27.8.11

Złość piękności szkodzi

i dlatego jesteśmy miłe, grzeczne, potulne, spokojne i usłużne. Nie płaczemy publicznie, bo rozmażemy makijaż. Nie krzyczymy, bo nie chcemy dorobić się łatki histeryczki. Nie rzucamy talerzami, by sąsiedzi nie szeptali "furiatka".
      Z dziećmi jest inaczej. Na szczęście. One płaczą, krzyczą, piszczą, walą pięściami, rzucają zabawkami. Wyrażona złość im nie szkodzi, więcej - często pomaga. Dzieci, które mogą wyrażać złość nie będą szukać miejsca, czasu i ludzi, by "się wyładować". Nie kopną więc kolegi pod stołem, nie uszczypią siostry, gdy rodzice nie patrzą, nie uderzą łopatką dziewczynki w piaskownicy, nie przycisną sobie placów (ani nam) trzaskając drzwiami. A jeśli nawet to się zdarzy (a pewnie się zdarzy), to nie z powodu kumulowanej złości.
     Zo może wyrażać złość. Dzięki NVC mam więcej miejsca na jej krzyk i płacz. Zdarza się jednak, że to miejsce kurczy się. Zwykle dzieje się tak ponieważ jej krzyk w hipermarkecie wyzwala komentarz "patrz, to jest to bezstresowe wychowanie" , a płacz w restauracji przywołuje kelnera, który informuje mnie, że jeśli Mała nie przestanie tak wyć, to będziemy musiały wyjść. W takich sytuacjach zdarza mi się syknąć "Zo, przestań proszę", choć wiem, że na moja córkę działa to, jak czerwona płachta na byka. Płacz Zo staje się głośniejszy. Mała mnie już nie słyszy. Kuli się jak wystraszony zwierzak. Zatyka uszy. Ucieka ode mnie.

 
     Kiedy zamiast upominania wybieram akceptację i mówię: "Jesteś naprawdę wściekła",  płacz nie ustaje ale Zo zostaje przy mnie.
   Dzisiaj wybrałam tę opcję.

p.s. Uczmy się od naszych dzieci. 

39 komentarzy:

  1. Ja musiałam być grzeczną, dobrze wychowaną dziewczynką i nie wolno mi było wyrażać złości. Teraz kiedy pozwalam moim dzieciom płakać, krzyczeć i rzucać przedmiotami gdy są wściekłe słyszę od mojej mamy, że niczego się nie nauczyłam. Powiedziała jej, ze przeciwnie ale ona nie zrozumiała

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy27/8/11

    Nie chcę żeby moja córka złościła się publicznie, nie chcę żeby ktoś ją nazwał rozpieszczonym bachorem

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy, czy uczucia o oceny obcej osoby są ważniejsze od uczuć Twojego dziecka?

    OdpowiedzUsuń
  4. to akurat mjeden z niewielu problemow ktorych nie mam. jako ktos kto ma klopoty z kontrolowaniem emocji dosc szybko nauczylam sie ,ze emocje sa normalne i nam potzrebne. tego samego ucze swoje dzieci. maja prawo byc smutne i zle tak samo jak maja prawo byc wesole i dobrze nastawione do otoczenia. ja pomagam im tylko te emocje nazywac.
    I dawno juz przestalo mnie obchodzic co ktos pomysli o moim dziecku. Niech sobie beda rozpuszczonymi bachorami.. w relacji ja: dziecko nie ma to znaczenia najmniejszego.

    Starsza uczylam jak wyrazc zlosc bez robienia krzywdy sobie czy komus, jak w swoich emocjach zachowac szacunek do siebie i otoczenia. mam wrazenie ,ze nuczyla ja czegos czego sama do konca nie potrafie..

