18.2.12

Pod presją

       Nowe blogowe wyzwanie, czyli będę pisać o książkach, które przeczytałam i którymi się zachwyciłam. Książki oczywiście będą o dzieciach i rodzicach :)
         Tą przeczytałam jakiś czas temu i napisałam recenzję dla Dzikich Dzieci. Pomyślałam jednak, że pewnie nie wszyscy do niej dotarli i dlatego publikuję jeszcze raz.

          „...zewsząd płynie jedno przesłanie: dzieciństwo jest zbyt cenne, by zostawić je dzieciom, a dzieci są zbyt cenne, żeby zostawić je samym sobie”, pisze we wstępie Carl Honore, autor książki „Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!”, i wokół tej myśli buduje przerażający dla mnie obraz współczesnego dzieciństwa. Obraz, w którym nie ma miejsca na przytulanie pluszaków, puszczanie baniek mydlanych, bieganie za kolorowym motylem i siedzenie nad białą kartką papieru z kredką czekającą na wenę, czyli na to wszystko, co moja córka tak uwielbia. Czym więc wypełnione jest pierwszych kilkanaście lata naszych dzieci? Zajęciami sportowymi, artystycznymi, medytacyjnymi, językowymi, naukowymi, bo przecież talentu nie można zmarnować, umiejętności muszą być szlifowane, a to, co jeszcze słabe i nierozwinięte musi szybko dojrzeć, by nic nie przeszło obok nosa.
     Oj, smutny to obraz. Smutny, bo odarty z dziecięcej pomysłowości, spontaniczności, radości, beztroskiej zabawy. Smutny, bo pozbawiony „małych przygód, tajemnych wypraw, drobnych wpadek i komplikacji, rozkosznej anarchii, momentów samotności czy nawet nudy”.
     Autor choć pisze o dzieciach, rodzicach i społeczeństwach w różnych krajach i na różnych kontynentach, to konsekwentnie dowodzi, że dzisiejsze dzieci są przeciążone obowiązkami i dodatkowymi zajęciami, rodzice są zmęczeni i sfrustrowani ciągłym doglądaniem swoich pociech, a społeczeństwa traktują rodzicielstwo jako sport wyczynowy. Wspólnym mianownikiem naszych czasów jest projekt o nazwie „Dziecko Zarządzane”, który powstał po to, by realizować nasze Oczekiwania.
      Carl Honore zestawia swoje ojcowskie doświadczenie z obserwacjami dzieci niemal na całym świecie, zasadami wychowania z ubiegłych stuleci lub innych kultur, czy wreszcie z różnymi badaniami i z tego zestawienia wychodzi mu, że w dzieciństwie nie ma miejsca dla dziecka, a jedynie dla rodzicielskiej wizji tegoż dziecka. Dziecka, które nie bawią się, a wykonują zadania. Dziecka rodziców pękających z dumy, bo córka tańczy w balecie, a syn dostał się na Harvard. A ja myślałam, że sensem dzieciństwa jest właśnie zabawa (?) Ale jest nadzieja. Przytoczone przez autora badanie wykazują, że delfiny i szympansy, czyli ssaki najbardziej skłonne do zabawy, mają największe mózgi, są wystarczająco sugestywne, by dać wreszcie dzieciom „święty spokój”. Podczas zabawy właśnie, a nie nauki, „tworzą się u zwierząt prawdopodobnie połączenia synpatyczne między neuronami mózgu”. I choć nie wiadomo czy na pewno tak jest, to wiadomo, że „niedostatek zabawy ma swoje skutki”, negatywne skutki.
      Szczególne wrażenie zrobił na mnie rozdział poświęcony szkole. Pewnie dlatego, że jestem nauczycielem:) Carl Honore o szkole pisze jako o miejscu nieustającej rywalizacji, podsycanej zarówno przez nauczycieli, jak i rodziców, a nawet przez przyszłych pracodawców. Niemal z dnia na dzień do szkół wprowadza się więcej testów, więcej prac domowych, więcej zajęć pozalekcyjnych, no i oczywiście dłuższe siedzenie w szkolnej ławce, choć w tych samych szkołach trąbi się o rosnącej licznie dzieci krótkowzrocznych, niedosłyszących, ze skoliozą i apatią. Czasem też mówi się o szkolnej fobi. No cóż, trudno się dziwić. Jest jeszcze coś – szerzące się w szkołach ściąganie na testach. I przodują w tym wbrew powszechnym sądom nie najsłabsi, a najlepsi „Wszędzie na świecie szerzą się szkolne krętactwa – pisze autor - poczynając od rodziców, którzy za bardzo pomagają w odrabianiu prac domowych, a kończąc na uczniach, którzy ściągają prace z Interentu lub posługują się sms-ami podczas egzaminów”, i choć nauczyciele oburzają się, to sami często są źródłem owej nieczystej gry. Ilość robionych przez nich testów, zadawanych prac domowych i ocen cząstkowych w semestrze nie sprzyja przecież współpracy, a rywalizacji.
     Wzorem zdrowego systemu edukacyjnego jest, zdaniem autora, Finlandia, gdzie dzieci rozpoczynają edukację dopiero w wieku 7 lat, wcześniej bawiąc się w przedszkolu lub w domu. Fiński rok szkolny jest krótki, a wakacje długie. Obok matematyki i historii wagę przykłada się także do muzyki, plastyki i sportu. Do 13 roku życia uczniowie nie otrzymują stopni (chyba, że poprosi o nie rodzic). Dostają za to opinie od nauczyciela i dokonują samooceny. Korepetycje prawie nie istnieją. Trudno uwierzyć, prawda?
       Dlaczego tak blisko geograficznie nam kraj, jest tak odległy filozoficznie? Bo w Finlandii zdaniem niemieckiego eksperta od edukacji „nie patrzy się na dziecko jak na wiadro, które trzeba napełnić pięcioma, dziesięcioma cy piętnastoma lekcjami tygodniowo, a potem mierzyć za pomocą kolejnych testów. Nie można zmusić dziecka żeby dorastało szybciej po to tylko, żeby pasowało do naszego systemu, terminarza czy naszego ego. Trzeba dość do tego, jak dzieciom najwygodniej się uczyć. Wiele krajów o tym zapomina”. My o tym też nie pamiętamy. Nie wszyscy rzecz jasna. Przedszkola i szkoły montessori i waldorofskie pamiętają. Rodzice wybierający edukację domową – też.

