Jestem wściekła. Dwa dni temu przyjaciółka powiedziała mi, że w przedszkolu jej córki stawia się dzieci do kąta. W dwóch innych przedszkolach też się praktykuje taką formę karania dzieci za nieposłuszeństwo. I zdaje się, że nie są to jedyne przedszkola w Polsce.
Nie wiem co mam z tym zrobić, bo wiadomość spadła na mnie prawie jak grom z jasnego nieba. Słowo honoru - przez myśl mi nie przeszło, że dzisiaj jeszcze stawia się dzieci do kąta. Owszem, wiem, że sadza się je na karnym jeżyku, krzesełku wyciszenia czy wyprowadza do pokoju dobrych emocji. Takie formy karania są praktykowane, bo polecane przez Super Autorytety od wychowania :( Ale stawianie do kąta??? Z nakazem patrzenia na ścianę, czyli zakazem kontaktu wzrokowego z rówieśnikami.
Jestem wściekła, bo chcę by dzieci były chronione przez instytucje powołane do wspierania rodziców. Chcę żeby były szanowane, brane pod uwagę. Nie zgadzam się na karanie dzieci! Nie zgadzam się na karanie dzieci w przedszkolach! W szkołach też nie!
Dlaczego nie zgadzam się na karanie dzieci?
P. S. Polecam książki Alice Miller
Dlaczego nie zgadzam się na karanie dzieci?
- Kary są skuteczne. Niestety. Są skuteczniejsze niż metoda oparta na tłumaczeniu i dobrym przykładzie, ale niestety na bardzo krótką metę.
- Karzący decyduje o tym co jest dobre, a co złe. Kara nie przewiduje rozmowy o tym, czego ja chcę, a czego chcesz ty. Ważne jest tylko to, czego ja chcę.
- O tym co jest dobre, a co złe decyduje starszy, silniejszy, będący na stanowisku.
- Kara zawsze rani, godzi w poczucie wartości.
- Kara to informacja dla dziecka: jesteś do niczego.
- Kara uczy jak się nie zachowywać, a nie jak się zachowywać.
- Kara to wycofanie akceptacji (i miłości)
P. S. Polecam książki Alice Miller
Niedowiary. Mamy Rok Korczaka obchodzony we wszystkich placówkach oświatowych i dzieci są stawiane do kąta. Przecież trzeba to zgłosić do kuratorium.
OdpowiedzUsuńOLKA
stawianie dzieci do kąta nalezy to praktykować.to dobry sposób dziecko sie uspokoiło wyciszyło i przemyslało swe postępowanie.stosowało to sie w szkole w domu a nawet na koloniach szkolnych ale to przeszłosc. szkoda ze to poszło juz do historii ale czasem to sie spotyka.ja tez to przerabiałem i co.....zle?
UsuńDziękuję za ten post! :*
OdpowiedzUsuńMoniko, jak wiesz, miałam problem z prywatnym żłobkiem i napomknęłam o tym na stronie fb "2012 Rok Janusza Korczaka" prowadzonej przez Biuro Rzecznika Praw Dziecka; rzecznik wystosował list otwarty do rodziców powierzających swoje dzieci pod opiekę, ponadto poproszono mnie o szersze opisanie sprawy na mail i prawdopodobnie żłobek w jakiś sposób zostanie sprawdzony (podejrzewam, że wystarczy sama rozmowa telefoniczna, żeby zorientować się jakie mają podejście do dzieci i jakie metody stosują). W każdym razie myślę, że warto te sprawy sygnalizować i mówić o nich głośno, by te szkodliwe metody zostały zastąpione innymi. Rzecznik Praw Dziecka jest wrażliwy i żywo zainteresowany sprawami dotyczącymi dzieci, więc może warto mu o tym zasygnalizować?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Marta, mama Matyldy
Ja nie wiem już sama jak to zmienić :( Praca ze świadomością to praca na lata, nasze dzieci będą dorosłe, zanim coś się zmieni :( Myślę, że personel szkolny i przedszkolny powinien być na bieżąco edukowany ( panie pracują nieraz od 20 czy 30 lat i chyba nie mają ambicji zmiany tego co działa od pokoleń) - najsmutniejsze, że ta informacja, o której piszesz i ten przekaz się nie przebija - a jeśli nawet to jest jakąś niszą i czymś co traktuje się w charakterze rodzicielskiej fanaberii :((( No ale coś trzeba robić....
OdpowiedzUsuńNaprawdę Cię to zdenerwowało? Pewnie będzie Ci ciężko zaakceptować realia szkolne - zwłaszcza od klasy czwartej. Pozdrawiam, Mall.
OdpowiedzUsuńMasz też w tym trochę racji.
OdpowiedzUsuńTeż się nie zgadzam. Zróbmy coś? Jakaś petycja doi rzecznika? Uświadamianie to jedno, ale może łatwiej by było rodzicom "uświadamiać" przedszkolne wychowawczynie, gdyby one wiedziały, że od góry też zostaną za to zgromione?
OdpowiedzUsuńZanim napiszemy list do RPD proponuję tak jak Jul porozmawiać z Paniami. Mam nadzieję, że moja przyjaciółka porozmawia z nimi i że to wystarczy, by w tym przedszkolu dzieci nie były karane.
UsuńTo czyli dziecko ma większe prawa niż dorosły dziecko przeszkadza bije innych a my robimy aferę, że pójdzie do kąta i zrobi mu to krzywdę do końca życia jest jeju, aż ręce opadają rozumiem, że kiedyś dzieci były linijkami bite po rękach i to było straszne, ale pójście do kąta krzywdy mu nie zrobi jak najbardziej jestem za karami adekwatnymi do złego zachowania. Jestem wierzącą osobą i stwórca nakazał dzieciom posłuszeństwo wobec rodziców i szacunek.
UsuńJoshima, ale może z tymi paniami też warto najpierw porozmawiać, zamiast od razu gromić? Skoro już jesteśmy za spokojną rozmową.
OdpowiedzUsuńA z pytań praktycznych, bo u mnie to rozróżnienie czasem zdaje się szwankować: czy zabranie flamastra po tym, jak proszę, żeby synek nie mazał po kanapie, bo to potem trudno zmyć i po tym, jak uprzedzam, że flamaster w koncu zabiorę, to jest kara czy nie?
dla mnie nie jest to kara a konsekwencja. zapowiedzialas przeciez, uprzedzilas, pokazalas swoje granice.
UsuńKonsekwencją nie jest działanie, o którym uprzedziłeś dziecko. Kara różni się tym od konsekwencji, że jest swojego rodzaju zemstą/odwetem, za jakieś nieodpowiednie zachowanie (lub brak odpowiedniego). Nie ma też na ogół bezpośredniego związku z samym zachowaniem, tak jak ma to miejsce w przypadku konsekwencji.
UsuńI tak, jeśli dziecko nie nauczyło się do klasówki z matematyki, to konsekwencją będzie brak wiedzy i umiejętności, a także jedynka, którą mu postawi nauczyciel. Konsekwencją będzie też, np. niezadowolenie rodziców i ewentualne podjęte przez nich środki zaradcze (np. dopilnowanie, żeby dziecko opanowało tę zaległą partię materiału w określonym czasie). Konsekwencją będzie także rozmowa nauczyciela z dzieckiem, w której dziecko dowie się dlaczego nauczycielowi zależy na tym, by opanowało rozwiązywanie zadań z jedną niewiadomą. Karą zaś będzie wprowadzony przez rodziców (w odwecie) szlaban na telewizję lub cokolwiek innego, żeby gówniarz popamiętał! Albo oprócz postawionej jedynki, pisemna uwaga nauczyciela dot. lekceważącego stosunku dziecka do przedmiotu (często i wobec nauczyciela) lub, nie daj Boże, wezwanie rodziców jedynkowicza na rozmowę. Ta ostatnia to także kara dla rodziców, więc ci już się stosownie zemszczą na dziecku po powrocie do domu.
Z tym flamastrem to według mnie konsekwencja ale nie dlatego, że uprzedziłaś co zrobisz, a właśnie dlatego, że ma bezpośredni związek z wydarzeniem. Zabierasz flamaster bo nie chcesz mieć pomazanej kanapy. I tyle.
UsuńSzlaban na tv to nie kara, a konsekwencja nieprzykładania się do nauki. Przecież ma na celu wychowanie wyedukowanego członka społeczeństwa, który w przyszłości będzie zarabiał wystarczająco dużo, by wspomóc rodziców emerytów :)
UsuńSorry, ale jak dla mnie nie ma najmniejszej różnicy pomiędzy stawianiem do kąta, a innymi pięknie nazwanymi formami działania typu jerzyk, pokój wyciszenia czy podróż do krainy grzeczności. To wszystko jest następstwem, a więc konsekwencją złego zachowania dziecka, mającą na celu wyciszenie dziecka przed konkretną rozmową o jego zachowaniu. Samo postawienie do kąta/jerzyka/pokoju nie przyniesie efektu, choćbyśmy najpiękniej to nazwali.
Dlatego popieram stawianie do kąta o ile dziecko po wyciszeniu odbywa rozmowę z rodzicem/opiekunem na temat swojego zachowania.
zupełnie się z Tobą nie zgadzam Pen. szlaban na tv jest odwetem/karą rodziców na dziecku, za to, że jest nieposłuszne. Na tym samym polegają time outy wszelkiego typu i mówienie o wyciszeniu w przypadku dziecka to jedynie mydlenie oczu - bo ono nadal odczuwa stres.
UsuńAni rozmowa, o tym co zrobiło ''źle'' (wbrew oczekiwaniom rodziców) ani samotne siedzenie w kącie, nie zniweluje niszczycielskiego działania kortyzolu (hormonu stresu), które ma miejsce, gdy dziecko zostaje ukarane/skrzyczane/odseparowane od matki/płacze; doznania ukoi jedynie cielesny kontakt z matką.
GIG m :
Usuńszlaban na TV jest stworzeniem dziecku warunków do nauki. Karą w wypadku jedynki z klasówki mogłoby być np zabranie kieszonkowego, czyli coś zupełnie nie związanego z tematem skupienia się dziecka na nauce. Rozumiem, że po przyniesieniu jedynki przez pociechę po prostu go przytulisz i przejdziesz nad wszystkim do porządku dziennego?
@ BIG m: Stres!!?? A pomyśl jak wielki stres czuje dziecko, które nie ma jasno określonych granic! Jak czuje się zagubione, gdy wie, że nikt tych granic nie chroni i nikt go nie obroni, gdy będzie je przekraczać. Jakie to musi być wielkie obciążenia dla maluszka, oczekiwać, że sam się przed tym ochroni...
