Zo uwielbia słodycze (ma to chyba po M). Mówi o sobie, że jest ciasteczkowo-cukierkowym potworem. Zje tyle, ile dostanie (tak myślę, nie sprawdzałam). A dostała dużo za dużo. No i co teraz? Wychowuję, kontroluję, pouczam czy ją dostrzegam i akceptuję? Masz babo placek.
Już wiem, że teksty typu:
- Zo, weź teraz batonik, resztę schowam na jutro (i na następny weekend, i następny, i na kolejne weekendy aż do świąt. Tak na marginesie - dlaczego ludzie przynoszą dzieciom słodycze?),
- Kochanie nie możesz zjeść wszystkich słodyczy, bo będzie ci niedobrze,
- Nie, nie zgadzam się na spałaszowanie tych wszystkich łakoci, bo taka ilość cukru szkodzi,
Choć w przypadku słodyczy, tak trudno mi nie moralizować, gryzę się w język bo ufam, że dostrzeganie dziecka wystarczy, by Zo nauczyła się ile słodyczy może zjeść aby...
Kończę, bo widać za słabo się ugryzłam :)
Też się często zastanawiam dlaczego wszyscy chcą dawać dzieciom słodycze :-o
OdpowiedzUsuńBlog pisany przez mamę nie tylko dla mam. Jesteś jedyną znaną mi blogującą mamą, która używa słowa rodzic a nie tylko mama. Będę tu zaglądał choć jestem tzw. tatą dochodzącym.
OdpowiedzUsuńups.. oj ciężko jest przemilczac pewne rzeczy, szczegolnie te z ktorymi sie nie zgadzamy..
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego wszyscy daja dzieciom slodycze. Moja strasza byla uczulona wiec nie moglam sobie pozwolic na gryzienie sie w jezyk. Musialam mowic jasno i otwarcie ,ze slodyczy nie mozna. Moje dziecko bylo madrzejsze od doroslych i rozumialo. Kiedy niesmaialo zaczynalam dawac raz w tygodniu cos slodkiego a ktos przyniosl juz i teraz to odkladalam na bok mowiac : alez bedziemy mialy uczte w sobote .. .
OdpowiedzUsuńDla niej to bylo tak normalne jak to,ze w zimny deszcz sie zaklada kurtke a w cieply nie.
Nie akceptuje tego co dziecku szkodzi.
Nie raz juz slyszalam od mojej 13 letniej : dziekuje ze wtedy powiedzialas NIE bo sama nie moglam sie w tym odnalezc.
ja jestem zwolennikiem teorii,ze dzieci potrzebuja granic bo bez granic nie ma domu. A ja musze te granice wyznaczac.
Myślałam o tych słodyczach i wymyśliłam, że one służą głównie darczyńcy. Słodycze do naszego domu przynoszą głównie dziadkowie i ciocie, wujkowie, rówieśnicy moich rodziców, którzy ze swojego dzieciństwa pamiętają chleb posypany cukrem (ukochane wspomnienie mojej mamy), a z dzieciństwa swoich dzieci - kolejki, także za wyrobami czekoladopodobnymi.
OdpowiedzUsuńCzekolada ofiarowana wnuczce jest więc dowodem ogromnej miłości.
TOM witaj. Przyda się męski punkt widzenia.
BiG MOMMA masz rację. Przemilczenie tego, co ważne nie ma sensu. Mówienie NIE kiedy myśli się NIE jest dla dziecka darem. To jasno stawiana granica.
JUSMAGA, zgadzam się z Tobą. Granice dają poczucie bezpieczeństwa nie tylko temu, który je stawia, ale także tym, którzy wchodzą z nim w relacje. Dzieci świetnie potrafią je stawiać, tak jak Twoja córka, i je szanować. Kiedy znajdują się w trudnej dla siebie sytuacji liczą na nas, dorosłych. Dobrze jest móc ufać swoim rodzicom :)
ja poradziłam sobie w ten sposób, że jasno zakomunikowała, ze żadnej chemii!czyli lakierowanych chemią pseudosłodyczy. zostały więc tylko prawdziwe czekolady lub jaja niesp. i bułeczki z czego chłopcy uznali ze to nuda i problem po woli ulatnia się:):)najgorszy problem jest z dizadkami:( pzdr
OdpowiedzUsuńnie powinnam tu wchodzić - aaaaaaaa chce mi się słodyczy!!!
