to zaproszenie jakie codziennie wysyłają nam nasze dzieci.
Podążanie za dzieckiem to strategia wzbogacająca życie obu stron relacji.
Dziecko ma możliwość:
- zdobywania wiedzy i umiejętności we własnym tempie,
- uczenia się całym sobą,
- zaspokojenia swojej podstawowej potrzeby - potrzeby zabawy
- podejmowania decyzji, dokonywania wyborów i doświadczania konsekwencji,
- realnej oceny swoich możliwości,
- poszukiwania rozwiązań spośród dostępnych strategii,
- zwrócenia się z prośbą o pomoc wtedy, gdy rzeczywiście jej potrzebuje,
- nawiązywania relacji z wybranymi przez siebie osobami,
- bycia w przestrzeni bez dorosłych,
A dla rodzica oznacza to:
- mniejszą ilości sytuacji wywołujących frustrację,
- rozbudzenie na nowo ciekawości człowieka i świata,
- "doskonalenie" własnej uważności,
- większe zrozumienie pozycji dziecka w świecie, bo to sytuacja, w której nie dziecko ma się "dostosować" do dorosłego ale dorosły - do dziecka,
- rezygnacji z kontroli na rzecz bycia tu i teraz,
- zwiększenie świadomości bycia odpowiedzialnym za jakość relacji w rodzinie (to zadanie rodzica, nie dziecka; łatwo o tym zapomnieć, gdy dziecko ma robić to i tamto)
- troszczenie się o potrzeby większej ilości członków rodziny,
- więcej czasu dla siebie,
- bycia w przestrzeni bez dzieci,
To tak ładnie brzmi w teorii, ale w praktyce nie każdy potrafi bez grymasu złości zaakceptować zjedzony róg ulubione książki, podarte zdjęcie prababci czy stłuczony słoik. Tego też trzeba się nauczyć. Nie teoretycznych sloganów o wspieraniu dziecka, ale jak nie wybuchnąć w prozaicznej sytuacji ściągnięcia obrusu z zastawą na podłogę. :)
OdpowiedzUsuńLavinka nie wiem jaki jest związek między Twoim komentarzem, a moim postem? :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekaw jak to u ciebie wyglada to podażanie za dzieckiem. Czy to jest tak,że twoja córka może robić co chce, a ty się przyglądasz i i terweniujesz, gdy coś jest nie tak. Np gdy ściąga wazon z obrusem ze stołu :) ?
OdpowiedzUsuńFajne jest to towarzyszenie dziecku. Zdecydowanie mniej energii się zużywa niżrzy zabawie z dzieckiem :)
OdpowiedzUsuńKiedy na świat przyszła nasza córeczka dostałam od mojej Nauczycielki prezent w postaci następującego zdania:"Mówi się, że coach idzie za klientem a nie prowadzi go. Zastosuj to do swojej relacji ze Śmieszką. Słuchaj jej. Podążaj za nią. A szybko zaprowadzi Cię tam, skąd przyszła. Do raju". Ciężko mi w kilku słowach opisać jak praktyka "podążania za" wygląda u nas, ale sprawiła, że nigdy w życiu nie czułam się tak wolna, jak teraz choć dla wielu moich znajomych siedzę po prostu w domu "przywiązana do dziecka".
OdpowiedzUsuńTak, podążanie jest wspaniałe !!!! Mam 9 miesięczne bliźniaki i kocham podążać za nimi np obserwować jak wyciągają przedmioty z kuchennych szafek, kiedy zjadają koniczynę raczkując po trawie na spacerze, jak jedzą rączkami ryż i warzywa z talerzyka (ta potrawa jest później na połowie kuchni ;) jak uczą się postępować z naszym kotem - w żadnej z tych sytuacji nie interweniuję tylko obserwuję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zgadzam się. Najważniejsze to dać dziecku tą przestrzeń, w której będzie mogło się rozwijać, ale jednocześnie bycie blisko. Bardzo to trudne, bo ja sama mam taką ochotę uczestniczenia w każdej chwili mojego dziecka, a z drugiej strony wiem, że ono potrzebuje sprowadzić swoje siły. Mądry wpis do przemyślenia.
OdpowiedzUsuńŁatwo to realizować kiedy ma sie czas i przebywa z dzieckiem w domu. Jestem samotną pracującą mamą. Do pracyvwrocilam gdy synek miał 4,5 mies. Najpierw niania. Teraz przedszkole. Gdy jadę w delegacje zabieram go ze sobą. Dzięki temu był w wielu miejscach i uwielbia podróże. Podązamy oboje za sobą a właściwie ze sobą i nie uważam, by naszej relacji coś brakowało.
OdpowiedzUsuń