UsuńPomyśl, jak Ty byś się czuła jako kierowca, gdybyś wiedziała, że nikt nie wyciąga konsekwencji za nieprzestrzeganie przepisów drogowych, poza tym one nie do końca są jasne, a Ty musisz sama zdecydować, czy na określonej drodze masz Ty pierwszeństwo, czy samochody na drodze prostopadłej... ja bym była mocno zestresowana!:)
Poza tym nikt (tzn. tak mi się wydaje:)) nie pisze tu o krzyczeniu na dziecko!). Tu masz rację BIG m, krzyk na dziecko zawsze jest zły i powoduje niepotrzebny stres. Mimo, że to czasem trudne - nie wolno nam tego robić pod żadnym pozorem! Krzyk czy bicie, tak samo ranią!
I jeszcze jedno "poza tym", pewien poziom kortyzolu jest wskazany dla właściwego funkcjonowania organizmu! "Bestresowe wychowanie" już było i wiemy, jakie są jego konsekwencje!
owszem jest wskazany, ale nie jego nadmiar, bo niszczy on pamięć oraz strefę empatyczną mózgu.
Usuńokreślanie granic to jedno. karanie za ich nieprzestrzeganie to drugie.
problem z semantyką.
ochranianie dziecka - poprzez odsunięcie go od jezdni przytrzymanie/szarpnięcie go za rękę - jest dopuszczalne w PbP, niedopuszczalny jet natomiast klaps jako kara/konsekwencja złego nieposłuszeństwa.
konsekwencja nieprzestrzegania przepisów są wypadki samochodowe. śmierć kierowcy/pasażera/pieszego/rowerzysty. Karą natomiast jest grzywna za złe zaparkowanie, przejście na zielonym światle, pobyt w więzieniu za jazdę po alkoholu.
Gdybyśmy wszyscy byli chowani w emaptii, zrozumieniu bez kar cielesnych, gróźb, żyłoby się nam tak samo wcale nie gorzej niż ludom Indiańskim - bo nikogo nie trzeba byłoby pilnować, żeby był uczciwy nie przekraczał czyich granic.
Pen. To będzie jedynka mojego syna. Jego odpowiedzialność. Nie zamierzam brać na swoje barki jego odpowiedzialności. Pomogę, gdy poprosi przy lekcjach, ale w życiu nie ukażę go za nią. jak pisałam poniżej - kara jest nagrodzeniem negatywnego zachowania (i utrwalaniem go).
No dobra BIG_m, czym rozumieć, że skoro kara jest zła (a w określonym jej znaczeniu oczywiście jest!), a karą nazywasz zamykanie ludzi jeżdżących po pijaku autem, to mam rozumieć, że w Twoim rozumieniu jest to złe, że zamyka się ich? I należy pozwolić, aby odczuli konsekwencję swojego zachowania, czyt. zabili siebie lub kogoś???!!!!
UsuńK. system który mamy jest zły. W PbP nie ma złych i dobrych ludzi. Są potrzeby - niezaspokojone i zaspokojone. Są uczucia - stłumione (które dokuczają zarówno tłumiącemu w osiągnięciu zadowolenia jak i krzywdzące jego otoczenie - krzykiem, karaniem, klapsami, krytyką, złośliwością) i usłyszane, zrozumiane, zaakceptowane.
UsuńCzłowiek za kierownicą, który po ''pijaku'' zabija dziecko nie zna innego sposobu uwalniania emocji niż zapijanie ich, bo boi się ich. Bo w domu przy nieempatycznych rodzicach, którzy bili go za byle rzecz, nauczył się unikać uczuć, bo przynosiły mu cierpienie. Dziecko potrzebuje kochać i szanować rodziców. Jeśli jego rodzice się do tego nie nadają, znienawidzi ich lub... wyprze cały syf, który doświadczył w domu, projektując go na społeczeństwo. Tak powstał Hitler. Tak powstały matki, które bite w dzieciństwie nie widzą innej drogi wychowywania potomstwa, bo nikt im jej nie pokazał.
Uważam, że ludzi nie powinno się karać, ale uczyć ich i dawać im to, czego nie doświadczyli w dzieciństwie: empatii, zrozumienia, bliskości.
Ludzie dużo szybciej zmienią się, gdy doświadczą dobra, niż zła/kary.
Czytam teraz Unconditional Parenting Alfie Kohna. Znalazłaqm fragment o tym, ze karanie dziecka do nagradzanie jego ''zlego zachowania'' i tym samym utrwalanie go :-(
OdpowiedzUsuńCzekam kiedy książkę przetłumaczą na polski.
UsuńBędzie w przyszłym roku ;-) wydawnictwo Mind już się za nią wzięło :-D
UsuńBoże to straszne, że takie średniowieczne praktyki jeszcze się stosuje!
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka, że w przedszkolach dzieje się wiele rzeczy, o których rodzice nie mają pojęcia. Są to różne sytuacje. Począwszy od posiłków a na zabawach skończywszy. W dodatku nawet jeśli rodzice o czymś się dowiadują, to wielu z nich jest przekonanych, że to słuszne działania. Pamiętam rozmowę z wychowawczynią mojej córki. Powiedziała, że kiedy dziecko wpada w histerię powinno dostać szybkiego klapsa, żeby się "zresetować". Zaznaczyła oczywiście, że to nie dzieje się w przedszkolu, to jej rada dla rodziców. Powiedziałam jej wówczas, że jeśli dojdzie kiedyś do takiej sytuacji, że to ona będzie kłócić się ze mną i będzie w tej kłótni zapamiętała nie dając mi dojść do słowa, to strzelę ją w pysk, ot tak, by się "zresetowała".
OdpowiedzUsuńNiestety czasem mam wrażenie, że tylko takie postawienie sprawy, o jakim piszesz Marto, daje szansę na refleksję dorosłego, choć oczywiście nic to z PbP nie ma wspólnego.
UsuńCześć Moniko,
OdpowiedzUsuńosobiście jestem też przeciwnikiem karania jako takiego! Ale wydaje mi się, że jednak trochę przesadzasz... Pozwól, że odniosę się konkretnie do punktów, które wymieniasz:
"Kary są skuteczne. Niestety. Są skuteczniejsze niż metoda oparta na tłumaczeniu i dobrym przykładzie, ale niestety na bardzo krótką metę."
jasne! zgadzam się, że najlepszą formą przekazania dziecku, czego od niego wymagamy, jest pokazywanie mu tego samym sobą. Niemniej jednak w chwilach, gdy dziecko nie chce respektować naszych zasad, uważam, że mamy obowiązek przekazać mu, w formie konsekwencji złego zachowania (np. odsyłając go na 2 minuty, żeby się uspokoił) informacji, czego od niego wymagamy.
Oczywiście należy się też zastanowić, z czego wynikają złe zachowania dziecka, czasem może to być wołanie o zainteresowanie, ale niestety czasem może to być wynik braku konsekwencji w naszych zachowaniach.
"Karzący decyduje o tym co jest dobre, a co złe. Kara nie przewiduje rozmowy o tym, czego ja chcę, a czego chcesz ty. Ważne jest tylko to, czego ja chcę."
Rozumiem, że "karzący", czyli dorosły, który się dzieckiem opiekuje, tak? A kto niby ma decydować o tym, co dobre a co złe? Dziecko? Naszym obowiązkiem jest zapewnienie dziecku bezpieczeństwa i przekazanie wartości, jakimi się kierujemy w życiu. To my jesteśmy przewodnikami naszych dzieci i mamy nie tylko prawo, ale obowiązek przekazywać im co dobre, a co złe. Oczywiście, wszystko w szacunku dla uczuć dziecka i poszanowaniu jego granic, ale musimy nauczyć je szanować i nasze granice, które ustalamy MY a nie dziecko!
"O tym co jest dobre, a co złe decyduje starszy, silniejszy, będący na stanowisku."
Usuńoczywiście! Właśnie tak buduje się poczucie bezpieczeństwa dziecka. Pomyśl sobie, jak bardzo zagubiony byłby mały człowieczek, od którego wymaga się, żeby decydował, czy przechodzenie na czerwonym świetle jest dobre, czy złe! Nie możemy nakładać na dzieci odpowiedzialności za ich wychowanie, to nasza rola.
Kara zawsze rani, godzi w poczucie wartości.
nie ZAWSZE. Kara rozumiana, jako konsekwencja konkretnego zachowania uczy, że istnieją granice i dziecko ma obowiązek je respektować. Pewnie nie należy nazywać tego karą, a właśnie konsekwencją, ale Ty generalnie piszesz o stawianiu do kąta jako karze, a ja myślę, że można to rozumieć także jako konsekwencję. Przykład z mojego "wczoraj": mój Maluch jadł zupę, brał na łyżkę i wylewał na stół. Powiedziałam mu, żeby jadł zupę, a jeśli nie chce zupy, może od razu dostać drugie danie. Powiedział, że chce zupę i dalej brał na łyżkę i rozlewał zupę na stół. Wtedy powiedziałam mu, że musi na dwie minuty usiąść na kanapie i zdecydować, czy będzie jadł zupę czy woli od razu drugie danie, w przeciwnym razie skończy obiad i do kolacji nie ma jedzenia. Po minucie młody przyszedł i oznajmił, że chce drugie, bo zupa jest niesmaczna. I spokojnie skończyliśmy razem obiad. Czy wg Ciebie to była kara, która go zraniła? Wg mnie to było jasne ustalenie granicy i jednoznaczne wymaganie jej respektowania.
"Kara to informacja dla dziecka: jesteś do niczego."
Dlaczego? Proszę wytłumacz mi to, bo zupełnie nie widzę związku!
"Kara uczy jak się nie zachowywać, a nie jak się zachowywać."
I tu zgadzam się w 100%, ale z zastrzeżeniem, że tak jest o ile nie jest poprzedzona wyraźnym ustaleniem z dzieckiem, jakich zachowań wymagamy. Oczywiście, że kara nie powinna iść na początku. Tzn. najpierw są zasady, najpierw jest dobry przykład, najpierw jest rozmowa i wysłuchiwanie się nawzajem. Ale potem jest obowiązek (nasz-rodziców, wychowawców) wyciągania konsekwencji z nierespektowania ustalonych granic (o ile oczywiście mamy pewność, że dziecko te granice zna i rozumie jakich zachowań od niego wymagamy).
