21.6.11

Nie widzisz mnie

         Leniwe popołudnie. Śpiew ptaków, ciche rozmowy przechodniów, brzdęk garnków - Zo gotuje obiad dla Łatki i Czupurka. W tle szloch i prośby: Mamo zaczekaj. Mamo nie chcę iść sam. Mamusiu ja chcę z Tobą. Nie chcę do domu, chcę się bawić... Mamo zaczekaj...Czekaj na mnie...

        Wyglądam przez okno. Chłopiec lat 4 z rozmazaną od płaczą buzią, potykając się co kilka kroków, biegnie za mamą. Dzieli ich kilka metrów. Mama pokonuje swoją drogę rytmicznym krokiem nie oglądając się za siebie.
         Mam gule w gardle. Chcę krzyknąć: Hej, on szuka kontaktu z Tobą (fizycznego więc weź go za rękę i emocjonalnego - usłysz go. Przytul i powiedz - wiem, że chciałbyś zostać na placu zabaw. Słyszę jak bardzo chciałbyś się jeszcze pobawić). Nie krzyczę bo wiem, że ta (i inna) mama nie dręczy swojego dziecka celowo, nie chce go krzywdzić. Ona zwyczajnie "idzie" by zaspokoić swoje (lub innych) potrzeby. Nie słyszy swojego syna bo być może:
  1. musi ugotować obiad przed przyjściem męża z pracy i starszego dziecka ze szkoły,
  2. chce jeszcze zrobić zakupy,
  3. jest zmęczona,
  4.  myśli o porannej kłótni z szefem,
  5. ... 
        Maluch płacze nie przestając wołać, bo to jego strategia na bycie zauważonym. Nieskuteczna ale chłopiec nie ma innej. Jest jeszcze za mały, by sam zaspokoić swoje potrzeby; potrzebę bezpieczeństwa, bycia zauważonym i usłyszanym, potrzebę zabawy. Jest również za mały, by porzucić swoje potrzeby i wziąć pod uwagę potrzeby mamy. A może nie? Nie dowiem się tego bo jego mama wciąż pędzi za czymś ważnym (dla siebie lub dla innych), bo nie przystaje nawet na chwilę by wyjaśnić synkowi, co takiego musi jeszcze zrobić, że nie mogą dłużej zostać w piaskownicy.

Chłopiec w końcu przestanie płakać... Smutno mi...
Smutno bo tyle razy pędziłam za czymś głucha na wołanie: "mamusiu popatrz, ...zaczekaj, ....posłuchaj, ...przytul mnie" Ratunkiem dla mnie na dziś jest powtarzane przez Zo "ale, ale, ale...mamusiu ale, ale, ale...". Dźwięczy w uszach jak syrena strażacka. Trudno pozostać głuchym. Dziękuję Ci Córeczko za każde "ale"

M

5 komentarzy:

  1. Ewelina21/6/11

    No właśnie...i ja szłam z placu zabaw,a za mną moje płaczące dziecko; szłam pełna wstydu, złości, płaczu...teraz coraz rzadziej je "porzucam". I dziś rano, gdy nie bardzo chciała zostać z babcią, wracałam i przytulałam ją z 10razy:)
    Mnie zatrzymuje w "galopie" codziennych obowiązków jej : "mamusiu chcę Ci coś powiedzieć" - a ja chcę coraz częściej słuchać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że nigdy tak nie postąpię z własnym dzieckiem, że będę miała czas i siły by z nim pobyć, poprzytulać się pobawić - dziecko potrzebuje kontaktu rodzica jak powietrza, jak go nie dostaje, to czuje się nieważne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy22/6/11

    dzięki że mnie nie oceniasz

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy8/12/11

    To też o mnie :((((

    OdpowiedzUsuń
  5. popłakałam się po przeczytaniu tego postu.. jak inaczej wygląda codzienność, kiedy popatrzy się od drugiej strony.. jak wiele razy dręczyłam swoje dzieci.. co z tego, że nie specjalnie :(
    ech, jeśli jestem żyrafą, to z ogromnymi problemami :((( długa droga przede mną

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.