19.8.12

Kiedy moje dziecko się chowa

Trzy sceny z życia 4,5 letniej Dziewczynki.

Scena 1:
Idziemy głównym deptakiem Miasta. Zo w podskokach ok 5 metrów przede mną. Co jakiś czas przystaje, odwraca się, sprawdza czy jestem, śmieje się, macha rączką. Ten obraz zakłóca zatrzymująca się na wysokości Zo Kobieta.
Kobieta: Nie oddalaj się od mamy, bo Cię ktoś porwie. (Moje Dziecko sztywnieje) Jak nie będziesz słuchać mamy to ktoś może Cię zabrać (Dziecko blednie)
Przyspieszam kroku. Biorę Zo za rękę (Dziecko płacze).
Kobieta: No i co płaczesz? Przecież nic się nie stało.
Ja: Proszę nie mówić do mojego dziecka, że ktoś ją porwie. Proszę jej nie straszyć.  
Kucam przy Zo, przytulam ją i mówię: Kochanie ta Pani nie ma racji. Nikt Cię nie porwie. Nic Ci się nie stanie. Jestem tu z Tobą. (Dziecko ściska mocno moją rękę. Bezdźwięczny płacz zamienia się w szloch)
Kobieta: I widzi Pani, co Pani narobiła. Teraz się dopiero rozpłakała. Przecież ja nic takiego nie powiedziałam. Chciałam, żeby Pani słuchała.
Ja: Jeśli moje dziecko idzie przede mną, a nie ze mną to znaczy, że się na to zgadzam. Mam do Pani prośbę. Kiedy następnym razem będzie chciała Pani powiedzieć do jakiegoś dziecka, żeby słuchało swoich rodziców to proszę się upewnić, że rodzice wyrażają na to zgodę. Kiedy mówi Pani do mojej córki, że ktoś ją porwie, to Mała zaczyna się bać. Przestraszyły ją Pani słowa.
Kobieta: Niech Pani nie przesadza. 
Ponieważ nie zostałam usłyszana przez Kobietę dalsza rozmowa nie miał sensu. Mówię więc do Zo: Kochanie ta Pani nie ma racji.
Kobieta oddalając się mruczy pod nosem coś o bezstresowym wychowaniu, o tych nowoczesnych rodzicach. Nawet zaczepia jakiegoś przechodnia by podzielić się z nim swoją opinią.

Scena 2: 
Dwudaniowy obiad u Bliższej Rodziny. W trakcie jedzenia rosołu Zo odkłada łyżkę, rozkłada się wygodnie na kanapie i wydaje dźwięk: ufff...
Rodzina: Zo jedz. Jak nie będziesz jadła to nie będziesz duża. Popatrz jaka duża jest Wera (kuzynka Zo). Ona wszystko zjada i rośnie. 
Zo:  Ale ja chcę być duża.
Rodzina: To zjadaj, zjadaj, bo nie urośniesz. 
Zo: Ale ja już nie chcę.
Rodzina: Jak nie zjesz nie urośniesz.
Zo ze łzami w oczach: Ale ja już nie jestem głodna.
Ja (bo Rodzina jak widać głucha jest): Zo mówi, że nie jest głodna. 
Rodzina do Zo: No to nie urośniesz. (Nie napiszę, co cisnął mi się na usta) 
Ja: Nie mów do niej w ten sposób. Nie mów, że jeśli nie zje obiadu, to nie urośnie, bo to nieprawda.
Reszty Wam zaoszczędzę. Wiadomo, że z Rodziną najtrudniej.

Scena 3: 
Plac zabaw. Zo na huśtawce. Zuza w wózku. Ja na ławce (z książką). 
Tata płaczącego 3 latka do Zo: Możesz już skończyć huśtać się?
Ponieważ Zo nie reaguje (ja jeszcze też nie) Tata powtarza:  Możesz już skończyć? (Brak reakcji). 
Tata szuka wzrokiem Rodzica tego dziecka. Znajduje, więc zwraca się do mnie: Niech Mała już skończy. Chcę pohuśtać syna. (Brak reakcji). Tata zadaje więc pytanie: Może ją Pani ściągnąć z tej huśtawki?  
Ja: Nie. Jak skończy się huśtać to sama zejdzie. 
Tata zwracając się ponownie do Zo (ciekawe dlaczego zrezygnował z konwersacji ze mną?): No nie widzisz, że Mały płacze. Jesteś starsza więc mogłabyś mu ustąpić (O nie!)
Ja: Ma Pan rację, jest starsza. To jednak nie jest powód by musiała natychmiast zrezygnować z zabawy. 
Tata: Starsze dzieci mają ustępować młodszym, bo inaczej nie nauczą się, że trzeba się dzielić, pomagać słabszym. Mała złaź - to już do Zo.
Zo trochę przestraszona ześlizguje się z huśtawki ale nie oddaje jej chłopcu. Kurczowo trzyma się łańcucha. Podchodzę do niej i pytam: Chcesz jeszcze się huśtać czy już wystarczy? 
Zo spuszcza wzrok. Nie odpowiada. 
Tata do Syna, już nie płaczącego: Wskakuj. (to niestety nie jest możliwe, bo zasłaniam huśtawkę kucając przy Zo)
Tata do mnie: Niech się Pani przesunie. 
Nie przesuwam się (nie wiem dlaczego) i mówię do Zo: Kotku, kiedy ktoś Cię o coś prosi możesz powiedzieć "tak" lub "nie". 
Zo: Ale ten Pan krzyczał na mnie.
Tata: Nie przesadzaj. Nie krzyczałem. 
Ja: Według Pana - nie, według mojej córki - tak
Tata:  Nie krzyczałem.
Ja: Kiedy ktoś krzyczy też możesz wybrać czy chcesz powiedzieć "tak" czy "nie".
Zo: Ja chcę się huśtać
Dalszy ciąg dialogu, a w zasadzie monologu, był pełen ocen, krytyki i stereotypów, więc go nie przytaczam.


      Dziecka przed światem i ludźmi nie uchronię. Nie mam nawet takiego planu. To, co mogę i chcę robić, to ją wspierać. Towarzyszyć jej, gdy staje do konfrontacji z dorosłym, choć w kontekście tych trzech scen prawdziwsze będzie sformułowanie: gdy dorosły swoje lęki, obawy, przekonania i tzw. święte prawdy konfrontują z Nią. 

