8.1.12

Język osobisty naszych dzieci

        Po raz pierwszy z określeniem "język osobisty" spotkałam się w "Twoim kompetentnym dziecku" Jespera Juula. Taki język - zdaniem autora - buduje kontakt między ludźmi, choć opiera się jedynie na kilku prostych słowach: chcę, nie chcę, lubię, nie lubię, zgadzam się, nie zgadzam się...  A może właśnie dlatego, że opiera się na kilku zaledwie słowach i na komunikacie "ja". 

       Doskonale pamiętam maleńką Zo i jej osobisty język. Nie miałam kłopotu z usłyszeniem jej potrzeb. Po pierwsze dlatego, że mój niemowlak jasno i wyraźnie komunikował co lubi, a czego nie lubi. Po drugie - odrzuciwszy popularne wówczas poradniki (czytaj: Hogg) "musiałam" zaufać swojej intuicji.  Dobrze na tym wyszłam :)
          Kiedy Zo chciała jeść zaczynała ssać swoją piąstkę lub moją brodę. Kiedy była śpiąca kwiliła, a gdy było jej za zimno lub za ciepło - płakała. Pluła, gdy dawałam jej zupę marchewkową, a mlaskała, gdy jadła brokułową. Uśmiechała się widząc twarz eM i prężyła, gdy brał ją na ręce inny członek naszej rodziny. Kiedy była maleńka nie było między nami konfliktów. Mała ze mną współpracowała.  


         Kiedy Zo stała się Toddlersem (anglojęzyczne określenie na dzieci w wieku 1-3 lata; szkoda, że nie ma polskiego odpowiednika) wciąż posługiwała się językiem serca, ale ja przestałam go respektować. To była czas, w którym nie szanowałam potrzeb mojego dziecka. Nie trwał aż trzy lata :) ale jednak trwał...  
  Wszystko zaczęło się od głośnego "nie", o którym kiedyś tu pisałam. Trudno było mi je zaakceptować, bo przecież pokój TRZEBA posprzątać zanim przyjdą goście, zęby MUSZĄ być umyte, jeśli nie chcemy dorobić się dziecięcej próchnicy, a obiad MA być zjedzony, bo się przy nim napracowałam. 
         Rozkazy, nakazy i używanie komunikatu "ty" budowały dystans między nami, utrudniały kontakt i kazały mi podejrzewać moją córkę o brak współpracy. To był trudny czas. Dla niej i dla mnie. Na szczęście, dla niej i dla mnie, mamy go już za sobą. I nie dlatego, że Zo przestała mówić: chcę, nie chcę, lubię, nie lubię... i tak dalej. 
  • To jest okropne, nie chcę tej zupy
  • Nie chcę, żebyś tu wchodziła, to jest mój pokój
  • Chcę słodycza, mimo że ty się nie zgadzasz
  • Nie lubię tej bluzki, chcę tą z McQueenem 
  • Daj mi mleko
  • Zostaw mnie tutaj, chcę się bawić
       To osobisty język mojej córki, który akceptuję. Używam bardzo podobnego :) Szanuję Zo "chcę, nie chcę" i wspólnie z nią poszukuję rozwiązań, które będą nam obu służyć. Jeśli to niemożliwe, to przynajmniej takich, które będą jej służyć. Głęboko wierzę, że to nauczy moją córkę szanowania "chce, nie chcę" drugiego człowieka.
        

18 komentarzy:

  1. mój mały ma 7 miesięcy i też przestał ze mną współpracować.. próbuję przypomnieć sobie w którym momencie nawaliłam. I najwyraźniej codziennie nawalam, bo prawie non stop jęczy.. :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. @BiG m, jęczy, czyli chce coś ci powiedzieć, a co za tym idzie - współpracuje :) Może chce powiedzieć "mamo, nie lubię jak mi wychodzą zęby, to boli" albo " mamo nie podoba mi się ta zabawa, jestem już duży, chcę się pobawić w coś innego" albo ... Jak myślisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestes niesamowicie kreatywna, to jest po prostu fantastyczne:)

