Zapraszam na rozmowę z Jarkiem Żylińskim, psychologiem i wychowawcą, autorem psychobloga.
Jeśli naturalne znaczy powszechne, to oczywiście, że tak :). Kłótnia zawsze wynika z tego, że dwie strony mają swoje potrzeby, które są, albo wydają się być w sprzeczności do siebie. Jak ktoś się kłóci, to znaczy, że chce dbać o swoje potrzeby. Nie wydaje mi się, żeby rodzice byli zadowoleni, jeśli ich dzieci unikają konfrontacji kosztem swoich potrzeb. Więc to jest dobry i w sumie naturalny punkt wyjścia. Jednak żeby to było rozwojowe, to trzeba zadbać o pomyślny koniec - czyli osiągnięcie rozwiązania, w którym obie strony mogą przynajmniej po trosze zrealizować swoje potrzeby. Niekoniecznie metodą spalonej ziemi.
Kiedy i czy wogóle przestaną się kłócić?
Oby nigdy i oby ... jak najszybciej. Chodzi mi o to, że jak ludzie są blisko siebie, to konflikty się zdarzają - dotyczy to każdej bliskiej relacji. Ich brak mógłby być sygnałem, że ta relacja nie jest bliska. Natomiast oby jak najszybciej udało się dzieciom nauczyć podchodzić do niego konstruktywnie. Ale kiedy dom nie płonie, to już chyba nie jest kłótnia?
Na wybuchy i pożary przyjdzie czas, gdy dzieci zaczną dorastać. Narazie mamy do czynienia z pokazywaniem języka bratu, wyrywaniem z ręki zabawki, żądaniem: "zabierz go stąd" i jednoznacznymi okrzykami. I choć rodzic wie, że dzieci w ten sposób wyznaczają swoje granice, dążą do zaspokojenia swoich potrzeb, to trudno mu zaakceptować fakt, że młodsze dziecko płacze niemal zaraz po przekroczeniu progu pokoju brata, że słyszy: "głupi jesteś", "idź stąd". Co w takiej sytuacji może zrobić rodzic, by wesprzeć dzieci? Jak pokazać dzieciom, że z kłótni może być coś dobrego?
Wszystko jest kwestią podejścia rodziców. Niektórzy zostawiają dzieci same sobie. Bez osoby sędziego dzieci ustalają hierarchię, czasem to jest hierarchia siły. W niektórych afrykańskich grupach rówieśniczych tak to się odbywa, że ustala się pewną hierarchię i potem jest raczej spokój na poziomie kłótni. Gorzej, jak rodzic postanawia być Najwyższym Sędzią Sprawiedliwym. Rozprawy sądowe czasem przypominają poszukiwanie kruczków prawnych i tak samo jest w przypadku tych domowych, kiedy rodzic próbuje rozsądzić kto jest winny i jaki ma być wyrok. Obie strony knują jak tylko mogą, by wypracować sobie optymalną pozycję wobec sędziego.
Ale to wcale nie znaczy, że rodzic ma się w ogóle nie wtrącać. Ja osobiście jestem zwolennikiem roli rodzica jako mediatora. Można to określić czyszczeniem komunikacji. Chodzi o to, że konflikt ma warstwę emocjonalną - często utrudniającą dotarcie do problemu. Oraz realne potrzeby. Inna sprawa, że pod tą warstwą emocjonalną również mogą się kryć jakieś ukryte przyczyny konfliktu, bo może wcale nie poszło o łyżeczkę do herbaty?
Niemniej ja osobiście jestem zwolennikiem czyszczenia emocji przez rodzica, który stara się zminimalizować poszukiwanie winnego i wracanie do przeszłości oraz emocjonalne wycieczki, o których wspomniałaś. Za to jego zadaniem jest pomagać dzieciakom określić czego potrzebują i jak można to osiągnąć. Natomiast jeśli są to jakieś krzywdy, to pomóc dzieciom znaleźć drogę do tego, żeby one się nie powtórzyły w przyszłości.
Niemniej ja osobiście jestem zwolennikiem czyszczenia emocji przez rodzica, który stara się zminimalizować poszukiwanie winnego i wracanie do przeszłości oraz emocjonalne wycieczki, o których wspomniałaś. Za to jego zadaniem jest pomagać dzieciakom określić czego potrzebują i jak można to osiągnąć. Natomiast jeśli są to jakieś krzywdy, to pomóc dzieciom znaleźć drogę do tego, żeby one się nie powtórzyły w przyszłości.