     Jak wspieram?
  • dostrzegam Zo w sytuacji, w której jest. Nie pogrążam się w czasie przeszłym (w którym różnie bywało), nie fantazjuję o czasie przyszłym (w którym różnie może być), ale jestem w czasie teraźniejszym. Przeżywam z moją córką "tu i teraz";
  • zatrzymuję się nad jej przeżyciami i akceptuję je, nawet te trudne, kolczaste, niemile widziane przez Bliskich i Obcych;
  • nie przerywam, gdy otwiera usta; 
  • nie przeszkadzam, gdy coś poznaje;
  • ufam Zo;
  • stoję po jego stronie.
      To, nie takie trudne :)

P.S. Dziękuję Wam za komentarze. Zarówno za wsparcie i zrozumienie, jak i za obawy, wątpliwości i pytania. Wasza szczerość nie tylko pozwoliłam mi odkryć potrzeby, które bardziej lub mniej udało mi się zaspokoić, ale także pokazała mi opisane sytuacje z innej perspektywy, nie mojej ale przecież istniejącej. Wasza gotowość polemiki "zmusiła" mnie do zadania sobie pytań i poszukiwania odpowiedzi. Dowiedziałam się o sobie czegoś nowego :)
Wszystkich tych, którzy przeczytali post, zachęcam do czytania komentarzy i zapraszam do przeczytania ciągu dalszego. Wystarczy kliknąć tutaj.
Pozdrawiam.
    

63 komentarze:

  1. Jesli chodzi o PbP, to nie mam duzej wiedzy na ten temat. Dzialam intuicyjnie. Ale w przedstawionych sytuacjach przeraza mnie zachowanie tych doroslych. Nie przyszlyby mi nawet do glowy takie slowa i zachowania...O rany...

    OdpowiedzUsuń
  2. Paranoja jakaś, co to za dorośli, co to za świat. Podziwiam za umiejętność takiego grzecznego dyskutowania. Nie miałaś ochoty powiedzieć: odwalcie się od mojego dziecka? Ja chyba tak bym zareagował. A facetowi bym powiedział tak,żeby mu poszło w pięty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy19/8/12

    Podczytuję Cię od niedawna i z każdym kolejnym postem widzę jaką szansą na zbudowanie relacji z moim jeszcze niemowlakiem jest NVC. Bardzo się cieszę, że znalazłam Twój blog i chciałabym żebyś napisała czy w Krakowie są jacyś trenerzy, którzy prowadzą warsztaty NVC. Chciałabym dla siebie i dla mojego synka dowiedzieć się więcej o tej metodzie.
    Pozdrawiam. MAGDA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo jeśli zbierze się grupa to będę prowadzić zajęcia w Instytucie Świadomego Rodzicielstwa ( najprawdopodobnie od października). Skontaktuj się w tej sprawie w Ewą Ratajczyk. Telefon i mail znajdziesz na stronie instytutu.

      Usuń
    2. Anonimowy21/8/12

      och, ja też szukam! najbliżej mi do krakowa właśnie i bardzo chętnie skorzystam z takich zajęć!

      Pozdrawiam, również magda.

      Usuń
    3. ja też ja też! tyle że ja z Olsztyna...

      Usuń
    4. To i ja się zapisuję! Podziwiam i pozdrawiam :)

      Usuń
    5. Moniko ale zrobiłam odkrycie, my do instytutu chodzimy na różne zajęcia, z wielką chęcią wybiorę się na Twoje warsztaty!

      Usuń
  4. z tą huśtawką... ja z reguły jak widzę, że coś takiego się zbliża, to staram się synka zabrać z np huśtawki zabrać, żeby uniknąć kłótni. No, tchórzę, ale czasem takie kłótnie z nastawionymi anty rodzicami wydają mi się bezcelowe, a jeszcze znając siebie wiem, że pewnie bym nie potrafiła synka dobrze obronić i ustąpiłabym dla spokoju. I pewnie bym się starała łagodzić, że 'dopiero co usiadł', 'zaraz zejdzie'. Czy powinnam być bardziej stanowcza, czy syn tego nie odbierze jako braku wsparcia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jul dzieci są zwierciadłem, w którym odbijają się nasze słowa, czyny. Zobaczysz, gdy syn poczuje, że go nie wspierasz. A gdy podrośnie może powiedzieć: "czy ty na pewno jesteś moją mamą, bo mama powinna mnie bronić, a nie krzyczeć "(tekst pewnej 10 latki).
      Wydaje mi się, że nie chodzi ani o stanowczość, ani o odwagę czy asertywność, ale o bycie z dzieckiem i z tym, co ono przeżywa. Można nie odezwać się słowem do dorosłego i być oparciem dla dziecka. Wystarczy tylko do niego podejść, chwycić za rękę, może przytulić i upewnić go, że może powiedzieć "tak" lub"nie".

      Usuń
  5. Podziwiam Twoja asertywnosc i odwage. Ja w takich sytuacjach trace glowe, rzucam nie-do-konca-odpowiednim-tekstem, chowam sie w sobie albo denerwuje. Potem jestem zla na siebie ze tak zareagowalam, ze nalezalo powiedziec cos innego. Oj tak, po fakcie to ja dokladnie wiem, co nalezalo powiedziec, i powtarzam to w myslach wielokrotnie do mojego "oprawcy". Szkoda tylko ze zawsze i niezmiennie oprawca juz tego nie moze uslyszec.

    OdpowiedzUsuń
  6. W sytuacjach, które opisałam poza ochroną i wsparciem, chodzi mi też o utrzymanie kontaktu z Zo. Przekonałam się, że nie dorosły jest w takich sytuacjach ważny ( poradzi sobie, tak czy siak ale poradzi) więc nie skupiam się na nim, ale dziecko, które najczęściej nie wie co ma powiedzieć, co zrobić, jak się zachować. Często jedynym jego pewnikiem jestt właśnie rodzic. To na rodzicu chce polegać i dobrze jest, gdy może.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy19/8/12

    Bardzo dziękuję za ten tekst. Od jakiegoś czasu interesuję się NVC i staram się w ten sposób wychowywać synka. Jednak w zasadzie cała bliższa rodzina nie szanuje mojego podejścia do dziecka i stara się prostować moje błędy. Te trzy scenki są dla mnie dużo większym wsparciem i inspiracją niż wszelkie rady czy nawet warsztaty NVC. Zawsze jakoś mi się wydawało, że inni mają bardziej empatyczne i wspierające otoczenie, albo mają w sobie coś, co sprawia, że inni nie ośmielają się ich krytykować. Dzięki temu wpisowi uświadomiłam sobie, że tak nie jest i że wielu rodziców zderza się z podobnym oporem. Dziękuję!
    Kry.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatnio byłam świadkiem sytuacji,kiedy dzieci bawiąc się w piachu sypały go na siebie (w zabawie) i jeden z ojców podszedł do czyjegoś dziecka i zaczął z góry na dół strofować malucha dlaczego on "śmiał" sypnąć piachem na jego córkę - wcale nie specjalnie. Dlaczego rodzice nie podchodzą do rodziców tylko od razu walą do dzieci? Dlaczego wybierają opcję jestem większy i i silniejszy i idę do malucha? Nie rozumiem, ale bardzo mnie to zirytowało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy21/8/12

      pewnie dlatego, że to dziecko sypało a nie rodzic.

