30.9.12

Życie z Życia (1)

         W tygodniu z Międzynarodowym Dniem Empatii (2 października) mam dla Was kilka cudownych opowieści o Nowym Życiu. Zaprosiłam empatyczne mamy do podzielenia się ze mną i z Wami wydarzeniem, które na zawsze zmieniło ich Teraźniejszość i Przyszłość. 
      
Wspomnienie Karoliny, mamy Klary.

Pozwoliła nam zjeść wigilijną kolację, ekscytować się prezentami i słodkim ociężałym bezruchem. Wróciliśmy do domu, kąpiel i spać. Zaplotłam warkocze. Wiedziałam, że przez najbliższe kilka dni włosy będą przeszkadzały….
Boże Narodzenie, pierwszy dzień świąt, budzimy się i ja już wiem. Nie musimy pakować torby, a tak straszyli, że trzeba ją będzie wołać, że trzeba będzie iść do szpitala. Zaczęło się, jestem taka szczęśliwa, nic mnie nie boli, tylko czuję intensywnie skurcze, nie są regularne ale ja wiem, że dziecko już jest gotowe.  Tatuś mojej córeczki rozśmiesza mnie swoją skrupulatnością w notowaniu skurczy, jest tak miło, jemy śniadanie. Dzwonimy do naszej położnej…..
Ja wiedziałam, że Ty w święta zaczniesz rodzić… Za godzinę jest u nas. Biegnie umyć ręce i wyciąga trąbkę, przykłada do brzucha.
Jest tętno. Uff. Kładę się.  Jezuuuu, jaki ból, badanie rozwarcia. 4 cm. Uff. Zostajemy w domu. Gawędzimy, pijemy herbatę, ja spaceruję, od czasu do czasu kucamleniwa świąteczna atmosfera, nucę kolędy. Czuję się świetnie, przyjeżdża druga położna.  Jakub krząta się w kuchni i gotuje rosół z karpia. Położne opowiadają o porodach, o zdrowym jedzeniu….. mam tyle im do przekazania ale powoli moja świadomość zaczyna zjeżdżać w dół ciała i tracę zainteresowanie rozmowami, idę do drugiego pokoju, chcę być sama…. W samotności zaczyna powoli, wraz ze skurczami, wydobywać się ze mnie głos, wydaje mi się że bardzo głośny, niepohamowany ale położne mówią: Jak potrzebujesz to krzycz głośniej….
Zaskakuje mnie ta potrzeba bycia samej, w ciszy. Patrzę na ogień w kominku, kucam opierając się o stół i czuję swoje ciało, intensywnie, doskonale, zadziwiam się, że takie mocne, zadziwiam się dlaczego otwieranie się ciała nazywa się skurcz…. Jest coraz intensywniej. Położne chcą sprawdzić. Tym razem się opieram i napinam, skurcze mimo intensywności nie są bólem, boli badanie. Jest 7 centymetrów, a pęcherz cały, wody nie poszły. 4 godziny od przyjazdu pierwszej położnej. Proponują wannę. Idziemy do łazienki, woda zmniejsza intensywność…. Tatuś mojej córeczki masuje kręgosłup, podtrzymuje, gładzi głowę. Sam wie co robić. Uczestniczy. Jest porodzie, to jego też dotyczy.
Jesteśmy sami w łazience, szumi grzejnik, nawet mi nie przeszkadza, choć zwykle tak go nie lubię. Patrzymy sobie w oczy, nie wiem jak długo.  Myślałam, że go nie będę chciała, myślałam, że chcę kobiet: przyjaciółek, matki, siostry ….trzymania za ręce, śpiewu. Okazało się, że to jego oczy są mi niezbędne do przyjścia tego procesu.