"Kara to wycofanie akceptacji (i miłości)"
Tego też zupełnie nie rozumiem. Czy, wg Ciebie, ojciec, który za fakt, że mimo wyraźnego zakazu, dziecko wybiega na ruchliwą ulicę, nie pozwala mu wychodzić poza ogrodzenie domu (przez określony czas, jako konsekwencja nie przestrzegania zasad), okazuje dziecku brak akceptacji, czy raczej pokazuje mu jak bardzo je kocha i chce żeby zrozumiało, jak niebezpieczne jest takie zachowanie...
Jestem ciekawa, co Ty na to!:)
Widzę, że Monika się jeszcze nie wypowiedziała, ale ja chciałabym powiedzieć, że nie zgadzam się z tym co piszesz.
Usuń1. "Niemniej jednak w chwilach, gdy dziecko nie chce respektować naszych zasad, uważam, że mamy obowiązek przekazać mu, w formie konsekwencji złego zachowania (np. odsyłając go na 2 minuty, żeby się uspokoił) informacji, czego od niego wymagamy." - Załóżmy sytuację, że dziecko nabiło swojego brata, siostrę. Sytuacja nam się nie podoba i w takich sytuacjach Super Autorytety namawiają na karny jeżyk, 2 minutowe odizolowanie się. A gdybyśmy chwilę dłużej się nad tym zastanowili.... Może akurat rodzic więcej uwagi poświęcił rodzeństwu i maluch po prostu w ten sposób próbuje pokazać, że on też potrzebuje wsparcia, bliskości, kontaktu. Wiem, że nie jest to najlepsza forma na wyrażenie tego, ale może jemu wydaje się jedyna bo już próbował innych i mu się nie udało. I wtedy rodzic wysyła go do pokoju żeby sobie przemyślał i co wtedy czuje? Jest jeszcze bardziej smutny, zdenerwowany i utwierdza się w przekonaniu że jego potrzeby się nie liczą w tym domu, a gdzie mają się liczyć jak nie tu? I myślę, że właśnie w takiej sytuacji pokazujemy mu że jest do niczego, że jest najgorszy, jak on mógł pobić brata/siostrę? I pokazujemy mu, że nie akceptujemy go takim jaki jest.
2. "Czy, wg Ciebie, ojciec, który za fakt, że mimo wyraźnego zakazu, dziecko wybiega na ruchliwą ulicę, nie pozwala mu wychodzić poza ogrodzenie domu (przez określony czas, jako konsekwencja nie przestrzegania zasad)" - to raczej nie jest kara, a ochrona dziecka przed niebezpieczeństwem, karą byłoby zakaz oglądania telewizji przez tydzień lub stanie w kącie.
3. "Karzący decyduje o tym co jest dobre, a co złe. Kara nie przewiduje rozmowy o tym, czego ja chcę, a czego chcesz ty. Ważne jest tylko to, czego ja chcę."
Nie dla wszystkich dorosłych to samo zachowanie jest zaliczane do złych. Jedni akceptują siedzenie na szafkach inni nie. Jeśli odnieść tą sytuację do przedszkola i domu, to co jeśli rodzice i PAni w przedszkolu mają inne zdanie na ten temat, a zapewne mają bo Pań w przedszkolu jest niedużo w stosunku do ilości dzieci? Może warto jasno określić w przedszkolu panujące zasady, ale czy jest to praktykowane? Ja myślę, że tłumaczy się to w ten sposób -"Zejdź z szafki, bo spadniesz" albo "Nie wolno siedzieć na szafce, zejdź" i wtedy dziecko nie wie o co chodzi, w domu można i nikt się nie boi że spadnę a tu nie można, więc jak nikt nie widzi wchodzi drugi raz, i spotyka go kara. Czy maluch wie czemu? A może wystarczyłoby powiedzieć "Kiedy widzę jak siedzisz na szafce to boję się, że spadniesz, a zależy mi na Twoim bezpieczeństwie, czy mógłbyś się pobawić z innymi dziećmi na podłodze?" - nie jestem biegła w PbP ale tak staram się rozmawiać, ze swoim dzieckiem i często dochodzimy do porozumienia.
Mogę też odnieść się w tym przypadku do nastolatków, którzy mogą mieć zupełnie inne zdanie na dany temat, a rodzice im zabraniają róznych rzeczy nie biorąc pod uwagę ich potrzeb, patrząc tylko na siebie. np. dziecko chce iść na imprezę do koleżanki/kolegi a rodzic nie pozwala/ tym samym karze dziecko czyli decyduje czy to jest dla dziecka dobre czy złe nie biorąc często zdania dziecka pod uwagę (tu piszę o swoim przykładzie jako dziecka x-lat temu), rodzice też nie pozwalali spotykać się z koleżanką z niewiadomych mi do dziś powodów -czyli decydowali co jest dobre a co złe bez brania mnie pod uwagę.
Diana, mama Amelki
K.
UsuńCiekawe czy Twoje dziecko rozumie karę tak samo jak Ty?
Kara jest zawsze karą: narusza poczucie bezpieczeństwa dziecka oraz godzi w jego poczucie wartości.
dobrze prawisz Diano!
Usuńad. 1
Usuńoczywiście, w 100% masz rację. Pisałam o tym, oto cytat z mojego komentarza:
"Oczywiście należy się też zastanowić, z czego wynikają złe zachowania dziecka, czasem może to być wołanie o zainteresowanie, ale niestety czasem może to być wynik braku konsekwencji w naszych zachowaniach."
Taka sytuacja nigdy w naszym domu (w którym jest rzeczywiście więcej niż jedno dziecko, więc mamy w tym temacie jakieś doświadczenie) nie było sytuacji, żeby konflikt między rodzeństwem w ten sposób rozstrzygać. Przede wszystkim, dlatego, że to właśnie konflikt między rodzeństwem a nie między nami i dziećmi. Zadziwiające być może, ale w naszym domu dzieci rozwiązują konflikty między sobą bez udziału (aktywnego) dorosłych. Oczywiście, że czasem się stukną, że się kłócą, że czasem potrzebują naszej mediacji, ale nie czuję potrzeby aktywnego ingerowania w te konflikty, dyktowania rozwiązań, orzekania o winie. Ustalam jasne ramy rozstrzygania konfliktu: ma być bez bicia, bez krzyków i wyzwisk, a znalezione rozwiązanie ma być miłe dla wszystkich. Tu koniec mojego udziału, zostawiam ich dając jasny komunikat, że wierzę, że potrafią rozwiązać swoje konflikty, nie daje sobie prawa do decydowania kto miał rację, karania kogokolwiek, bo TO NIE MÓJ PROBLEM!
Generalnie to co chciałam przekazać tym moich wypasionym:) komentarzem to to, że warto jednak znaleźć w naszych sercach i umysłach złoty środek, żeby nie zagalopować się i nie doprowadzić do rozmycia granic, tylko po to, żeby przypadkiem nie doprowadzić u dziecka do podwyższenia tego kortyzolu!:) Tak jak napisałam, nie stosuję kar jako takich, ale uważam, że mam obowiązek jasno stawiać granice, określać zasady jakimi chcę aby kierowała się moja rodzina i mam prawo ich egzekwowania. I nie możemy stawiać dziecka na równi z nami - to dla dzieci za duży ciężar, dzieci to NIE mali-dorośli. Mamy obowiązek decydowania o tym co dobre a co złe, nie możemy tym obarczać dzieci! Tak, rodzic ma prawo zabronić dziecku wybiegania na ruchliwą ulicę lub wracania do domu zbyt późno, jeśli uważa, że tego wymagają względy bezpieczeństwa! I nie obchodzi mnie, czy mój 3 latek uważa przechodzenie przez jezdnię trzymając mnie za rękę, za ograniczenie jego wolności!:) Nie zamierzam brać pod uwagę jego racji i bezwzględnie będę wymagać respektowania tej zasady!
Być może granice Twoich rodziców były zbyt rygorystyczne i nieracjonalne, ale uważaj, żeby nie znaleźć się na drugim końcu tego kontinuum!:) Oba końce wg mnie są niebezpieczne...
Doskonale wiem, że są niebezpieczne, toteż staram się poznać drogę środka, którą jest PbP i AP. Dzieci są małymi dorosłymi. Karanie ich jest przekraczaniem ich granic. Ich przebieganie przez ulicę późne powroty z kolei narusza nasze.
UsuńA wszystko obija się o potrzeby:
dzieci potrzebują poznać własne granice i granice dorosłych. Są głodne wiedzy; ale dążą do autonomii - stąd przebieganie przez ulicę i spóźnienia.
My natomiast potrzebujemy bezpieczeństwa naszych pociech i szacunku. Posłuszeństwo w moich oczach nie jest wartością.
Nie kieruję się również bezwzględnością - przecież jestem tylko człowiekiem i nie dość że nie jestem nieomylna to jeszcze mam wady. Nie chcę, aby ktokolwiek traktował mnie bezwzględnie w odwecie, pomijając moje potrzeby.
Ten mój powyższy komentarz dotyczył komentarza Diany, mamy Amelki:)Ale widzę, że post Moniki zaczął żyć własnym życiem! I to bardzo burzliwe życie prowadzi:) Tak zwykle była z tego typu postami, wiem coś o tym, bo moje posty tego typu też zwykle kończą się burzliwą debatą!:) Jeśli chciałybyście wziąć "odwet" za moje wątpliwości i skrytykować moje myślenie, zapraszam Was serdecznie np. tutaj:
Usuńhttp://www.dodziecizpasja.blogspot.com/2012/01/ocenianie-uczuc.html
gdzie piszę o ocenianiu uczuć, lub tutaj:
http://www.dodziecizpasja.blogspot.com/2011/12/ocenianie.html
gdzie piszę o ocenianiu w ogóle.
Będzie to dla mnie bardzo cenne przeczytać Wasze opinie!
Pozdrawiam Was serdecznie Mamy Poszukujące! Obyśmy wszystkie znalazły dobre dla naszych dzieci rozwiązania!:)
dziękuję za zaproszenie :-) zajrzę wieczorem :-)
UsuńMam tule samo wotpliwosci co przedmowczyni. O co chodzi. Uwazam ze kara karze nie rowna. Nie chce zeby ktores mamy byly pietnowane za karanie dziecka jezeli robia to z milosci i kara nie jest rodem z sredniowiecza. Nie zawsze mozna cos wytumaczyc nastalatkowi , w ktorym hormony szaleja. Niestety poza rozmowa kara tez sie sprawdza. Nie mam jeszcze nastoletnich dzieci , ale pamietam co sie dzialo w mojej glowie jak bylam nastolatka.