      Usuń
  9. To jakiś koszmar...
    Mam nadzieje, ze w takich "dziwnych" sytuacjach, bede potrafila wspierać mojego Olka.
    Dzieki za tego posta!
    Duzo się od Ciebie ucze :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy20/8/12

    Szczerze podziwiam Twoją uprzejmość - mówię o 1-szej sytuacji. Ja już przestałam być grzeczna i w takich sytuacjach odpowiadam, że "pan/pani już chyba swoje dzieci wychowała, teraz ja będę wychowywała swoje jak uważam za stosowne". Jakaś plaga z tymi wszystko-wiedzącymi-lepiej :/

    Sytuację z huśtawką tez ostatnio "zaliczyłam" - zapytałam H. czy da się pohuśtać dziewczynce, odpowiedziała że nie. Byłam przy niej ale szczerze mówiąc czułam się bardzo niekomfortowo

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz, mnie chodzi o moje dziecko, więc gdybym dała się ponieść złości. ( a czuję ją w niektórych. Sytuacjach bardzo wyraźnie) to najpewniej straciłabym z oczu córkę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy20/8/12

    Dziś byłam na spacerze z moim 1,5 rocznym dzieckiem. Szliśmy sobie, aż tu jedna "Uprzejma" pani mijając nas powiedziała do mojego dziecka: "A pójdziesz ze mną". Długo musiałam uspokajać swojego synka i zapewniać, że nikt go nie zabierze. Dlaczego ludzie są tak bezmyślni?

    Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytam z moją 1,5 miesięczną Kalinką przy piersi i z jednej strony chciałabym, żeby już miała te kilka lat, a z drugiej jestem przerażona tym wszystkim, co ją może czekać z otoczenia. Te tabuny "serdecznych" pan i krewnych. Cały czas ukladam sobie w głowie, że nie obronie jej przed całym światem, i że ja sobie musiałam poradzić - ona też będzie musiała...Dziękuję za Twoje pisanie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy20/8/12

    Ja tez podczytuję Cię od jakiegoś czasu. Wspaniale jest to, że stajesz po stronie Twojego dziecka. Mnie, niestety, jeszcze wiele do tego brakuje. Dużo częściej wybieram ,,święty spokój" czy działanie wedle ,,powszechnie uznanych norm". Ostatnio byłam w dość niezręcznej sytuacji, bo koleżanka zajmowała się u nas w domu moim synem i swoją córką, mieszkała u nas przez dwa miesiące, i choć czułam, że bardzo przegina, głupio było mi zwrócić jej uwagę... Tymczasem mój mąż, który z metodą porozumienia bez przemocy bynajmniej nie jest za pan brat, powiedział do mnie: ,,On ma prawo do ,,brykania" we własnym pokoju, we własnym domu. Stań w jego obronie, bo potem, gdy dorośnie i będzie miał multum egzystencjalnych problemów, czy myślisz, że przyjdzie po radę do Ciebie?" To bardzo mnie dotknęło i uświadomiłam sobie, że muszę coś z tym zrobić. Ale jest bardzo trudno...gdy wokół same świecące autorytety w dziedzinie wychowania:P
    Pozdrawiam- Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach Ci nasi kompetentni mężowie :) Warto ich słuchać.

      Usuń
  15. Anonimowy20/8/12

    Mam mieszane uczucia. Dobrze zadbać o własne dziecko, ale sytuacje rozrosly sie do "strasznych" sytuacji, przez dzialnie mamy. Trzeba chronic dzieci, trzeba dawac wybor, ale warto uczyc wychodzic z takich sytuacji bez "nakrecania" ich. Mialam, nie raz, tekie sytuacje i jakos nie bylo tak straszno.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dlaczego mnie odbiera mowę w takich sytuacjach?? dlaczego jestem niemotą niepotrafiącą chronić wlasnego dziecka? dlaczego wolę milczeć i dopiero potem w domu wyjaśnic maluchowi co zaszło? dlaczego sparaliżowalo mnie gdy dziadek (mój ojciec) wymierzył mojemu dziecku klapsa za coś tam? dlaczego mnie tak nie wspierano w dzieciństwie???!!! czytam ten wpis i płakać mi się chce! nad sobą,nad moim nieudolnym rodzicielstwem.. skąd wziąć tyle odwagi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu tą odwagę masz w sobie. Nie umiemy postąpić tak, jakbyśmy chcieli bo mamy za sobą jakieś dzieciństwo, jakieś dorastanie, jakieś dorosłe życie a jeszcze dookoła Ci ludzie, którzy lepiej wiedzą. Warto słuchać siebie. W trudnych dla dziecka czy dla nas, mam sytuacjach, warto wziąć głęboki oddech i dopiero działać. Warto też stać i patrzeć, gdy nie wie się co zrobić(poza sytuacjà, gdy dziecku wymierzany jest klaps. Według mnie tu trzeba zawsze zareagować). Spokojnie. Masz w sobię tę siłę.