    Anonimowy czy potrafisz odpowiedzic dlaczego nie chcesz,zeby ktos nazwal Twoje dziecko rozpieszczonym bachorem?? jakie to ma dla Ciebie znaczenie??
    Bo mi sie kolacze w glowie,ze na dziecko wiekszy ma wplyw zakaz pokazywania emocji i dezaprobata rodzica niz cos co powiedzial obcy czlowiek...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo trudno jest wprowadzać to wszystko w życie, gdy samemu przez lata było się szlifowanym na inną modłę. Chyba najtrudniejsze w byciu rodzicem jest to, co trzeba zmienić w sobie:/
    Wiele reakcji przychodzi bezrefleksyjnie, automatycznie, jak te z gatunku "nic się nie stało", "nie złość się". Staram się, staram się tak mocno, że chyba jeszcze nigdy w swoim życiu tak mocno się nie starałam;)

    OdpowiedzUsuń
  6. moim zdaniem spłyciłaś problem: chłopcom społeczeństwo pozwala wyładować swoją złość, dziewczynko nie, bo to oznacza że są niegrzeczne.
    nie mi sądzić czy tak powinno być czy nie. wiem jednak, iż okazywanie negatywnych uczuc nie przysparza przyjació: - wręcz przeciwnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja nie sadze,ze problem jest splycony.. Uwazam,ze jest naszkocowany jak wiekszosc tego co pisze Monika. Bo przeciez mozna o wszytskim napisac dokladnie i w podpunktach , mozna podzielic nie tylka na plec ale i na wiek ,etap rozwoju , miasto i wiec etc etc..

    A smiem tez twierdzic,ze ja mam bardzo inne doswiadczenia. Z racji BPD czesto wybucham gniewem, trzaskam drzwiami czesciej jeszcze mowie co mnie zlosci.. Mam wielu wspanialych przyjaciol. Mam przyjaciol ,ktorzy sa wobec mnie szczerzy bo sami wiedza,ze moga sobie przy mnie na emocje pozwolic. Rozne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ewelina27/8/11

    Justmaga wyjęłaś mi z ust to, co i ja chciałam napisać:) - każdy post Moniki nie wyczerpuje tematu, a jest zaproszeniem do refleksji i rozmowy na dany temat, więc Twoja ocena, Big Mamma, w moim odczuciu nie jest prawdziwa.
    Co do przyjaciół, których nie zyskamy, wyrażając naszą złość - czy to na pewno przyjaciele, skoro nie mogę być przy nich tym, kim jestem i jaka jestem, ze wszystkimi swoimi przeżyciami, zwłaszcza tymi trudnymi? i za jaką cenę zyskujemy takich przyjaciół - za cenę tłumienia złości, narastającej frustracji,prowadzącej do nerwic i depresji, bo ludziom trudno przyjmować mój czy mojego dziecka gniew? Za cenę zrywania kontaktu, utwierdzania w przekonaniu,że złość jest nie do przyjęcia i trzeba ją skrzętnie ukrywać i tylko dzieci "Źle wychowane" się złoszczą? Jak dla mnie to zbyt wysoka cena.
    I choć nie łatwo mi słuchać wrzasku mojej córki, to coraz rzadziej jej mówię,że ma się uspokoić i często jej powtarzam,ze kocham ją i wtedy,gdy jest radosna, i gdy jest smutna i gdy się złości.
    A co ja robię, gdy ona wrzeszczy - oddycham, oddycham, oddycham - to usilnie trenuję:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie się ostatnio zastawiałam jak nauczyć dziecko rozładowywać złość? Oprócz nazwania tego co się z nim dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ewelina27/8/11

    Anonimowy, zastanawiam się,dlaczego nie chcesz, by Twoje dziecko otrzymało etykietkę "rozpieszczonego bachora"?Czy Ty się nad tym zastanawiałaś(-eś)Przychodzą mi do głowy 3 rzeczy: bo na samą myśl o tym, czujesz złość, a chcesz prawdy, uczciwości, jasności, sprawiedliwości? albo chcesz chronić swoje dziecko przed osądami czy też czujesz strach przed oceną samej(samego)siebie jako rodzica, bo potrzebujesz akceptacji i wsparcia?
    Czy zechcesz napisać,co myślisz czy czujesz, słysząc moje pytania? Pytania, które często stawiam sobie samej także:co czuję i czego potrzebuję, wtedy jest mi łatwiej zmierzyć się z nieprzychylnym - czasem - światem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy28/8/11

