31.7.11

Wychowuję czy akceptuję?

     Przyjechali goście i przywieźli wór słodyczy. Pierwszy pytanie Zo: "czy dzisiaj jest weekend" (w weekend jemy słodycze; zasada wszystkich obowiązująca). Niestety -  pomyślałam.
       Zo uwielbia słodycze (ma to chyba po M). Mówi o sobie, że jest ciasteczkowo-cukierkowym potworem. Zje tyle, ile dostanie (tak myślę, nie sprawdzałam). A dostała dużo za dużo. No i co teraz? Wychowuję, kontroluję, pouczam czy ją dostrzegam i akceptuję? Masz babo placek.

Już wiem, że teksty typu:  
  • Zo, weź teraz batonik, resztę schowam na jutro (i na następny weekend, i następny, i na kolejne weekendy aż do świąt. Tak na marginesie -  dlaczego ludzie przynoszą dzieciom słodycze?),
  • Kochanie nie możesz zjeść wszystkich słodyczy, bo będzie ci niedobrze,
  • Nie, nie zgadzam się na spałaszowanie tych wszystkich łakoci, bo taka ilość cukru szkodzi,
nie są nikomu potrzebne. Nikomu nie służą. Stop. Służą - mnie i mojemu matczynemu samopoczuciu. Bez nich jednak też mogę dobrze się czuć.


       Choć w przypadku słodyczy, tak trudno mi nie moralizować, gryzę się w język bo ufam, że dostrzeganie dziecka wystarczy, by Zo nauczyła się ile słodyczy może zjeść aby...
Kończę, bo widać za słabo się ugryzłam :)

29.7.11

O poczuciu wartości (krótko)

"Poczucie własnej wartości i wiara w siebie to pojęcia często używane wymiennie. Jednak nie oznaczają one tego samego (...) Na przekonanie o własnej wartości składają się nasza wiedza o tym, kim jesteśmy, i doświadczenie z tym związane. Poczucie własnej wartości można wyobrazić sobie jaki filar, centrum, jądro (...) Z kolei wiara w siebie jest miarą tego,do czego jesteśmy zdolni - w czym jesteśmy dobrzy i do czego mamy zdolność. Odnosi się do rzeczy, które potrafimy zrobić i celów, które możemy osiągnąć. 
(...) poczucie własnej wartości i wiara w siebie to dwie różne rzeczy. Nie można ich równoważyć, bo jedno nie zastąpi  drugiego, ale są one ze sobą związane. Jeśli ktoś ma zdrowe poczucie własnej wartości, to rzadko cierpi na brak wiary w siebie. W przeciwną stronę jednak ta zależność nie działa" (J.Jull "Twoje kompetentne dziecko")

         Myślałam, że to to samo. Musiałam kilka razy przeczytać ten rozdział, żeby po pierwsze uwierzyć autorowi :), po drugie - dostrzec różnicę, po trzecie - wyraźnie zobaczyć te momenty, w którym mimo ogromnej miłości do Zo (i szczerych chęci) nie wzmacniam jej poczucia wartości, a tym samym wiary w siebie. Kiedy to się dzieje? Zawsze wtedy, gdy ją "poprawiam".
      Oto kilka moich reakcji, z wcale nie tak odległej przeszłości:
  • "Uważaj, żeby się nie wywrócić", "Zo, wolniej, zaraz zderzysz się z drzewem" - Zo jeżdżąca na rowerze biegowym po osiedlowych uliczkach
  • "Zo, łatwiej Ci jeśli chwycisz nóż w ten sposób" - Zo próbująca przekroić swoim nożem banana 
  • "Hej, jeśli będziesz odpychać się prawą nogą na pewno Ci się uda" - Zo ucząca się jeździć na hulajnodze 
  • "Kochanie, chwyć pędzel tak samo jak chwytasz kredkę gdy malujesz" - wiadomo kiedy
       Reagując w ten sposób przekazuję Zo komunikat: nie uda ci się, nie dasz rady. A tego, co potrzebuje moja córka, by budować swoje poczucie wartości, to jedynie być zauważoną w swoim działaniu. I znów wraca do mnie ta sama myśl - podstawowym zadaniem rodzica jest dostrzeganie tego, co widzi.    
     