Woda stygnie, nie chcę wychodzić ale trzeba sprawdzić…. Idę do pokoju, zmęczyłam się w łazience, byliśmy tam 2 godziny. Ale jest już 9 centymetrów… Położne otwierają swoje torby,  przebierają się,  cieszą się, że tak pięknie wszystko idzie, przypominają, że między skurczami mam mocno odpoczywać bo lada moment zacznie się parcie. Zostajemy w łóżku, tutaj to będzie.  Tutaj spotkamy się z naszą córeczką, nie w wannie. Dużo spraw w czasie tego porodu uległo zmianie - nie włączyłam muzyki, chciałam ciszy, nie zadzwoniłam do nikogo poza mamą - nie chciałam nikogo w to angażować, nie chciałam urodzić do wody…  Mija godzina- nadal 9 cm. Patrzymy na siebie. Znowu badanie, obie sprawdzają. Wyję, boli. Boli bo już wiem, że one zdecydowały, mimo że nie powiedziały ani słowa.  Każą wziąć torbę i jedziemy do szpitala. Torby nie ma. Nie chciałam iść do szpitala, nie przygotowałam się na szpital. Zaczynam walczyć, zaczyna mnie boleć, zaczynam płakać, gryźć się w język. Cała w sekundę jestem skurczona, zmarznięta, niepogodzona. Nie pomagają kojące słowa. Bywa. Nieprzewidywalne. Samo życie. Tatuś mojej córeczki szybko pod dyktando pakuje torbę, ja powstrzymuję parcie, które się pojawiło. Ostatni błysk nadziei, ostatnie badanie, może ruszyło i szyjka puściła.
Niestety, jest jeszcze trochę, nie przyj, nie przyj, oddychaj, zziajany pies……
Wsiadamy do samochodu.  Już wiem, że jedziemy na cięcie. Pytam ile to trwa. Położna, które jedzie z nami próbuje pocieszać.
Dostaniesz oksytocynę, przebiją pęcherz, będą monitorować tętno i raz dwa urodzisz i zaraz wrócimy do domu. Pewnie lotosowo się nie uda ale wszystko się ułoży. Słucham ale nie wierzę, widzę jak szybko jedziemy, jak pusto na ulicach, późny wieczór, Boże Narodzenie, pierwszy dzień świąt. Skurcz za skurczem bez przerwy.
Wchodzimy na izbę. Chyba obudziliśmy położną. Jest zabawnie, pani odpytuje mnie z imion, nazwiska a ja co minutę hyc pod biurko w kucki….. mówię, że mam parte i co mam z tym fantem zrobić, pani w fartuchu,  że papiery, ja że parte, ona że papiery i że widziała takie parte bez rozwarcia, no to mówię, że mam 9 cm…. ona kapituluje i mówi dobra, zbadam panią, bada i nagle papiery nie mają znaczenia, wózek i jedziemy szybko na oddział, pierwsze minuty unieruchomienia w wózku w windzie - boli.  Na oddziale patrzą jak na wariatkę, opieprzają za pomysł porodu w domu, w dwudziestym pierwszym wieku, tatuś córeczki broni. Każą się położyć na stole, przypinają  ktg,wbijają wenflon, coś wstrzykują, tatuś protestuje pyta co to - nikt nic nie mówi, już jestem numerem w systemie medycznym, wdrażają procedurę - przez chwilę nie czuję się człowiekiem tylko skomplikowaną rodzącą.  Tlen pachnie mentolem- co za ohyda, ale godzę się, mówią magiczne – to dla dziecka. Wytrych ale im wierzę, nie mam wyjścia, próbuję dyskutować, bronić, tracę niepotrzebnie energię.  Przychodzi lekarka, przebija pęcherz, ciepłe wody chlustają na nogi - czyste- zdziwienie, bo jesteśmy dużo po terminie…Wsłuchuję się w szybki stukot urządzenia ktg, dziwnie zwalnia… Jeszcze jeden lekarz…
Cięcie, już nie czekamy.