    Dziewczyny nie chcę aby moje dziecko publicznie wrzeszczało bo boli mnie kiedy ktoś je nazywa bachorem. Chcę żeby moje dziecko słyszało o sobie dobre rzeczy nie złe. To chyba nic złego?
    Jusmago, nie chcę żeby moje dziecko było źle postrzegane przez otoczenie.
    Ewelino, tak chodzi tez o to, że nie chcę aby ludzie mówili, co to za rodzic, co tak pozwala wrzeszczeć dziecku, nie zatroszczy się o niego tylko pozwala mu płakać bez końca
    BIGmam, to nie jest spłycenie tematu. Jeśli czytasz uważnie posty Moniki to powinnaś już zorientować się, ze ona pisze o jakimś wycinku rzeczywistości. A my dopowiadamy ciąg dalszy, ja swój a ty swój

    OdpowiedzUsuń
  12. Joaśka28/8/11

    Wiecie co ja myślę? Kłopot z akceptacją złości u naszych dzieci mamy dlatego, że same byłyśmy wychowane w przekonaniu, że dziewczynki nie krzyczą, a chłopcy nie płaczą (tak, tak, płacz to tez złość BiG Momma.) Myślę, że niemożemy się pogodzić z tym co Żyrafa pisze w swoich postach bo to co czytamy jest o nas. O mnie jest napewno więc zanim napisze jakiś komentarz zwykle muszę kilka dni zaczekać. W przeciwnym razie napisałabym coś co pochodzi z mojej tłumionej przez całe dzieciństwo złości.
    Pozdrawiam i Ciebie Żyrafo Moniko i wszystkie Żyrafy, które komentują Twojego bloga. I nie Żyrafy też pozdrawiam.
    Joaśka

    OdpowiedzUsuń
  13. Nareszcie. Dostęp do internetu przez 24h. Już jestem :)

    Muszę Wam podziękować za dyskusję, która zaspokaja moją potrzebę kontaktu i wspólnoty. Wdzięczna jestem Ty z Was, które są na "TAK" i Tym na "NIE". Słuchanie o ty, co jest w Was żywe i opowiadanie Wam o tym, co jest żywe we mnie, wzbogaca moje życie, a tym samym życie mojej rodziny.
    Czytając Wasze komentarze czuję wspólnotę "grzecznych dziewczynek" (i zdaje się, że chłopców też), które jako dorosłe kobiety (i mężczyźni) dostrzegły rany i blizny powstałe z powodu wepchnięcia nas w pewnie obowiązujący schemat. Więcej - postanowiły swoim córkom i synom stworzyć przestrzeń do wyrażania złości. Piękną drogę przeszłyśmy :)

    Dzięki Porozumienie bez Przemocy wiem, że nie jestem odpowiedzialna za to, jak inni mnie odbierają, jak interpretują moje słowa i czyny. Nie mam wpływu na to, jakie słowa padną z ust obcych/znajomych/przyjaciół/rodziny, gdy będę płakać, krzyczeć, rzucać talerzami czy wulgaryzmami. Nie mam na to wpływu...
    Nie mam też wpływu na słowa, które wypowiadane są pod adresem mojego złoszczącego się dziecka. Jedyne na co mam wpływ, to jakość relacji z moją wrzeszczącą córką. I to jej, a nie innym, chcę dać wsparcie. Z nią chcę być w kontakcie. I z sobą. W takiej właśnie kolejności. A to jest możliwe tylko wtedy, gdy jest we mnie zgoda na jej trudne emocje.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ewelina28/8/11

