29.3.12

Ciepły kontakt, czyli...

       ... przytulanie, całowanie, głaskanie, masowanie, obejmowanie, trzymanie za rękę, bycie z dzieckiem "sam na sam", wspólne przewracanie się, turlanie, zabawa w zapasy to najlepsze metody na uaktywnienie w mózgu dziecka oksytocyny (hormon miłości). 



Badanie z udziałem innych ssaków pokazały, że:
  • im więcej kontaktu fizycznego matki oferowały młodym, tym młode stawały się mniej lękliwe i odważniejsze. Ten efekt utrzymywał się przez całe życie. Młode ssaki, które matki dotykały rzadziej, wykazywały się większą bojaźnią w wieku dorosłym; 
  • im wylewniej zachowywała się matką, tym zdrowsze psychicznie były jej młode w późniejszym wieku. W wieku dorosłym były pewnymi siebie, troskliwymi matkami mającymi spokojniejsze potomstwo;  
  • dla młodych które doświadczyły ciepłego kontaktu fizycznego, starzenie się było mniej dotkliwe. Stwierdzono u nich mniej zwyrodnieniowych zmian w mózgu. Gdy umieszczone je w nowym środowisku, były też mniej zalęknione i przejawiały więcej zachowań eksploracyjnych;
  • radziły sobie też dobrze ze stresem. 
                                               (źródło: M.Sunderland, Mądrzy rodzice)

         Dzieci potrzebuję ciepłego kontaktu. Potrzebują go też rodzice. Ci pierwsi traktują go jako dowód akceptacji i miłości rodzica. Radości ze wspólnego obcowania buduje w dziecku przekonanie, że potrafi, że może eksperymentować, odkrywać świat. Tych drugich - pobudza do działania. Przytulanie, tarmoszenie, podskakiwanie wspólnie z dzieckiem w większości przypadków wypełnia nas energią, która mówi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nie raz zdarzyło mi się, że dopiero po wygłupach z Zo mimo późnej godziny i całodziennego zmęczenia (ze stresem włącznie) mogłam przenosić przysłowiowe góry. 
         Jestem przekonana, że dając Zo dzisiaj mój czas, moje ciało i mój umysł, jutro moja córka będzie wieść udane życie. Że jak te małe ssaki będzie odważna, pewna siebie, ciekawa świata, troskliwa i empatyczna. To dla mnie silna motywacja, dlatego nie szczędzę jej przytulania i tarmoszenia. Zbawienny wpływ (dla obu nas) tej drugiej formy ciepłego kontaktu odkryłam całkiem niedawno. Wspólnie przeżywane chwile pogłębiają i wzmacniają rodzinne relacje, i na nowo pozwalają odbudować zerwane więzi.

Życzę Wam wszystkim dnia pełnego takich właśnie chwil.

23.3.12

Dzika Kobieta

         Dzika Kobieta (...) same te słowa, "dzika" i "kobieta", tworzą llamar o tocar a la puerta - baśniowe pukanie do drzwi głęboko ukrytej żeńskiej psychiki. Llamar o tocar a la puerta dosłownie znaczy "grać na instrumencie nazwy, by otworzyć drzwi". Oznacza użycie właściwych słów, które sprawiają, że otworzy się każde przejście (...) Na dźwięk tych słów w kobiecie budzi się i powraca do życia stara pradawna pamięć. Pamięć absolutnego, niezaprzeczalnego i nieodwracalnego pokrewieństwa z samicami dzikich zwierząt; pokrewieństwa, które od długiego zaniedbania stało się ledwo wyczuwalne, zaprzepaszczone przez postęp  cywilizacji, wyjęte spod prawa przez otaczającą kulturę i niezrozumiałe już dla nikogo. Zapomniałyśmy jej imiona, nie odpowiadamy na jej zew, ale czujemy ją w podświadomości, tęsknimy za nią; wiemy, że należy do nas, a my do niej (...) Dla niektórych kobiet ożywczy "smak dzikości" przychodzi podczas ciąży, karmienia dzieciątka, podczas cudownej przemiany jaka zachodzi w człowieku podczas wychowywania dziecka, pielęgnowania uczuciowej więzi, tak jak pielęgnuje się ogród"  
                                                       /Clarissa Pinkola Estes, Biegnąca z wilkami/   

