„Ja
tego nie potrafię”, „To jest dla mnie za trudne”, „Jestem do
niczego”, „Nic mi nie wychodzi”, „Ona zrobiła to ładniej”.
Kiedy
słyszę podobne zdania z ust mojej sześcioletniej córki, to czasem
serce mi pęka, a czasem mam wrażenie, że biję głową w mur, bo
przecież już tyle razy to „przerabiałyśmy”. Bywam smutna i
sfrustrowana, bo zależy mi na tym, by ją „wyposażyć” w
umiejętność radzenia sobie z porażkami – większymi i małymi.
Niemniej
jednak, jak już wezmę kilka głębszych wdechów, dociera do mnie,
jak porażka, niepowodzenie, niezadowolenie z efektu swoich działań
są trudne do przyjęcia. Jak trudno jej się z tym pogodzić. I co
się dziwię, przecież i dorosłemu łatwo nie jest.
Tymczasem
życie to pasmo osobistych zwycięstw i przegranych, i bynajmniej nie
mam tu na myśli rywalizacji w konkursach, zawodach, turniejach.
Chciałam
się podzielić, jakie my mamy sposoby, jak sobie radzimy na co
dzień, co u nas się sprawdza, choć nie musi u innych.
Pierwszą
rzeczą jest empatia, której udzielam córce, mówiąc np.; Jesteś
rozczarowana, bo chciałaś widzieć efekty swojego pieczenia?
Jesteś
niezadowolona, bo zabrakło Ci czasu na skończenie rysunku?
Nie podoba
Ci się Twoja praca z plasteliny tylko Oliwki, bo zabrakło Ci takich
kolorów?
Drugi
sposób to stwarzanie sytuacji, w których córka może się zmierzyć
z porażką na bezpiecznym, rodzinnym gruncie – to są różne gry
planszowe, zabawy w mocowanki, przepychanki, ściganki, kiedy to raz
wygrywa, raz przegrywa i wtedy zazwyczaj mówi „ to nie fair, ja
zawsze przegrywam”, a ja jej wtedy pokazuję, że wpoprzedniej
grze, zabawie to ja byłam przegrana. To dostrzeżenie pomaga jej
przełamać przykre odczucie i fałszywe przeświadczenie o ciągłych
porażkach.
Po
trzecie zdarza jej się podśpiewywać piosenkę ukochanej Pippi: ”Nie martwćcie się o mnie, ja sobie dam radę”, czyli
pozytywne myślenie, które owocuje tym, że podejmuje kolejną
próbę, jeśli efekt jej nie zadowala.
Po
czwarte staram się każdego wieczoru rozmawiać z nią o jej
„sukcesach”, czyli wzmacniam jej poczucie wartości. Jeśli ona
nie pamięta, co jej się udało, to ja jej podpowiadam np.
Widziałam, jak sobie dziś poradziłaś ze złością – gniotłaś
żabę ( to gumowa żabka Pan Wściek, który wielokrotnie
rozładowuje napięcie). To sposób, który nikomu nie szkodzi, a
pomaga. Bardzo się cieszę.
Po
piąte – nie krytykuję w stylu: „ale byle jak pokolorowałaś
ten obrazek”,
Po
szóste – nie porównuję: „no zobacz, jak Jagoda sobie
poradziła, a Ty?",
Po
siódme – nie poniżam: „ no przecież to takie proste”,
Po
ósme – nie dyskredytuję: „ to zadanie dla dorosłych, nie dla
dzieci”,
Po
dziewiąte – nie wyręczam: „ daj mi, ja to szybciej i lepiej
zrobię”.
I
okazuje się, że jest i dziesiąte: daję przykład. Świetną
okazją i kopalnią przykładów jest moje hobby - szycie szmacianych
zabawek, dekoracji, ozdób itp. Jestem samoukiem, który metodą prób
i błędów realizuje różne projekty, które i mnie przynoszą
satysfakcję, i dzieciom dają radość. Widzę, że te argumenty są
dla niej wiarygodne i przekonujące.
Wiem,
że nie uchronię córki przed wszystkimi nieszczęściami tego
świata, ale mogę ją nauczyć radzić sobie z gorzkim smakiem
porażki, bo „rozczarowania trzeba palić, a nie balsamować.
Ewelina, mama Julki i Mani
Dorzuciłabym tu jeszcze poczucie humoru - ono wyrabia dystans nawet do siebie;)
OdpowiedzUsuńMoniko czy jak prawie 4 latek przyjmuje z jednakowym entuzjazmem i przegraną i wygraną to mogę się cieszyć czy jej to po prostu minie ;) ( może nie z jednakowym mówi " ooo przegrałam...ale Ty wygrałaś -gratuluje " i uśmiech) Ten artykuł wyzwolił we mnie radość z obserwacji mojej córki i niepokój że może niepotrzebnie sie ciesze i źle to interpretuję ..
OdpowiedzUsuńMam prośbę o odpowiedź Moniko :)
Choć nie jestem Moniką, to odpowiem:) Tula, myślę,że nie masz powodu do niepokoju, bo najwyraźniej u Twojej córki "przegrana" nie wywołuje frustracji. Gdyby było inaczej, na pewno byś tego nie przeoczyła ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że dzieciom które mają problemy z przegrywaniem bardzo jest potrzebna instytucja remisu. Taka trzecia opcja, dzięki której może nie "wygrają", ale nie czują się już przegrane. Wiele pięciolatków w ogóle nie ma pojęcia co to jest remis, co to jest kompromis, że pomiędzy pierwszym a ostatnim miejscem są jeszcze setki innych. Polecam spróbować, choćby w prostej grze jaką jest kółko i krzyżyk. Tam jest sporo ustawień końcowych, gdy jest tak zwana nierozegrana. :)
OdpowiedzUsuń