    Anonimowy, zgoda na wyrażanie złości przez dziecko w postaci płaczu czy krzyku nie musi oznaczać,ze je zostawiasz,aż się wypłacze i wywrzeszczy, a Ty najspokojniej w świecie zajmiesz się swoimi sprawami - wtedy rzeczywiście nie troszczysz się o nie. Ale troską nie jest także uciszanie dziecka - nie płacz, nie ma o co, nic się nie stało, cicho, bo ludzie słyszą. Troską - w moim odczuciu - jest dostrzeżenie dziecka z jego gniewem, wyrażenie tego(o tym pisze Monika) i zaproponowanie wsparcia w postaci przytulenie czy pozostawienia dziecka na chwilę samego. Moja córka często w momencie totalnej złości nie chce czasem,żebym cokolwiek do niej mówiła, dopiero po wielkim wybuchu(ja staram się tu oddychać:)chce się przytulić.
    Rozumiem Twoją potrzebę chronienia dziecka przed krzywdzącymi opiniami innych, też mnie to bolało,ale dziś wiem,że inni zawsze znajdą powód, by skrytykować mnie lub moją córkę i ja nie mam na to wpływu. Dlatego staram się skupić całą moją uwagę i energię na relacji z Młodą - przecież w pierwszych latach życia naszych latorośli to my - rodzice - jesteśmy ich całym światem i jeśli od nas otrzymają wsparcie, akceptację i umocnienie poczucia ich własnej wartości, to potem cały świat nie będzie im tak straszny i krzywdzący. Głęboko w to wierzę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie zgadzam się z tym, że faceci mają łatwiej bo mogą się złościć. My możemy pzreklinać, daćgościowi po ryju ale nie możemy płakać aczasem chcialaby się wyć z bezsilności. Faceci nie mają lepiej BiG Momma

    OdpowiedzUsuń
  16. Moniko podoba mi sie to, co napisałaś. jeśli wiem, że nie mam wpływu na to, co inni pomyślą, powiedzą to co mi tam. Mogę się złościć, wkurzać albo głośno śmiać i tańczyć.
    Czytam Kompetentne dziecko i widzę jakie dzieci są nieszczęsliwe z powodu wyobrażeń jakie na ich temat mają dorośli.Odczepmy sie od dzieci a wszystko będzie ok.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wydaje mi się, że faktycznie szanowanie uczuć naszych dzieci to podstawa i fundament właściwiej relacji, dialogu. Pozytywne odreagowanie stresu - również. Nurtuje mnie jednak inna kwestia - kiedy i w jaki sposób uczyć dzieci kontroli nad emocjami, która to jest przecież niezwykle potrzebna w późniejszym, dorosłym życiu? I zdaje sobie sprawę, iż zezwolenie na złość można traktować jako formę kontroli (lepiej wyrzucić złe emocje od razu), lecz chyba to do mnie nie przemawia.

    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  18. @ Dag, @ Mamosfero, nie jestem zwolenniczką "uczenia" dzieci sposobów radzenia sobie z trudnymi emocjami. Nie oznacza to oczywiście, że zostawiam moją trzyletnia córkę samą sobie. Zależy mi by Zo "oswoiła" swoją złość. By radziła sobie z gniewem, rozczarowaniem i innymi kolczastymi uczuciami. W moim przekonaniu najważniejsza jest jednak akceptacja, o której pisała i Ewelina, i Jusmaga. Z jednej strony akceptacja wrzeszczącego dziecka, z drugiej - uczuć, które ten wrzask we mnie wywołuje. Jest jeszcze coś. Dziecko jest bardzo uważnym obserwatorem. Słyszy słowa wypowiadane szeptem, widzi czyny dokonywane za przymkniętymi drzwami. To, co mogę zrobić dla swojego krzyczącego dziecka, to dać mu przykład. Jeśli się wściekam, to robię to w tzw. cywilizowany sposób :) A jeśli nawet potrzaskam całą zastawę, to opowiem mu o swojej złości i bezradności (biorąc odpowiedizalność za swoje czyny). Wierzę, ze dziecko jest partnerem dla dorosłego.

    Oczywiście są jakieś uniwersalne sposoby na nauczenie dziecka, jak sobie radzić ze złością. Kilka wskazówek znajdziecie na przykład tu: http://dziecisawazne.pl/jak-pomoc-dziecku-wyrazac-zlosc/
    i tu: http://dziecisawazne.pl/jak-wspomagac-rozwoj-emocjonalny-dziecka/

    Ja ufam swojej intuicji. To ona pewnego bardzo płaczącego i krzyczącego (było nawet rzucanie się na podłogę) dnia podpowiedziała mi, że Zo potrzebuje kogoś, kto chciałby wziąć trochę jej złości. I tak zamieszkał u nas Lumpek, który świetnie się spisuje.

