8.2.13

Oczami mężczyzny (1)

      Zaproponowałam mężczyznom spisanie historii macierzyństwa. Nie, nie historii ich ojcostwa, ale właśnie macierzyństwa. Chciałam Wam i sobie ofiarować inny świat, niż ten, który jest tutaj na co dzień. A właściwie to ten sam świat, tylko widziany z innej perspektywy.
      Cykl: Macierzyństwo widziane oczami mężczyzny, czyli jak widzę matkę moich dzieci, otwiera tekst nie ojca, nie męża, ale mężczyzny. Dlaczego? Myślę, że Jego opowieść sama się obroni :) 

-->
     Śniły mi się bardzo różne marzenia. Prócz wymarzonych samochodów udało się przez sen nawet latać. Marzenia małe i duże – to wszystko mój mózg podpowiadał po to, żeby lepiej mi się spało. Nigdy jednak nie poradził sobie z marzeniem – jak to by było być w ciąży?
     Uważam krnąbrnie, że rozumiem matki. Bezczelność – na pewno w jakimś stopniu tak. Niemniej opowiadają mi różne rzeczy, odpowiadam co rozumiem i widzę na ich ustach uśmiech – że coś do tej męskiej łepetyny jednak dochodzi.
      Rodzice też to już jakoś przyjęli, że choć jestem bezdzietny, to coś tam rozumiem i jak coś opowiem o dzieciach, to te puzzle się układają tak, jak w ich domach.
      Rozumiem. Umiem nazwać. Można ze mną pogadać. A jednak o ile rodzicielstwo samo w sobie mnie nie przerasta, to macierzyństwo owszem. To musi być coś niesamowite, czuć życie w sobie. Ja odlatuję w samej sytuacji bycia kopniętym przez dzieciaka przez brzuch jego mamy. A mieć tego człowieka cały czas w sobie? Ten szczyt delikatności i nieporadności najpierw w Was żyje, a potem tak bardzo do Was lgnie. Tworzycie ze sobą na początku jego życia duet spełniający nawzajem tak wiele potrzeb. Nigdy nie byłyście i nie będziecie nikomu tak bardzo potrzebne. Ja też nie będę.
      Mówcie co chcecie. Że ciąża to mdłości, huśtawki nastrojów, spanie na plecach, brak mobilności no i przede wszystkim poród, porównywany czasem do przeżycia własnej śmierci (ok, trochę mnie to przeraża). Mówcie o uwiązaniu do dziecka na początku, że to brak wolności, swobody, niewyspanie. Jak to mówicie – rozumiem Was i wspieram jak tylko potrafię nie przeżywając tego samego. Bez bicia przyznaję, że dla mnie też by to było bardzo ciężkie. Ale jak już powiecie, to posłuchajcie.
      Bardzo Wam zazdroszczę tego, że możecie przeżyć tak wielkie zaufanie drugiego człowieka, który od Was zależy. Nie tylko psychicznie, ale dosłownie, fizycznie i w pełni. Wcale się Wam nie dziwię, że w takim momencie czasem nam mężczyznom przychodzi iść w odstawkę – nie być tak ważną osobą jak dotychczas.
     Nie przekonują mnie hasła o równości między matką, a ojcem. Nie mam wątpliwości, jak dużo może ojciec i mąż zrobić dla dziecka i kobiety – bardzo dużo. Może nawet w trudnej sytuacji, bo i takie się zdarzają, matkę dziecku zastąpić – to prawda.
     Jednak nie da się ukryć, nie będę nigdy w ciąży, nie będę karmił piersią, dziecko nie będzie ode mnie tak bardzo zależne, jak od Was. Zazdroszczę Wam z jednej strony. Z drugiej mam do Was z tego względu głęboki szacunek, jesteście namaszczone, jesteście kimś wyjątkowym. Czuję to, patrząc na Was i chętnie o tym słucham. Choć Wy pewnie myślicie, że ja i tak nic nie zrozumiem...

Jarek Żyliński
 

6 komentarzy:

  1. Anonimowy8/2/13

    jakie to piękne...
    popłakałam się czytając....
    jestem wielka szczęściarą bo... jestem mamą.
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy9/2/13

      Nie wierzę facetom którzy mówią, ze zazdroszczą nam ciąży. A może i zazdroszczą bo nie wiedzą jak wielki bywa ból przy porodzie. Ja urodziłam jedno dziecko i ze względunna ten ból nie urodzę kolejnego.
      mała

      Usuń
  2. Hmm...
    Zapowiada się bardzo interesujący cykl notek.
    Czekam na dalsze części.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja ryczę jak bóbr i nie wiem dlaczego, czy ten facet powiedział mi coś czego na co dzień sobie nie uświadamiam? Czy może wzruszyło mnie to, że facet tak pięknie o tym myśli i pisze? Dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy11/2/13

    Ja myślę, że wzrusza nas to, że ktoś to widzi, próbuje zrozumieć, docenia i przepięknie werbalizuje. No cóż, oczekujący tatusiowie na ogół tego nie potrafią. Widzimy, że to przeżywają, całują po brzuchach, dają tysiące rad, okazują niepokój czy aby dobrze dbamy o naszego wspólnego potomka by w innej chwili nie być już z nami w ciąży, napić się piwa, obejrzeć meczyk, uwolnić się od tego codziennego wzruszenia niezwykłością natury. A my nie możemy choćby na chwilę odstawić brzuszka i zrobić czegokolwiek na co mamy ochotę. My jesteśmy namaszczone... Namaszczone na zawsze i na wieki naszym macierzyństwem. I już nigdy nie zaznamy wolności i odpowiedzialności tylko za siebie. I gdyby nie to, że natura nagradza nam to oxytocyną to byłoby naprawdę trudne do zniesienia. I dzięki temu wszystkiego doświadczamy bardziej niż mężczyźni. Bardziej euforycznie, bardziej niewyczerpanie aż do stanu permanentnego bezwarunkowego uwielbienia dla naszych dzieci a właściwie dla chwil, w których nas najbardziej wzruszają i uwznioślają. Ale też i bardziej cierpimy, częściej smutniejemy, częściej czujemy się najpierw tak potrzebne a potem odrzucane i częściej rozdarte miedzy wszystkimi tymi uczuciami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech, przesada. Nosiłam dziecko w sobie, karmiłam piersią... nadal uważam, że mój partner lepiej rozumie nasze dziecko niż ja (choć on wale tak nie uważa ;) ). Nie powiedziałabym, że jestem w czymś lepsza od niego tylko dlatego, że utarło się że "matka wie lepiej" i że "matka jest niezastąpiona". Czuję się cholernie "zastępowalna". To znaczy moje dziecię nie potrzebuje mnie wale więcej niż taty. Może dlatego, że od początku byliśmy w tym razem, nie osobno. Jesteśmy rodzicami, nie matką i ojcem.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.