Zo mnie nie słyszy. Zdarza się. Ja mówię, Ona patrzy i nic. Nic się nie dzieje. Wygląda jakby moje dziecko nagle ogłuchło. Zwykle na krótką chwilę. Na kilka minut.
Jakiś czas temu postanowiłam spisywać okoliczności, w których moja córka przestaje mnie słyszeć (i tym samym słuchać). Okazało się, że lista owych okoliczności wcale nie jest taka długa, i że trudno się dziwić mojej córce.
Dzieci najczęściej nie chcą słuchać (czytaj: nie słyszą):
1. żądań,2. potrzeb dorosłych,
3. tego, co uznają za "bełkot dorosłych"
4. krzyku dorosłych (o tym było tu)
Dzieci przestają słyszeć, by chronić siebie. To ich strategia. Skuteczna. Z nami dorosłymi jest chyba podobnie. Punkt 1 i 3 są wspólne dla Małych i Dużych. Ani ja, ani Zo nie reagujemy na żądania, nakazy, manipulację. Udajemy, że tego nie słyszymy, my dorośli. Dzieci rzeczywiście często nie słyszą żądania. Już nie słyszą, bo wielokrotnie przekonały się, że żądający rodzic nie szanuje ich odmowy. Nie raz wydawało mi się, że nie żądam, a proszę. Wydawało mi się! Prośba różni się od żądania tym, że odpowiedź "nie" jest tak samo dobrze widziana, jak "tak". Za "nie" dla mnie kryje się bowiem "tak" dla Zo. "Nie" dla mojej potrzeby oznacza "tak" dla potrzeby Zo. A w tym przecież nie ma nic niewłaściwego. Ja i Zo mamy takie same potrzeby i obie dążymy do ich zaspokojenia, tylko że Zo nie umie jeszcze zaczekać z zaspokojeniem swoich potrzeb. Za miesiąc będzie mieć dopiero 4 lata.
Zo żyje bardzo blisko swoich potrzeb. Jej potrzeby mają intensywny zapach, wyraźny smak i ostry kolor. Trudno ich nie zobaczyć. Dzieci muszą nauczyć się radzić sobie z tym, że nie wszystkie potrzeby mogą być zaspokojone. To nie jest łatwe zadanie. Trudno się więc dziwić, że nie ma w nich (jeszcze) miejsca na wzięcie pod uwagę potrzeb dorosłych.
"Bełkotu" politycznego, psychologicznego i rodzicielskiego też trudno słuchać. Ten bełkot tak wypełnia małżowinę uszną, że do mózgu nic już nie dochodzi.