Relacja z dzieckiem nie jest jednostronna. I nigdy taka nie była. I nigdy taka nie będzie. Nie jest tak, że Zo ma być otwarta na mnie, na moje propozycje, a ja - zamknięta na Nią. Nie jest tak, że Ona nie wie, dlatego ja ją muszę nauczyć; nie rozumie, więc muszę wytłumaczyć; nie zna, więc pokazuję. Nie jest też tak, że ja już wiem, rozumiem, widzę.
Coraz wyraźniej dostrzegam, że Zo jest "wymagającym" towarzyszem tej naszej wędrówki. Jesteśmy teraz na takim etapie (oczekiwanie na Siostrę), że wiele się od siebie uczymy. Czasem odnoszę wrażenie, że ja uczę się więcej od Mojej Córki, niż ona ode mnie. Przede wszystkim uczę się otwartości na to, co Zo każdego dnia ze sobą niesie - przyjemnego i trudnego (niektórzy powiedzą - pozytywnego i negatywnego). Uczę się przyjmować to, co jej, choćby to moje nie było. I jest we mnie wiara, że dzięki temu Ona nauczy się przyjmować to, co moje, choćby to jej nie było (empatia).
- słuchania opowieści bez zadawania pytań, które często zamieniają rozmowę w wywiad;
- spontanicznego zawrócenia z obranej drogi, bo...
- rozwiązywania konfliktów, gdy opadną głośne emocje, gdy będziemy w innym czasie i innej przestrzeni (dziwne, że nie nauczył mnie tego żaden dorosły);
- patrzenia na drugiego, tak jakbyśmy się spotkali po raz pierwszy w życiu (wiem, wiem... to banał, ale tak jest);
- mówienia tego, co leży na sercu;
- myślenia o sobie tylko i wyłącznie dobrze :)
- niekończącego się eksperymentowania;
- porzucenia bełkotu pedagogicznego na rzecz języka osobistego (chcę/lubię/nie chcę/nie lubię);
- nieprzyjmowania zasad, które mnie ranią, nawet jeśli to jest rana widziana dopiero pod mikroskopem;
- a przede wszystkim tego, że najprzyjemniejszą rzeczą na świecie jest dawanie.
Czego Zo uczy się ode mnie:
- cieszenia się z oczekiwania, bo dziś zdecydowanie trudniej mi odpowiedzieć szybko na jej prośby (choćby dlatego, że podniesienie się z kanapy zajmuje mi kilkanaście sekund :) )
- nie bycia ciągle w centrum uwagi;
- czasu tylko dla siebie;
- mówienia o uczuciach i potrzebach;
- akceptacji wobec tego, co nas spotyka;
- podejmowania decyzji ze względu na wzbogacenie życia, swojego lub drugiego człowieka, a nie ze względu na konieczność bycia konsekwentnym;
- traktowania wszystkich tak samo, Dużych i Małych;
- a przede wszystkim tego, że najprzyjemniejszą rzeczą na świecie jest dawanie.
Czego nauczę się od Niej dzisiaj? Czego Ona nauczy się ode mnie? Nie wiem. Jestem otwarta. Mam nadzieję, że Zo także.
W ten piękny majowy dzień życzę Wam otwartości na to, co przyniosą Wam dzieci - przyjemnego lub trudnego, nie pozytywnego lub negatywnego :)
Przepiękne zdjęcie. Przepiękne słowa. Magicznie mądry wpis...
OdpowiedzUsuńOd dzieci można naprawdę nauczyć się wielu rzeczy
OdpowiedzUsuńA my Siostrzyczki gratulujemy- no popatrz, umknęła nam ta wiadomość:D
OdpowiedzUsuń"Nieprzyjmowanie zasad, ktore rania - nawet jesli jest to rana widziana dopiero pod mikroskopem." - dziekuje za te slowa, biore je do serca.
OdpowiedzUsuńMam jedno życzenie: kiedy moja córka będzie mieć swoje dzieci, obyś wtedy jeszcze prowadziła ten blog
OdpowiedzUsuńCzuję tak samo. :-)
OdpowiedzUsuńAnonimowa nr 3 - może moja córka będzie prowadzić podobny blog :) bo ja wtedy będę bawić wnuki :)
OdpowiedzUsuń