OdpowiedzUsuńach, moja Jagna zawsze, wszędzie, w każdych ilościach mogłaby jeść słodycze, aczkolwiek, od jakiegoś czasu nie lubi, nie chce tego czy owego. Ja z tym nie walczę, ale staram się ograniczać. Mąż ma mniej cierpliwości. Cóż... wychodzę z założenia, ze się przeje i jej minie ta słodka fascynacja. Szkoda tylko ząbków i nadwagi, ale jak na razie jakoś sobie z tym radzimy, jeśli mogę tak to nazwać :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i dziękuję za miłe słowo pozostawione u mnie :))
ja równiez mam zamiar walczyc ze słodyczami. bedzie to wyzwanie, gdyz z mezem uwielbiamy słodkosci. Ale jeszcze sporo czasu przed nami, aby wypracowac strategie:-)
OdpowiedzUsuńSłodycze sa najszybszym podarunkiem, który mozna wybrać dla dzieci. Ciocie, kuzynk mają wtedy poczucie spełnionej misji"dziecko dostało prezent". Mojemu Maluchowi daję słodycze, kiedy o nie poprosi.
OdpowiedzUsuńHmm obym ja tak kiedyś potrafiła powiedzieć słodyczom dość :) bo póki co to sama siebie powstrzymać nie mogę :D
OdpowiedzUsuńSłodycze, ojej! Sami nie jemy słodyczy prawie wcale (mój jedyny grzech to czekolada) i myślałam, że dobry przykład wystarczy. Niestety nie tylko rodzice są przykładem: babcia namolnie karmi dziecko cukierkami (i sama wcina przy okazji), znajome dzieci wciagają danonki, kolorowe pianki, lizaki. I z zakupów wracamy zawsze z jakąś ponadprogramową śmieciową zdobyczą młodej. Nie chcę zakazywać, wytwarzać atmosfery "zakazanego owocu", ale nie chcę też, żeby zabrnęło to za daleko. Niby w porównaniu z innymi dziećmi D. i tak jada mało słodyczy, a jednak jak na moje oko za dużo. Mam nadzieję, że to zamiłowanie do słodkiego kiedyś jej minie.
OdpowiedzUsuńA jak czasem zrobię się zbyt spokojna o dietę mojego dziecka, to pojawia się moja mama z siatą czekoladek...
Wychodzi na to, że słodycze mogą jednak być niesłodkie :) dla rodziców małych dzieci. Czasem nawet gorzkie, gdy podane w dużych ilościach przez tych, od których oczekujemy wsparcia
OdpowiedzUsuńNasza zasada "Słodycze o słodkiej godzinie" (czyli podczas poobiedniej herbatki) sprawia, że przynoszone słodkości córa (6 lat) sama odnosi do szafki i poza wyznaczonym czasem nie podjada. Jak to działa? Po prostu my także poza tą godziną ich nie jemy - to nie jest punkt regulaminu, a oczywistość i rzeczywistość ;) I wiem też, czemu sprzątanie to taki problem dla mojej córeczki, krwi z krwi i kości z kości ;)
OdpowiedzUsuńPS A potem babcia na spacerze zawala dziecko toną słodkośmiecia i zdrowe żywienie bierze w łeb :/ Na komunikację bez przemocy z babciami też jest jakiś sposób? Gdy zwykłe "Nie kupujcie jej, proszę, słodkości, bo potem nie chce jeść kolacji. Może umówmy się na soczek albo owoc?" nie pomaga?
Słodycze ludzie dają bo: jest to prezent dostępny wszędzie, w każdym sklepie po drodze w gości, choćby na całodobowej stacji benzynowej, jest TANI (a wielu osobom się nie przelewa), bo jest to, jak już wspomniałaś, powód naszych z dzieciństwa wypływających pragnień, no i na koniec: danie innego prezentu wiąże się z koniecznością DOBREJ znajomości danego dziecka, jego upodobań, posiadanych zabawek, poza tym dysponować trzeba wtedy większą kasą, czy czasem na znalezienie odpowiedniego sklepu.
OdpowiedzUsuńosobiscie wole dawac owocki:)
OdpowiedzUsuńale nie kazdy jest zadowolony z takiego podarunku i wola slodycze - tak chyba sie juz utarlo?