25.10.11

Nie karz mnie

            O tym, że karząc dzieci  rodzice stosują siłę i przewagę, chyba nikogo przekonywać nie muszę. Zdarzają się jednak w moim otoczeniu rodzice, którzy przekonują mnie (zazdroszczę im determinacji), że czasem można, a nawet trzeba ukarać dziecko, że czasem kara jest ok. Kiedy jest ok?
           Zdaniem niektórych, czyli nie wszystkich, kara jest "sprawiedliwa", gdy jest dostosowana do wieku dziecka, adekwatna do przewinienia i wymierzona z uwzględnieniem wrażliwości dziecka. Czujecie tę dość pokrętną argumentację? Tych "gruboskórnych" sadza się więc na karnym jeżyku, a wrażliwcom serwuje się upomnienie lub smutną minę mamy.
           Pozostanę przy swoim - kara krzywdzi Małego Człowieka i dlatego nie ma takich okoliczności, w których zgodziłabym się na ukaranie dziecka. Karząc nadużywamy władzy. A dokąd nadużywana władza prowadziła w przeszłości, wszyscy wiemy.

       
           Dla mających wątpliwości przytoczę argumentację mojej córki. Wracając z przedszkola rozmawiałyśmy o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Zo opowiedziała mi (po raz kolejny) o tym, że Kuba zabiera dzieciom zabawki, że bije Wiktora, że nie słucha Pani, że w czasie obiadu siedzi sam przy stoliku ponieważ pluje jedzeniem. Powiedziała też, że Pani dzisiaj była bardzo zdenerwowana i powiedziała do Kuby, że jeśli będzie taki niegrzeczny, to w końcu wyrzuci go z sali (czyli ukarze go).  Zo zauważywszy, że wtedy Kuba będzie jeszcze bardziej zły, zapytała mnie: "Czy Pani nie może przytulić Kuby, tak jak Ty mnie przytulasz, kiedy jestem zła?".

          Czy nie możemy przytulać dzieci, kiedy jest im trudno, zamiast wierzyć, że karząc zmienimy ich zachowanie?  Dzieci nie robią nam na złość, nie podejmują działań by nas denerwować, wkurzać, by krzywdzić innych. Jeśli dzieci robią coś, co przykleja im łatkę "niegrzeczny", "złośliwy", "nieposłuszny", "krnąbrny" , to dzieje się tak, ponieważ czują się skrzywdzone, niezrozumiane, niezauważone czy nieakceptowane. Robią tak, ponieważ nie potrafią inaczej powiedzieć nam dorosłym: "hej, tutaj jestem", "zauważ mnie", "chcę, żebyś się o mnie zatroszczył".  Za każdym "niegrzecznym" zachowaniem dziecka stoi jakaś konkretna potrzeba, zwykle niezaspokojona potrzeba, która w ten sposób o sobie przypomina.
           Istota wychowania według NVC nie polega na tym, aby stłamsić, wytłumić, zmusić do posłuszeństwa Małego Człowieka. Istota NVC leży w zaufaniu do Dziecka i wspieraniu go, zawsze.

22.10.11

O zabawie


         Wbrew temu, co mówią reklamy (niestety pojawiły się już pierwsze bożonarodzeniowe) dzieci nie muszą posiadać ani nowej kolekcji kloców lego, ani Barbie Fashionistas, ani Złomka, aby „ich dzieciństwo miało kolory”. To, czego na pewno potrzebują dzieci to spontanicznej zabawy i towarzysza wspólnych wędrówek, przygód i szaleństw. W zabawie wszak chodzi o to, by się bawić. A bawić można się wszędzie i wszystkim. Na przedpokoju, ustawiając w szeregu buty, które zamierzają przemierzyć świat w wzdłuż i wszerz, oczywiście wskakując na nogi naszej pociechy. W poczekalni u lekarza, rozkładając kolorowe ulotki, by przedostać się na drugą stronę rwącego potoku, gdzie miauczy głodny kotek. W drodze z przedszkola do domu, chowając się za każde drzewo, by ukryć się przed Panem w kapeluszu, który chyba ma ochotę na przedszkolny podwieczorek.
        Gdyby poprosić dorosłych, kiedyś dzieci, by stworzyli listę zabawek wszech czasów, to myślę, że czołowe miejsca zajęłyby:
  • patyki, te grube i cienkie, krótkie i długie
  • kamienie i kasztany, orzechy, żołędzie
  • piasek, woda i błoto
  • patelnia, pokrywka, łyżka i chochla
  • stół, krzesła i koc
  • pudełko po butach i sznurek
  • kolorowe nici do maszyny i guziki
         Z takich zabawek można wyczarować niezwykłą opowieść i barwny świat. To najbardziej kreatywne zabawki jakie znam. Takimi bawiłam się 30 lat temu, i takimi uwielbia dzisiaj bawić się moja córka.
Pozdrawiam.