OdpowiedzUsuńJoanno, widzę, że dostrzegasz nieskuteczność zarówno kary, jak i rozmowy z nastolatkiem. I że choć jeszcze nie masz takiej "burzy hormonów" w domu, to pytasz co w takim razie? Ja proponuję PbP, czyli mówienie o swoich uczuciach i potrzebach, i słuchanie o uczuciach i potrzebach tej drugiej strony. Nastolatek nie chce rozmawiać, gdy rodzic wygłasza kazania, gdy mówi co jest tylko dla niego ważne, nie pytając: a jak ty to widzisz. To trudny wiem nie tylko dla rodzica, dla dziecka także i dlatego warto być z nim "inaczej" :)
UsuńPozyjemy zobaczymy . Mam nadzieje, ze wystarcza rozmowy - napewno bede do tego dazyc. Ja nie bylam karan choc nawet wtedy dziwilam sie moim rodzica patrzac na rowiesnikow. Moze to wlasnie byl sposob. Pozdrawian cie.
UsuńJoanna P-G
Moniko, ja tez się odniosę do tego, o czym piszesz. Dla mnie wychowanie bez kar byłoby ideałem. Niestety kary są powszechnie stosowane przez otaczające mnie mamy.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tez szczerze, że nie do końca mogę się odnaleźć w następującej kwestii: co jest karą, a co konsekwencją. Czy dobrze rozumiem, że gdy przed jakimś zachowaniem rodzica następuje ostrzeżenie, to nie jest to kara? Np. weźmy sytuację nr 1: proszę synka, aby nie skakał po kanapie u dziadków gdy jemy posiłek - taką zasadę stosujemy u dziadków, aby w spokoju zjeść obiad. Synek nadal skacze, proszę go kilka razy i np. mówię: "Jeśli nie przestaniesz skakać, to sama zdejmę cię z kanapy". Synek nadal skacze, a w konsekwencji ja go zdejmuję. Następuje oczywiście ryk itd. To nie była kara, tylko konsekwencja? Sytuacja nr 2: Wszystko jak wyżej, ale ja mówię: "Jeśli nie przestaniesz skakać, do końca dnia masz szlaban na wchodzenie na kanapę". Dalszy scenariusz jak wyżej. Jeszcze konsekwencja czy już kara? Sytuacja nr 3: Proszę synka kilka razy aby przestał, ale nie uprzedzam że jeśli nie przestanie, to coś tam i w końcu zdejmuję go siłą z kanapy i mówię: "Masz szlaban na kanapę na resztę dnia żebyś wiedział, że mamy trzeba słuchać" - rozumiem, że to już kara? Dlaczego? Bo nie było uprzedzenia? A co z sytuacją nr 2? Możesz się do tego jakoś odnieść?
Wracając do krzesełek przemyśleń, jeżyków-srików itp: zbulwersowało Cię to, że w przedszkolu stawia się do kąta? A to jest - niestety - powszechna metoda, bo przecież jeżyki nie różnią się absolutnie niczym od stawiania do kąta. Obawiam się, że w całym Poznaniu nie uświadczę przedszkola, gdzie nie ma jeżyków, krzesełek itp. Jeśli ktoś takie zna - proszę o kontakt.
Jeszcze coś: ktoś tu napisał, że to się zmieni jak nasze dzieci dorosną. A figę. Dlaczego? Bo my - pokolenie 30+ - w większości stosujemy takie metody, jakie stosowali nasi rodzice. Obserwuję koleżanki-mamy w mieście, w którym mieszkam. Mam też styczność z dziećmi w mniejszej miejscowości, z której pochodzę. Kara - cielesna i inna - jest powszechnie stosowaną przez rodziców metodą wychowawczą, bez której prawdopodobnie nie potrafiliby poradzić sobie z dziećmi. Gdyby im napomknąć, że można wychowywać bez kar, byliby w szoku! Podejście, które proponujesz, jakkolwiek fantastyczne, wymaga przewartościowania nas jako rodziców, ludzi i - byłych dzieci, bo chyba prawie każdy z nas dostał kiedyś w tyłek od rodzica. Moniko, nie chcę Cię dołować, ale to, co Ciebie tak poruszyło dzieje się nagminnie w przedszkolach i szkołach i dziać się będzie, bo dzieje się za przyzwoleniem rodziców takie same metody stosujących. Chcę Ci także podziękować za tego wspaniałego bloga - przypominasz nam, ze jako rodzice mamy do wykonania wielką robotę. Jeśli mogłabyś w wolnej chwili odnieść się do moich pytań - będę wdzięczna. Przyznam, że temat mnie frapuje.
Uprzedzenie dziecka o tym co się wydarzy, jeśli przekroczy granice może być zarówno karą, jak i konsekwencją. Nie tu jest pies pogrzebany :) konsekwencja w przeciwieństwie do kary, jest bezpośrednio związana z czynem i z niego jakby wynika. W opisanej sytuacji, nr 1 zastosowałaś konsekwencję, nie dlatego, że uprzedziłaś syna ale dlatego,że powiedziałaś: nie chcę żebyś skakał (zdjęłaś ho z kanapy). W sytuacji nr 2 - karę. Sama dostrzegasz, że to, co stało się nie jest bezpośrednio związane ze skakaniem po kanapie. Poza tym, ciut odbiegając, szlaban na coś, np. Na komputer w weekend, oglądanie telewizji w ciągu tygodnia, spotykanie się z kolegami, to świetna strategia na uczenie jak dostać to, czego się chce, gdy rodzice nie patrzą, gdy nie ma ich w pobliżu. I tak nastolatek pogra na kompie u kolegi (chyba, że zadzwonimy do mamy Piotrka, z którym syn ma się uczyć by poprawić jedynkę z matmy, i każemy jej nie dopuszczać naszego i swojego syna do kompa), obejrzy film u babci ( chyba że ukazrem wszystkich na niedzielnym spotkaniu zakazując włączania tv :) ) , spotka się z kolegami na gg/skype/fejsie(chyba, że dorzucimy kolejną karę:zakaz siadania do komputera). Mam nadzieję, że dostrzegacie śmieszność takich kar :)
UsuńNie potrafię teo wyjaśnić inaczej, więc jeśli ktoś ma pomysł na odróżnienie kary od konsekwencji to nie pisze :)
Masz rację. Nie zmieni się nic jeśli zmiana nie zacznie się w środku nas. Nasze dzieci będą naszą kopią, jesli będziemy kopiami naszych rodziców. Nie pokolenia się zmieniają, a człowiek, każdy z osobna, jeśli dostrzega potrzebę zmiany.
Usuńmy sons mum - a próbowałaś aktywnego słuchania?
OdpowiedzUsuń'Nudzisz się. Lubisz skakać na kanapie. Jesteś zirytowany, że Ci próbuję przeszkodzić w tym, co sprawia Ci przyjemność.'
albo empatii: 'Gdy zdejmuję Cię z kanapy, Jesteś sfrustrowany, bo potrzebujesz kreatywności, radości, rekreacji. Chciałbyś poskakać, bo lubisz odbijać się od podłoża/szybować w powietrzu. Może kupimy Ci trampolinę/piłkę/konika do skakania? Pobawimy się w samolot?'
BiG m - Ja generalnie znam te metody które podajesz i tak staram się mówić, a przytoczone przeze mnie sytuacje ciut ubarwiłam, aby podać przykład. U nas druga i trzecia nie wchodzi raczej w grę, ale chcę wiedzieć.
OdpowiedzUsuńDziewczyny wiele już napisałyście , więc ja ustosunkuję się tylko do kilki rzeczy:
OdpowiedzUsuń1. Kara to nie jest konsekwencja, tak jak przedstwiasz to K. Kara to "odwet" za to, co zrobiło dziecko. Nie ma bezpośredniego związku z jego zachowaniem, nie jest logicznie wypływającym skutkiem jego zachowania. Karzemy, gdy uznajemy, że to zrobiło dziecko jest złe. No właśnie kara sprzyja dwubiegunowości świata (białe-czarne, dobre -złe, stosowne-niewłaściwe). Po drugiej stronie stoi - nagroda.
2. O tym, co jest dobre, a co złe nie decyduje rodzic, a konsekwencje naszego zachowania. I żeby wszystko było jasne, zamiast dobre- złe wybieram wzbogacające- krzywdzące. Dlaczego? Bo bardzo często kiedy dziecko słyszy, że źle się zachowuje, to myśli że to ono jest złe.
3. K, rodzic który karze kocha i się troszczy, przecież dlatego karze. Stosuje karę, by "wychowawć dziecko na dobrego człowieka". Ja piszę, że to dziecko czuje, że jest nieakceptowane, że jego zachowanie jest niemile widziane, a jeśli to zachowanie powtarza się mimo upomnień i kar, to Maluch myśli: co ze mną jest nie tak, że nie potrafię zrobić tego, o czym mówi mama/tata. I dlatego myśli, że jest do niczego. I to nie jest wyssane z palca. Wielu moich ucnziów nastolatków mówi: nie wiem, co miałbym zrobić, żeby moi rodzice byli zadowoleni.
Jeśli rodzic chce okazać swoją troskę dziecku, które postąpiło nie po jego myśli, to znam skuteczniejsze "metody" niż karanie :)
4. Dziecko to nie mały dorosły. Dziecko to człowiek. Na dodatek z takimi samymy potrzebami, co jego rodzic. Potrzeby są uniwersalne, strategie na ich zaspokojenie bywają jednak różne.
Otóż to!
UsuńDziewczyny, generalnie zgadzamy się w ogólności, niemniej nadal uważam, że dla mnie to trochę za daleko... Nie mogę uwierzyć w to, że każdy pijak, pije dlatego że miał w dzieciństwie złe doświadczenia, złe relacje z mamą... życie jest o wiele bogatsze niż jedno spojrzenie, jedna teoria. To o czym piszecie, to utopia - piękna w swych założeniach, ale nierealna. Mieliśmy już socjalizm utopijny, piękny w założeniach, a jak się skończyła próba jego realizacji w świecie, wiemy... Pracuję naukowo i wiem co znaczy proces dowodowy, wiem co znaczy empiryczna weryfikacja hipotez:) może więc to moje "skrzywienie zawodowe", że trudno mi jest podążać jedną drogą, nie potrafię bezkrytycznie patrzeć na świat:) Jak to mawiał jeden z moich ulubionych profesorów: "należy się zawsze dziwić, tylko w ten sposób mamy szansę się rozwijać":) Stąd może moje krytyczne usposobienie i poszukiwanie:)
UsuńAle jednak w wielu rzeczach się zgadzamy, tylko (jak to ujęła BIG m) nazywamy je inaczej:) Jedno w tym wszystkim jest, wydaje mi się najważniejsze, żeby nie przechodzić przez rodzicielstwo bezrefleksyjnie i wyłącznie odruchowo. Należy poszukiwać, uczyć się, ale z drugiej strony jestem zdania, że nie należy bezkrytycznie trzymać się pewnych "słusznych" teorii (a także wzorców z domu). Rodzicielstwo nie powinno być procesem przypadkowym. Ale nam to nie grozi, co?:) Tak więc jest jednak duuuuuża szansa, że coś się zmieni i nasze dzieci zauważą inne lepsze drogi postępowania, a także wychowywania naszych wnuków;)
Dzięki za tę dyskusję dziewczyny! Takie dyskusje zawsze wzbogacają... choć swoje wiem:P
I jeszcze jedno: rozumiem, że Monika i BiG_m reprezentujecie tę samą teorię, tak? I teraz jedna z Wam pisze, że "dzieci to mali dorośli", druga, że "dzieci to NIE mali dorośli"...