      Usuń
  3. Anonimowy8/1/12

    Hej, no to jak teraz załatwiłabyś sprawę zębów?
    Próchnica jest właściwie nieodwracalna, więc co byś zrobiła dziś - po usłyszeniu "Nie chcę myś zębów... mie lubię tego!" ?:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś też Zo nie chce czasem myć zębów. Pytam ją więc czego chce, a ona mi na to, że...
    - bawić się,
    - zjeść jeszcze coś na kolację,
    - spać,
    - poczytać książeczkę,
    - obejrzeć bajkę...
    Sprawdzam, którą z tych rzeczy możemy jeszcze zrobić zanim umyjemy zęby. Robimy, a potem wracamy do łazienki. A jeśli jest już późno, mówię, że słyszę czego chce i że teraz już nie mamy na to czasu. Jedyna na co mamy czas to umycie zębów przed pójściem spać. I myjemy zęby.

    To, że dzisiaj tak się kończy nasza rozmowa o myciu zębów to zasługa tego, że przez większość razów na jej "nie chcę myć zębów..." nie stosowałam przemocy (ani fizycznej, ani psychicznej).

    No i mamy szczoteczkę elektryczną, która lepiej się sprawdza niż tradycyjna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy8/1/12

    Muszę przeczytać ksiązkę, o której piszesz, bo moje dziecko jest mistrzem w języku osobistym ale niestety jest odbieramy jako niegrzeczny, źle wychowany 8 latek. Ostatnio jego wychowawczyni poprosiła mnie bym porozmawiała z Kubą, że jeśli czegoś nie chce to nie musi od razu tego mówić, bo wtedy inne dzieci też czegoś nie chcą, a przecież jak się jest w klasie to trzeba robić to co każe nauczyciel
    MAJA

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój Antoś (10,5 miesiąca) zaczął wyraźnie komunikować co lubi a co nie. I np lubi wygrzebywać ziemię z kwiatków, lubi wkladać palce do kontaktu, lubi bawić się wszelkiego rodzaju kabelkami, telefonem, laptopem. Jak tłumaczę Mu, że to nie jest dobry pomysł na zabawę i swoje tłumaczenie argumentuje np "jak weźmiesz ziemię do buzi, to będzie Cie bolał brzuszek" lub "jak będziesz wkładał rękę do kontaktu to porazi Cię prąd a to jest bardzo nieprzyjemne uczucie" to On się wścieka i krzyczy. Nie wiem, co robić. Boję się, że gdzieś popełniam błąd. Zupełnie nieświadoma...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nam dorosłym trudno używać takiego języka, by nie być posądzonym o egoizm. Dzieciom jest jeszcze trudniej.

    OdpowiedzUsuń
  8. A u mnie jakos na odwrot. Pojecia nie mialam co jej niemowlecy jezyk chce mi przekazac. Mialam wrazenie,ze wszytsko robie zle i mojego dziecka nie ozumiem. Z pierwszym wyraznym NO odetchnelam z ulga bo wiedzialam,ze wreszcie bedziemy umialy sie porozumiec. I udalo sie. I nieprawda,ze jezykiem oosobistym dzieci daja nam znac tylko o tym czego nie chca i nie lubia. Mowia nam tez o tym co chca co lubia i co kochaja. I czasem jest nam to trudniej uslyszec niz owe slawne NIE

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja czekam z obawą na to pierwsze NIE i na swoją reakcję.
    Przeurocze zdjęcie... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. @JANIE, dzieciom łatwiej, bo dzieci zawsze najpierw mówią w języku osobistym. To z powodu dorosłych przestają go używać lub go nadużywają. Szansą dla nas, dorosłych, jest język naszych małych dzieci: "nie lubię tej zupy", "daj mi pić"..., dzięki nim możemy sobie go odświeżyć

    @Clatite, dość ma dzień swoich trosk :) Jak usłyszysz NIE to będziesz wiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  11. U nas również pierwsze przejawy osobistego wyrażania siebie tj. wrzaski gdy coś nie po maciowej myśli. To mnie cieszy. Uczę się akceptować jego złość i sprzeciw do którego przecież ma prawo. Oboje się uczymy. Etapu dwu trzy latka obawiam się najbardziej. Ale jeszcze czas i mam nadzieję przynajmniej lekturą się jakoś przygotować :)