 
       Kobieta to Siła Sprawcza. Gdziekolwiek jest, cokolwiek robi, ktokolwiek ją otacza po brzegi wypełniona jest Siłą (nawet wtedy, gdy czuje się bezsilna).  Niektóre z nas, dzięki "sprzyjającym okolicznością" nie utraciły świadomości owej Siły, nigdy nie chciały jej porzucić, nie poddawały pod wątpliwość jej istnienia. Inne jako dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziestolatki odkryły ją i poprzysięgły nigdy więcej jej nie utracić. A inne... no cóż, każda z nas ma swoją historię spotkanie z Dziką Kobietą. Każda inną, niepowtarzalną, nieodgadnioną. A to, co je łączy przemeblowanie swojego domu, życia tak, by być bliżej siebie. By widzieć rzeczy takie jakie są, a nie jakie wydają się być. By oddychać pełną piersią. Dzikiej Kobiecie trudno się oprzeć. Niełatwo przejść obok niej obojętnie. Jest w głowie, sercu, czuć ją na skórze i pod nią. Przychodzi, gdy jej potrzebujemy, zanim zdążymy otworzyć usta. Siedzi obok. Słucha. Jest gotowa by iść razem z nami, jeśli tylko wstaniemy w podłogi. Łez ocierać nie trzeba. Sama wyschną w trakcie wspólnej wędrówki.

       Nie tylko w tygodniu Douli polecam "Biegnącą z wilkami", książkę pełną opowieści, które "przynoszą uzdrowienie (...) W opowieściach znajdziemy lekarstwo, które przywróci nam każdy utracony psychiczny popęd, instynkt, energię. Opowieści pobudzają, wzruszają, rodzą smutek, pytania, tęsknoty i głębokie zrozumienie (...) Stare opowieści zawierają wskazówki prowadzące przez zawiłości życia, pozwalają zrozumieć potrzebę wydobycia ukrytego głęboko archetypu, dają na to sposoby (...) Opowieści wprawiają życie wewnętrzne w ruch, a jest to szczególnie ważne, kiedy jest ono zagrożone, rozbite, zagnane w ciemny kąt. Są jak sam do kołowrotu, podwyższają poziom adrenaliny,  pokazują nam drogę wyjścia, drogę w dół lub w górę (...) prowadzą do krainy marzeń i snów, do miłości i mądrości, wiodą z powrotem do autentycznego życia głęboko mądrych, bliskich naturze kobiet" (autorka) 

20.3.12

Miejsce ludzi

Jeśli to nie jest miejsce, w którym łzy są zrozumiane,
Dokąd pójdę, żeby płakać?

Jeśli to nie jest miejsce, w którym mój duch dostanie skrzydeł,

Dokąd pójdę, aby polecieć?

Jeśli to nie jest miejsce, gdzie dostanę odpowiedź na moje pytania,

Dokąd pójdę, aby jej poszukać?

Jeśli to nie jest miejsce, w którym moje uczucia będą usłyszane,

Dokąd pójdę, żeby mówić?

Jeśli to nie jest miejsce, w którym zostanę zaakceptowany takim, jaki jestem,

Dokąd mogę pójść, żeby być?

Jeśli to nie jest miejsce, w którym spróbuję nauki i dorastania,

Gdzie mogę być właśnie mną?

                                                        William J. Crocker


16.3.12

Bez przemocy wg. Rosenberga

Pewnie już to widziałyście:


         Zawsze kiedy spotykam się z takimi akcjami łatwiej mi się oddycha, bo płuca oprócz tlenu wypełnia nadzieja... że można, że się uda, że warto, że na marne nie pójdzie. Ta Fundacja robi wiele wartościowych rzeczy, a to jedna z nich. W przystępny sposób opowiada o rodzicielskiej złości, która wcale nie musi mieć swojego finału na dziecięcej pupie.
            Obejrzałam film i pomyślałam, że choć naprawdę fajny, to jednak niewystarczający dla mojego nvc'owskiego podejścia. Tym wszystkim z Was, którym bliska jest idea Rosenberga chciałabym zaproponować alternatywne strategie. Nie szukam dziury w całym...słowo zucha :) Szukam ducha nvc :) Obejrzyjcie ten film jeszcze raz, etapami (od rady do rady), czytając w międzyczasie mój komentarz.