Myślę, że w konflikcie najważniejsze jest dziś i jutro. Czyli co zrobić, żeby teraz nie bolało, a jutro podobna sytuacja nie kończyła się konfliktem. Odpowiedź na pytanie “kto zawinił?” jest co najwyżej pomocą w szukaniu rozwiązań na jutro. Niemniej podkreślam jeszcze raz, że rola rodzica jako sędziego ma dość dużo efektów ubocznych. Natomiast czyszczenie komunikacji nie tylko pozwala dzieciom powiedzieć czego chcą, ale też uczy dzieci, które z ich komunikatów ułatwiają rozwiązanie, a które utrudniają.
Czy możesz pokazać na czym polega to czyszczenie komunikatu? Oto sytuacja: w trakcie wspólnej zabawy starsze rodzeństwo postanawia ograniczyć dostęp młodszego do zabawek. Gdy młodsze dziecko próbuje sięgnąć po zabawkę, starsze zagradza mu drogę, zabiera z ręki, a wreszcie popycha młodszego brata, który zaczyna płakać i w odwecie gryzie swoją siostrę. Płacz i pisk przywołuje rodzica. I?
Na pewno trzeba zacząć od zgaszenia pożaru. Na ostrych emocjach trudno do czegoś dojść. Więc deklarując jasno, że zaraz rozwiążemy razem problem (bo to dla nich ważne), trzeba dać dzieciom się uspokoić. Każde po swojemu, przytulając, dając trochę spokoju czy zapraszając do zabawy w 10 wdechów. Tak naprawdę ostudzenie emocji, to pierwszy element czyszczenia.
Ważne jest także ostudzenie własnych emocji. Kiedy w głowie mam etykiety, oskarżenie, a w sercu złość, trudno będzie mi dogadać się z dziećmi, a co dopiero wesprzeć ich w konflikcie. Najpierw muszę dogadać się z sobą, tzn skontaktować się ze swoimi potrzebami ukrytymi za złością, by móc być w pełni obecna w relacji z dziećmi. Kiedy tak się stanie wtedy...
wtedy pytamy siostrę, czego ona potrzebuje, co takiego nią kieruje, że odcina brata od zabawek - co jej to daje. Może się boi o zniszczenia? Może chce być sama? Może chodzi o coś innego? Dalej to samo trzeba osiągnąć wobec młodszego brata - czy chodzi o zabawkę, czy obecność obok siostry?
Jeśli dzieci są bardzo małe (poniżej 4 roku), to rodzic sam dochodzi do tych potrzeb. Może pomóc też dziecku parafrazując, mówiąc jak rozumie zachowania i komunikaty dziecka.
Czasem dojście do potrzeb powoduje, że konflikt staje się banalny. Siostra nie ma nic przeciwko oddaniu zabawki, ale tylko jednej, albo nie tej ukochanej, albo pod okiem rodzica. Może po prostu też potrzebuje sama podjąć tę decyzję, a nie być do niej zmuszona? Różnie. Czasem musimy usiąść i zapytać “co z tym możemy zrobić”. Cóż, nie zawsze rozwiązanie jest szczęśliwe dla wszystkich i rodzic może jedynie pomóc rodzeństwu bronić swoich granic.
Czyszczenie w takiej sytuacji to także ucinanie wszelkiego obrażania się nawzajem. “Wiem, że jesteś zły na brata, ale przezywając go możesz go też zezłościć i wtedy będzie bardzo trudno się dogadać”. Druga rzecz, to pokazanie, że gadamy po to, by coś się w przyszłości zmieniło. Nie po to, żeby znaleźć i ukarać winnego. Więc wszelakie “to on!” ponownie zmieniamy na “rozumiem, że jesteś zły, zajmijmy się tym, żeby nie było takich problemów w przyszłości. Czego potrzebujesz, żeby się tak w przyszłości nie czuć? Jak może Cię poprosić o zabawkę? Czy może (czyje te zabawki - to ważne w tym konflikcie)?”.
Tutaj też ważny jest ten aspekt nie szukania winnego i nie karania go, ale rozwiązania. Wówczas dzieci w zupełnie inny sposób zaczną zwracać się do rodzica. Szukając właśnie rozwiązań, a nie winy.