Błagam, nie odchodź, nie zostawiaj mnie, nie pójdę tam sama, musisz przy nas być, nie dam rady sama….  
Procedura dopuszcza tatę w narodzinach przez cc. Poddałam się, zgodziłam. Idę na salę, siadam na stole, anestezjolog gładko wbija mi igłę w kręgosłup,  kładę się. Przychodzi Jakub w zielonym stroju jakiegoś lekarza. Jaki on śliczny, myślę. Staje jak anioł stróż u mojej głowy.
Dziewczynka. Idź do niej, trzymaj za piętę, za cokolwiek. Dotykaj ją.  Idź. 
Poszedł. Te minuty są ich. Oni się witają pierwsi. Ojciec. Córka. 
Mrugam, widzę tęcze. Łzy wpływają do uszu. Z tęczy wyłania się Jakub, w zielonej serwetce trzyma Klarę. Taką maleńką, czarną łepetynkę. Kładzie mi ją na twarzy. Jest tak miękka, tak jak nic wcześniej. Tak mnie ślini, słyszę jak mlaska.  Wiem czego chce, a ja nie mogę Jej tego dać. Jakub ją przytula. Widzę jak pełznie po zielonej koszuli. Dzielna dziewczyna. Akrobatka.  Patrzę na nich. Czuję coś czego, nie czułam nigdy wcześniej.
Jedziemy na salę pooperacyjną.  Zostawiają nas na chwilę. Jesteśmy w trójkę. Jestem zdziwiona, że Ona tak bardzo jest, że jest taka rzeczywista, taka wyraźna, piękna, moja, nasza. Że się porusza miękko. Że ma tak jasne paluszki i długie paznokcie i wyciamkany kciuk. Stęka cichuteńko.
Je. Skąd wie? Skąd ja wiem jak ją trzymać? Wiem. Nie mówimy nic. Jesteśmy.  
Co jest w tym worku?
Placenta.
Dali? 
Kazałem zapakować.
Zaimponował mi. Ja myślałam tylko o tym jak zawiodłam. Przychodzi moja położna. Podziwia dziewczynkę, pyta ją co wykombinowała, dlaczego jej się zachciało fikołków, obrotów… nie wiemy. To tajemnica na razie.
Przychodzą szpitalne, jest po północy Państwo musicie iść, odwozimy panią na salę.
Nie. Nie. Jeszcze nie jestem gotowa. Jeszcze chce być z Klarą, z Jakubem. Z nimi. Potrzebuję tego nowego razem. Tym się pożywić po wysiłku. To jest moje lekarstwo na rozczarowanie.
Zabieramy dziecko.
Nie oddali jej do rana. Zostawili mnie na sali z innymi kobietami, z innymi dziećmi. Powiedziały- dzwonić tylko w pilnych sprawach, są święta. Nie powiedzieli, że jak przestaje działać znieczulenie to tak strasznie boli, ruszyć nie można bo dziura w kręgosłupie, płyn się może wysączyć, bez ruchu…. 12 godzin.  Ależe krew się intensywnie wysącza to nie powiedzieli. Która sprawa jest pilna?
Nie umiem zasnąć. Skurcze są dużo bardziej bolesne niż porodowe, a każdy przecięty wpół. Nie byłam przygotowana na to. Nie chciałam do szpitala. Jak można sobie tego życzyć. Cięcia.
Takie rozczarowanie. Tak bardzo ją zawiodłam. Każda myśl mnie kaleczy. Klara, sama, w przezroczystej rynience, ubrana w obce ciuszki, obcymi rękami, wytarta, owinięta w kocyk. Popadam w taką rozpacz jak nigdy. Ostatkiem sił łapię się w garść żeby nie spaść w tą przepaść. To mnie najwięcej kosztowało, to był największy wysiłek w całym porodzie. Zawrócić w momencie staczania się na dno gdzie wszystkie moje zmory….
Zamiast tego przez wiele godzin powtarzam w głowie - Kocham Cię córeczko, jestem obok, kocham...