Jak radzić sobie z trudnymi zachowaniami dziecka?
1. Przypomnij zasady. 
W nvc pierwszy krok to nawiązanie kontaktu z dzieckiem, czyli skupienie się na jego uczuciach i ukrytych za nimi potrzebach. Jeśli nie istnieje kontakt Maluch nas nie usłyszy. Być może będzie słyszał wypowiadane słowa, ale głuchy pozostanie na to, o co nam chodzi, dopóki my nie usłyszymy, o co jemu chodzi. Posiadanie kolejnej zabawki to nie potrzeba, a strategia. Kiedy odgadniemy potrzebę ukrytą za tą strategią, będziemy w kontakcie. 
Czas na zasady. No cóż...tych nie lubię wyjątkowo. W zasadach, które mają obowiązywać dzieci, jest pewna pułapka. Zasady ustalają bowiem dorośli dla dzieci. Nawet jeśli czynimy to razem z dzieckiem, nawet jeśli uzyskujemy akceptację dziecka dla jakiejś zasady, to nie czarujmy się - to jest nasza, dorosłych, zasada. Dzieci "akceptują" zasadę w chwili, gdy ją ustalamy (bo jakie mają wyjście? Walkę z nami i z naszymi zasadami!) ale w sklepie, gdy dookoła tyle kolorów, kształtów, faktur już jej nie pamiętają, a to oznacza, że zasada nie obowiązuje. Nie obowiązuje, bo nie jest dziecka, tylko dla dziecka.

2. Nazwij uczucia swoje i dziecka.  
OK dla uczuć, nie OK dla zdania "złoszczę się, gdy tak długo się szykujesz, bo przez to spóźnię się do pracy". Widzicie tę samą zależność, co ja? "Przez Ciebie spóźnię się do pracy" - to słyszy dziecko. Małym dzieciom warto zaoszczędzić informacji o naszych trudnych emocjach. Dzieci bowiem myślą, że to one są źródłem złości, gniewu, frustracji rodzica. Mama jest zła, bo ja jestem taki jaki jestem, gdybym był inny mama byłaby wesoła. Rodzic jest tym Dużym, który sam lub przy pomocy innego Dużego ma radzić sobie z trudnymi emocjami. Duży ma chronić Małego, a nie przerzucać na niego odpowiedzialność za swoje uczucia. 
Jest jeszcze coś. Uczucia nie biorą się z zachowania drugiego, ale z niezaspokojonych potrzeb. Drugi człowiek, niezależnie od wieku i wzrostu, nie jest odpowiedzialny za to, co czuję. Jego zachowanie może jedynie uzmysłowić mi, czego tak bardzo potrzebuję, że się wściekam.

3. Uprzedź o konsekwencjach.
No cóż. Mam świadomość kontrowersji tego, co za chwilę przeczytacie. Przyjmuję do wiadomości tylko konsekwencje naturalne. Nie wezmę parasola, to zmoknę. Konsekwencje logiczne często bywają karami, bo nie biorą pod uwagę potrzeb dziecka. Nie pytają go "czego chcesz". Stawiają jedynie wymagania. 
Kiedy Zo  wybiega na ulicę, łapię ją (siła ochronna). Kiedy popycha koleżankę mówię "nie podoba mi się...". Kiedy ociąga się przed porannym wyjściem do przedszkola mówię "chcę" (język osobisty). Według mnie to lepsze od zapowiadania i wyciągania konsekwencji. 
Agnieszka Stein napisała artykuł o konsekwencji i niekonsekwencji w wychowaniu. Polecam.

4. Doceniaj pozytywne zachowania.
Dla mnie pachnie to nagrodą i karą, a tymczasem w nvc nie chodzi o nagrody i kary, a o dostrzeganie uczuć, potrzeb i strategii, czyli o szanowanie dziecka. 

Co Wy na to?

7.3.12

Bez przemocy

       Miałam nie pisać o klapsach. Wielu już napisało i wydawało mi się, tzn. w dalszym ciągu wydaje mi się, że nic nowego nie powiem. Miałam nie pisać ale... życie pisze swoje scenariusze i czasem trudno przejść obok nich obojętnie.

Miejsce akcji: Osiedle, jakich wiele.
Czas: Kilka minut przed 15.00.
Bohaterowie: 
On - poddający się sile grawitacji, nie taka znowu patologia.
Ona - mama szukająca kluczyków do samochodu w torebce bez dna.
Chłopiec - lat chyba 3.
Ja - mimowolny obserwator. 