16.10.11

Po pierwsze: Wspieraj

        Kiedy dziecku jest trudno, to rolą rodzica jest udzielenie mu wsparcia, a nie zapewnianie, że wszystko będzie dobrze, że to nic takiego, że za chwilę przestanie boleć, że życie takie jest - raz na wozie, raz pod wozem. Dziecko nie potrzebuje logicznego wyjaśnienia, a wsparcia. Przekonałam się o tym nie raz, a mimo to wciąż zdarza mi się tłumaczyć Zo. Zdarza mi się też oczekiwać od niej zrozumienia, dla siebie, dla sytuacji.


      Tłumacząc płaczącemu trzylatkowi, że musi iść do przedszkola tak, jak mama i tata muszą iść do pracy, nie zmniejsza się jego bólu rozstania. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że tłumaczenie może go zwiększyć. Mówiąc siedmiolatkowi, który nie chce siedzieć z Karolem w ławce, że w klasie wszyscy muszą się lubić, nie sprzyja się budowaniu wspólnoty. Podając dziecku powody, dla których powinno się dzielić zabawkami, nie nauczy się go dzielenia.

        Zo jest dzieckiem, które mocno przeżywa rozczarowanie, frustrację, ból. Zdarzają się dni, w które mam ochotę nie widzieć tych uczuć. To te dni, w które sama jestem sfrustrowana, zmęczona, zabiegana. W takie dni najchętniej zamknęłabym oczy, zatkała uszu i schowała się pod kołdrą.  Dlaczego tego nie robię? Dlaczego zanim nakryje głowę kołdrą wysyłam eM do Zo? Ponieważ wiem, że jeśli dziś ją będę wspierać, szanować jej uczucia i słowa, to jutro Zo odda to światu.
        Dzisiaj mimo, że nie byłam ani zmęczona, ani sfrustrowana, miałam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Z mojej córki wylazł BARDZO KOLCZASTY STWÓR. Wył i rzucał się bardzo, bardzo długo.  A z każdą kolejną minutą coraz trudniej było mi być wspierającym rodzicem. A jednak udało się. Jak? Nie mam zielonego pojęcia. Tym większy to powód do świętowania, prawda?

Wyniki Candy

Dzień zaczęliśmy od losowania...




Broszkę wysyłam do...
Gratuluję :) 
Proszę o kontakt mailowy. 

9.10.11

Rodzicielstwo Bliskość

Tegoroczny Międzynarodowy Tydzień Bliskości odbywa się pod hasłem Świat nieograniczonych (roz)wiązań. 

      
        W całej Polsce odbywają się wykłady i warsztaty, które promują ideę Rodzicielstwa Bliskości. Ponieważ u nas - niestety - nic się nie dzieje (a może nie dość się przyłożyłam do poszukiwań), to postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce :) Znam takie miejsca w okolicy, które choć nic specjalnego na Ten Tydzień nie zaproponowały, to w ofercie mają Bliskość. Czy będę podawać ich nazwy? Nie muszę (to nie jest sponsorowany post). Są obecne na blogu. To miejsca, stworzone przez ludzi, którzy wspierają rodziców w nawiązywaniu bliskich relacji z dzieckiem. Nie pouczają, nie radzą, nie mają gotowych odpowiedzi. Nie mówią, co robić, jak i kiedy, ale kładą rękę na ramieniu, gdy coś nam nie wychodzi, wspólnie z nami szukają odpowiedzi i najlepszych rozwiązań, proponują alternatywę dla autorytarnego rodzicielstwa.