27.9.12

Empatyczna Komunikacja

 „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie” (M. Gandhi)


Zapraszam na warsztaty „Empatycznej komunikacji” do Instytutu Świadomego Rodzicielstwa w Krakowie. Pierwsze spotkanie odbędzie się 6 października (sobota) o godzinie 10.00. Osoby zainteresowane proszę o kontakt mailowy z Panią Ewą Ratajczyk: instytut@kcz.org.pl 

Spotkanie 1: „Nie wychowuję na jutro, czyli rzecz o kontakcie”
  • Żyrafa i Szakal, czyli dwa style komunikacji
  • metoda 4 kroków, czyli o skutecznej komunikacji
  • zielona i niebieska ścieżka w komunikacji
  • komunikaty zrywające kontakt
Spotkanie 2: „Nie rób byle czego, lepiej stój i patrz”
  • potęga empatii
  • słuchanie uczuć i potrzeb
  • współczujący kontakt z samym sobą
  • empatia jako odpowiedź na odmowę, milczenie, osąd, krytykowanie itp.
  • wyrażanie uznania w PbP
Spotkanie 3: „NIE dla Ciebie, TAK dla mnie”
  • czuję, bo potrzebuję (potrzeby dziecka – potrzeby rodzica)
  • dobrodziejstwo dziecięcego „nie”
  • nie”, które nie rani
Spotkanie 4: „Kara i nagroda – raniące konsekwencje wychowawcze”
  • krytyka, ocena, porównywanie, zwracanie uwagi, czyli o zrywaniu kontaktu
  • pochwała, nagroda, czyli o budowaniu społeczeństwa rywalizacji 
  • kary i nagrody, czyli warunkowe rodzicielstwo 
  • alternatywa dla kar i nagród 
Spotkanie 5: „Władza NAD czy władza Z dzieckiem?”
  • odpowiedzialność czy posłuszeństwo?
  • o granicach dzieci i rodziców
  • chcę/nie chcę, lubię/nie lubię, podoba mi się/nie podoba mi się”, czyli używanie języka osobistego
  • użycie siły ochronnej
Spotkanie 6: „Chcesz być szczęśliwy czy mieć rację?” /Rosenberg/
  • uczucia „odcinające od życia”
  • trudne emocje, czyli co z nimi zrobić
  • wyrażanie bólu i gniewu
  • taniec Szakala
Spotkanie 7: „Konflikty, czyli tragiczny wyraz niezaspokojonych potrzeb”
  • kiedy kłóci się rodzeństwo
  • konflikty w rodzinie
  • konflikt zewnętrzny, a konflikt wewnętrzny
  • mediacja w oparciu o PbP
Spotkanie 8: „Edukacja wzbogacająca życie”
  • przedszkole i szkoła jako miejsce wzbogacające życie
  • motywacja zewnętrzna, a motywacja wewnętrzna
  • rodzic – nauczyciel, czyli o partnerskich relacjach 
  • wspieranie dziecka 



24.9.12

Jesper Juul dla Ciebie

     Lubię Juula. Za Jego ogromny szacunek dla człowieka, Małego i Dużego. Za zaufanie do dziecka i rodzica, wiarę w ich kompetencje. Lubię Go, bo Juul jak mało kto, nie poucza, nie straszy, nie obiecuje, nie roztacza wizji idealnej rodziny, a jedynie dzieli się wieloletnim doświadczeniem. Podaje przykłady, stawia pytania, wyciąga wnioski, zachęca do weryfikacji swoich postaw i zaprasza do tworzenia prawdziwych relacji w rodzinie. U Juula zachwyca mnie także to, że ten światowej sławy terapeuta otwarcie pisze o swoich "wątpliwych" decyzjach wychowawczych.

    Dzięki Wydawnictwu MiND mam dla Was cztery książki Jespera Juula:
  1. Uśmiechnij się! Siadamy do stołu
  2. Twoja kompetentna rodzina
  3. Przestrzeń dla rodziny 
  4. Być mężem i ojcem
     Jeśli macie ochotę powiększyć swoją domową bibliotekę o książkę tego autora zostawcie pod postem komentarz. Napiszcie którą książkę chcecie i dlaczego.
2 października (Międzynarodowy Dzień Empatii) wylosuję cztery osoby, do których powędrują książki Juula. 


     Będzie mi miło, jeśli osoby piszące bloga umieszczą u siebie informacje o candy, a ci, którzy posiadają konto na FB poinformują swoich znajomych o możliwości otrzymania książek Juula.

Pozdrawiam Was jesiennie.
Monika 

22.9.12

Piaskowy Wilk wędruje do...

Oliwki i Karola.



Gratuluję!

Proszę o kontakt mailowy.

15.9.12

O przywiązaniu

„Stwierdzenie, że dziecko jest przywiązane do kogoś oznacza tyle, iż ma ono silną skłonność do poszukiwania bliskości i kontaktu z tą konkretną osobą, zwłaszcza w sytuacjach, gdy jest przestraszone lub cierpiące (np. głodne, chore, zmęczone).”
                                                                                   J. Bowlby

     Byłam na dwudniowej konferencji "Regulacja emocji w świetle teorii i przywiązania" i w przyszłym roku też jadę :) 

      Choć o więzi i rodzicielstwie bliskości co nieco wiem, to z otwartym umysłem i sercem przyjmowałam każde słowo. To, co intuicyjnie wiedziałam, a w zasadzie wyczuwałam; to, o czym godzinami rozmawiałam z przyjaciółkami; to, co przeczytałam w tej czy innej książce, tutaj zostało potwierdzone przez naukę i badania. 