Scena 1: 
Ona: Stój w miejscu. Nie podskakuj. Nie widzisz, że nie mogę znaleźć tych cholernych kluczyków.
Gdzie one są (sama do siebie). Głuchy jesteś. Nie ruszaj się (to już do Chłopca). Ile razy mam ci powtarzać.
Chłopiec zastyga w ruchu.
Ona (wygrzebawszy kluczyki): No rusz się, co tak stoisz. Wsiadaj do samochodu. 
Chłopiec w podskokach zmierza do tylnych drzwi. 
Ona wymierzając mu klapsa: Dość tego. Ja nie wiem dlaczego jesteś taki nieznośny. Dlaczego musisz być taki złośliwy.
Kiedy mały gramolił się na tylne siedzenie oberwał jeszcze raz. 
Scena 2:  
On: No i co go Pani bije?
Ona "udaje", że nie słyszy.
On: Nie dość, że jest Pani głupia, to jeszcze głucha. 
Ona (mierząc go wzrokiem): Nie Pana sprawa. 
On: Moja. 
Opadła mi szczęka i z mimowolnego obserwatora stałam się obserwatorem świadomym, choć pewnie niektórzy nazywaliby mnie raczej gapiem :) 
On (kontynuując): Niech go Pani bije dalej, to skończy jak ja. 
Ona bez słowa wsiadał do samochodu ale nie przekręca kluczyka. Samochód nie odjeżdża. Odszedł za to On, a Ja wciąż stałam jak wmurowana. 
Scena 3:
Ruszyłam i ryczę. Mam nadzieję, że Ona też. Wiem, że Ona też.


        Można bez przemocy. Nawet gdy się ofiarą przemocy było. Tylko jakie są tego koszty?




           Słyszę, że istnieje społeczne przyzwolenie na klapsy. Widzę, że dziecięce potrzeby traktowane są jak kaprysy. Czytam, że dzieciom trzeba stawiać granice, bo inaczej... Nie zgadzam się. To przecież wiecie. 
      Jest jeszcze coś, co być może będzie dla Was odkrywcze. Dla mnie było. "Z psychologicznego punktu widzenia powtarzające się kary cielesne niszczą naturalne mechanizmy adaptacji do sytuacji niebezpiecznych, którymi są ucieczka lub ochrona samego siebie, albowiem przed razami rodziców nie można ani uciec, ani się uchronić. Jeśli będzie musiało nagle stawić czoło jakiejś niebezpiecznej sytuacji, dziecko może znaleźć się w stanie zahamowania i odrętwienia, który spowoduje, że nie będzie mogło skutecznie się chronić" (Claude Didierjean-Jouveau "Rodzicielstwo bez przemocy")
  

3.3.12

O granicach

       Wracają jak bumerang: "Ona nie szanuje granic", "Musisz jej stawiać granice, bo inaczej...", "Jak tak dalej pójdzie, to wejdzie Ci na głowę". Zaczynam wątpić czy możliwe jest inne widzenie granicy niż tylko jako muru, którego ani przeskoczyć nie wolno, ani taranem go wziąć.  Mam naprawdę dość tłumaczenia, że kiedy moja córka mówi "nie" to właśnie pokazuje gdzie leży jej granica. I że jeśli nie szanuje się jej "nie", to jakim prawem żąda się od niej szacunku dla cudzego "nie".
Mam dość powtarzania, że kiedy szanuje się dziecięce "nie chcę", "nie lubię", "nie podoba mi się", "nie smakuje mi", to wówczas uczy się dziecko szacunku dla granic drugiego człowieka. Dla jego: "jestem zmęczona, nie będę się teraz z tobą bawić", "nie lubię kiedy wspinasz się po mnie", "nie chcę abyś biła brata", "nie podobam mi się, kiedy pokazujesz język babci".
         Czuję się bezradna, gdy po raz kolejny słyszę, że muszę jak ten Cerber pilnować Zo, bo w przeciwnym razie "nic dobrego z niej nie będzie". Nie chcę powtarzać jak stara płyta, że granice to nie zakazy i nakazy. Że kiedy moja córka zaczyna płakać, krzyczeć czy tupać, to zwykle dlatego, że jej granice zostały staranowane. Że nie został wzięta pod uwagę. Że nie została potraktowana poważnie. Naprawdę mam dość... 

        Całkiem niedawno dotarło do mnie, że ci którzy najczęściej przypisują Zo brak granic, sami mają kłopot ze swoimi granicami, zbyt szczelnymi lub z dziurami tu i ówdzie. To Juul napisał, że jeśli dzieci notorycznie łamią granice dorosłych, to problem leży po stronie dorosłych... 
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...