    OdpowiedzUsuń
  19. przeczytałam całego Twojego bloga. i czuję, ze to jest coś, czego w tym momencie potrzebuje. potrzebuję zaopatrzyć się w Twoje ksiażki. bo mój syn ma 1,5 roku, a od kilku ładnych miesięcy wybitnie testuje moje granice cierpliwości do tego stopnia, że przestaję siebie lubić, jako mamę. bo nie podobają mi się moje reakcje, a nie mam pomysłu czym je zastąpić.

    a czytałaś może Alice Miller "Dramat udanego dziecka"?

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. @ Maga, witaj.
    Zacznij od "Kompetentnego dziecka" Julla i "Wychowania bez klapsa" Żuczkowskiej ( w takiej kolejności).
    Zaczęłam czytać "Gdy runą mury milczenia" i nie wiem czy skończę. Za bardzo mnie boli.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy się złoszczę zawsze mam w głowie taki obraz: kilka godzin wcześniej otworzyłam swoje drzwi zapraszając do środka: wątpliwości, domysły, wyobrażenia, samotność i powiedziałam: rozgoście się, czujcie się jak u siebie. No i się poczuły jak właściciele mojego ciała. Tak im wygodnie u mnie, że zaczęły się szarogęsić aż w końcu wybuchły i poleciało kilka obraźliwych słów pod adresem moich bliskich. Teraz razem z terapeutą pracuję nad zamykaniu drzwi tym intruzom i rozmowie z nimi na zewnątrz. Oby mój syn umiał tak od samego początku. Na terapię poszłam dla niego. Zaczęłam jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży

    OdpowiedzUsuń
  22. Dziękuję Ci za ten mądry, ciekawy blog. Będę stałą czytelniczką.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wiem doskonale co oznacza kumulowana złość. Nigdy ona nie wychodzi na dobre. Nikomu z nas więc słuchajcie co mówią Wasze dzieci kiedy się złoszczą. Moje niestety miały etap, w którym zaczęły przeklinać. Nie zdziwiłam się bo sama tak robię ale było mi bardzo trudno bo nie takich rzeczy chciałabym nauczyć moich chłopców

    OdpowiedzUsuń
  24. ja nauczylam swoje dziecko jak wyladowywac zlosc bo zwyczajnie sie balam ,ze moze sobie zrobic krzywde, albo jeszcze wiekszych problemow.. Kiedys we wscieklosci zdemolowala pokoj i znszczyla cos co bardzo lubila. Miala wtedy zal sama do siebie a ja chcialam ja nauczyc,ze mozna sie zloscic nieco inaczej. Zamaist rzucac czyms czego bedzie zalowac za chwile niech drze stare gazety ( to taki przyklad) efekt ten sam a nie napedza sie jej wtedy samozloszczace sie kolo,bo nie zlosci sie pozniej an siebie ,ze cos zniszczyla albo powiedziala cos czego potem zaluje..

    A teraz kiedy moja prawie dwulatka rzuca sie w zlosci na ziemie nie obchodzi mnie to co powie obserwator. Jestem w stanie wytlumaczyc jej pewnego dnia, ze obserwator nie ma racji.

    Okazuje sie,ze zlosc jest bardzo trudnym tematem. Tematem rzeka.

    OdpowiedzUsuń
  25. Moniko, zapewne masz rację, dzieci potrafią więcej niż my jesteśmy w stanie je nauczyć ... ja na razie jeszcze z moim Maluchem w etap złości nie weszłam :) wszystko przede mną...i dziękuję @Maga za poruszenie tematu literatury, sama chciałam o to prosić :) Zabieram się więc za Jaspera.

    pozdrawiam ciepło Mateczki :)

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja pamiętam jeden wybuch złości w miejscu publicznym. Jeden jedyny w moim dzieciństwie. Niczego bardziej wtedy nie pragnęłam jak tego, żeby ktoś stanął w mojej obronie. Przed złością, przede mną, przed tymi ludźmi, którzy chcieliby nazwać mnie bachorem. Chciałam żeby mnie ktoś stamtąd zabrał, schował i przytulił.