    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  12. Joanna10/1/12

    @BIG m, moja Mała ma 5 miesięcy z hakiem i też jęczy. Trzeba ją wtedy wziąć i pokazać jej coś. Często patrzy dokładnie na to czego chce dotknąć. Czasem wydaje mi się że jej sie po prostu nudzi ale nie wie co miałaby robić więc trzeba jej coś proponować. Czasem jest śpiąca i już nic jej sie nie podoba no i mam wrażenie że i dziąsła czasem bolą bo wszystko ląduje w buzi :)

    Zrobiłam sobie na razie dwa prezenty Juulowe. Kompetentną rodzinę i NIE z miłości. Niesamowite są. Pisane z takim szacunkiem do czytelnika...

    Co do wkładania paluszków do kontaktu itp. Wg tego co przeczytałam to raczej możnaby powiedzieć tak jak dzieci „nie chcę żebyś dotykał kontaktu” i tyle. Powtarzać do skutku. Juul pisze że nawet jeśli ten komunikat będzie wypowiadany ze złością to i tak jest w nim szacunek do dziecka. Tłumaczenia przyczynowo-skutkowe mogą być niezrozumiałe żeby nie powiedzieć abstrakcyjne a do tego i tak brzmią po prostu jak zakaz. Ale to już moja intuicja i próba zrozumienia „prawa Juula”... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo się cieszę, że do Ciebie trafiłam. Dodaję do "czytanych" i będę wracała.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mówienie takim językiem jest dla mnie bardzo trudne, bo pzrez większość życia moich chłopców wydałam im polecenia i teraz bardzo się wystrzegam słów, które mogłyby dla nich brzmieć jak polecenie. Nie widzę różnicy o której pisze Juul. Dla mnie zdanie - "nie dotykaj żelazka" i zdanie "nie chcę, żebyś dotykał żelazka" brzmią tak samo - jak rozkaz.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Ona, może być tak jak piszesz. Zdarza się, że słyszymy krytykę, osąd, rozkaz nawet wtedy, gdy mówiący nas nie krytykuje, nie osądza, nie rozkazuje nam. Dlaczego? Bo mamy za sobą bolesne doświadczenie kontaktu z ludźmi, którzy oceniali i rozkazywali nam (to tylko jedna z wielu przyczyn; najlepiej jednak pasująca do tego, co piszesz).

    Dlaczego zdanie "nie chcę żebyś dotykał żelazka" nie jest rozkazem? Ponieważ jest osobistym wyrażeniem tego, na czym mi zależy, a język osobisty nigdy nie narusza integralności dziecka. Dziecko może po takich słowach nawet się przestraszyć, ale nie będzie się czuło pominięte, a tak się dzieje, gdy słyszy" "nie dotykaj żelazka; ile razy mam powtarzać, żebyś zapamiętał". Dodatkowo czuje się głupie, bo przecież mama już tyle razy to mówiła, a ono nie potrafi zapamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ech, moja mama do dzisiaj wydaje mi rozkazy, a ja tego po prostu nie znoszę. Tak było przez całe życie i tak jest do dzisiaj, mimo że mam już prawie 30 lat...

    OdpowiedzUsuń
  17. Moniko kochana!
    Wrocilam do punktu wyjsciowego, to znaczy, przeczytalam twojego bloga od deski do deski. Jutro juz bede naprawde musiala cos w domu porobic :D
    bardzo ci dziekuje i prosze nie przestawaj.

    Juz duzo sie nauczylam od ciebie.
    Wiele ksiazek jest tu, w UK, niedostepnych, ale sprowadzam te, na ktore mnie jeszcze stac:)
    dajesz nadzieje i wsluchujesz sie we wnetrze/a.
    Bede zdecydowanie regularnie tutaj zagladac. Ciesze sie, ze spotkalam ciebie na swojej drodze, nawet jesli tylko wirtualnie. Dziekuje ci.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.