UsuńTo na co chciałam zwrócić uwagę, to, że ważne jest także głębokie zrozumienie zasad, jakimi chcemy się kierować, że czasem można, mając dobre intencje i słuszne pobudki, nie zrozumieć pewnych zasad... Dlatego, dobrze jest jednak pozostać otwartym na innych, ale przede wszystkim na siebie! Żeby w pewnym momencie nasze postępowanie wobec dzieci nie było wyuczoną postawą, której do końca nie rozumiemy, ale naszą, opartą na naszej wiedzy (niekoniecznie wynikającej z naszych doświadczeń rzecz jasna), którą należy zdobywać, należy poszukiwać, ale mimo wszystko NASZĄ, w pełni świadomą i w pełni dla nas zrozumiałą...
ujęłyśmy to inaczej, ale obie miałyśmy na myśli to samo: dzieci należy traktować jak dorosłych, bo TAKŻE są ludźmi: mimo że mają na koncie mniej wiedzy i doświadczeń niźli dorośli, dążą do tego samego - do zaspokojenia potrzeb.
UsuńPbP nie jest doktryną tudzież zbiorem zasad; jest filozofią, która dąży dokładnie do tego, o czym piszesz: pbp pragnie ''pozostać otwartym na innych, ale przede wszystkim na siebie! '' różni się jednak w tym, że nie tyle jest wiedzą, co pragnieniem: zaspokojenia potrzeb dziecka (i własnych!), zrozumieniem jego motywów, intencji (własnych także! i męża, i sąsiada! i kryminalisty..) zaakceptowaniem uczuć, nawet tych negatywnych wyrażanych w niszczycielski (niegrzeczny :-p) sposób.
no i git:) Czyli żyję w zgodzie z PbP nie zdając sobie z tego sprawy (?) ;)
UsuńHmm być może :-) Tyle że time out i jakakolwiek kara jest niezgodna z PbP :-p
UsuńW PbP (oraz w AP) nie dąży się do posłuszeństwa, ale do.. współpracy/kompromisu/uczynności osiąganej nie rozkazem, lecz dobrą wolą dziecka/dorosłego.
UsuńDąży się do szacunku/zrozumieniu/akceptacji naszych potrzeb i uczuć, które częstokroć stają w sprzeczności (mąż potrzebuje wypoczynku; żona rozrywki ;-) ) - nawet tych trudnych - zamiast ich hmm tłamszeniu.
Zrozumienie osiąga się przy pomocy empatii do wewnątrz oraz do drugiego.
Co jeszcze napisać... Polecam, kurcze, polecam szczerze i gorąco PbP i dziękuję serdecznie za życzliwą i konstruktywną rozmowę, jestem wdzięczna, bo zaspokoiłaś moją potrzebę wspólnoty i harmonii.
hmm, no to koniecznie muszę się wczytać w tę filozofię:) Niedobrze jest krytykować coś, czego się do końca nie rozumie, a ja mam wrażenie, że odnajduję tu szereg nieścisłości, co być może wynika z mojego niezrozumienia pewnych kwestii. Już się okazało, że większość filozofii PbP mam jakoś we krwi (szereg z nich jest zgodnych z filozofią Marii Montessori, zgodnie z którą układam nasz świat i do której Was zachęcam:)), z częścią trudno mi się zgodzić, bo zakrawają mi o tzw. "bezstresowe wychowanie", ale być może wynika to z mojego niezrozumienia. Na pewno zachęciłyście mnie, żeby zgłębić temat, ale tak po mojemu:) z pewną dozą krytycyzmu:P Nie mylić z negatywnym nastawieniem!!:)
OdpowiedzUsuńMoniko, masz kolejnego czytacza - choć może daruję Ci już tak wypasione komentarze, będę się dziwić dyskretnie:)
K możesz się dziwić także głośno. Jest tu miejsce dla każdego pytającego i dziwiącego się, bo jak widzisz, chętnie tu dialogujemy. Pozdrawiam.
UsuńJa dzisiaj doszłam w moim przedszkolu do ściany...
OdpowiedzUsuńNasz trzylatek jest niegrzeczny - nie chce współpracować w grupie (tzn. nie siedzi na dywanie, kiedy wszyscy siedzą, nie chce tańczyć, brać udziału w przedstawieniach itd.), bawi się jedzeniem, a jak panie sadzają go na krzesełku dumania (czy jakoś tak) to się śmieje. No i pokazuje język innym dzieciom, a na straszenie pani, że wszystko powie tatusiowi, to usłyszała, że nic go to nie obchodzi, bo go rodzice w domu nie karzą.
Zostałam dzisiaj zaskoczona tym niusem na korytarzu, stałam spocona w kurtce, obok mnie przechodzili rodzice z dziećmi, a pani wylewała na mnie żale, że żadna kara na moje dziecko nie skutkuje.
I dałam się wkręcić w karanie za przedszkolanki. Pani ma mu dać rano naklejkę i powiedzieć, że jeśli będzie robił "coś złego" to mu tę naklejkę zabierze. Jak Mały wyjdzie z przedszkola bez naklejki, to w domu nie bedzie mógł obejrzeć swojej ulubionej bajki.
I teraz ja mam ogromne poczucie winy i bezsilności. Bo nigdy nie karałam dziecka w ten sposób. Wiem, że muszę się temu sprzeciwić, ale kompletnie nie wiem co mam zaproponować w zamian. Bo alternatywą był pomysł pani, żeby zrobić tylko dla Młodego jakąś tablice z punktami...
Doradźcie mi coś, bo ja kompletnie nie wiem jak zachować się w takiej sytuacji. Rozumiem przedszkolanki, które pewnie się gotują jak Młody śmieje im się w twarz, kiedy powinien się pokajać, ale nie za bardzo wiem jak mu wytłumaczyć, że nie śmiejemy się kiedy ktoś jest na nas zły... A przedszkolanki nie wiedzieć czemu traktują to jako brak szacunku z jego strony.
o nie!!! Niech mu nie zabiera naklejki!! PLISSSS!:)
UsuńMieliśmy podobny problem z moim obecnie 4 latkiem! Dodam tylko, że dzisiaj moje dziecko jest stawiane za WZÓR w swojej grupie zabawowej (nie jest to przedszkole, ale zajęcia popołudniowe w grupie dzieci w różnym wieku, 3-5 lat). Więc proszę przeczytaj, nie daj się wkręcić w te naklejki! A już na bank nie w ZABIERANIE ich!
Jak młody zaczynał, byłam co chwilę na dywaniku, pani wysłała mnie nawet do pani psycholog (to była porażka, no ale to inna historia). W każdym razie czułam się podle, bezsilna, zła... i wtedy zaczęłam MYŚLEĆ!!!:) Najpierw przyjrzałam się sobie i moim relacjom z moim synkiem. Było wiele rzeczy, które wiedziałam, że muszę zmienić. Choć wydawało mi się, że wiem co robię, jak przyjrzałam się bliżej, zauważyłam, że mam jeszcze wiele wątków do poprawienia. Wzięłam się więc najpierw za siebie, a potem zaczęłam poszukiwać u młodego. Zaczęliśmy od bajek terapeutycznych, w których mały chłopiec miał podobne problemy, jak moje dziecko. Opowiadałam, cierpliwie, aż pewnego dnia moje dziecko usiało przy mnie i powiedziało: "mamusiu, ja wiem, dlaczego ten Stefanek ma takie problemy, bo on biegnie, żeby się tam czegoś nowego nauczyć, a pani każe mu śpiewać te same piosenki, których on już dawno się nauczył. On woli być w domu, bo tu uczy się tego, co chce.". Okazało się po prostu, że moje dziecko nie rozwija się równomiernie, czy standardowo, jakkolwiek to nazwiemy, okazało się, że jego rozwój emocjonalny nie idzie w parze z poznawczym. Uczy się bardzo szybko nowych rzeczy i interesują go rzeczy, które w tym wieku "interesować go nie powinny:)" i gdy pani po raz kolejny sadzała go w kółku i kazała śpiewać tę samą piosenkę, wkurzał się i rozwalał zajęcia, czasem bywał niebezpieczny dla innych dzieci! Porozmawiałam o tym z panią, dziś pani daje mojemu dziecku różne odpowiedzialne funkcje, typu: niesie piłkę na plac zabaw, pomaga małej Agatce założyć buty, czyta dzieciom książki podczas odpoczynku, itp itd. Mały poczuł się ważny, poczuł, że jest to miejsce w którym może się jednak czegoś nauczyć i pani nie może się nadziwić tej zmianie!:) A piosenki dziś śpiewa dla Syntii, miłości swej! Powiedziałam, że rozumiem, że denerwuje go gdy pani każe mu ćwiczyć ten sam wierszyk w kółko, ale że Syntii jest miło, gdy ćwiczy z nią - po problemie:) Po za tym ma rolę suflera, pani zawsze prosi go, żeby pomagał dzieciom, jeśli zapomną jakiejś swojej kwestii. Moje dziecko przeszło metamofrozę! Proszę, nie daj się wkręcić w naklejki, poszukaj przyczyny! Choć nie twierdzę, że jedną z nich nie jest brak dobrze pojętej dyscypliny, o nie! daleka jestem od tego:) Ale na bank jest coś, co musi się zmienić i nie są to NAKLEJKI!!!:)
A śmiech Twojego Synka może być objawem ogromnego stresu, jaki przeżywa. Choć daleka jestem od stwierdzenia (tu Monika mnie zakatrupi za takie okropności na Jej blogu:)), że dziecko trzeba koniecznie chronić przed jakimkolwiek stresem, to akurat ten jest dla niego za duży i sobie tak próbuje radzić. Jak to nazywał Juul (nie zgadzam się z jego książkami w wielu wątkach, ale akurat w tym tak:)), współpracuje z paniami, ot co.