    Zamiast tego było szarpnięcie, pośpiech, poczucie winy i samotność, która snuła się za mną przez wiele dni (i chyba dalej się snuje).

    OdpowiedzUsuń
  27. Złość to bardzo trudny i bolesny temat. Wobec którego często czujemy się bezradni. Negując złe emocje mamy nadzieję, że znikną, tymczasem one kumulują się i wybuchają w najmniej odpowiednim momencie ze zdwojoną siłą. Ja często nie daję memu dziecku prawa do odczuwania złości, bo sama sobie z nią nie radzę. Bo jako dziecko również nie miałam do niej prawa. Dziękuję za wpis i literaturę. o tym, jak bardzo był potrzebny, świadczy ilość komentarzy. Miło jest wiedzieć, że są także matki, które dostrzegają ten problem i próbują z nim walczyć...

    OdpowiedzUsuń
  28. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  29. @Momosfera, Twoje dziecko ma pół roku i na pewno nie raz płacze, kiedy się uderzy, kiedy coś mu nie wyjdzie. To jak reagujesz na ten płacz to też odpowiedź na jego prawo do wyrażania emocji. Babcie i dziadkowie mają w zwyczaju mówić mojemu dziecku "nie płacz, nic się nie stało". Mimo moich ponawianych próśb, żeby tego nie robili.

    OdpowiedzUsuń
  30. @Ewo. Ja instynktownie tulę mojego Macia, staram się zmienić stan który go złości i to pomaga. Teraz gdy jest mały to naturalne. Nie ma sutyacji w której wpada w histerię i nie mogę Go uspokoić. Wydaje mi się więc, że trudno byłoby akceptować jego złość w taki sposób w jaki robi się to z dwu, trzylatkiem (np. pozostawiając mu przestrzeń do złości i czas na uspokojenie).Rozumiem, że błędem dziadków nie jest stwierdzienie - "nie płacz", lecz "nic sie nie stało". O to chodzi?

    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  31. Przestrzeń do złości? Czas na uspokojenie? Przywodzi mi to na myśl pewną kolczastą metodę "wychowawczą".

    Trudno mi pisać, bo dla mnie złoszczący się dwulatek to czysta abstrakcja. Chodziło mi o prawo do wyrażania swoich uczuć i emocji (bez względu na to, czy ktoś obcy obserwuje i ocenia). Emocji, których dorośli woleli by nie widzieć. Złości, gniewu, nienawiści, smutku.

    OdpowiedzUsuń
  32. Trochę czuję się wezwana do tablicy :)

    W moim przekonaniu rzecz leży nie w metodzie/sposobie na dziecięcy gniew, a w postawie rodzica. Postawie, która pozwala dziecku odczuwać i wyrażać złość. Każda negacja tego, co dziecko czuje krzywdzi go, bo:
    primo - dziecko, które słyszy "nie płacz, nic się nie stało" myśli, że coś z nim jest nie tak. I nieważne ile lat ma dziecko;
    secundo - kiedyś przestanie ufać temu, co czuje.

    Nie zgadzam się na pozostawienie dziecka samemu sobie w płaczu, w złości. Pisząc o daniu dziecku czasu i przestrzeni na wyrażenie trudnych uczuć nie mam na myśli pozostawienie go samego w pokoju aż się uspokoi. To nie działa. Przestrzeń dla złości oznacza dla mnie ofiarowanie dziecku swoich ramion (jeśli tak zdecyduje), swojej obecności, empatycznej obecności

    OdpowiedzUsuń
  33. Przykro mi, że się nie zrozumiałyśmy. W moim rozumieniu przestrzeń do złości to tyle, co akceptacja wybranego przez malucha sposobu złoszczenia, przy nieustannym byciu z nim, obok niego (tak jak pisze Monika). Ponadto miałam na myśli to, że Macio za mały jest, by taki sposób wybrać samodzielnie i jedyne co mogę, to tulić Go i uspokajać. Eh, bardzo trudno dyskutuje się w ten sposób :)