I mnie się marzy takie miejsce :)

      Znam też Blogujących Rodziców, którzy pisząc o swojej Przygodzie z Dzieckiem w roli głównej, promują ideę Bliskości.
Ich polecać też nie muszę :)
      
     Rodzicielstwo Bliskości to nie metoda czy sposób wychowania, to styl i filozofia życia. To przekonanie, że Mały znaczy tyle samo, co Duży. 
     

W Tygodniu Bliskości życzę sobie i Wam  trwania w Bliskości.
Z Dzieckiem i Mężem/Partnerem (Żoną/Partnerką).
Z Przyjaciółmi i Znajomymi.
Z Ludźmi i Światem. 

W Tygodniu Bliskości ogłaszam candy :) Do wygrania broszka. Taka jak na zdjęciu lub w ulubionej kolorystyce. Żeby ją dostać, napiszcie proszę, czym dla Was jest Rodzicielstwo Bliskości. Losowanie 16 października.


Uściski w Tygodniu Bliskości.
Monika

6.10.11

"Nie" z miłości, moje "nie"

"Wiele matek skorzystałoby, wyzwalając się od poczucia winy i wyrzutów sumienia, kiedy mówią NIE. Skorzystałyby na tym także ich dzieci. Wyrzuty sumienia powodują bowiem, że nasz przekaz staje się mętny, a to z kolei prowadzi do konfliktów - bo dziecko nie wie, czego się trzymać, nie otrzymuje jednoznacznych TAK i jednoznacznych NIE"    
                                                                                                          /Jesper  Juul/


       Nie jest łatwo. Codziennie muszę podejmować decyzję dotyczącą mówienia "nie". Potrzebom Zo chciałabym mówić "tak". Zawsze.  I nie chodzi mi o to, że zawsze chcę je zaspokajać. Czasem po prostu nie mogę.  Chodzi o to, że zawsze chcę je widzieć. Zależy mi na tym, by moja córka czuła, że traktuj ją poważnie, że jej potrzeby są dla mnie ważne. W moim odczuciu to najlepsze, co mogę jej dać. W przeciwnym razie Zo będzie czuła się nieważna.
      Nie jest łatwo. Nie dlatego, że codziennie mówię jej "nie" (przynajmniej kilka razy), ale dlatego, że codziennie muszę za to moje "nie" brać odpowiedzialność. Bez poczucia winy. Bez wyrzutów sumienia. Spokojnie. Pewnie. Bezpiecznie dla mnie i dla niej. 
    
Moje "nie". W drodze z przedszkola.
Zo: Mamo, jak chcę jeszcze zostać na placu zabaw (po godzinie zabawy). Nie chcę iść do domu
Ja: Słyszę, że miałabyś ochotę tutaj jeszcze zostać.
Zo: Tak, chcę tu zostać. Mamo, chcę tu zostać. Zostaniemy? (potrzeba zabawy wciąż była niezaspokojona. Trudno się dziwić. Dzieci uwielbiają się bawić)
Ja: Zo, nie mogę tu zostać dłużej. Muszę wrócić do domu, bo za chwilę przyjdzie do mnie koleżanka.
Zo: Nie chcę. Ja chcę zostać, słyszysz?
Ja: Słyszę Kochanie. 
Zo: Zostaniemy? Jeszcze tylko 5 minut?
Ja: Nie. Nie zostaniemy. Proszę, to twój plecak. Idziemy.
Zo: Koleżanka nie jest twoją córką. Ja nią jestem (musiałybyście widzieć moją minę na te słowa; dzieci są niesamowite). Buuuuuu...... Nie chcę iść z tobą. Chcę do taty. Gdzie jest mój tatuś... Chcę do tatusia. 

       Powiedziałam "tak" mojej potrzebie  i "nie" potrzebie Zo i musiałam za to wziąć odpowiedzialność. Tym razem nie miałam poczucia winy. Idąca trzy kroki za mną Zo nie była mi kulą u nogi. Dlaczego? Ponieważ moje "nie" było prawdziwe. Nie kryła się za nim ani władza rodzicielska, ani wygoda czy lenistwo, ani tym bardziej manipulacja. Owo "nie" było stanowcze, ale wypowiedziane z szacunkiem. Widziałam potrzebę Zo i ona to czuła (po 20 metrach szłyśmy już obok siebie, a po kolejnych 20 Zo wzięła mnie za rękę).
     