        O tym jak wspomagać poczucie własnej wartości u dziecka przeczytacie w artykule Agnieszki.
       Aga, dzięki :)

26.7.11

Bite dzieci widzą świat inaczej

          Dzisiaj razem z Zo byłyśmy świadkami klapsa wymierzonego radośnie brykającemu 4 latkowi. Autor klapsa: mama. Miejsce: Smyk (o ironio). Reakcja widowni: Zo rozpłakała się razem z chłopcem, a ja przypomniałam sobie o kampanii "Dzieciństwo bez przemocy", w ramach której powstały takie spoty telewizyjne:


         
    Pamiętacie je?
   
   W Polsce prawo zabrania bić dzieci (nareszcie). Jeden klaps = bicie dziecka.  Warto o tym wciąż przypominać. Warto reagować.

24.7.11

Bicie jest głupie

        Dzieci nie będą zachowywać się lepiej, gdy poczują się gorzej. 

        Co jakiś czas na na ulicy, w sklepie, kościele, na placu zabaw widzę dorosłego (mamę, tatę, babcię, a nawet opiekunkę), który szturcha, popycha, ciągnie dziecko, wymierza mu klapsa, czasem dwa, trzy. Co jakiś czas słyszę: "uważaj, tobie się wreszcie uzbiera", "jak ściągnę pasek to mnie lepiej zrozumiesz", "gdyby dostał raz czy dwa, to dziś nie miałbym z nim takich problemów". 
       Temat klapsa wraca jak bumerang zawsze wtedy, gdy dzieci robią, zdaniem dorosłych, coś "złego".
Wczoraj Zo powiedziała do Pewnej Dorosłej: "nie będę cię słuchać, nie lubię cię". Dorosła wysyczała do mnie: "gdyby to była moja córka, to dostałaby w dupę". Nie udało mi się Dorosłej udzielić empatii. Nie udało się dotrzeć do potrzeb, które ukryły się za tym zdaniem. Udało mi się jednak nie wściec, bo przypomniałam sobie, że "ludzie nie są złe, ino gupie". Podobnie jak bicie.


Bicie jest głupie, bo:
  • jest atakiem na godność dziecka - a przecież każdy człowiek, w tym dziecko, ma prawo do poszanowania jego godności i integralności
  • zaburza rozwój dziecka – bicie przez najbliższe osoby odbiera dziecku odwagę życiową i sprawia, że dziecko staje się osobą niepewną, o niskim poczuciu własnej wartości
  • utrudnia myślenie – bicie budzi lęk, który zaburza myślenie i zapamiętywanie, nie uczy dziecka jak zachować się poprawnie, za to wywołuje lęk i przerażenie, obawę przed kolejnymi razami
  • uczy przemocy – bite dziecko uczy się, że „silniejszy ma zawsze rację”, „silniejszy ma prawo bić słabszego”, a „problemy zamiast rozumem łatwiej rozwiązać siłą”
  • niszczy relacje – gdy dziecko boi się rodzica, nie zwróci się do niego o pomoc w trudnych sytuacjach, skorzysta z rad niedoświadczonych rówieśników lub będzie szukać ucieczki od problemu np. w narkotykach lub alkoholu
  • niszczy autorytet rodzica – dziecko z czasem zorientuje się, że bijemy, gdyż nie umiemy poradzić sobie z własną złością – i przestanie szanować rodzica
  • uczy że lepiej jest kłamać – gdy dziecko popełni błąd lub zrobi coś złego, z lęku przed biciem będzie kłamało, na przykład zrzuci winę na młodszego brata.
  • klapsy stają się coraz mocniejsze – bite dziecko przyzwyczaja się do klapsów i czasem wręcz udaje, że klaps nie boli („To wcale  nie bolało!”). Aby uzyskać ten sam efekt rodzic nieświadomie może bić coraz mocniej i spowodować uszkodzenie ciała dziecka
  • może prowadzić do urazów fizycznych takich jak na przykład siniaki, krwiaki podtwardówkowe, uszkodzenia nerwów, zespół dziecka potrząsanego
  • przekazuje nielogiczną argumentację – „biję cię dla twojego dobra”, „biję cię, bo uderzyłeś swoja siostrę”
  • przyczynia się do zwiększenia ilości zachowań agresywnych u dziecka – im częściej dziecko jest bite tym częściej ono samo bije inne dzieci oraz rodzeństwo
  • jest to udawanie, że klaps ma funkcję edukacyjną – podczas gdy zazwyczaj jest po prostu wyładowaniem złości, frustracji i poczucia niemocy rodzica
  • jest to przekazywanie przemocy z pokolenia na pokolenie - nie wszyscy, którzy byli bici, sami biją. Lecz wszyscy, którzy biją swoje dzieci, byli bici w dzieciństwie
  • prowokuje poczucie złości i chęć zemsty, które pozostaje w dziecku
  • ...   
Źródło: Bicie jest głupie