UsuńJuż chyba lepiej dawać mu naklejki za dobre rzeczy, niż zabierać za złe! To tylko nasili Wasze problemy!!!
K skąd ta myśl, że PbP eliminuje stres? Ja o tym nigdy nie napisałam, bo to jest niemożliwe. Niemożliwe jest wyeliminowanie stresu z czyjegokolwiek życia. Można go tylko ograniczać:)
UsuńSandro, pośpiech, niesprzyjające otoczenie (przedszkolny korytarz pełen rodziców), autorytarne stwierdzenia (Pani Twojego synka), to nie sprzyja podejmowaniu wolnych decyzji, decyzji zgodnych z tym w co wierzymy. Musiało Ci być naprawdę trudno dzisiaj rano. Domyślam się, jak niekomfortowa była dla Ciebie to sytuacja. Pewnie wracając do domu myśli o bezsensowności karania przeplatały się ze strategiami na zachowanie Twojego synka.
UsuńSandro choć dziś się zgodziłaś na ustalenia Pani, to nie musisze zgodzić się na nie jutro. Pomyśl na czym ci zależy w związku z pobytem syna w przedszkolu. Pomyśl czego oczekujesz od niego, siebie, od Pań. Może nawet spisz sobie to na kartce, a potem poszukaj strategii, które mogłyby zaspokoić część tych potrzeb. Proponuję też umówić się z Panią na rozmowę np w czasie godzin jej konsultacji. Nie daj się wciągnąć w rozmowę na korytarzu. Gdyby Pani chciała jeszcze kiedyś wylać swoje żale na korytarzu powiedz, że chętnie z nią porozmawiasz gdy Ty i Ona będziecie mieć dla siebie przynajmniej 30 minut.
Dziękuję, za odpowiedzi.
UsuńRano powiedzieliśmy paniom, że na razie mają wstrzymać się z naklejkami i innymi formami kar. Jutro idę na rozmowę. Szkoda tylko, że będzie tylko jedna przedszkolanka :(
Dzisiaj znowu był niegrzeczny - w czasie drzemki krzyczał pobudka. Został wyprowadzony do starszej grupy. Potem wrócił i zasnął w ciągu 5 min.
Zastanawiam się: czy jeśli tak się zachowuje (krzyczy, przeszkadza)to panie powinny powiedzieć mu: "tak nie wolno robić - inne dzieci chcą spać, a Ty im przeszkadzasz. Jeśli zrobisz to jeszcze raz to Cię wyprowadzimy do starszej grupy". To czy - jeśli go wyprowadzą - to będzie to konsekwencja czy kara?
No i co mają zrobić, w przypadku, kiedy Mały nie chce uczestniczyć w zajęciach (np. rytmika, śpiewanie ect.), tylko bawić się np. klockami? Jaka powinna być konsekwencja takiego postępowania?
Sandro, czytam Twoje komentarze i mam wrażenie, jakbym czytała siebie sprzed roku! Dlatego być może tak bliskie jest mi to, co piszesz...
UsuńMonika pisze, że nie powinnaś rozmawiać z panią "na korytarzu". Pamiętam, że ja za każdym razem, gdy przychodziłam po mojego synka prosiłam panią, żeby na szybko opowiedziała mi jaka konkretnie tego dnia zaistniała sytuacja (zajmowało to pół minuty, a synek był wtedy w szatni), którą spowodował mój syn. Było mi to potrzebne do naszych bajek. Młody bardzo lubił ich słuchać, myślę, że była to jego forma katharsis, jaką przeżywał słuchając, że nie tylko on ma takie problemy (w swojej grupie wyraźnie był "napiętnowany" i zaczynał to mocno odczuwać i przeżywać).
Ja z naszą panią dużo rozmawiałam poza grupą, do dziś się przyjaźnimy (problemy mojego dziecka nas zbliżyły:)), pisałyśmy ze sobą maile, spotykałyśmy się. Niemniej uważam, że takie info na bieżąco też jest ważne, właśnie po to, żebyś mogła rozmawiać z synkiem na bieżąco, konkretnie o danej sytuacji. A mnie potrzebne to było właśnie do naszych bajek... Nie widziałam tego jako "wylewanie żalów", ale jako konkretną informację na temat konkretnego wydarzenia, po to abym mogła z maluchem o tym porozmawiać, a także żeby dać mojemu synkowi szansę naprawy.
Wg mnie nie jest najważniejsze pytanie, co powinny robić panie, gdy mały nie chce uczestniczyć w zajęciach, ale DLACZEGO młody nie chce? Trudno jest do tego dotrzeć... nam pomogły bajki terapeutyczne, jestem pewna, że i Wy znajdziecie swoją drogę, żeby się tego dowiedzieć!
Trzymam za Was mocno kciuki!
K - a Ty te bajki sama wymyślałaś? Bo ja nie wiem, czy dałabym radę...
UsuńW tym przedszkolu kontakt z przedszkolankami jest nieco utrudniony. Panie w grupie są dwie - każda z nieco innym podejściem. Poza tym dziecko zaprowadzane do sali i przyprowadzane do rodzica jest przez inne panie, które akurat mają dyżur i nawet nie wiedzą jak mój Mały się nazywa.
Tak, sama (jestem matematykiem, nie humanistą, nie było łatwo!!!:) generalnie wolę czytać dzieciom bajki, a nie potrafię wymyślać, ale tutaj życie pisało fabułę). Tzn. nauczyłam się zasad, a potem wymyślałam zgodnie z tym, co akurat "przeskrobał" młody. I takie same przygody miał tego dnia Stefanek. Poszukaj informacji na temat tzw. "bajek psychoedukacyjnych", wtedy wydawało mi się, że właśnie tego typu bajek potrzebował mój dr Jekyl i mr Hyde:) Ale jest masa gotowców, wystarczy je trochę zmodyfikować do konkretnych sytuacji i do potrzeb Twojego Synka. Choć tak czy siak, dobrze jest zrozumieć ogólne zasady takiej bajki.
UsuńDługo było tak, że młody po prostu słuchał i prosił o bajki o Stefanku, ale jakby niewiele z tego wynikało. Zajęło mu trochę czasu zanim "odgadł", dlaczego ten Stefanek tak a nie inaczej się zachowuje:) Ale widziałam ogromną ulgę, gdy w końcu udało mu się to odkryć. Z tym odkryciem umówiłam się na rozmowę z naszą panią. Potem nasza pani poszła z tym odkryciem do p. psycholog i właśnie ta p. psycholog poradziła jej, co robić z tym fantem:) W ciągu tygodnia dr Jekyl i mr Hyde zamienił w "przedszkolaka roku":)
I jeszcze jedno! Mój synek był wcześniej w innym przedszkolu (montessori, tratata! "super-ekstra") i tam to dopiero był meksyk! A najgorsze było właśnie to, że kontakt z panią był bardzo trudny. Pani nie chciała mnie włączyć w proces pomocy synkowi w tych jego zachowaniach, uważała, że sama wie najlepiej i że ja nie muszę wiedzieć, co się w przedszkolu dzieje. Poszłam, wtedy do pewnej starszej p. psycholog z prośbą, żeby popatrzyła na synka, bo boję się, że młody ma zaburzenia integracji sensorycznej, że do tego przejawia agresywne zachowania itp itd. S. był na kilku zabawach z tą panią psycholog i pani powiedziała, że absolutnie nie widzi nic z tych problemów, o których mówię i zasugerowała, że może to miejsce jest przyczyną a nie dziecko. Po kilku miesiącach walki z wiatrakami, kiedy nie mogłam rozmawiać otwarcie z panią przedszkolanką i od innych rodziców dowiadywałam się o różnych rzeczach, po prostu zrezygnowaliśmy. Młody został na kilka miesięcy w domu, a potem zaczęliśmy to miejsce, gdzie jesteśmy teraz... też nie było łatwo, ale przynajmniej czułam, że działamy razem, żeby pomóc maluchowi!
Sandra trudno mi napisać coś co mogłoby "zadziałać", bo nie znam Twojego syna. Znam jednak dzieci i wiem, że kiedy nie chce im się spać, to nie ma siły, która zamknęłaby ich powieki :) Może Maluch nie jest zmęczony wtedy, gdy jest czas drzemki i dlatego wciąż się bawi, bo przecież okrzyki "pobudka", to tylko zabawa, a nie celowe działanie zmierzające do obudzenia śpiących dzieci. Skoro po zabawie w innej grupie wrócił i zasnął, bo przecież mógł dalej krzyczeć.
OdpowiedzUsuń" Jeśli zrobisz to jeszcze raz, to..." -to straszenie. Ja to tak widzę. Konsekwencją jego zachowanie będzie wyprowadzenie z sali nie dlatego że krzyczy ale dlatego, że to jest miejsce gdzie się śpi. Dlatego te słowa są niepotrzebne. Nie wiem czy wyraziłam się dość jasno?
Bardzo jasno się wyraziłaś :)
UsuńCzyli: nie trzeba dziecka uprzedzać o konsekwencjach? Nie trzba mówić, że: jeśli zrobisz coś tam, to takie będą konsekwencje?
Wiecie, im dłużej się nad tą całą sytuacją zastanawiam, tym bardziej mam wrażenie, że panie robią z igły widły. Jeszcze kilka tygodni temu były Małym zachwycone, teraz wszysko jest niedobre, dziecko złe i krnąbrne.
Mam wrażenie, że zbierały te wszystkie jego wpadki do jednego woreczka i wysypały w jednym czasie coś, co się działo na przestrzeni kilku dni.
Z tej korytarzowej rozmowy wynikało, że one go ciągle upominają, dyscyplinują itd. I to na tyle często, że zaczynają go także upominać dzieci z grupy.
Zaczynam się zastanawiać, czy tę sytucaję da się w ogóle odkręcić...
Bardzo Wam dziękuję za komenatzre - dzięki nim zchodzi ze mnie napięcie i widzę sytuację z innej - jaśniejszej, strony. Nie martwię się już tak bardzo, że moje dziecko to jakiś dr Jekyl i mr Hyde.