       Na koniec oczywiście Jesper Juul: Kiedy nie możemy powiedzieć NIE - a przynajmniej tak się czujemy - pozostaje nam wybór spośród trzech równie niezadowalających możliwości: powiedzieć TAK bez przekonania, skłamać albo zrezygnować. 

2.10.11

Międzynarodowy Dzień Empatii

         Czyli idealny powód  do napisania kolejnego postu :) Postu o tym, czym  empatia jest i czym na pewno nie jest.

       Niejednokrotnie słyszymy zdania typu: "doskonale cię rozumiem", "wiem, co czujesz", "wiem jakie to dla ciebie trudne i bolesne", "gdybym był na twoim miejscu to też byłbym zrozpaczony", "nie martw się, wszystko się jakość ułoży" itp. itd. Znacie to? Pewnie tak. I założę się, że nawet jeśli w trakcie rozmowy poczułyście się zrozumiane, jeśli przez kilkanaście minut było lepiej, to po zamknięciu drzwi za Waszym rozmówcą, ból, smutek, gniew zostały z Wami na dłużej.
      Któregoś wieczoru po warsztatach o empatii nagle stało się dla nas jasne, dlaczego w tych wszystkich sytuacjach, kiedy ludzie chcieli się o nas zatroszczyć, zamiast ukojenia pojawiała się frustracja, narastająca z każdą minutą. Zamiast bycia wysłuchaną i zrozumianą, dostawałyśmy jako odpowiedź "historię z życia wziętą". Dlaczego? Bo empatią nie jest:
  • doradzanie ("ja na twoim miejscu poszedłbym do szefa i wyjaśnił całą sytuację")
  • pocieszanie ("nie smuć się, nie zamartwiaj się, takie jest życie")
  • analizowanie ("no tak, to musiało się tak skończyć, gdybyś stawiała granice swoim dzieciom - tak jak ci to z ojcem mówiliśmy - to dzisiaj nie miałabyś tych problemów")
  • przytaczanie własnych historii ("wiem, wiem, że to musi być bolesne. Pamiętam co przeżywałam kiedy mój mąż powiedział, że się wyprowadza")
  • współczucie ("bardzo mi przykro, że to cię spotkało")
  • zadawanie pytań zaspakajających naszą ciekawość ("no dobrze, ale wiesz o jaką kobietę chodzi, domyślasz się kto to może być? ładna czy brzydka?)
      Czym zatem empatia jest? Według Rosenberga empatia to "pełne szacunku rozumienie tego, co w danym momencie doświadczają inni". To stan  "oczyszczenia naszego umysłu i słuchania innych całym sobą". 

       Empatyczne słuchanie zakłada takie bycie przy mówiącym, które daje mu możliwość wypowiedzenia się bez bycia ocenianym i analizowanym. Mówiący przy empatycznym słuchaczu doświadcza ulgi i zaczyna odkrywać potrzeby ukryte za łzami, wrzaskiem, apatią czy bezsilnością. Mówiący zaczyna rozumieć siebie, a to sprawia, że odnajduję siłę, która pozwala mu wstać i "iść, ciągle iść w stronę słońca".  Zajmując się samym słuchaniem, możemy być bardzo pomocni.
    Empatyczne mówienie to mówienie bez osądzania i doradzania. Bez diagnozowania. To mówienie o uczuciach i ukrytych za nimi potrzebach, tych zaspokojonych wywołujących euforię, i tych niezaspokojonych, które doprowadziły do łez.  To, co jest najważniejsze to mówienie o swoich uczuciach i potrzebach, i zgadywanie, domyślanie się uczuć i potrzeb tego drugiego. Nic nie wiem, jedynie zgaduję, bo jak pisze Marshall "nie trzeba odgadnąć. Trzeba zgadywać człowieka"

    Oddychanie wspiera empatyczne towarzyszenie drugiemu. Oddycham, by nie wypytywać, nie podnosić na duchu, nie wyjaśniać, nie pouczać. To kolejny powód, dla którego powstał Klub Oddychających Mam. Napiszcie proszę jak idzie Wam Oddychanie?
Pozdrawiamy. Monika i Ewelina