      Nazwijmy rzeczy po imieniu (a zmienią się w oka mgnieniu - śpiewa lider Raz, Dwa, Trzy). Klaps nie jest metodą wychowawczą, o czym przekonywała mnie i zebraną publiczność Pewna Dorosła. Klaps jest aktem bezradność i zniecierpliwienia. Dowodem bezsilności i niekompetencji. Wymierzany jest po to, by ZMUSIĆ dziecko do posłuszeństwa, do bycia takim, jakim chcielibyśmy go widzieć.

Bicie jest głupie. Zgadzacie się? 

18.7.11

Poczucie winy (dzisiaj mam)

        Poczucie winy, wstyd, gniew, lęk, depresja to według Rosenberga tzw. uczucia rzekome, które odcinają nas od życia. Te "uczucia", pochodzące nie z serca, a z głowy, skupiają się na tym, co powinniśmy byli zrobić, co powiedzieć, jak postąpić.

         Zawsze wtedy gdy mam poczucie winy (a dzisiaj mam) automatycznie odcinam się od serca, potrzeb i oddalam się od porozumienia współczującego. Zawsze wtedy mam na sobie takie oto uszy...


       Kiedy wkładam je (rzadko świadomie) tracę pamięć. Niesamowite odkrycie! Zapominam na przykład o tym, że tylko wtedy, gdy mówię językiem serca, opartym na empatii, komunikuję się z Zo czy z M (o "obcych" dziś nie wspomnę; nie z ich powodu mam poczucie winy).  Zapominam, że tylko wtedy, gdy mówię językiem serca, mogę rozwiązać problem bez uciekania się do przemocy. Wtedy też mam szanse dostrzec i zrozumieć potrzeby, własne i drugiego. No i wreszcie mam możliwość zrobienia czegoś dobrego dla Zo i M i poproszenia ich o pomoc w zaspokojeniu moich potrzeb. Niewiarygodne! Naprawdę dzisiaj rano tego nie pamiętałam.
      Zajrzałam do notatek z kursu. Za poczuciem winy, wstydem, gniewem, lękiem i depresją zawsze ukryty jest ból. Często - wielki ból. I ten ból pochodzi z nas. To bolą nasze niezaspokojone potrzeby.
     Kiedy mam poczucie winy (a dziś mam) potrzebuję duże empatii, bo tylko wtedy mam szanse założyć takie uszy...