Acha, a osoba wyrazajaca te madrosci probowala tlumaczyc i dawac dobry przyklad gdy pod opieka maponad tuzin dzieci, nie zawsze z domow, gdzie rodziceprzejmuja sie tlumaczeniem? Dzieci, ktore, juz przywykly, ze moga wlazic na glowe, bo im sie nalezy i juz? Moze ktos mi powie, co zrobic z dzieckiem, ktore tlumaczenie olewa, na polecenia reaguje krodkim "nie chce" (posprzadasz kochanie? Zobacz, ty podniesiesz to a ja tamto (nie chce, sama sobie sprzataj). Co zrobic gdy ulubiana forma zwrocenia na siebie uwagi jest popychanie (najchetniej najmlodszego), skakanie po meblach, rozlewanie wody, klamanie w rzywe oczy, pruby manipulacji itp. Gdy dziecko jest typowym przykladem bezstresowego "licze sie tylko ja"? (O zachowaniach czysto agresywnych i destrukcyjnych nie wspomne, bo zazwyczaj swiadcza o glebszym problemie, w ktorym kara moze tylko pogorszyc sytuacje). Mam wrazenie, ze autorka nigdy nie miala doswiadczenia z dziecmi poza swoimi (nie wiem, bloga nie czytalam). Sprawiedliwa kara nie rani ale sprowadza elikwenta do porzatku. Samo tlumaczenie po prostu nie zawsze wystarczy. Szczegolnie gdy delikwent ma je gleboko gdzies, a kilkanascie innych dzieci chcialo by miec normalne zajecia.
OdpowiedzUsuńTo co czytam jest smutne zwłaszcza to co piszesz Ty Grażyno. Pewnie miałaś doczynienia z masowa opieką dzieci. Myśle że na przedszkolanki powinny iść osoby które sie do tego nadają i potrafią jakoś się sensownie zachować w sytuacji kiedy kilkoro maluchów odmawia posłuszeństwa. Rozumiem Sandra co czujesz, to niefajne keidy przedszkole robi z normalnego dziecka kozła ofiarnego. Kiedy czujesz że dziecko będzie coraz bardziej odczuwało niekompetencje przedszkolanki, że przestanie byc lubiane bo niespełnia wymogów...Zauważyłam że część znaczna przedszkoli działa na zasadzie jeśli dziecko nie tańczy tak jak zagramy jest karane co wiecej jak tak jest dłużej będzie czarną owcą, jak to nie poskutkuje wypowiemy umowę i dziecko przestanie chodzić z poczuciem odrzucenia z grupy. Oczywiście o ile rodzic wcześniej nie będzie miał dość i malucha gdzieś nei przeniesie. Kiedy ja w przedszkolu zauważam jakieś nieprawidłowości i mówię o tym panią przedszkolanką "społęczeństwo" mnei upomina żebym sie lepiej nie odzywała bo będą się odgrywać na moim dziecku, że to normalne że tak jest było zawsze i będzie. Ja myślę że trzeba reagować, nieweirze w to żeby dobrą formą poradzenia sobie z niesubordynacja dziecka było stawianie go w kącie, karanie, przy wszystkich lub napietnowanie. U mojego dziecka w Prz. jak sa niegrzeczne to mają isc pod sciane i tam stac przed wszystkimi. Strasznie mi przykro jak sobie pomyslę że Ritusia miała by byc kiedys tak ukarana. jakie to straszne wszyscy na nią patrzą jak stoi pod pręgierzem, niedokońca wie za co, śmieje się pewnie żeby sobie pomóc i jeszcze dostaje za to burę i do tego jak się popłacze to reszta się smieje. No horror. Co można zrobić? tylko jasno reagować mówić na co sie nie godzimy...inna rzecz że później wychodzimy a dziecko z tymi paniami zostaje samo..
OdpowiedzUsuń"Kary są skuteczne. Niestety. Są skuteczniejsze niż metoda oparta na tłumaczeniu i dobrym przykładzie, ale niestety na bardzo krótką metę."
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie masz rację. Wyobraź sobie jednak sytuację, że twoje dziecko dorwało się do jakiegoś porzuconwego markera i zaczyna ci tworzyć pop art na kanapie. Czy spotkają je za to jakieś konsekwencie? Nie, to ty będziesz nocami szorować swoją kanapę. Dlatego też uważam, że dzieci należy karać (nie biciem lub krzykiem, oczywiście, lecz choćby i tym "kątem"), aby nauczyć je tego, iż niektóre zachowania będą mieć dla nich nieprzyjemne skutki, co również dziecku powinno się za każdym razem tłumaczyć. Nie jest to przecież zastraszanie dziecka biciem, lecz postawienie go przed konsekwencjami jego działania.
"Karzący decyduje o tym co jest dobre, a co złe. Kara nie przewiduje rozmowy o tym, czego ja chcę, a czego chcesz ty. Ważne jest tylko to, czego ja chcę."
Jak już wspomniałam, dziecku należy wytłumaczyć, że stanie w kącie jest konsekwencją danego zachowania, co w owym zachowaniu było złe i powiedzieć, aby następnym razem pomyślało, zanim coś zrobi.
"O tym co jest dobre, a co złe decyduje starszy, silniejszy, będący na stanowisku."
To raczej oczywiste. W przyszłości twoje dziecko jako dorosły człowiek pójdzie do pracy. I co wtedy? Nikt nie będzie przejmował się tym, że wszyscy jesteśmy równi. Nawet jeśli będzie twe dziecko uważało, iż w tej chwili czas odpocząć, nikt nie będzie go słuchał, za spanie w pracy zostaje się zwolnionym. Istota leży w tym, iż odpowiedzialności za swoje czyny człowiek uczy się przede wszystkim w najmłodszych latach swego życia.
"Kara zawsze rani, godzi w poczucie wartości."
Przede wszystkim kara pokazuje dziecku, że źle zrobiło, zaś za bicie innych dzieci trzeba ponieść jakieś konsekwencje. Poza tym, trochę pokory człowiekowi się przyda, tym bardziej jeśli nie chcesz, by twoje dziecko wyrosło na egoistę.
"Kara to informacja dla dziecka: jesteś do niczego."
Kara sama w sobie może wzbudzić takie uczucie, dlatego należy wytłumaczyć dziecku jej powody i okoliczności, by mogło w spokoju przemyśleć swoje zachowanie, nawet jeśli ma się w tym czasie patrzeć w nudną ścianę.
"Kara uczy jak się nie zachowywać, a nie jak się zachowywać."
Kara uczy tego, że złe zachowanie niesie za sobą konsekwencje. Tego, jak się zachowywać powinnie dziecko nauczyć rodzice, przede wszystkim przykładem. Tego, jak się nie zachowywać uczy ponoszenie konsekwencji.
"Kara to wycofanie akceptacji (i miłości)"
To, że karam moje dziecko staniem w kącie nie znaczy, że go nie kocham. Z mężem bardzo wiele byśmy oddali za nasze dziecko, dlatego też uczymy je, jak funkcjonować w świecie, jak nie być egoistycznym, jak dostrzegać krzywdę innych. Karzemy młodego, ponieważ chcemy nauczyć go obowiązkowości. Tego, że niektóre zachowania nie są dopuszczalne oraz że w życiu będzie ponosił konsekwencje za swoje wybory. Jego wybory oczywiście akceptujemy, lecz staramy się nauczyć syna, by choć przez chwilę się zastanowił, zanim je podejmie. Jeśli coś pójdzie nie tak, poniesie tego konsekwencje, nie staniem w kącie, lecz tym, co zafunduje mu życie. Kąt i tego typu rzeczy są karą jedynie za nieodpowiednie zachowanie, nie za błędne wybory.
Już pisałam czym kara różni się od konsekwencji. Kara jest karą, ne przestanie nią być tylko dlatego, że nazywać ją będziemy konsekwencją.
UsuńDzieci nie uczą się przez tłumaczenie i wyjaśnianie ale przez przykład.
Neodpowiednie zachowanie ? Nieodpowiednie zdaniem rodzica.
ANONIMOWY, prawdopodobnie jeszcze nie doczytałaś na blogu, a co za tym idzie - nie zrozumiałaś, co się kryje za "NIE KARANIEM" w wykonaniu Moniki.
OdpowiedzUsuń"NIE KARANIE" w stylu Moniki UCZY LEPIEJ i bardziej dogłębnie, czego NIE NALEŻY robić oraz tego, co należy robić - lepiej niż stosowanie, nawet subtelnych kar.
Najsurowszą karą często bywa NATURALNA KONSEKWENCJA zachowania, a STANIE W KĄCIE nie jest taką naturalną konsekwencją.
Po przeczytaniu całego bloga, wiele rzeczy się wyjaśni samo i pewnie zmieni Ci się punkt widzenia. Moim zdaniem karami i nagrodami najlepiej tresować zwierzęta w cyrku, a dziecko mamy możliwość kształtować także bez tresowania. Można by powiedzieć, że Monika wychowuje swoje dzieci za pomocą empatii :)
Mama Ania
Moniko ten post był już jakiś czas temu czy masz może pomysł co zrobić? czy zgłaszanie do kuratorium ma sens? W moim przedszkolu dzieci są stawiane do kąta, co moge zrobić poza rozmową z paniami albo przeniesieniem dziecka?
OdpowiedzUsuńTula powiedz Pani, zeby nie stawiła Twojego dziecka do kąta, a jeśli chcesz się zatroszczyć także o inne dzieci-to powiedz,żeby tego wogóle nie robiła. I warto w tej rozmowie pokazać co czują dzieci które stoją w kącie, co mogą o sobie myśleć. Jak to nic nie da to warto porozmawiać z Dyrekcją.
UsuńPowiedziałam i wyobrax sobie że Pani pełna zrozumienia dla mojej troski powiedziała " no ok skoro Ritula ma problem ze stawianiem pod ścianą to wymyślimy dla niej coś innego za karę" zdębiałam. powiedziałam tylko prawie ze łzami w oczach"nie chcę żeby Pani karała moje dziecko w ogóle" usłyszałam, "no wie Pani ale tu są pewne zasady, wszystkie dzieci są karane jak coś przeskrobią". Dodam iż jest to prywatne, w dobrej dzielnicy o dobrej opini przedszkole. No i co dalej, przenieść dziecko do następnego, takiego samego? Mam wrażenie walki z wiatrakami. Czy planujecie jakieś szkolenia dla załóg przedszkoli? Może to jest jedyny sposób uwrażliwianie? Moniko poradź co dalej?
OdpowiedzUsuńMożesz z Panią porozmawiać o wpływie kar na ludzi. Jeśli to dobre przedszkole, warte zachodu, to rozmawiaj. W necie znajdziesz fajne artykuły dot. nieskuteczności kar. Szukaj na www.dziecisawazne.pl, www.dzikiedzieci.pl.