    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Monika, czytam Twojego bloga i z każdym wpisem coraz szerzej otwierasz moje oczy. Dziękuję Ci za każde słowo, które tu napisałaś. Kobietom wydaje się, że tak cudownie wychowują swoje dzieci. Ja jakiś czas temu dostałam od przyjaciela wykład co robię nie tak, czego nie powinnam. Wiem, że ma rację, dlatego zmieniam moje złe nawyki. Daję Zuzi swobodę w wyrażaniu siebie. Nie ograniczam jej zabaw. Nie warczę w knajpie przy stole, żeby się uspokoiła (a tylko miesza słomką w soku), nie używam słowa NIE. Rozmawiamy dużo, na każdym kroku i to działa :) Twój blog na pewno bardzo mi pomoże. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  35. @magdor, witaj w świecie żyraf. Tych Dużych i tych Małych.

    OdpowiedzUsuń
  36. Anonimowy5/10/11

    hmm
    tak sobie myślę i myślę
    Żyjemy w świecie pełnym norm i zasad. Należą do nich dobre maniery, wg których mierzona jest "wartość" człowieka. Uczenie dobrych manier jest częścią uspołeczniania dziecka. Dobre maniery są niezbędne w społeczeństwie. Gdzie jest dla nich miejsce?
    Myślę o sytuacjach takich jak ta - " płacz w restauracji przywołuje kelnera, który informuje mnie, że jeśli Mała nie przestanie tak wyć, to będziemy musiały wyjść. W takich sytuacjach zdarza mi się syknąć "Zo, przestań proszę", choć wiem, że na moja córkę działa to, jak czerwona płachta na byka. Płacz Zo staje się głośniejszy. Mała mnie już nie słyszy. Kuli się jak wystraszony zwierzak. Zatyka uszy. Ucieka ode mnie."
    Płacz dziecka dla bezdzietnych to jak dźwięk piły maszynowej skrzyżowany z piskiem paznokci po tablicy. Pamiętam siebie bezdzietną checheche. Zaliczyłam też takie sytuacje z własnymi dziećmi. Jestem Ciekawa Twojego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  37. @Anonimowa, dobre maniery czyli co? Mówienie z uśmiechem dzień dobry, posługiwanie się nożem i widelcem, ustępowanie miejsca starszym, przytrzymywanie drzwi, gdy ktoś za nami wchodzi do klatki itp itd? O takie dobre maniery pytasz? No cóż, wynikają one z empatycznego postrzegania drugiego. Dzieci z natury są empatyczne więc w takim rozumieniu także "dobrze wychowane" :) Nie jestem zwolenniczką udowadniania dzieciom że tak nie jest, poprzez przypominanie im, że trzeba mówić dzień dobry sąsiadce i przepuszczać w drzwiach dziewczynki. Nie jestem zwolenniczką przymuszania dzieci, nawet do dobrych manier :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Anonimowy12/10/11

    Dobre maniery czyli Savoir vivre, który pozwala pokojowo współistnieć w zatłoczonym świecie, gdzie ktoś co chwilę przekracza naszą przestrzeń osobistą, gdzie każdy ma swoje zasady i hołduje innym ideologiom. Znaczy się "język" znany wiekszości, dzięki któremu stłoczeni na małej przestrzeni możemy spokojnie koegzystować nie wyszarpując sobie miejsca krzykiem czy pięściami. Dobre maniery łagodzą obyczaje.
    Nasze dzieci nie żyją na bezludnej wyspie.
    Nie wszyscy na okolo muszą uczestniczyć w wychowywaniu naszych dzieci i nie widzę nic zdrożnego w dobrym wychowaniu. Empatia to nie sa dobre maniery dlatego dzieci w tramwaju zajmują miejsca jako pierwsze i przebiegają przez drzwi jako pierwsze itd. Dobre maniery uczą szacunku, sa buforem czasem schładzaczem atmosfery np w kolejce

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.