      Usuń
    2. mnie się zdaje, że im bardziej staramy się być asertywni (zwłaszcza w obronie dziecka), tym lepiej nam to wychodzi. ostatnio miałam w rodzinie taką małą konfrontację. z wujkiem, który jest duży, silny, znany z kategoryczności i porywczości! Synek nie chciał już jeść kolacji i machnął rączką (nie mówi jeszcze "nie" tylko macha rączką na znak sprzeciwu - dla mnie to norma, sposób komunikacji), ale niestety jedzenie upadło na podłogę. ja bez mrugnięcia okiem sięgam po jedzenie, a wujek na to "no Piotrek (wnuczek) już by za coś takiego w dupę dostał", na co ja (bez emocji) "ale Wicek nie dostanie, bo 1. nie planuję go bić nigdy, 2. on nie zrobił tego złośliwie." nie było dalszej dyskusji. od tego czasu już nie mam żadnych obaw przed konfrontacjami w sprawie wychowania (bez przemocy) mojego dziecka. wystarczy, że raz, dwa razy się uda, a potem już będzie coraz lepiej :)

      Usuń
  17. Cieszę się, że tu trafiłam :) Pierwszy post i od razu trafiłaś w moje serducho, dobrze, że jest więcej ludzi, którzy myślą podobnie jak ja :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Anonimowy21/8/12

    mam pytanie, kto w 3 scenie jest żyrafą? Na ile wiem o co chodzi w PBP, widzę z tej scenie starcie szakala z szakalem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja córka :) która może powiedzieć "tak" lub "nie".

      Usuń
    2. Anonimowy21/8/12

      moim zdaniem Twoja córka tez niestety okazała się szakalem, bo zupełnie nie wzięła pod uwagę uczuć i potrzeb chłopca, który tez chciał skorzystać z publicznej huśtawki.

      Usuń
    3. Dlaczego zakładasz,że nie wzięła jego potrzeb pod uwagę? Bo o tym nie napisałam? Bo chciała się dalej huśtać? Bo nie zareagowała ma żądanie ojca chlopca? Moja córka była żyrafą. Wiem,bo tam byłam:)

      Usuń
    4. Wnioskujemy z tego, co jest napisane. Opisany jest brak empatii wobec chłopca, kłótnia dorosłych i strach dziecka.
      Bardzo mnie poruszyła ta scenka - i w tym poruszeniu brakuje uznania dla kogokolwiek _opisanego_.

      Usuń
    5. Ciąg dalszy wkrótce.

      Usuń
  19. Ale mam mieszane uczucia. Sama jestem waleczna i bardzo mnie wkurza kiedy ktoś wchodzi w przestrzeń Rituli ale...
    Tak sobie myślę że mówiąc przy "mądrej Pani na ulicy" że przestraszyła Zo, rzeczywiście można jeszcze bardziej wystraszyć dziecko i wyolbrzymić być może chwilową dezorientację. Powiedz mi Moniko (nie oceniam bo w życiu zachowujemy się pod wpływem emocji różnie, ku własnej nauce pytam)czy nie uważasz, że lepiej jest krótko odpowiedzieć pani i jednocześnie odsunąć ją od dziecka a jednocześnie uspokoić dziecko mówiąc coś z mniejszym ładunkiem emocjonalnym? Boję się że tak to dziecko będzie za każdym razem przejaskrawiało swój strach, gniew etc. i przez to wcale nie będzie połączone z emocjami raczej będzie z nich robiło rozgrywkę, im mocniej tym mama bardziej będzie żałować, głaskać , przytulać. Czy w ten sposób dzieci też nie uczą się nagród? Nie uzależniają się? Nie warunkują?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótka odpowiedz i odsuniecię dziecka? podoba mi się ten pomysł. Kiedy jednak postanwiam "dłużej pokonaersować"to nie wynika t z potrzeby postawienia na swoim ale z
      chęci nawiązania kontaktu. Jak się nie udaje odpuszczam.
      Nie rozumiem o jakiej nagrodzie piszesz i jaka sytuacja miałaby zostać nagrodzona?
      Kiedy mówię o uczuciach mojej córki to jest to zwykle pytanie. Nawet jeśli nie stawiam na końcu znaku zapytania to moja córka mówi: mamo nie jestem zła, jestem smutna. Wracając do domu po spotkaniu z Kobietą, Zo powiedziała: mamusi ja naprawdę się przestraszyłam. Ja nie chcę, żeby ktoś mnie zabrał. Chcę być z tobą i tatą. I to m.in daje mi pewność, że potrafię zgadywać co czuje i czego potrzebuje. Jeśli jest inaczej, usłyszę to niej,

      Usuń
    2. Odsunięcia Pani od dziecka, w sensie odseparowania jej od nas. jak bym odsuwała dziecko to chyba tak jakbym zachęcała do ucieczki. Ja raczej rezygnuję z dłuższej wypowiedzi chyba zakładam że ludzie którzy tak mówią nie są skłonni do refleksji pod wpływem mojego wyjaśnienia.
      Nagrodą jest atencja mamy, dziecko może odbierać przytulanie jako nagrodę za to że ono płacze, jest smutne etc. Choć to raczej wyuczone warunkowanie ale tak czy siak się tego obawiam że dziecko będzie płakało tylko po to żeby zostać przytulone, a nie dlatego że faktycznie ma potrzebę. Czy tak się niestanie jeśli je przytulam bez płaczu dużo?

      Usuń
    3. Tula, uwaga, całus, pieszczoty to nie są nagrody, choć na pewno mogą być tak wykorzystane:"dostaniesz buzi jak posporzątasz", "powygłupiamy się jak dasz mi w spokoju obejrzeć wiadomości", "dobrze, przyjdę do Ciebie ale musisz bawić się cichutko przez 15 minut" itp itd. Tak w rakich sytuacjach to, co stanowi o relacji między dzieckiem, a rodzicem jest nagrodą, ale w "normalnych okolicznościach" to oznaki istniejącej więzi.
      Nawet jeśli dziecko płacze, bo potrzebuje byc blisko mamy, to co w tym złego? Przytulane uspokaja się i dobrze. Jeśli płacze to ma jakiś powód. Dorosły może w tym widzieć manipulacje, ale to tylko strategia na zaspokojenie jakiejś potrzeby. Dzieci nie manipulują. Będę to uparcie powtarzać.