UsuńMoże zaproponujesz w przedszkolu tablice "rodzice rodzicom", na której najpierw Ty, a potem i inni (przyłączą się. do mnie się przyłączyli) będziecie wieszać wartościowe rzeczy.
I zapytałam bym Panią o te zasady dot. karania. Gdzie są zapisane? Kto je ustalił? za jakie przewinienia dzieci są karane? Bo czuję, że to takie zasady jak w większości przedszkoli - Pani ustaliła i już...czyli to nie zasady.
Wiesz Tula, kiedy słyszę, że takie rzeczy dzieją się także w przedszkolach prywatnych, to wiem, że zmiana może nastąpić tylko oddolnie. To my, rodzice możemy te zmiany wprowadzać jasno komunikując co nam się podoba, a co nie. Na co się zgadzamy, a na co nie ma w nas zgody.
Jeśli rozmowa z Panią nie da Ci tego, czego potrzebujesz, to porozmawiaj z Panią Dyrektor.
No niestety zasady ustaliła dyrekcja. W Krakowie po południowej stronie miasta większość przedszkoli o jakich wiem(wszystkie o jakich wiem) stosuje kary i nagrody. Z tymi naklejkami motywacyjnymi to już koszmar. Myślę że juz trochę zaczęli mnie traktować jak świruskę, że sie czepiam jakiegoś drobnego stawiania pod ścianą jak do tej pory nikt sie nie burzył o to a ja już 3 raz rozmawiam z Panią. Czy myślisz że jak wydrukuję tej Pani artykuły i przekaże to odniesie odwrotny skutek? Co masz na myśli mówiąc o tablicy, czy to są wartościowe sentencje, pomysły?
OdpowiedzUsuńTula jeśli rzecz dzieje się w Krakowie to znam przedszkola, tóre nie stosują kar. Przedszkole waldorskie Ziarenko takie jest. Montessorii - Ziarnko Maku i Mali Odkrywcy. W Jest też super przedszkole montessorii. Wiem to od rodziców, którzy mają tam dzieci.
UsuńHej wszystkim.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o takim sposobie wychowania i nie do końca go rozumiem. Chciałabym z konkretną osobą pomailować odnośnie przełożenia tego sposobu do wychowania mojego 5 letniego dziecka. Opisałabym komuś konkretnie na czym polegają moje problemy wychowawcze i chciałabym wiedzieć gdzie popełniam błędy. Czy ktoś byłby chętny mi pomóc? Jeśli tak to podałabym swojego maila.
pozdrawiam
Milena
Zyrafafa@gmail.com
UsuńDodam, że moje dziecko jest karane, ale dla mnie stwierdzenia np. jeśli nadal będziesz bił kolegę to nie będziesz grał na komputerze i dotrzymanie tego jest konsekwencją. Ktoś napisze, że co ma komputer do bicia, ja traktuję to na zasadzie pozbawienia dziecka przyjemności za to że robi krzywdę innej osobie.
OdpowiedzUsuńWiele mam tego typu rozterek co powinnam a czego nie.
Nie chcę zrobić krzywdy mojemu dziecku
Wielkie mecyje postawić kogoś do kąta. Dlaczego robicie z tego taki problem ? A mało to razy byłem stawiany do kąta w dzieciństwie ? Teraz dziecku nic nie można zrobić, wszystko jest obwarowane prawem i po kilku latach widzimy jak młodzież traktuje dorosłych.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie w głowach wam się poprzewracało kara stania w kącie naprawdę wielka tragedia jejku ludzie uspokójcie się z tą waszą poprawnością wychowawczą autorka zobaczy życie jak dzieci wejdą w wiek nastolatek i sobie ciekawe jak poradzi na bunt. Jestem przeciwna klapsą, ale kara typu kąt czy odebranie zabawki komputera jest niczym złym i dziękuję, ale postoję
OdpowiedzUsuńbzdura bzdura stawianie w kącie to jesst dobra kara dla dziecka jak cos zmalowało ale ale... im wczesniej to sie stosuje tym lepiej.ale nalezy byc w tym konsekwentny i nie popuszczać a egzekwowac.ja to w dzieciństwie nie raz przerabiałem a szczególnie w szk.podstawowej musiałem stac i to długo jak pamiętam to już nie były żarty.zresztą ja byłem typem zabijaka ale co....korona z głowy nie spadła.było w domu stosowne mijsce do stania i tam mie stawiano.to były lata 60 ub.wieku a w szkole podst.obow.były mundurki tzw.chałaciki z białym kołnierzem i w tym ubiorze zawsze w domu stałem w kącie takze w wakacje ferie itp.dziwne czemu w tym ubiorze a nigdy w normalnym co prawda byłem zuche potem harcerzem to nigdy nie w harc.mundurze tylko szk.stanie było nie3-5min. ale pół godz a nawet i dłuzej.i co stało się.uwazam ze ta forma kary jest dobra i nalezy to stosowac im wczesniej tym lepiej.do dzis pamietam a mineło to ju prawie pół wieku
Usuńzgadzam się z opinią anonima 9/7/14 dziecko jak cos zmaluje MUSI ISC DO KĄTA i nie widzę celu prowadzic polemikę w tej sprawie.kiedys to było powszechnie stosowane i nie było zmiłuj się.ciekawe ale i mądre dziecko w kącie w mundurku mozna i w harcerskim jak jest harcerzem czy zuchem a to co pisze anonimowy to dobre.ja bym nawet postawił na 3godz.bezwzględnego stania twarzą do sciany.a ze w mundurku to uczy dyscypliny i karnosci.
Usuńprezeglądając opinie na blodu stawiac czy nie stawiac dziecka do kąta.trudno jednoznacznie wypowiedziec sie w tej sprawie. są rózne zdania w tej sprawie.tę karę stosowało się powszechnie w latach 50 60 i chyba 70 czy nawet 80 minionego wieku a to w szkołach i w domu.mysle ze ta forma kary jest dobra pomaga a dziecko czuje respekt przed karą a stanie w kącie i to twarzą do sciany pozwala wyeliminowac sie z otoczenia a przemyslec i wyciszyc sie ze swego postępowania.w szkole dziecko w kacie stoi z reguły 5-10 góra 15minut w domu to zalezy od rodzica ja dosc ostro to godzina czasem i półtorej.sprawa mundurka szk.ewent.harcerskiego mozna.mundur to znak karnosci dyscypliny wiec w takim wypadku byłbym za tym.ale zostawiam to wg uznania.jesli dziecko ma zainteresowania militarne mozna kupic w sklepach army taki strój jesli nie harcerski.ja mam 2-ch chłopaków l10 i 8. jak cos zmalują to stawiam ich ale najlepiej nie obok siebie.trza w domu znalesc odpowiednie miejsce na ten cel.
Usuństawiani dziecko w kącie jak cos przeskrobie jest stare jak swiat i warte stosowanie tego ale wiadomo ze będą głosy za i przeciw..ja to w dzieciństwie przerabiałem pamiętam to b.dobrze chociaz lat minęło wiele i co........stało się cos "złego"?młodym pod rozwagę jesli sie dziecku popusci skutki mogą byc tragiczne.ja co prawda byłem rozrabiakiem w kącie wiele razy stałem a to w szkole a to i w domu.na początek było to dla mnie straszne bo nie wiedziałem co to jest stanie w kącie.ale póżniej było to dla mnie zrozumiałe i kąt musiał być dla mnie jak coś zmalowałem.to były lata 60-70 minionego wieku i innej kary nie miałem tylko kąt.było w domu odpowiednie miejsce na ten cel i tam byłem stawiany.i co stało sie coś. nie.to znakomita forma wychowawcza ale jak dziecko ma stac to twarzą do sciany a nie oparte o sciane taka kara to nie jest kara.i tak to nalezy praktykowac nie inaczej i to nie na 5-10 min ale min.pół godz.ewent.nawet godzine dziecko musi wiedziec za co stoi.u mnie było obowiązkowo w mundurku szkolnym a były to lata 60 ub.wieku a w szkołach obowiązkowo były chałaciki granat.z białymi kołnierzykami i w tym stroju/a to mundurkami nazywano/musiałem isc do kąta zawsze czy to były wakacje ferie zawsze i nie było dyskusji.jak cos zmalowałem to od razu krzyk wkładaj mundur szk.ja na początku nie wiedziałem po co ale wkładaj mundur. cóz miałem robic wkładam pytam sie a tu pod sciane pod sciane marsz to idę odwrócic się.stałem długo .ale to było nie raz przez całą niemal podstawówke az do 8kl.i co zle?wyszedłem na człowieka i korona z główy nie spadła.
Usuńzgadzam się z opinią w tej sprawie anonima wyzej napisanego.tak trzymać.zresztą ja tez to w dzieciństwie przerabiałem i uwazam nalezy to stosowac i nie popuszczac twardo.
Usuńprzypadkowo znalazłem blog na temat czy stawiac dziecko do kąta czy nie.zdania są bardzo podzielone w tej sprawie.ja jestem starszej daty 50+ a opinie młodszego pokolenia są by nie stawiać dziecko w kącie. uwazam ze to zła opinia bo oni juz w dzieciństwie tego nie mieli i same dzieci uczą ze im wszystko wolno i dzis widac mamy skutki.kąt to kara z krórego dziecko jak coś zawini musi wnioski wyciągnąć ze swego postępowania.kare tę nalezy stosowac jak najwczesniej ale uwazac by z tą formą kary nie przesadzać.na początek na 5minut potem dłuzej ale dziecko musi weiedziec za co idzie się do kąta.ja to przerabiałem w dzieciństwie nie raz mi to sie przytrafiało i co korona z głowy nie spadła..stawiali mnie od przedszkola az do końca szkoły podstawowej.kąt był stosowany dla dziecka jak coś zmalowało jeszcze przed 2 wojną światową az do końca lat 80 ub.wieku teraz to sie nie stosuje bo to ubliża godności dziecka.....he he he.....ja w dzieciństwie byłem urwisem zabijakiem ale wyszedłem na ludzi.u mnie to było b.ostro jak coś zmalowałem to musiałem iść do kąta.stanie twarzą do sciany i zawsze w szkolnym mundurku a były to fartuszki granatowe z białymi kołnierzykami i zawsze w tym stroju stawiano mnie do kąta.nigdy w codziennym ubraniu.dziwne ze w tym stroju. ale to juz historia teraz wyszedłem na człowieka porządnego uczciwego.a teraz jakie są dzieci jesli chodzi o zachowanie to zgroza.i będzie jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuń