13.6.11

Nie wychowujemy na jutro...

...bo jutro może nie nadejść.

      To zdanie nie tylko głęboko mnie poruszyło ale przede wszystkich uczyniło wolną. Nie od razu. Od razu pojawiły się wszystkie te momenty w których chciałam nauczyć Zo czegoś na przyszłość. Mówienia dzień dobry, przepraszania, odpowiedzialności za swoje zabawki, szacunku wobec drugiego człowieka.  
       Czy to coś złego - pomyślałam? Nie - usłyszałam odpowiedzieć trenera choć pytania nie zadałam. Rzecz leży zupełnie gdzie indziej.
        Ucząc Zo "na jutro" muszę nad nią panować, trzymać ją w ryzach, wyznaczać kierunki, przypominać, motywować, nagradzać i karać... Muszę jej mówić, co jest dobre, a co złe; co należy robić, a czego na pewno nie. To wymaga ode mnie generalskich przymiotów. A efekt...?
       Wśród moich uczniów powszechne jest niemówienie "dzień dobry" nauczycielom, którzy ich nie uczą. Znam ich rodziców. W większości to wykształceni, kulturalni ludzie kochający swoje dzieci. Odpowiedzialni i wymagający. Stosujący pochwały i nagany. To rodzice, którzy pragną być przewodnikami dla swoich dzieci i dlatego chcą nimi kierować. To rodzice panujący nad swoimi dziećmi, mający nad nimi władzę.  I niestety rzadko mający kontakt z dzieckiem. Nie dlatego, że go nie pragną ale dlatego, że nikt nie nauczył ich jak ten kontakt budować. Nikt nie nauczył tego i mnie. Aż do zeszłego roku.

     Władza nad dzieckiem bierze się z przekonania, że rodzic wie lepiej bo...
  • ma więcej lat,
  • przeżył niejedno, 
  • poznał się na ludziach,
  • jego rodzice też wiedzieli lepiej,
  • itp. itd.  
     Władza nad dzieckiem to powszechna praktyka ciesząca się społeczną akceptacją. Krytykowanie, ocenianie, naciskanie, stosowanie gróźb czy obietnic jest ok gdy jest w interesie dziecka (w interesie zdefiniowanym przez rodzica). Rodzice często uważają, że nie mają wyjścia, że muszą tak postępować by dzieci wiedziały, co w życiu jest najważniejsze. I o ile dotąd nie spotkałam rodzica, który wymagałby od swojej pociechy bezwzględnego posłuszeństwa, to znam takich, którzy uważają, że dzieci mają ich słuchać i robić to, co im mówią, bo tylko w ten sposób dzieci wyrosną na ludzi. A to przecież przemoc. Psychiczna.
    Kontakt z dzieckiem buduje się rezygnując z Władzy NAD
    na rzecz Władzy Z


          Co oznacza władza Z dzieckiem? Relację opartą na szacunku dla potrzeb dziecka, na poważnym traktowaniu tej Małej Istoty, na akceptowaniu wyrażanych przez nią oczekiwań, na przyznaniu dziecku prawa do własnego zdania, do powiedzenia "nie". Władza Z dzieckiem nie prowadzi do konieczności przychylenia nieba i ściągnięcia z niego gwiazdki. To nie jest prosta droga do rozpieszczenia swojej pociechy. "Dziecka nie da się rozpieścić dawaniem mu za dużo tego, czego naprawdę potrzebuje" - pisze Juul w "Nie z miłości". Nie zepsujemy więc swoich dzieci rezygnując z Władzy Nad na rzecz Władzy Z.


         Dziecko, którego potrzeby są brane pod uwagę chce współpracować. Nie trzeba go do tego przymuszać. Czyni to z autentyczną radością. Dziecko, które nie jest manipulowane karą czy nagrodą słucha swoich rodziców. Sprząta klocki. Wyłącza telewizor po obejrzeniu bajki. Myje zęby. Zasypia przytulając Kota Łatkę. Dlaczego? Ponieważ szanuje potrzeby rodziców, którzy szanują jego potrzeby. Ponieważ słyszy prośbę mamy, która nie jest głucha na jego prośbę. Ponieważ wie, co jest ważne dla taty, który pyta, co jest ważne dla niego. 

    Pozdrawiam. Monika 

    7 komentarzy:

    1. Anonimowy13/6/11

      Moja droga Moniko zauważam małe zmiany oczywiście zdażają mi się potknięcia ale zaraz sobie przypominam- słuchaj potrzeb swojego dzicka . Zdanie "Dziecko, którego potrzeby są brane pod uwagę chce współpracować." jest idealnym podsumowaniem moich starań porozumiewania się z moim D. .Normalnie szok, mój D. wstał rano w sobotę przyszedł do mnie, mocno sie przytulił i tu cytuje naszą rozmowę:
      -mamusiu czy bedziesz mnie zawsze kochała ?
      -tak zawsze :)
      -to dobrze bo ja bym tego bardzo chciał , bo wiesz ja Ciebie bardzo kocham
      -mamusiu .... wiesz ja chciałbym do Ciebie częściej sie przytulać :)
      Była przeszczęśliwa ( znaczy się JESTEM )
      Aneta D.

      OdpowiedzUsuń
    2. Ewelina13/6/11

      I ja dodam swój przykład,bo te z życia wzięte są najlepszym dowodem,że teoria działa w praktyce:)
      Niedawno Mysza miała swoje urodziny, zabawa była szalona i męcząca, prezenty piękne i ciekawe. Wróciliśmy do domu późno, a musiałam jej umyć włosy po tym szaleństwie. Mysza koniecznie chciała się pobawić nowymi rzeczami - pomyślałam sobie" ok, 5 min niczego nie zmieni, jeśli się nie zgodzę, awantura przy kąpaniu niemal pewna, a radość małej z zabawy niezastąpiona".Powiedziałam Myszy,że ok., może się pobawić, ale chciałabym,żeby wybrała tylko jedną rzecz, bo jest późno i czeka nas dłuższa kąpiel, a wszyscy jesteśmy już dzisiaj zmęczeni. Mysza przystała na to chętnie i mówi: "jutro pobawię się następnymi zabawkami." Mycie przebiegło bez żadnych stresów, zasypianie również:)
      Czasem warto rozważyć, co ja zyskam, a co stracę i co zyska moje dziecko, a co ono straci poprzez moje kategoryczne "nie" wypływające z chęci władzy NAD.
      Pozdrawiam. E.A.

      OdpowiedzUsuń
    3. Eliminując krytykę, ośmieszanie, napominanie podniesionym głosem czy ocenianie dziecka (czyli eliminując przemoc) automatycznie przechodzimy na takie bycie z dzieckiem, które podtrzymuje jego poczucie godności i pomaga mu budować poczucie własnej wartości.
      Dziewczyny bardzo się cieszę z Waszych Rodzicielskich sukcesów, z tego pięknego kontaktu jaki jest między Wami, a Waszymi Pociechami.

      OdpowiedzUsuń
    4. przypomniał mi się ostatnio cytat, tylko nie wiem czyj: "Nie jesteś na tym świecie po to aby spełniać moje oczekiwania, ani ja po to aby spełniać Twoje. Jeśli się przez przypadek odnajdziemy, to cudownie. Jeśli nie, to trudno". Postanowiłem to przenieść na swoje relacje z dzieckiem i odnaleźć dziecko. Często przypominam sobie sytuacje z własnego dzieciństwa kiedy czułem się źle i staram się reagować teraz tak, aby moje dziecko nie czuło się źle w sytuacjach podobnych. To proste i fajne, daje dużo nam obu.
      Nigdy nie uczyłem mojego dziecka mówienia "dzień dobry" - a on i tak to robi:) Bo ja to robię:)
      pozdrawiam, ojciec karmiący:)

      OdpowiedzUsuń
    5. Poniekąd usłyszałam odpowiedź na powyższą wątpliwość. Staram się współpracować, słuchać, wykazywać empatią. Ale może nie wystarczająco? Chyba coś mi jednak umyka i dlatego wciąż wpadam w to błędne koło kija i marchewki...

      OdpowiedzUsuń
    6. Zawsze wtedy gdy jesteśmy otwarci na kontakt z dzieckiem jest "wystarczająco dobrze". Jesteśmy rodzicami, którzy towarzysząc swoim dzieciom popełniają błędy. To też jest ok. I świadomość swojej czasowej niemocy także jest ok. Tlingit, życzę Ci cierpliwości i wyrozumiałości dla siebie.

      OdpowiedzUsuń
    7. Stary post, ale dodam swoje trzy grosze. Jestem dzieckiem mamy, która zawsze wiedziała lepiej i wymagała bezwzględnego posłuszeństwa. Echa tego sposobu wychowania słychać i dzisiaj w naszych relacjach niestety. To mąż nauczył mnie budować stabilne uczucie, bez poczucia winy, dał mi poczucie wolności i bezwarunkowej akceptacji. Dobrze, że o tym piszesz. Dziękuję Ci.

      OdpowiedzUsuń

    Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.