        Mam dla Was Myśli zapisane na konferencji. Może będą inspiracją. 
  • są trzy style przywiązania: bezpieczny, ambiwalentno - lękowy oraz unikający, w tym unikająco - lękowy i unikająco - unikający. O stylach przeczytacie tutaj;
  • dla tworzenia więzi ważny jest okres prenatalny. W tym okresie powstaje co prawda jednostronna relacja (mama-dziecko) ale nie bez znaczenia dla dziecka, jego mózgu ma fakt, co mama przeżywa, myśli, co je i pije;
  • bezpieczna więź chroni człowieka od poczęcia do śmierci;
  • o jakości, stylu nawiązywanych relacji w dorosłym życiu decyduje przede wszystkim (czyli nie tylko) styl przywiązania jaki mieliśmy w dzieciństwie z rodzicem, zwykle z mamą;
  • bezpieczny styl przywiązania kształtuje się wówczas, gdy rodzic reaguje na sygnały wysyłane przez dziecko. Im szybciej reaguje, tym trwalsza jest owa więź;
  •  Maluch pozbawiony opiekuna (nie musi to być biologiczny rodzic) lub posiadający opiekuna, który zwleka z zaspokojeniem jego potrzeb może mieć problem z nawiązywaniem relacji opartych na bezpiecznym stylu przywiązania; 
  •  styl przywiązania nie jest dany raz na zawsze. Traumatyczne wydarzenia mogą pozbawić człowieka stylu bezpiecznego, a Wzbogacające - przybliżyć do bezpiecznej;
  • bezpieczne przywiązanie pozwala dziecku na kroczenie przed rodzicem, zaspakajanie swojej ciekawości, poznawanie świata, doświadczanie. Gdy pojawia się niebezpieczeństwo dziecko powraca do rodzica, chwyta go z rękę, przytula się, by go opuścić, gdy niebezpieczeństwo minie;
  • małe dziecko może stworzyć bezpieczną więź zaledwie z kilkoma osobami. Im ich mniej, tym lepiej;
  • bezpieczny styl przywiązania dziecko wykształca do 3-4 roku życia dlatego im wcześniej dziecko zostanie przysposobione tym lepiej;
  • bezpieczeństwo = przewidywalność (małe dzieci);
  • przedwczesna separacja zaburza więź. Lęk wyzwala produkcję kortyzolu (hormon stresu), który uszkadza mózg;
  • bezpieczna więź to prawidłowy rozwój emocjonalny, intelektualny i społeczny dziecka
  • tworzeniu bliskiej więzi sprzyja wiedza o rozwoju dziecka;
  • dziecko z pozabezpiecznym stylem przywiązania ma mniejszą samoświadomość emocjonalną
    i kłopoty z rozpoznawaniem emocji innych;
  • "domaganie się" przez dziecko brania na ręce, przytulania, kołysania, śpiewania itp. to zaproszenie do stworzenia więzi. Dzieci, które tego nie robią winny być stymulowane do "domagania się";
  • do regulacji emocji dziecko potrzebuje fizycznego kontaktu, bliskości. Dziecko odesłane do drugiego pokoju nie ma szans na zadbanie o siebie;
  • jakość opieki nad niemowlęciem determinuje późniejszą zdolność do radzenia sobie z emocjami;
  • skłonność do tworzenia silnych więzi to wrodzony mechanizm. Wrodzona jest także potrzeba opieki jaką dorosły roztacza nad dzieckiem;

Zainteresowanych stylami przywiązania odsyłam tutaj: 
      
    

12.9.12

Słów kilka o kilku książkach

        Subiektywny przegląd literatury, a właściwie antyliteratury, przygotowany przez Ewelinę, współzałożycielkę Klubu Oddychających Mam, która na co dzień wspiera szkolne dzieci w ich kompetencji i promuje idee rodzicielstwa opartego na empatycznej komunikacji. 
     
     O zgrozo! To jedno cisnęło mi się na usta, gdy pewnego popołudnia zajrzałam w jednej z najbardziej popularnych księgarni na dział poradników związanych z psychologią i wychowywaniem dzieci. Od razu uprzedzam - tekst będzie absolutnie subiektywny, bardzo emocjonalny i napisany wyłącznie w oparciu o tytuły - jak dla mnie wiele już mówiące - poradników dla początkujących rodziców.
Oto kilka z nich: 
"Poskramianie małego dziecka" - jakie macie skojarzenia? Ja jedno, zresztą raz w miejscu dość szczególnym (kościół) usłyszałam, że powinnam poskromić moją córkę, która nie hałasowała, nie biegała, tylko raz na jakiś czas w podskokach przemierzała odległość między mną, a swoim tatą. Rozumiem potrzeby nadawcy, ale nie o tym tu i teraz, tylko o poskramianiu, które przede wszystkim, jak podaje Słownik Języka Polskiego, oznacza:
1. uczynić uległym dzikie zwierzę;
2. zmusić kogoś do posłuszeństwa;
3. powstrzymać, powściągnąć czyjeś pragnienia, dążenia itp. uważane za szkodliwe; pohamować, okiełznać, ujarzmić.
Czyli, małe dziecko od początku należy uczynić uległym, posłusznym, podporządkowanym woli i pragnieniom rodziców, opiekunów bez uwzględnienia jego pragnień, potrzeb i uczuć. Rewelacja!