“Wiem, że jesteś zły na brata ale...”. Jarku, “ale” mnie uwiera. Czy nie masz takiego wrażenie, że bardzo często, szczególnie wtedy, gdy mówimy o uczuciach, słowo “ale” wprowadza zamieszanie. “Wiem, że cię boli, ale już wystarczy tych łez”, “Rozumiem, że jesteś zła, ale to jest twoja siostra”, “Widzę, że wolałbyś sam zdecydować, ale jesteś jeszcze za mały na to”. Mam takie przekonanie, że kiedy rozmawiając o uczuciach, potrzebach dodajemy “ale”, to dzieci nie czują że są ważne, że to, co przeżywają ma znaczenie. Uczucia i potrzeby dzieci zostają zepchnięte na drugi plan, bo ważniejsze staje się działanie. I taki maluch może pomyśleć: “no tak, mama mnie kocha mniej niż tego smarkacza”, “Muszę mu dać zabawkę, bo inaczej mama będzie zła”. To raczej nie pomoże w trudnych sytuacjach.
“Ale” w Twoich przykładach jest kontrą - powiedzeniem dziecku, że nie powinno czegoś robić. Dla mnie “ale” jest zaproszeniem do przyjęcia szerszej perspektywy. Mówię dziecku, że je rozumiem, niemniej (“niemniej” to chyba takie ładniejsze “ale”) poza jego potrzebami w danej sytuacji jest coś jeszcze. Ważne jest, żeby “ale” zapraszało do szerszej perspektywy i nie kończyło rozmowy, lecz ją rozwijało. Takie “ale” jest ścieżką do podejmowania decyzji w oparciu o potrzeby wszystkich, których ta decyzja dotyczy.
Oczywiście masz rację z tym, że “ale” bywa zaprzeczeniem uczuć, wówczas działa takie powiedzenie “wszystko co powiedziałeś przed “ale” nie ma znaczenia”. Dla mnie “ale” może być otwarciem szerszych perspektyw. Nie jest związane z oczekiwaniem, że dziecko przestanie coś czuć, bo jest inna perspektywa. Szukam w tym równowagi.
Oczywiście istotne jest w tym wszystkim posługiwanie się pewnym kodem językowym. Czasem dzieci tak często słyszą “ale” jako wstęp do ucięcia ich potrzeb, że trzeba im pomóc zobaczyć w tym zaproszenie do szerszego spojrzenia.
Spójrz jeszcze na jedną rzecz. W przykładach, które podałem za “ale” stoją potrzeby, które mogą być także potrzebą dziecka, któremu mówię to “ale”. Dogadanie się z kimś bliskim lub unikanie nieprzyjemnych sytuacji w przyszłości mogą być czymś wartościowym dla dziecka. Gdyby za “ale” stało “ale tak się nie robi”, wówczas faktycznie byłbym poza kontaktem z dzieckiem.
Pozwól, że pozostanę przy swoim ;) Nie lubię “ale”.
Ależ masz oczywiście do tego prawo :) Ciekawym wątkiem są też zastępcze słowa dla “ale”. Na przykład … “pozwól, że” :) ALE to może na inną rozmowę.
Co myślisz o tym, żeby rodzic był czujny i zapobiegał konfliktom między dziećmi zanim one tak naprawdę się pojawi? Pytają mnie o to rodzice dzieci między którymi jest duża różnica wieku. Chcą w ten sposób chronić to mniejsze, słabsze. I nie dostarczać dodatkowych frustracji temu starszemu.
Na pewno jestem przeciwnikiem wszelkiej sztuczności w wychowaniu. Nie lubię sytuacji, w których dorosły nie reaguje na sytuację, gdzie konflikt jest przewidywalny. Często dorosły ma przewagę poznawczą szerszej i dalszej perspektywy przewidywania sytuacji i może tym narzędziem dzieciom pomóc. Pokazać im co za chwile może się dziać, a może nawet w łatwy sposób odpowiedzieć na czyjeś potrzeby zanim poleci iskra.
To jest jedna strona. Druga jest taka, że człowiek sam dba o własne potrzeby. Jeśli go we wszystkim wyręczamy, nie nauczymy go o nie dbać w przyszłości. Jeśli rodzicowi zależy na takiej zaradności, wówczas podpowie dziecku, że może pójść iskra i da mu narzędzia do wyjścia z sytuacji, ale jednak koniec końców to młodsze dziecko podejmuje decyzję, czy pobawi się cichszą zabawką, a starsze nie będzie się przechwalało otrzymaną czekoladą, którą się nie chce dzielić.