Pozdrawiam Was.
Żyrafa, która czasem nie pamięta

p.s. ... to mój sposób na udzielenie sobie empatii

13.7.11

Ja chcę to i to, i tamto, i to też chcę

      Zo zachowuje się tak, jakby wszystko na tym świecie do niej należało albo mogło należeć. Więcej - Ona jest przekonana o tym, że ja i M możemy jej dać wszystko to, czego pragnie. Te dwie prawdy uzmysłowiłam sobie w czasie wczorajszego spaceru ul. Długą. Statystycznie co 10 kroków słyszałam głos mojej córki: "mamusiu kupisz mi balona?", "mamuniu, zobacz jaka kolorowa piłką, chcę ją", "tatusiu  mogę zabrać Neptuna do domu?", chcę lody", "daj mi lizaka", "mogę kupić tego delfinka?". 
      Przez godzinę Zo wyrażała swoje oczekiwania i pragnienia, a ja z szacunkiem dla niej i jej potrzeb utrzymywałam kontakt odpowiadając: "ten balon jest naprawdę ładny", "chciałabyś mieć taką kolorową piłkę?", "słyszę, że masz ochotę na lody waniliowe". Przy setnym oczekiwaniu (według obliczeń nieobiektywnej i już sfrustrowanej matki) wysyczałam (bez szacunku): "Zo przestań, nie można mieć wszystkiego". I jak to bywa w moim przypadku (uleczalnym, na szczęście), w tej samej sekundzie dotarło do mnie, że zupełnie czymś naturalnym i normalnym jest fakt, iż trzylatka mówi o tym, czego chce.
      Za Zo chcę/nie chcę, lubię/nie lubię ukryte są jakieś konkretne potrzeby. Kiedy więc Zo po raz dziesiąty mówi: "chcę ten niebieski balon", to muszę sprawdzić, co kryje się za tym zdaniem. W relacjach dziecko - rodzic to dorosły (zawsze!) jest odpowiedzialny za jakość tych relacji. Oczywiście Zo może chcieć tylko ten balon, ale warto się upewnić. Nasze mieszkanie wszak ma ograniczoną pojemność :)
       Sprawdziłam. Nie o balon chodziło. Godzinny spacer w towarzystwie głośnych turystów poruszających się w różnych kierunkach, to za dużo dla 98 centymetrowego człowieka. Kiedy wyszliśmy na ulicę wijąca się wzdłuż Motławy - mniej zatłoczoną, a więc i cichsza -  Zo wspinając się na murki, skacząc między kałużami, zaglądając na rozstawione kramy radośnie obwieszczała: "mamuniu, zobacz jaki duży piracki statek", "tatusiu, popatrz mewa", "oooo...jaka szybka motorówka". 

     Dzieci wiedzą czego, chcą. Jeśli ich potrzeby nie są zaspokojone na pewno nam o tym powiedzą. Zaczną marudzić, kopać kamień, kłaść się na ziemi, nie słuchać naszych próśb i gróźb czy wreszcie żądać gwiazdki z nieba :)


                                                                          I ten statek też chcę :)

Pozdrawiam wakacyjnie :) 

8.7.11

Poranne NIE

Dzisiaj rano Zo otworzyła oczy i prosto z mostu zakomunikowała: Nie dam Ci buziaka. A ja, jak jaka głupia, ucieszyłam się, choć chciałabym cały czas i przez całe życie móc ją przytulać i całować. Ucieszyłam się tak, jak ciesze się zawsze wtedy, gdy Zo jasno komunikuje czego chce, a czego na pewno nie chce. Czasem bywa to trudne, mniej dla mnie, bardziej dla otoczenia. Czasem niezrozumiałe albo rozumiane opacznie. Jak na przykład wtedy gdy Zo:
  • odmawia przytulenia się do swojej ulubionej cioci, 
  • odwraca buzię gdy dziadek chce ją pocałować, 
  • odtrąca rękę, która chce ją pogłaskać po głowie,
  • odwraca się plecami gdy rzeczy idą nie po jej myśli.
     Dlaczego te sytuacje wywołują moją radość? Ponieważ Zo stawia granice. Nie muszę tego robić za nią. Jestem uratowana!!! Nie wychowam córuni żądającego gwiazdki z nieba - o czym informuje mnie kolejny bestseller. Papier przyjmie przecież wszystko - myślę. A pieniądz - wiadomo - nie śmierdzi. Nasz rynek zalały wszechwiedzące poradniki (pewnie autorstwa wszechwiedzących dorosłych). Są wśród nich i takie, które dają prawo rodzicom do jednego klapsa. Spróbowałyby kto dać mi klapsa... Ale dziecku? Co za problem. Przecież jest nieposłuszne, wyrzuca piasek z piaskownicy, rzuca się na sklepową posadzkę, pokazuje język... Jeden klaps nikomu jeszcze nie zaszkodził, a ilu ludzi dzięki niemu wyszło na ludzi... GŁUPOTA...