Wychowywanie chłopców” i wersja damska „Jak wychować dziewczynkę?”. Wiadomo, że inne będą pełnili role społeczne, z innymi zadaniami będą się mierzyć, ale czy „wychowywanie”, które dla mnie oznacza m.in. wskazywanie wartości, ma wprowadzać podział ze względu na płeć?
Czy chodzi raczej o stereotypy, że chłopcy nie płaczą, a dziewczynki siedzą cicho i nie oddzywają się niepytane?

Kolejna pozycja – która mną wstrząsnęła – „Każde dziecko może nauczyć się spać”.
Jak to? To są takie, które nie umieją, które nie potrafią zaspokoić swojej najbardziej podstawowej potrzeby fizjologicznej?! Rozumiem różne zaburzenia snu wywołane czynnikami chorobowymi, ząbkowaniem itd., ale, żeby uczyć dziecko spać? Chyba, że ma zasnąć wtedy, kiedy chce mama, a nie wówczas, gdy jest zmęczone i senne. No to poradnik wielce praktyczny.

Jak przechytrzyć dziecko?” Na miłość boską, przechytrzyć?! To relacja z dzieckiem jest jakąś walką, rozgrywką, podstępnie skonstruowanym planem pełnym manipulacji i kłamstwa?

Na koniec dwa poradniki – myślę, że najbardziej znane, najchętniej kupowane i polecane sobie nawzajem przez rodziców - i niestety – skrupulatnie wcielane w życie – „I ty możesz mieć super dziecko” oraz „Język niemowląt” czy „Język dwulatka”, no to w sumie trzy :)
Myślę, że o popularności tych książek i metod wychowawczych w nich proponowanych decyduje postać samych autorek – kobiet mających doświadczenie i wykształcenie, a więc teorię i praktykę jako silny i wiarygodny argument w budowaniu własnego autorytetu i zaufania, jakim obdarzają je rodzice.
Ja sama padłam „ofiarą” i jednej, i drugiej, na szczęście na krótko i nie odbiło się to negatywnie na mojej relacji z córką. Ale dobrze wiem, obserwuję to niejednokrotnie w kontaktach z innymi rodzicami i dzieciakami, jak często ich porady są praktykowane, z jakim zafascynowaniem z powodu ich skuteczności są urzeczywistniane.
       Ale trzymać się będę interpretacji samych tytułów – „I ty możesz mieć super dziecko” – któż by nie chciał? Ale co to znaczy „super”? I dlaczego dopiero mogę mieć, a nie już mam? Dlaczego już na starcie moje dziecko jest etykietowane – i to negatywnie – no bo super jeszcze nie jest, będzie jak zastosuję metody pani Z. A jak nie, to będę żyła z poczuciem porażki i poczuciem winy i żalu, że nie ukształtowałam super dziecka.
      Mam wrażenie, że „Język niemowląt” jest z tych wszystkich tytułów najbardziej pociągający, a tym samym niebezpieczny. No bo któraż matka kilkutygodniowego brzdąca nie chciałaby jak najlepiej rozpoznawać sygnałów swojego Maleństwa? Każda z nas zrobi wszystko, by jak najlepiej odpowiadać na potrzeby niemowlęcia, które komunikuje się z nami w zawoalowany sposób, a tu proszę – spada niemal z nieba zagubionej matce – swoisty słownik języka maluchów.
Serce mnie boli na myśl o tym, jak dramatyczne w skutkach może być stosowanie proponowanych metod postępowania w kontakcie z niemowlęciem. 
 