      Usuń
  20. NO i kolejne pytanie co do sceny przy huśtawce. Czy mimo wszystko uczenie takiej postawy nie wpływa na to że dziecko będzie niedostosowane społecznie. Nie zrozumcie mnie źle, byc może jeszcze nie do końca kumam czym, jest nvc. Ale tak sobie myślę że jeżeli jedna dziewczynka chciała by się huśtać na huśtawce pół dnia a huśtawek na placu jest pewnie góra 3-4, to gdyby tak wszyscy robili to inne dzieci ( a czasem te inne to przecież nasze) nie będą mogły tego robić. Nie wiem może mam stereotypowe myślenie ale wydaje mi sie, że fajnie jest uczyć dziecko, że jeżeli już się trochę pohuśtało, a są inne dzieci które też chcą się huśtać to warto to robić na zmianę. Ostatecznie jeżeli dziecko się chce huśtać cały czas to musi sobie sprawić własną huśtawkę, jak rozumiem ta była wspólna. Ja z kolei muszę przyznać, że w takich sytuacjach mówię " kochanie pohuśtałaś się już długo teraz chłopieć, i później znowu ty, co ty na to, on tez ma prawo tu być"
    Mimo to nie wiem co robić gdy np. Ricia wchodzi na zjeżdżalnię i siada na górze i sie rozgląda. Wiem że chce zjechać ale najwyraźniej za chwilę, za nią kolejka dzieci juz się piętrzy, daję jej kilka sekund i mówię no jedź za tobą jest kolejka, dzieci też chcą zjechać. Ona na to nie, pytam czy chce zejść nie. No i co mam zrobić powiedzieć innym że oto teraz moje dziecko decyduje o tym że nikt nie skorzysta ze wspólnej zabawki? Jasne że najchętniej przegoniłabym pozostałe dzieci żeby mała mogła spokojnie robić na co ma teraz ochotę, ale zamiast tego zdejmuję ja i mówię jakie panują zasady na zjeżdżalni kiedy jest więcej dzieci. Roztkliwianie się że to takie straszne że nie może sobie tam posiedzieć chyba sprawi, że pomyśli, że inni się nie liczą, że to jest naprawdę poważny problem i wpędzi ją w stan permanentnej nie szczęśliwości w związku z każdą napotkaną pierdołą. Chyba że się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tula, ani moje dziecko, ani dzieci które znam albo które widuję na placu zabaw nie huśtają się pół dnia :) toż to nuda ciągle robić to samo :) Mam wrażenie, że my dorośli często mówimy o tzw, teoretycznych sytuacjach, które naprawdę są teoretyczne i bardzo dalekie od rzeczywistości. Rozumiem Twój niepokój związany z sytuacją z placu zabaw. Słyszę też, że zależy Ci by wszystkie dzeci dobrze bawiły się. Troszczysz się nie tylko o swoje dziecko, ale i o inne. No i chcesz żeby Twoje dziecko respektowało normy społeczne. Czy tak? czy dobrze odczytałam Twoje słowa o uczeniu dziecka dzielenia się, w tym wypadku huśtawką?
      Tula zależy mi na tym, by i moje dziecko chciało dzielic się, współpracować, brać pod uwagę inne dzieci. Dlatego tak troszczę się o to, by dzielić się z nią, współpracować i bać ją pod uwagę. Dzieci bowiem nie przez słowa, a przez obserwację najlepiej się uczą. I to działa. Moja córka pożycza dzieciom zabawki w piaskownicy (nie zawsze, rzecz jasna), puszczą mniejszą dziewczynkę przed siebie na zjeżdzalni(nie zawsze) i mówi:mamusiu ja zejdę a teraz pohuśta się ten chłopiec, a potem znowu ja (oczywiście nie zawsze :) ). Kiedy jednak to dorosły za nią podejmuje decyzje, nie pyta jej, czyli nie bierze jej pod uwagę, ale zwycxajnie mówi, co ma zobić, a ten dorosły na placu zabaw, nawet jej rozkazywał, to wybaczcie ale najpierw zajmę się moim dzieckiem. Mam nadzieję, że udało mi się przekazać Ci istotę mojej postawy. Udało?

      Kiedy dziecko nie chce czegoś zrobić i zakłóca to zabawę innym dzieciom (jak w tej sytuacji przez Ciebie opisanej) to warto zastanowić się co się za tym kryje. Może potrzeba decydowania (chciałabyś sama zdecydować kiedy zjedziesz. Czy o to chodzi?), a może potrzeba odkrywania (lubisz tak siedzieć na samej górze i patrzeć co się dzieje wokół). Może to być też potrzeba bycia usłyszaną i wiedzianą (chcesz żebym cały czas na ciebie patrzyła i dlatego tam się wdrapałaś). I może to być zupełnie coś innego. Kiedy dowiemy się o co chodzi naszemu dziecku wtedynono wzięte pod uwagę chętniej będzie z nami współpracować. U nas działa język osobisty, o którym już pisałam:chcę żebyś zjechała/chcę żeby inne dzieci mogłybpozjeżdzac, zrób im proszę miejsce. I to nie są jakieś czary mary więc nie zadziałają ani za pierwszym razem, ani nie zawsze. Dziecko, tak jak dorosły, musi przekonać się, że drugi człowiek naprawdę ma dobre intencje, a po drugie -czasem może mieć trudniejszy dzień i na wszystko będzie mówiło "nie". Czy i nam się to nie zdarza? :)

      Usuń
    2. No niestety im więcej czytam tym bardziej widze że jestem tyranem i gestapowcem. :( owszem przytulam, owszem uprzedzam przed jakąś czynnościa czy jej zakończeniem ale to ja decyduje, klocki mają być po zabawie w pudełku, buty równo w szafce a jedzenie w buzi albo na talerzu nigdzie indziej. najgorsze że moje dziecko w większości to spełnia a ma 3 lata. Czyli że się boi własnej matki, albo chce się jej przypodobać. Masakra.
      Ale powiedzcie mi (Moniko zwłaszcza) czy to jest niemożliwe żeby moja potrzeba była spełniona (porządku, chwili spokoju, czasem ciszy) i jednocześnie dziecka potrzeba? Czasem się czuję jakbym znikneła. Poświęcam dziecku każdą wolną chwilę i kiedy tak będę na każdym kroku się pochylać nad jego potrzebą to czasem czuję że coś we mnie krzyczy a co z moją potrzebą. I poprostu mam ochotę zamiast się zastanawiać co maluch chce wyrazić przez wycie (chociaż przecież umie mówić), powiedzieć masz byc cicho! I oczywiście na spokojnie wiem że niemożna wiem że takie bądź cicho boli, ale moje pytanie brzmi co ze szczątkowymi potrzebami matki. Może ja jestem wyrodna, ale jak można znieść brak sekundy na to żeby SPOKOJNIE wypić herbatę, bez stresu że zaraz mały ktoś mnie pociągnie za rękaw i wyleje wszystko albo krzyknie mamo choć i już szlak trafił moje paro sekundowe odpłynięcie w kontemplacje?
      Tak udało Ci się przekonać:) gwoli wyjaśnienia, przykro mi jeszcze nie weszłam na poziom w którym interesują mnie inne dzieci, tylko o tyle o ile wchodzą w interakcje z moim. Po prostu myślę sobie że na miejscu tego drugiego dziecka może byc Ritusia kiedys i wtedy było by mi trudno wytłumaczyc jej coś dokładnie odwrotnego. Chyba trzeba być spójnym.