Oczywiście należy dodać, że to zależy od sytuacji. No i celów wychowawczych, które zawarłem w zdaniu “jeśli rodzicowi zależy na takiej zaradności”. Bo czasem celem może być niezwykle potrzebny w danym momencie święty spokój, na przykład kiedy starsze dziecko uczy się do jutrzejszego sprawdzianu.
Czego mogę się dzieci nauczyć w trakcie konfliktu?
Rozwiązywania konfliktów :) Serio, to największa wartość do wyniesienia z konfliktu, którą można mieć w życiu dorosłym, zawodowym i prywatnym. Kiedy dziecko widzi, że jakaś metoda pomaga w rozwiązywaniu emocjonalnych sytuacji i utrwali ją sobie, to jest to wielki skarb na całe życie.
Można z tego wyciągnąć też pojedyncze umiejętności, które się na to składają, bo pewnie o to bardziej pytałaś. W metodzie opartej na potrzebach drugiej osoby i czyszczeniu komunikatów na pewno to będzie empatia, kontrola własnych emocji, umiejętności komunikacyjne, które pozwalają unikać niepotrzebnych emocji przez ranienie drugiej osoby.
Czego my rodzice możemy nauczyć się od dzieci mających konflikt?
Szczerości! Tego najbardziej. Bardzo podoba mi się to, że dzieci w konflikcie są prawdziwe - nie ukrywają emocji (i w czyszczeniu komunikatu wcale nie chodzi o ich ukrycie) to raz. A dwa, że wprost mówią o tym o co im chodzi. Czasem to nie są ich potrzeby, bo one bywają ukryte nawet przed nimi. Ale na pewno to jest to, co mają w głowie. Taka otwartość w mówieniu co nas boli, na czym nam zależy jest niezwykle ważną umiejętnością w budowaniu relacji z drugim człowiekiem bez schowanych problemów, które po cichu sobie gniją. Tak, zdecydowanie i na pierwszym miejscu cenię sobie szczerość dziecięcych konfliktów.
Jarku dziękuję za rozmowę.
Bardzo Wam dziękuj za tą rozmowę. Czyszczenie komunikatu zacznę się uczuć już dziś, bo moje dzieci codziennie się kłócą a ja codziennie jestem sędziom "sprawiedliwym". Dziękuję jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńA co robić kiedy dzieci z kłótni przechodzą do rękoczynku?
OdpowiedzUsuńOchronić dzieci, czyli: a) wejść między nie tuż przed b) rozdzielić c) zwiększyć między nimi odległość.
UsuńPrzypomnę Wam o warunkach siły ochronnej:
1. Zagrożenie zdrowia/życia
2. Brak czasu na porozumienie się
3. Intencja ochrony, nie ukarania
Bardzo fajna rozmowa. Mam nadzieję, że będziesz Moniko rozmawiać z kolejnymi fajnymi ludźmi.
OdpowiedzUsuńMam problem z kłótniami rodzeństwa - 3 letnich bliźniąt. jeden z nich bardziej stanowczy, wyrywa zabawki bratu, często chce mieć więcej, stosuje siłę. Drugi zwykle po takiej akcji płacze i biegnie do mnie z płaczem, abym zareagowała. Po kłótni staram się rozmawiać kto miał jakie potrzeby i jak się czuł. Nie wiem czy to zmieni zachowanie. Czy wykształcenie się w rodzeństwie pewnej dominacji i uległości jest normalne? Czy może prowadzić do problemów. Czy jeden bliźniak nie będzie się postrzegał jako agresywny, ten zły, a drugi jako ten pokrzywdzony?
OdpowiedzUsuńJednak napiszę, bo się to nie poprawiło z czasem - uwaga techniczna: "wysypuje" mi się tekst tej notki w mojej przeglądarce (opera). Tylko tej jednej notki, reszta blogowych wpisów ładnie się układa, a ten rozciąga jakoś tak, że litery nachodzą na obrazki z prawej strony. Chrome sobie z tym dobrze radzi, opera nie.
OdpowiedzUsuńRezultaty wychowania w duchu teorii, którą Pani stosuje zobaczymy za 20 lat jak dzieci będą już dorosłe. Psycholodzy i specjaliści w dziedzinie wychowania dzieci nadają się do d...
OdpowiedzUsuń