Jak często - mam wrażenie – wszystkie te poradniki podają złote środki na wychowywanie dzieci, nie tylko nie uwzględniając autentycznych uczuć i potrzeb małych dorosłych, ale także i ich rodziców. Jak mało tu szacunku, wrażliwości i uważności. Jak wiele skuteczności, szybkości, niezawodności. I może nie ma się co dziwić – wielu rodziców tego oczekuje w zabieganym świecie. I nie dziwi mnie też, że wielu – zagubionych, zdezorientowanych, czasem niepewnych swoich rodzicielskich kompetencji, zniechęconych poradami mamy, babci i teściowej czy wreszcie skrajnie zmęczonych i wyczerpanych rodziców, chętnie i bez większego namysłu nabędzie tę czy inną pozycję, by z powrotem odwrócić to, co stanęło na głowie.
Nie chcę się zastanawiać, co kieruje autorami podobnych poradników. Pozostaje mi jedynie wiara i nadzieja, że wcześniej czy później (oby wcześniej) każda mama i każdy tata odkryją prawdziwie wartościowe i podnoszące jakość ich rodzicielstwa, a tym samym umacniające ich więź z dziećmi pozycje książkowe.


4.9.12

Piaskowy Wilk i candy

      Piaskowy Wilk był, jest i będzie. To takie zwierze, które dużo myśli, mądrze mówi i pomaga Karusi znaleźć odpowiedź na pytanie "dlaczego?". "Wiem wszystko. (...) Wszystko we wszystkich światach. I znam odpowiedzi na wszystkie pytania." - mówi Piaskowy Wilk podczas pierwszego spotkania z Karusią.
     Ma futerko w kolorze piasku, oczy widzące uczucia Karusi, serce odgadujące jej potrzeby i wyjątkowo dużo czasu. Inaczej niż mama czy tata Karusi. Dziewczynka lubi słuchać swojego przyjaciela więc biega na plaże zawsze wtedy, gdy jest smutna, zaniepokojona, zdezorientowana czy zła. Biega też wówczas, gdy jest radosna, zaciekawiona czy zachwycona. Piaskowy Wilk pomaga jej zrozumieć postępowanie dorosłych, zawiłości świata, pojawiające się problemy i trudności. Mówi o skomplikowanych sprawach w nieskomplikowany sposób. 
        Piaskowy Wilk lubi trudne pytania, Karusia lubi je zadawać, a czytelnik, i to zarówno ten Mały, jak i ten Duży, jest zachwycony odpowiedziami Piaskowego Wilka i przemyśleniami Karusi. 

         Pokochałyśmy Piaskowego Wilka już od pierwszego spotkania. No bo jak nie pokochać kogoś, kto potrafi wyjaśnić dlaczego tata Karusi rozłożył się na hamaku z gazetą w ręku i nie widzi córki, choć ta stoi obok, i nie słyszy jej, choć Karusia mówi głośno. Jak nie pokochać kogoś, kto wie co zrobić, żeby tata zauważył dziewczynkę.

- Phi... Łatwe pytanie - powiedział Piaskowy Wilk - Przecież tata jest zaczarowany, chyba rozumiesz!
- Zaczarowany? - zdziwiła się Karusia.
- Tak, albo jeśli wolisz, zahipnotyzowany - powiedział Piaskowy Wilk - Jego oczy przykleiły się do gazety, do tych tam małych czarnych literek, i teraz nie może się od nich odczepić. 
     Karusi wcale nie podobała się ta odpowiedź. Nie chciała mieć taty przyklejonego do gazety na resztę życia.
- Nic się nie bój! - powiedział Piaskowy Wilk. - Uwolnię go.
     Przyczaił się do skoku i pognał przed siebie. Gnał jak piaskowa burza wprost na dom i hamak i jednym skokiem wydarł z rąk taty gazetę. Strony uleciały ku morzu jak ogromne ptaszyska. 
     Tata spadł z hamaka, grzmotnął o ziemię i pomyślał: wilk? 
- Ruśka! - zawołał - Ja chyba dostałem udaru! Muszę się wykąpać!
- No nareszcie - powiedziała Karusia. 


     Mam dla Was egzemplarz "Raz, Dwa, Trzy, Piaskowy Wilk" (dziękuję Wydawnictwu Zakamarki). Napiszcie o swoim rodzinnym bohaterze literackim. Takim, który zachwyca nie tylko Wasze dzieci, ale i Was. Podzielcie się książką, którą być może inne dzieci i inni rodzice pokochają tak, jak my pokochałyśmy Piaskowego Wilka.
     Na Wasze komentarze czekam do 20 września.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...