      Usuń
    3. Tula polecam Ci książkę Agnieszki Stein, Dziecko z bliska, gdzie autorka niemal jak mantre powtarza : zadbaj o swoje potrzeb, troszcz się o siebie żeby móc zatroszczyć się o dziecko.
      Pytasz czy możliwe jest rownoczesne zaspokojenie potrzeb i rodzica i dziecka. Często tak. Kiedy jest to trudne?
      1. Gdy dziecka potrzeba od dluzszego czasu jest niezaspokojona. Dzieci, zwlaszcza małe, nie potrafią czekać,
      2. Gdy potrzeby się wykluczają: dziecko chce szaleć, rodzic odpocząć,
      3. Gdy targają nami lub dzieckiem emocje,
      4. Gdy się spieszymy, jesteśmy zestresowani, zmęczeni.

      Wyrzuty sumienia, poczucie winny to nie jest nasz sprzymierzeniec. Spokojnie. Bycie rodzicem to nieustanna nauka, až do 18, a może i dłużej :)



      Usuń
  21. Anonimowy21/8/12

    Po pierwsze piszę chyba po raz pierwszy, więc chciałam się przywitać. Czytam Twojego bloga już od prawie roku. To od niego zaczęła się moja podróż w stronę rodzicielstwa bliskości, za co bardzo Ci dziękuję.
    Wciąż się uczę - z Twojego bloga, z polecanych przez Ciebie książek, z innych, które znajdę. Uczyć się bedę pewnie do śmierci, ale na razie jestem ciągle na początku drogi, stąd często pojawiają mi się pytania.
    Pewnie lepszym dla nich miejscem byłoby forum Oddychających Mam, ale zacznę może tutaj.
    Stawanie w obronie i po stronie swojego dziecka może być czasem trudne. Jestem osobą raczej asertywną, ale sama miałabym problem np. w sytuacji z huśtawką.
    Zastanawiam się jednak, jak Ty - ktoś, kto nie boi się wchodzić w takie konfrontacje - reaguje, kiedy chodzi o cudze dziecko. Jak na przykład w sytuacji, której świadkiem byłam parę dni temu. Dwie siostry na plaży bawiły się rzucając się mokrym piaskiem. Młodszą coś musiało zaboleć, bo nagle się rozpłakała. Ich ojciec bez specjalnego wnikania strzelił w twarz starszą siostrę i poszedł opłukać młodszą z piasku.
    Serce mi pękało, gdy patrzyłam jak ta dziewczynka płacze. A jeszcze bardziej jak niedługo później starała się nawiązać normalną relację z ojcem, zachowywać tak, jakby nie było całej sytuacji...
    Nie mam pojęcia co w takich momentach robić.
    tsz

    OdpowiedzUsuń
  22. Witaj tsz.
    Nie umiem odpowiedzieć na Twoje pytanie, bo "tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono". Wiem jedno - w Polsce bicie jest zabronione przez prawo ( nareszcie) i pewnie tego argumentu użyłabym. Tzn. Bardzo bym chciała użyć, bo kiedy pierwszy raz zobaczyłam jak mama wymierza mocne klapsy (trzy) synowi zatkało mnie. Nie zrobiłam nic. Tylko łzy mi popłynęły. Nad jego bólem i moją bezradnością. Bardzo trudno jest mi wtedy, gdy rodzice krzywdzą fizycznie swoje dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  23. o matko straszne z tym ojcem, też nie wiem co sie robi wtedy, z jednej strony trzeba reagować na zło z drugiej może zwrócenie uwagi rodzicowi przy dziecku to nienajlepszy pomysł? Ja miałam taką sytuację z Ritą że kiedyś na nią okropnie nawrzeszczałam musiał widzieć że jestem doprowadzona do furii i sie rozpłakała, ja na to ( niestety aż mnei coś boli jak sobie przypomnę - no i czego znowu płaczesz?!) no i za chwie mis ie zrobiło jej żal i ją przytuliłam potem obie ryczałyśmy. Ale swoją drogą co taki pan po swoim wybuchu może zrobić żeby coś naprawić? czy sie w ogóle da? Co ja mogę zrobić jak mis ie już zdarzy zachować sie niedopuszczalnie? Rzeczywiście mała zachowuje się po tym jakby udawała że sie nic niestało, jakby mnei chchiała obłaskawić, straszne to bo wskazuje jak bardzo ją ta sytuacja wybiła, jak bardzo chce wrócić do sytuacji z przed traumatycznego wydarzenia, jak chce zasłużyć na to żeby już nikt na nią nie krzyczał. Matko co zrobić żeby takie sytuacje nie powodowały w dziecku chęci przypodobania się wszystkim w dorosłym życiu i w ogóle innych jeszcze gorszych zachowań?( oczywiście wiem nierobić takich sytuacji , ale co jak się zdarzą?)

    OdpowiedzUsuń
  24. Anonimowy21/8/12

    bardzo chciałabym mieć w sobie i ten spokój i opanowanie i odwagę. oraz umiejętność wspierania tak jak dziecko potrzebuje. nie tylko w starciu z dorosłymi ale i innymi dziećmi.

    mam drugiego malucha, wszystko przerabiam drugi raz a wciąż brakuje mi powietrza w sytuacji gdy inne dziecko weźmie coś mojemu maluszkowi, mój kochany synuś się teggo domaga wołając żałośnie "dań, dań, dań!!!" a tamten umyka. chowa rękę z własnością mojego dziecka. dla mnie wtedy to drugie dziecko to nie po prostu dzicko, ale potwór krzywdzący moje dziecko. słyszę tylko to żałosne "dań" i czuję że wszystko we mnie się spina. dziś tak znów miałam. ten drugi to siedmiolatek. mój zaledwie półtoraroczny. w końcu mama go poprosiła i oddał ale ja mam wciąż niesmak bo ten sam chłopiec nieraz przyczyniał się do smutku mojego starszego dziecka i też nie wiedziałam co robić...