      Pamiętam większość otrzymanych klapsów. Pamiętam także większość kłamstw, które uratowały mnie przed kolejnym klapsem. Wyszłam na ludzi, to prawda, ale nie z powodu klapsów. Możecie mi wierzyć.

      Wracając do porannego NIE. Cieszę się, że Zo nie jest "grzeczną dziewczynką" (to etykieta, na która  jestem szczególnie uczulona), która z uśmiechem od ucha do ucha zawsze mówi "dziekuję", "proszę", "przepraszam". Tą "grzeczną dziewczynką" która całuje przyszywaną ciocię, daje się wsadzać na barana widywanemu raz do roku wujkowi, czy podaje rękę każdemu spotkanemu dziecku.
Przesadzam?
     Ja wybieram ludzi, do których się przytulam i których całuję. Z jedną sąsiadką rozmawiam na klatce schodowej o kolejnej bezsensownej decyzji administracji, z inną - nie. Tej koleżance pożyczam żakiet, tamtej - nie. W autobusie nie ustępuję miejsca każdej starszej ode mnie osobie. To ja. A Zo?
    Od niej oczekuje się, że w piaskownicy będzie pożyczać swoje zabawki każdemu dziecku, dzielić się słodyczami, mówić dzień dobry wszystkim sąsiadom, nawet tej strasznej Pani z 2 piętra. Kiedy tego nie robi słyszy "ale z ciebie niegrzeczna dziewczynka". 
      Ja i Zo mamy takie same potrzeby (będą to powtarzać w kółko). Obie chcemy decydować o sobie i o swoich rzeczach. I obie nie jesteśmy ani grzeczne ani niegrzeczne. Po prostu jesteśmy.



Pozdrawiam Was.
Monika

3.7.11

Jak zdezorientować dziecko

Na swoim blogu Vick Bergman ( Demand Euphoria) opisuje 10 sprawdzonych sposobów, by nasze dziecko poczuło się skonfundowane.

  1. Jeśli wrzeszczy, nawrzeszcz na nie: Przestań wrzeszczeć! To nieładnie tak wrzeszczeć!
  2. Zabroń mu rozmawiać z nieznajomymi, bo to niebezpieczne, a następnie zwróć mu uwagę, że jest niegrzeczne, kiedy nie odpowiada "dzień dobry" ekspedientce w sklepie.
  3. Powiedz mu, by nigdy nie pozwalało się dotykać, kiedy jest to dla niego nieprzyjemne, ale nie interweniuj, kiedy jego ciocia widywana raz do roku przytula go wbrew jego woli.
  4. Wytłumacz mu, że nie możesz mu kupić batonika, na który ma ochotę, podczas gdy dla siebie kupujesz filiżankę kawy.
  5. Każ mu podzielić się swoją ulubioną zabawką z siostrzyczką, ale gdy chce pobawić się Twoim iPhonem, nie pozwól mu.
  6. Jeśli właśnie uderzyło swoją siostrzyczkę, powiedz mu, że to nieładnie bić kogoś, a następnie chwyć je i uderz.
  7. Nie pozwól mu przestać robić rzeczy, których nie cierpi, bo przecież trzeba być wytrwałym. Za to, gdy wytrwale prosi cię o coś, czego chce, każ mu przestać, bo jego natarczywość jest męcząca.
  8. Nie pozwól mu jeść teraz (gdy jest głodne), ponieważ jeśli zje, nie będzie głodne później (gdy będzie czas na obiad).
  9. Wytłumacz mu, że nie możesz teraz zrobić, o co prosi, ponieważ właśnie piszesz maila. Chwilę później okaż mu swoje niezadowolenie, gdy powie ci, że nie może czegoś zrobić, bo właśnie gra w grę video.
  10. Wytłumacz mu, jak ważna jest szczerość, a potem wpadnij w furię i ukarz je, gdy opowie ci prawdę o czymś, co zrobiło. Następnie okłam je w ważnej sprawie.
Źródło: Miasto Dzieci

Jak jeszcze można zdezorientować dziecko? Macie pomysł? Piszcie.