       Książka Carla Honore jest apelem o to, by dzieciństwo pozostawić dzieciom, nie wymagać od nich szybszego, niż przewidziała to Matka Natura, dorastania, nie planować dnia, tygodnia, roku wedle zasady „im więcej, tym lepiej”. By dać dzieciom oddychać ich własnym powietrzem.

Gorąco polecam.

11 komentarzy:

  1. Czytałam :) Książka genialna! Czekam na kolejne Twoje recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka warta polecenia wszystkim rodzicom i nauczycielom.Bardzo ci dziękuję,że poruszyłaś ten temat,ja próbuję w mojej pracy niani stosować te zalecenia,nie wszyscy rodzice są gotowi na ich przyjęcie. To też trzeba uszanować, mogę powiedzieć:Biedne, maleńkie, dorosłe a kiedyś może nieszczęśliwe z 5 doktoratami i bez dzieciństwa".Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam.
    Bardzo dobra ksiązka.
    Polecam równiez!!!

    Pozdrawiam

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze raz ja...jak możesz to zlikwiduj proszę weryfikacje obrazkową...ostatnio nie można się doczytać co tam piszę...

    Dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ciekawe, co autor pisze o Finlandii. Jakiś czas temu po sieci krążyła prezentacja, w jaki sposób Finlandia wyszła z kryzysu. Jednym z dwóch obszarów, w które zainwestowało państwo, była właśnie edukacja. Dzięki temu stała się państwem bazującym na innowacyjności i nowych technologiach. To potwierdza, że nauczanie jest niezwykle ważne, choć wcale to nie oznacza "wycisku", jaki np. ja pamiętam ze szkoły. Jak się okazuje, można wartościowo uczyć z szacunkiem dla dziecka.
    I na tym tle nasze problemy z sześciolatkami w szkole, zamykaniem szkół, co roku badaniami, że plecaki są za ciężkie etc. Dobrze że mój maluch jeszcze mały ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. A - cała książka oczywiście też brzmi ciekawie. Potwierdza to, co czułam i co zamierzałam robić. Jedyne, czego się obawiałam w kwestii "wyścigu szczurów", który zaczyna się już od wyboru żłobka (!), to że w pewnym momencie ugnę się pod naciskiem zwariowanego otoczenia ("wszystkie dzieci mają x dodatkowych zajęć, mój syn zostaje w tyle..."). No ale chyba nie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Od jakiegoś czasu czaję się na tę książkę. Czytałam Twój opis już jakiś czas temu i bardzo mnie zachęciłaś. Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  8. @Wygnanoko, nie potrafię tego zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytałam już jakiś czas temu i także polecam :)
    A Tobie Żyrafo Moniko gratuluję...kiedy cała rodzina w komplecie będzię po tej odpowiedniej stronie brzucha??
    Buziaki i trzymaj się ciepło

    OdpowiedzUsuń
  10. Koniecznie sięgnę. Moja córka chodzi do przedszkola Montessori i jestem zachwycona, choć i tam wkradają się liczne zajęcia dodatkowe. Na razie jednak nie ugięliśmy się i Tosia na nie nie chodzi. Ulżyło mi i uśmiechnęłam się gdy czytając tą recenzję okazało się, że i na bańki i siedzenie nad kartką, itp. nasze dziecko ma czas i... mam nadzieję, że jest szczęśliwe i w wyścigu szczurów udziału nie weźmie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem właśnie świeżo po lekturze :) Znalazłam w tej książce wiele ciekawych dla mnie faktów i spostrzeżeń - z niektórymi zgadzam się w 100%, z niektórymi częściowo, a z niektórymi niestety się nie zgadzam, zwłaszcza z tymi, dotyczącymi bezpieczeństwa dzieci. Może to kwestia moich doświadczeń, może jak się widzi walkę lekarzy o życie swojego dziecka to ciężko potem nie być przewrażliwionym, ale mnie ten akurat rozdział nie przekonał. Poza tym myślę, że wiele wskazówek zawartych w tej czy innych tego typu książkach jest bardzo wartościowych, tylko problem jest z ich przeniesieniem na nasze polskie warunki i ze zmianą mentalności niektórych przedszkolanek czy nauczycielek (nie ujmując oczywiście w żadnym stopniu przedstawicielom tych zawodów). W naszym kraju często różne placówki opiekuńczo-wychowawcze reklamują się nowatorskim podejściem do dziecka, otwartością na jego potrzeby, dbałością o indywidualny rozwój, a co z tego wynika, to chyba wielu rodziców miało okazję przekonać się na własnej skórze (a raczej skórze dziecka).

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.