    sytuacja z huśtawką dla mnie straszna, bo mam w sobie małe wystraszone dziecko. przerażająca wręcz.

    a ja się zastanawiam skąd ludzie mają w sobie taką głupotę, że zadają obcemu dziecku i to niby z sympatią, pytanie "czy pójdziesz/pojedziesz ze mną?" o co chodzi?? w ciągu pół godziny wczoraj mojego synka dwie różne osoby o to zapytały. on nic sobie z tgo jeszcze nie robi, ale ja się strasznie spinam.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ewelina21/8/12

    Hmmm...kiedy czytam tych kilka wpisów, to wciąż wraca mi myśl o tym,że chcielibyśmy, by NVC stało się cudowną metodą, która skłoni nasze dzieci do robienia tego, co chcemy, by wypaść dobrze w ocenie innych dorosłych(po kolei pojawiających się w 3 scenach) lub że okaże się taką metodą, która skutecznie pozwoli zaspokoić potrzeby wszystkich na raz. Otóż ani jedno, ani drugie pragnienie nie ma nic wspólnego z NVC. To język serca, który bierze pod uwagę uczucia i potrzeby innych i te własne z całą wrażliwością i uważnością,nie musi jednak zawsze prowadzić do zaspokojenia wszystkich potrzeb, bo to jest po prostu niemożliwe.
    Anonimowy, (który pyta o to, kto jest żyrafą)
    - w moim odczuciu niemożliwe jest określenie czy drugi wziął pod uwagę nasze potrzeby i uczucia, jeśli w jakiś sposób tego nie wyraził - no bo nie wiem, co on myśli, jaka jest jego droga do podjętej decyzji, którą mi jedynie przedstawia (tu Zo nadal chciała się huśtać)
    - to,że ktoś nie zaspokoił mojej potrzeby, nie znaczy,że jej nie uwzględnił - jeśli moja przyjaciółka nie spotyka się ze mną na wieczornym spacerze, to nie oznacza,że jest szakalem i że nie wzięła pod uwagę mojej potrzeby kontaktu czy rozmowy, ale najpewniej zaspokaja wówczas potrzebę bardziej naglącą swojej córki,męża czy swoją własną.
    NVC jest przeniknięte troską o wzajemne potrzeby, o nawiązywanie i podtrzymywanie kontaktu również wtedy, gdy słyszymy "nie" w odpowiedzi na naszą prośbę, ale nie jest kolejną komunikacyjno - manipulacyjną sztuczką,która nakłoni innych, by robili to,czego chcą inni dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Anonimowy21/8/12

    Wracając jeszcze do tego ojca, który uderzył córkę w twarz.
    Siedziałam wtedy na tej plaży i myślałam co mam zrobić. A raczej dlaczego nic nie robię.
    I złapałam się na okropnej myśli, że to było tylko jedno uderzenie... Nie usprawiedliwiałam tego faceta, nie znalazłam w sobie na tyle empatii by zrozumieć dlaczego to zrobił, ale usprawiedliwiłam swój brak reakcji. Myślałam, że zareagowałabym pewnie, gdyby ktoś bił/krzywdził dziecko, chodzi mi o taki brutalny sposób, o rodzaj pobicia. A przecież to tak samo było brutalne, tak samo było to nadużyciem siły.
    Niestety, mimo przeczytanych książek, mimo wewnętrznego poczucia, że nie powinno się bić drugiego człowieka i racjonalnego przekonania, że nie tędy droga, wciąż tkwi we mnie frazes, że jeden klaps.... Nawet nie będę tego powtarzać, bo do spodu się z nim nie zgadzam. A jednak...
    tsz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanna24/8/12

      ja bym chyba w tej sytuacji odbiegła od samego faktu uderzenia, a skupiła się na tym co widziałam wcześniej. Może zauważyć że dziewczynki sypały się wzajemnie piaskiem i obu się to podobało? I jakoś zasugerować... nie no bez sensu, zaraz by stwierdził, ze starsza to powinna wiedzieć że się tak "nie wolno" bawić...

      Usuń
  27. nie takie trudne? chyba wbrew pozorom bardzo trudne! sytuacje jakich wiele widziałam, tylko reakcja rodzica zupełnie inna, zazwyczaj była to po prostu obojętność, niestety...

    OdpowiedzUsuń
  28. Moniko, a ja byłam w takiej sytuacji. Idę z mężem i synkiem przez most w Dziwnowie. Chłopiec w wieku podobnym do mojego synka jedzie na takim pseudorowerku, bardzo zadowolony. Mijamy ich. Odwracam się i uśmiecham do chłopca. Ojciec tego chłopca: "Widzisz, jak będziesz niegrzeczny to ta pani cię zabierze." Ja: "Proszę mną nie straszyć swojego syna, bo ja go nie zabiorę!!!". Byłam oburzona, a on głupio się rechotał. Co za debil.... sorry, ale takich rodziców nie da się inaczej nazwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można go nazwać: rodzic korzystający z krzywdzącej strategii :)

      Usuń
    2. Anonimowy24/8/12

      czy "krzywdzaca strategia" to nie ocena? a moze z punktu widzenia tego rodzica to jedyna dostepna strategia? moze za nim chwile z kolczastymi uczuciami dziecka i teraz uzywajac "krzywdzacych slow" tak ciezko lapie oddech, by w ogole miec sile na kontakt z dzieckiem i rzeczywistoscia?... tak pisze, bo mysle, ze teoretycznie latwo wejsc w czyjes buty. w praktyce widzimy tylko kawalek czyjegos swiata. nie podzielam sposobu komunikacji tego taty, jednak nie ocenialabym go tak jednoznacznie. w koncu za kazdym naszym zachowaniem stoi jakas potrzeba.

      Usuń
    3. Anonimowy to nie ocena, to żart z uśmiechem na końcu, choć jego słowa krzywdzą dziecko. Masz jednak rację. Nigdy nie jest tak, że rodzic, który stosuje jakąś strategię stosuje ją dla zadania bólu. Dzieje się tak, bo jemu samemu trudno jest w danej sytuacji i szuka sposobu wyjścia z niej.

