najważniejszy w wychowaniu. Nie zmienia to jednak faktu, że chętnie dowiedziałabym się, jak reagować w trudnych sytuacjach, poznała różne teorie i wybrała tę, która jest mojemu instynktowi najbliższa. Bo skoro można się czegoś nauczyć korzystająć z cudzej wiedzy, to czemu nie? Tym bardziej, że za nasze błędy wychowawcze nie płacimy my sami (rodzice), ale przede wszystkim na dzieci. Nie dajmy się jednak zapędzić w kozi róg i dla siebie samych bądźmy choć trochę wyrozumiali. "Bezstresowe wychowanie" dla rodziców? Czemu nie :)http://zonaimama.blox.pl/2012/06/Patriotyczne-Bobo-kibicuje-po-swojemu.html
Wiem, to mało odkrywcze, ale znajdźmy po prostu złoty środek.
Pozdrawiam, szczególnie Autorkę mądrego bloga :)
Piszesz, że Zo zachowała się empatycznie schodząc z huśtawki... A wg mnie po takiej "aferze" po prostu tak się zestresowała, że chciała stamtąd odejść, nie słysząc kompletnie potrzeb chłopca, nie było na nie miejsca w całym tym zamieszaniu, przez swoją postawę nie pozwoliłaś Zo być empatyczną dziewczynką... przepraszam Moniko, ale tak właśnie to odbieram.
OdpowiedzUsuńNie chcę wypowiadać się na tematy PbP, na których się nie znam, ale pozwól, że odniosę się do wątku podejścia Montessori. Owszem, czeka się na pomoce, pracuje na dywanikach, żeby zaznaczyć swoją autonomię. Ale z drugiej strony, dlatego w przedszkolach tego typu w grupie są dzieci w różnym wieku, żeby każdy miał okazję zarówno ustępować, jak i być osobą której się ustępuje. Dzieci uczą się, że są słabsi (zwykle młodsi), którym miło jest pomagać, i że są silniejsi, z większą wiedzą i umiejętnościami (zwykle starsi), którzy pomogą w potrzebie:)
Pamiętam, jak mojego syna zaczepił pan na ulicy, mówiąc, żeby nie oddalał się od mamy, bo go ukradną. Wtedy moje dziecko pokazało palcem na mnie (kilka metrów za nim), mówiąc: "nie ukladną, ziobać, tam jest moja mama". Pan się uśmiechnął do mnie, ja do niego, a S. dalej wesoło maszerował po murku.
Innym razem byliśmy na urodzinach, jubilat (2 lata młodszy od S.) koniecznie chciał 2 harmonijki i żądał od S. oddania jednej, którą S. się akurat bawił. S. nie chciał, uciekał, wtedy maluch zaczął krzyczeć, tata malucha chciał, żeby jednak maluch przestał się upierać na tę drugą harmonijkę, ale ja powiedziałam do S.: "widzę, że nie masz ochoty oddać T. tej harmonijki, co? Ale może coś wymyślisz, co jest dobre i dla ciebie i dla T., zobacz on tak bardzo ją chce, a w końcu ma urodziny, niefajnie jest płakać w urodziny". S, po krótkim namyśle: "ok, masz urodziny, to możesz mieć dwie, ale daj mi ten bębenek, może być tak?" Dogadali się, bo mieli okazję usłyszeć nie tylko SWOJE potrzeby, ale także innych! Uważam, że Zo na huśtawce zagłuszyłaś potrzeby chłopca...
I jeszcze stwierdzenie, że z Rodziną najtrudniej... to już zupełnie odstrasza mnie od podejścia PbP, skoro piszesz, że jest to forma porozumiewania się z każdym, nie tylko z dzieckiem, a z drugiej strony trudno jest Ci porozumieć się z Rodziną (rozumiem to tak, że Rodzina nie zna tajników PbP, więc nie da się z nimi dogadać???!!!!), to jak to w końcu jest (zresztą na wielu blogach dot. PbP czytam, że mamom trudno jest porozumieć się z najbliższymi!!)??? Nie rozumiem, czy PbP nie dopuszcza komunikacji z ludźmi, którzy postępują wbrew PbP????
K, to co słyszymy, widzimy czy czytamy odbieramy przez pryzmat własnego doświadczenia. Ty to widzisz tak, ja - inaczej i jest ok.
OdpowiedzUsuńTo co mnie trochę uwiera to fakt, że nie dostrzegłaś mojej córki, do której dorosły powiedział: Mała zejdz. Wybacz ale w takich sytuacjach zajmuję się swoim dzieckiem, nie innym. Kiedy dorosły konfrontuje sięz dzieckiem to staję po stronie dziecka, bo wyznaję podobną jak Ty zasadę-większy może pomóc mniejszemu.
Odnosząc się do sytuacji z urodziny. To wiesz, jak myślę, że nie fajnie jestbpłakać nie dlatego, że ma się urodziny, tylko tak ogólnie.
PbP to sposób patrzenia na ludzi i na świat. Nie jest to tylko sposób komunikowani się z innymi. Napisałam, że mnie jest najtrudniej, a nie że wogóle jest to najtrudniejsze zadanie patzreć w ten sposób na bliskich. PbP zakłada branie pod uwagę człowieka, jego uczucia i potrzeby, nawet tego który posługuje się językiem szakala. Mnie bywa trudno w konfrontacji z takim stylem komunikowania, bo uruchamiają się stare nawyki, bo zaczynam traktować słowa nie jako nośnik moich potrzeb.
Masz rację Moniko, łatwo się ocenia po fakcie, na chłodno, gdy miało się mnóstwo czasu na przemyślenie sytuacji w te i wewte! Przepraszam, nie chciałam Cię oceniać... a może chciałam się powymądrzać, przepraszam więc i za to:)
OdpowiedzUsuńTwój blog jest o Twojej drodze, słusznej dla Ciebie i Twoich Dzieci, z przyjemnością go czytam (matko! a powinnam pracować, bo potem siedzę do rana...), nie mam prawa oceniać. Tak sobie pomyślałam, że moje spojrzenie ma szanse być cenne w jakimś stopniu...
Moniko mam pytanie dotyczące sytuacji konfliktowej kiedy jedno dziecko ma 3 lata a drugie rok. Byliśmy u znajomych. Mój 3latek bawił się zabawkami rocznej dziewczynki, która to co chwilę podchodziła i wszystko mu albo zabierała albo niszczyła (wcześniej oczywiście jej pytaliśmy czy możemy się tym pobawić). Wiadomo roczne dziecko... Jak inaczej można mu to wytłumaczyć niż to że ona jest mala i nie rozumie? Ze starszymi dziećmi to wiadomo - sam decyduje kiedy się bawi, kiedy pożycza itp... no ale z maluchem? Zwłaszcza jak rodzice roczniaka nie bardzo reagują... No i jesteśmy u nich...
OdpowiedzUsuń