29.6.12

Będę z Tobą

     Zauroczona i zainspirowana wpisem Lovepatiens chcę Wam opowiedzieć o tych momentach naszej wspólnej drogi z Zo, kiedy za Kasią Groniec śpiewam:

Ze swojej drogi zejdę
Będę z Tobą
dokądkolwiek pójdziesz, cokolwiek zrobisz
będę z Tobą
Gdziekolwiek się zwrócisz, cokolwiek powiesz
będę z Tobą

Ze swojej drogi zejdę

Będę z Tobą
I w najlepszej z chwil i najgorszej tez
Będę z Tobą
Jak i w pierwszym, tak i w ostatnim dniu
Będę z Tobą
Z Tobą

Ty przed Tobą świat,

za Tobą ja,
a za mną już nikt.


      Są takie momenty w naszej relacji, że droga Zo staje się moją drogą, że zupełnie naturalnie schodzę ze swojej, by wejść na jej i uznać ją za własną. Dzieje się tak, gdy Zo staje przed nieznanym. Spotkanie z obcym, mało znanym człowiekiem, zabawa z "nieoswojonym" rówieśnikiem, wejście pierwszy raz w daną sytuację, to są dla Zo nie lada wyzwania. Choć moja córka nazywana jest "czortopchaczem", to w tych trzech sytuacjach jest powściągliwą i uważną obserwatorką. Zo potrzebuje nie tyle czasu na zaaklimatyzowanie się, co poczucia bezpieczeństwa, pewności, że jestem dostępna, w zasięgu wzroku, nastawiona wyłącznie na nią ("Ty przed Tobą świat, za Tobą ja, a za mną już nikt..."). Potrzebuje mojej ręki, moich ramiom, moich kolan i moich oczu, by ruszyć przed siebie, by odkrywać świat. 
        Moja córka nie jest lękliwa, nieufna, niesamodzielna, zbyt mocno do mnie przywiązana. Moja córka ma do mnie zaufanie. Moja obecność daje jej poczucia bezpieczeństwa, które jest fundamentem pewności siebie i poczucia własnej wartości.  Kiedy więc woła: "mamo, mamo, chodź" - idę. Kiedy mówi: "zostań tu ze mną przez chwilę" - siadam we wskazanym miejscu. Kiedy informuje: "idziemy do domu" (na placu zabaw pojawiła się gromadka głośnych 6 latków) - wstaję. I w głowie nie pojawia się myśl, że Zo jest ode mnie uzależniona, że muszę zrezygnować z siebie, że to najkrótsze droga do wejścia mi na głowę :) 
Schodzę ze swojej drogi bez żalu, pretensji, bez poczucia straty. Wchodzę na Jej z radością, otwartością, ciekawa tego, czego dziś się o Niej dowiem. I lubię te kawałki Wspólnej Drogi. Tak jak lubię tylko Jej Drogę i tylko Moją. 
    

27.6.12

Polubić siebie i schudnąć

Lato, lato wszędzie... Ja oczywiście nie jestem na diecie z wiadomych powodów :) , ale znajome, koleżanki, przyjaciółki są. Wraz z pierwszymi promieniami słońca coraz częściej słyszę o zrzuceniu zbędnego balastu po to, by szerzej się uśmiechać, życzliwiej spoglądać na siebie, cieszyć się z kontaktu z bliskimi i oddychać pełną piersią. 

Zachęcam Was do przeczytania rozmowa z psychoterapeutą Karstenem Schacht-Petersenem, trenerem metody komunikacji NVC

http://www.medigo.pl/a,i,15460,polubic_siebie_i_schudnac

 I co myślicie o takiej diecie?



23.6.12

Tata

Mama to nie jest to samo, co tato... Dobrze jest mieć jedną osobę, która kocha bezwarunkowo, a jeszcze lepiej jest mieć dwie… Można pójść na spacer, skakać przez kałuże, trzymając się za dwie silne ręce – jedną mamy, drugą taty… Można zobaczyć, że ludzie mogą się bardzo różnić, a mimo to kochać się i szanować… Można przejrzeć się w różnych oczach, dowiedzieć się o sobie różnych rzeczy, od mamy i od taty innych… Można co dzień się upewniać, że nasze istnienie ma dla kogoś głębokie znaczenie…
                                                                  
                                                               Agnieszka Stein (Dzikie Dzieci)

Rodzina istnieje po to, by kobieta mogła mieć dzieci i była wspierana przez męża. (Rocco Buttiglione) 
Kilka dni temu usłyszałam to zdanie i bardzo mocno rezonuje mi w sercu. Mąż dla mnie to nie tylko „żywiciel rodziny”(jak bywało dawniej), ale pośród wielu ról, które pełni w naszym małżeństwie, bycie  tatą moich dzieci jest jedną z ważniejszych. Jak ja to widzę?
Być tatą to być Przewodnikiem – przy podejmowaniu życiowych decyzji i etycznych wartości.
Być tatą to być Opiekunem -  przy bolącym zębie i zadrapanym kolanie.
Być tatą to być Towarzyszem zabaw – przy budowaniu domku na drzewie i przy ubieraniu lalek.
Być tatą to być Nauczycielem – pływania czy rachowania.
Być tatą to być Saperem – gdy bomba ma wybuchnąć, a w polu rażenie i Matka, i Córka.
Być tatą to być Poszukiwaczem – przygód i odpowiedzi, jak być jeszcze lepszym tatą.
Być tatą to być Słuchaczem – z otwartym sercem i buzią  przedszkolnych historii i życiowych rozterek.
Być tatą to być Pomocnikiem – w pieczeniu ciasta i jeździe na rowerze.
Być tatą to być Przyjacielem – pełnym akceptacji i empatii dla naszych Córek.
                                                                     
                                                EwelinaŻyrafa (Klub Oddychających Mam

 

Zmienię twoje życie i będziemy razem rosnąć i uczyć się... (z FB)
...i zmieniła Jego życie, i razem dorastają, i uczą się siebie samych i siebie nawzajem. On i Ona.
On kochając uczy Ją, jak kochać innych ludzi.
Ona pytając uczy Go, jak pozostać ciekawym świata.
On nieszufladkując uczy, że każdy człowiek jest ważny.
Ona śmiejąc się i płacząc głośno uczy, że warto pozostać sobą.
On akceptujący Ją na dobre i złe.
Ona chcąca Go radosnego i smutnego.

Miłość, która ich łączy uczy, jak przyjmować siebie nazwajem, choć bywają tak różni. 
 
                                                                                                              Monika


                                                                                                   


14.6.12

Jak być przy płaczącym dziecku?

         Obiecałam więc piszę :)

         Dzieci płaczą, bo to jedno z narzędzi jakim komunikują się z rodzicami. Płaczą ponieważ chcą coś nam przekazać. Płacz to sygnał, że:
  • jest mi zimno lub gorąco
  • chce mi się pić, jeść
  • jestem zmęczony, śpiący, znurzony
  • tęsknię za tobą
  • chcę się przytulić
  • nie znam tych ludzi
  • boję się
  • nie czuję się bezpiecznie 
  • nie lubię, gdy tak robisz
  • boli mnie
  • nie umiem tego zrobić
  • nie podoba mi się to, co widzę
  • nie rozumiem tego 
  • ... (itd, itp)

          
            Dzieci nie płaczą bez powodu, i nigdy tym powodem nie jest chęć manipulowania rodzicem. Kiedy stanie się to dla nas oczywiste dostrzeżemy, że reakcje typu: zaprzeczanie uczuciom dziecka ("nic się nie stało"), odwracanie jego uwagi ("popatrz jaka wielka kopara"), przywoływanie do porządku ("przestań natychmiast"), lekceważenie dziecięcego płaczu ("taki duży chłopiec") czy wreszcie przeczekanie go ("niech się wypłacze"), nie sprzyja ani dziecku, ani tak naprawdę rodzicowi. W miarę płaczu rośnie bowiem frustracja i jednego, i drugiego. Rolą rodzica jest pocieszyć swoją pociechę. Jak to zrobić? Jest naprawdę wiele sposobów. Myślę, że każdy z nas ma swój ulubiony. Poniżej tylko kilka narzędzi, które sprawdziły się w mojej relacji z Zo - niemowlakiem:
  • podawanie piersi 
  • noszenie (w chuście lub na ramieniu)
  • otulenie miękkim kocykiem
  • przytulenie do flanelowej pieluszki 
  • kołysanie
  • ciche mruczenie 
  • obserwowanie poruszanych przez wiatr liści
  • masowanie 
  • wspólne leżenie nago
  • wspólna kąpiel 
Te z kolei uratowały mnie przed "zamordowaniem" ryczącej dwu-, trzy- i czterolatki:
  • reagowanie "po pierwszej łzie" 
  • bycie przy niej
  • pytanie: "chcesz popłakać" (polecam :) Niewiarygodne jest to, co się dzieje z dzieckiem, które dostaje przyzwolenie na płacz)
  • nazywanie uczuć
  • głaskanie i przytulanie
  • pytanie o potrzeby
  • proponowanie rozwiązania "problemu" 
        Pamiętam jednak takie dni, kiedy płacz Zo doprowadzał mnie na skraj przepaści i wiódł dalej i dalej... W takie dni szeroko otwierałam okno, by pooddychać pełną piersią, zamykałam oczy, by zobaczyć radosną Zo, oddalałam się od niej, by moje ręce nie były za blisko czy wreszcie dzwoniłam do przyjaciółki prosząc o pomoc. A potem przychodziła myśl: to, co nie dało mi zbliżyć się do mojego płaczącego dziecka, to mieszkająca we mnie mała dziewczynka, którą za rzadko przytulano. Biorę ją więc w ramiona i przytulam, kołyszę, całuję, mówię, że kocham... A czasem płaczę razem z nią.

9.6.12

Płacz i trudne emocje (z naukowego punktu widzenia)

         Dzisiaj znowu ta sama scena - Maluszek płacze, a Rodzic stoi i czeka. Na co? Nie wiem. Domyślam się, że czeka aż dziecko się wypłacze. Nie ma jego postawie żadnej agresji, nie ma pośpiechu czy uspakajania, bo ludzie patrzą. Jest zwyczajne oczekiwanie, aż Małemu przejdzie. I przechodzi mu zanim znikają z mojego pola widzenia. Przechodzi choć szkody pozostawia.

       Z naukowe punktu widzenia (wszystkie informacje pochodzą z książki Margot Sunderland "Mądrzy rodzice") mózgi naszych dzieci przez kilka pierwszych lat są "niegotowe", "niekompletne", "niedokończony" i dlatego działaniem dziecka kierują niższe ośrodki mózgowe. Aby pomóc prawidłowo rozwinąć się połączeniom w wyższych ośrodkach mózgowych rodzic musi świadomie tworzyć silną więź z dzieckiem. Więź opartą na bezpiecznym kontakcie fizycznym i emocjonalnym. Jednym z elementów tej więzi jest akceptacja uczuć dziecka, wszystkich. Tych krzyczących i płaczących także.

        Obojętność na płacz i przeżywane przez dziecko trudności zdaniem wielu naukowców i badaczy zagadnienia może sprawić, że mózg nigdy nie osiągnie "stanu gotowości".  Dlaczego? Ponieważ:
  1. w czasie płaczu mózg wydziela hormon stresu zwany kortyzolem. Nadmiar tego hormonu może uszkodzić kluczowe struktury oraz systemy w rozwijających się mózgu; 
  2. jeżeli dziecko nie otrzyma wystarczającej pomocy w radzeniu sobie z trudnymi przeżyciami jego mózg może nie wytworzyć ścieżek umożliwiających mu skuteczne radzenie sobie ze stresującymi sytuacjami w przyszłości; 
  3. jeżeli nie pomagamy dziecku z "mocnymi" uczuciami  możemy sprawić, że jego mózg będzie w permanentnej "nadreaktywności", co oznacza oblewanie się potem z byle powodu, zamartwianie się lub złoszczenie się, wybuchowość;
  4. zbyt długi płacz i izolowanie się rodzica od tego płaczu powoduje, że w ciele zaczynają krążyć substancje chemiczne związane ze stresem, co w przyszłości może doprowadzić do postrzegania świata i ludzi przez pryzmat lęku czy zagrożenia; 
  5. nadwrażliwy system reagowania na stres może w późniejszym życiu prowadzić do strachu przed przebywaniem w samotności, lęku separacyjnego, ataków paniki czy uzależnienia od nikotyny; 
  6. kiedy dziecko cierpi jest uwalniany wysoki poziom adrenaliny, co powoduje, że ciało dziecka jest gotowe do działania, reakcji "uciekaj albo walcz"; 
  7. nie pocieszane dziecko jest w przyszłości narażone na przeróżne fizyczne dolegliwości, tak wskazują badania. Może mieć więc kłopot z astmą, łaknieniem i trawieniem, ze snem, bólami głowy. 
      
          Wszystkim zainteresowanych zagadnieniem wpływu na mózg dziecka codziennych wydarzeń, interakcji z dorosłymi odsyłam do książki Margot Sunderland. Znajdziecie tam informacje o sprawczej mocy dotyku, śmiechu i zabawy oraz odpowiedź na ważne pytania: Jak reagować na napady złości? Jak pocieszyć płaczące i cierpiące dziecko? Co zrobić, by dzieci nie cierpiały w przyszłości z powodu np. depresji? Jak je uchronić przed takimi dolegliwościami jak astma czy migrena? Ta książka, jak pisze sama autorka nie jest "prezentacją kolejnego podejścia do zagadnienia wychowania, ale raczej pomoże rodzicom podejmować kompetentne decyzje w oparciu o to, czego możemy się dowiedzieć z badań naukowych"
Polecam.



5.6.12

Płacz

       Wczoraj płakałam na ulicy (mniejsza o powód) i kilku przechodniów patrzyło na mnie ze współczuciem, może nawet z empatią (na pewno nie z litością), a dwóch troskliwie zapytało czy może mi w czymś pomóc. 
            Od wczoraj przed oczami stają mi obrazy płaczących dorosłych i dzieci. Od wczoraj nie mogę się uwolnić od myśli, że jakoś łatwiej nam prawdziwie dostrzec płaczącego dorosłego i być z nim, niż z płaczącym dzieckiem. Oczywiście nie myślę tu o rodzicach, a o przypadkowych świadkach naszego smutku, bólu i płaczu. Może się mylę, ale doświadczenie podpowiada mi, że płaczący dorosły widziany jest jako człowiek, który znalazł się w "sytuacji bez wyjścia" i dlatego wymaga troski. A tymczasem dziecko płacze, bo...
  • chce coś wymusić na rodzicu,
  • jest nadwrażliwe,
  • nie radzi sobie z emocjami,
  • jest rozpieszczone, 
  • chce mu się jeść lub pić,
  •  jest zmęczone,
  • coś go boli,
  • ...
     
          Raczej rzadko przychodzi nam na myśl, że jeśli Maluch, szczególnie Niemowlę, płacze to dzieje się tak dlatego, że "żaden inny subtelniejszy środek, którego użył, aby poinformować nas o swoim stanie, nie został odpowiednio pojęty i teraz, spanikowany, używa jedynego sposobu, który mu pozostał - krzyku przerażenie i rozpaczy oraz łez" (Rodzicielstwo bez przemocy, Claude Didierjean - Jouveau). 
       Myślę, że dzieci częściej niż przypuszczamy płaczą, by powiedzieć nam o swoich niezaspokojonych potrzebach. Myślę, że za często widzimy w płaczu jedynie strategię na wyładowanie złości czy napięcia. Myślę, że ja tak miewam...  
        Przypominam sobie to, co było dla mnie oczywistością, gdy wiek Zo liczony był w miesiącach - płacz dziecka istnieje po to, abyśmy wiedzieli kiedy dziecko potrzebuje naszej pomocy, aby uruchamiał się w nas odruch przywiązania - pocieszenia. 
            I jeszcze jedno: reagowanie na płacz dziecka buduje zaufanie.

2.6.12

Candy wygrała...

Dag. 

Losowanie nastąpiło późno w nocy. Dag proszę o kontakt mailowy.


Dziękuję Wam za udział w zabawie. Za podzielenie się tym, w jaki sposób Porozumienie bez Przemocy wzbogaca nie tylko Wasze życie. Za ciepłe słowa. Za inspirację. 

1.6.12

Z okazji i bez okazji

W życiu nie widziałam żadnego próżniaka; 
tylko kogoś, kto nigdy przy mnie nie biegał, nie skakał,
za to popołudniami drzemał, no i jeszcze
nie wychodził z domu w ulewne deszcze,
ale żeby był próżniakiem, nikt mi nie powie.
Mówisz, że mam źle w głowie?
Pomyśl: czy to naprawdę był próżniak,
czy tylko miewał zagrania,
po których wedle nasze zdania
próżniaków się odróżnia?

Nigdy w życiu głupiego dziecka nie wiedziałam;
tylko takie, którego pomysłów nie rozumiałam,
a ono sprzeciwiało się moim planom.
widziałam dziecko, co nigdy aeroplanem
nie leciało tam, gdzie ja latam nieustannie,
ale żeby było głupie? Co to, to nie.
Mówisz, że w głowie miało źle?
Pomyśl: czy aby na pewno? 
Może po prostu wiedziało nie to, co ty, tylko co innego? 

Rozglądam się, oczy wytrzeszczam,
ale nigdzie nie widzę kuchmistrza,
tylko kogoś kto miesza zupę w kotle
albo na patelni podrzuca kotlet.
Widzę, jak ktoś gaz zapala, a potem ma pieczę
nad baterią garnków i piecem. 
Widzę to wszystko, a kuchmistrza - ani trochę.
Powiedz mi: patrząc jak ktoś dzierży chochlę,
czy na pewno widzisz kuchmistrza? 
Może to tylko ktoś, komu w kuchni pracować się zdarza?
Jedni powiedzą: "próżniak", 
a inni: "zmęczony" albo "luzak". 
Jedni powiedzą: "głupiec",
a inni: "wie swoje, nie cudze".

Więc doszłam do wniosku, 
że unikniemy chaosu,
jeśli przestaniemy mylić to, co ujrzane,
i nasze o tym ujrzanym prywatne zdanie. 
Ale dodam: rób jak chcesz,
bo to też tylko moje prywatne zdanie,
wiesz?
                                                              /Ruth Bebermeyer/