      Usuń
  29. gratuluję Ci postawy, zdrowego rozsądku i miłości. Oby więcej takich rodziców

    OdpowiedzUsuń
  30. Majsia26/8/12

    W sprawie reagowania na przemoc. Gdzieć poczytałam, że można zaoferować pomoc. Zapytać, czy właśnie prześladowcy można jakoś pomóc, bo widzimy, że jest trudna sytuacja. Raz spróbowałam, kazał się zająć swoimi sprawami, więc na to, że krzywdzone dziecko jest moją sprawą, ale że rozumiem, że czasem niełatwo być rodzicem itp. Wynikła niesamowita rozmowa, osoba wręcz chętna przyjąć wsparcie. Ludzie mogą się otworzyć, gdy nie zaczynamy od ataku, co przychodzi jednak najnaturalniej. Pozdrawiam wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  31. Anonimowy28/8/12

    Hmmmmmmm... Moje uwagi do scenek.
    Ad. 1 Tacy ludzie zdarzają się co i raz. Czy nie lepiej życzliwym tonem wytłumaczyć pani, dlaczego tak nie powinna mówić? Pamiętam, jak kiedyś zagadałam o tym ze starszym facetem (który w podobny deseń wypowiedział się do mojego synka). Przyznał mi rację. Tyle, że ja go potraktowałam jako "niewiedzącego", a nie wroga. I tak jest z większościa ludzi przecież.
    Ad. 2 Jak to z Rodziną najtrudniej? Jak tylko jest to możliwe, "ustawiamy"(!) rodziców i teściów, by swoje mądrzenie się i wtrącanie schowali w kieszeń. Najważniejsze są dobre relacje, a nie wzajemne pouczanie się, czy obrażanie się. Tekst "nie mów do niej w ten sposób" pokazuje, że atmosferka jest średnia. Oczywiście obrona w takiej sytuacji (zmuszanie do jedzenia) jest konieczna, ale może warto popracować nad podwalinami?
    Ad. 3. Prawdopodobnie tata dał plamę, bo mu płaczący syn dał popalić. ;-) Jednak ciekawa jestem, ILE CZASU Zo huśtała się. Bo może rzeczywiście warto już było, choćby na chwilę, użyczyć chłopcu huśtawki?

    Tak naprawdę, trochę jestem zdziwiona nieżyczliwością Twojego tonu w powyższych dialogach, Moniko. Czy naprawdę od razu trzeba iść ze wszystkimi na wojnę? Bynajmniej nie sugeruję ustępowania. W tych wszystkich scenkach widać matkę lwicę - to super, tylko pozazdrościć. Ale Twoi rozmówcy to Ludzie, z którymi fajnie byłoby nawiązać nić porozumienia. Oni chyba nie wiedzą, czemu plotą takie bzdury. Pewnie ktoś im kiedyś też głupot nagadał.
    Chodzi o to, że rozgrywając sytuacje problemowe w ten sposób, pokazujesz swojej córce, że inni nie są OK (tylko Wy). To trochę zagrażający obraz świata, hmm?
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Wiele z tego co napisalaś/-łeś bardzo we mnie gra i chyba dlatego właśnie chcę się "wytłumaczyć". Napisać coś czego nie ma w " poście o poście" lub co być może nie brzmi jednoznacznie.
      1. Nie traktuję ludzi jak wrogów. O dorosłych ze scenek tak nawet nie pomyślałam. Nie uśmiechałam się kiedy do nich mówiłam, to prawda, ale nie byłam agresywna. Nie miałam zawziętości w sobie, choć tak mogłam być odebrana. Mówiłam jasno, mało i spokojnym tonem. Byłam świadomoa wypowiadanych słów, bo to były dla mnie trudne sytuacje, a w takich sytuacjach chcę kontrolować ilość słów, bo łatwo się rozpędzam. To, czego nauczyłam i wciąż uczę się praktykując nvc t to, że ja jestem odpowiedizalna za intencje z jaką wypowiadam słowa (a tu nie zamierzałam nikogo krzywdzić czy obrażać), natomiast nie mam żadnego wpływu na to, jak zostanę odebrana. Co ludzie usłyszą, gdy będę mówić, jaką mi przypiszą intencję.
      2. Nie chodzę na wojnę z ludźmi. Dzięki temu, że potrafię skontaktować się ze swoimi potrzebami, tak jak w tych opisanych sytuacjach. Kiedy wiem o co mi chodzi nie zyczę na ludzi, nie obrażam ich, nie przestawiam, a że się nie uśmiecham, że nie mówię gołębim głosem, no cóż, nie potrafię gdy jestem zdenerowana.
      3. Te sytuacje pokazały mi, że najtrudniej mi w takich właśnie momentach kiedy dorosły konfrontuje swoje oczekiwania, obawy z moim dzieckiem. Dlaczego? Być może dlatego, że Zo potrzebuję czau by oswoić sobie dorosłego, a tu dorosły wchodzi na jej drogę i mówi "masz zrobić tak i tak". W takich sytuacjach chcę tylko chronić dziecko. Wybierlam ochronę nie kontakt. Najpierw ochronę, potem kontak jeśli będzie na niego miejsce.
      4. Przyszłyśmy na plac zabaw kilkanaście minut przec ojcem z synem. Przez ten cza Zo zjeżdzałan na ślizgawce, łaziła po drabinkach i huśtała się na huśtawce. A po minucie od rozmowy z tatą zeszła z huśtawki mówiąc:teraz chłopiec(pisała o tym w kolejnym poście).
      5. Ty zobaczyłeś, że uczę dziecko, że My jesteśmy najważniejsze, czyli że inni ludzie się nie liczą. Czy myślisz, że gdyby moja córka dostała taką lekcję zeszłaby z huśtawki mówiąc o chłopcu?

      Czy mogłabyś/mógłbyś mi napisać co masz na myśli proponujàc mi "pracę nad podwalinami".

      Usuń
  32. Moniko choć są tu tacy komentatorzy, którzy Cię oceniają to chciałaby abyś wiedziała, ze ja do nich nie należę.Przez głowę nie przeszłoby mi żeby przypisać ci jakiś epitet bo za długo Cie czytam by wiedzieć że jesteś człowiekiem, jak my wszyscy. Chcę Ci podziękować za twoją niedoskonałość. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  33. Interesująca dyskusja. Pozdrawiamy.:)

    OdpowiedzUsuń
  34. maybia7/2/13

    Scena na placu - człowiek 3 razy usiłuje zgłosić prośbę, jest kompletnie lekceważony, i dopiero za czwartym spotyka się z jakąkolwiek reakcją. Ale to on jest tu niekulturalny i na niego walą się gromy. Dziwny savoir-vivre panuje na tym blogu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym blogu nie savoir-vivre jest bohaterem

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...