24.5.11

Potrzeby są Nasze

       Pierwszą rzeczą, która usłyszałam na Familii Camp było stwierdzenie Karstena, że bez względu na to ile mamy lat, czy jesteśmy dziećmi czy dorosłymi, mamy takie same potrzeby (nie była to pierwsza informacja podana przez trenera ale pierwsza przeze mnie usłyszana).

        Jak to? - pojawiło się w głowie - Przecież Zo jest taka mała, a ja taka duża...dzieli nas ponad 30 lat...Ona nie może mieć aż tylu potrzeb ile mam ja... No bo czy niespełna 3 letnia dziewczynka może mieć potrzebę...
Mijające sekundy, a potem minuty na nic się zdały. O jakiekolwiek bym potrzebie nie pomyślała zaraz okazywało się, że Zo też ją ma. Pierwsza przyszła mi na myśl potrzeba rozwoju (dla niej tu przyjechałam) a wraz z nią pojawił się obraz mojej córeczki rysującej "esy floresy" na ścianie swojego pokoju. Przez głowę przelatywały moje własne potrzeby i obrazy z Zo w roli głównej:
  • potrzeba wolności - Zo wyjąca w parku kiedy wsadzam ją do wózka tłumacząc, że w ten sposób szybciej będziemy w domu
  • potrzeba bycia zauważoną i usłyszaną - Zo włażąca mi na kolana w trakcie rozmowy z przyjaciółką, zakrywająca swoja rączką moje usta i mówiąca: Mamusiu teraz ja, teraz ja 
  •  potrzeba bycia braną pod uwagę - Zo stanowczo domagająca się w restauracji (wśród karcących ją szeptów gości) małej łyżki: ta jest za dużo, zupka będzie się wylewać... nie, to jest łyżeczka do herbatki, ja chcę jeść rosołek...
  • potrzeba autonomii - Zo wypychająca mnie z pokoju: chcę bawić się z tatą, nie z tobą, idź, mama idź...     
         Lista jest naprawdę długa a to, co nas z Zo dzieli, to nie potrzeby, a umiejętność ich zaspokajania. Ja to już potrafię (choć nie zawsze w bezprzemocowy sposób), Ona - nie.
         Dzieci nie są w stanie zaspokoić wszystkich swoich potrzeb i dlatego potrzebują nas - dorosłych. Potrzebują rodziców nie tylko po to, by znaleźć strategię na zaspokajanie potrzeb, ale także by nauczyć się nazywać i rozpoznawać swoje uczucia. One jednak potrzebują takich rodziców, którzy sami już opanowali te umiejętności i teraz mogą cierpliwie, spokojnie i współczująco towarzyszyć dzieciom. Rodziców, którzy najpierw będą kontaktować się z dzieckiem, z tym czego ono potrzebuje, a dopiero potem zatroszczą się o siebie. I nie oznacza to rezygnacji ze swoich potrzeb na rzecz potrzeb dziecka. Gdyby tak było wyjechałabym z Familii Camp pierwszego dnia :) Wierzcie mi...

        Posłużę się przykładem 4 letniego chłopca, który towarzyszył swoim rodzicom na warsztatach, kategorycznie odmawiając udziału w zajęciach dla dzieci. Mały siedział na podłodze bawiąc się samochodami i zadając głośno pytania swoim coraz bardziej zdenerwowanym rodzicom. Rodzicom, którzy z jednej strony chcieli aktywnie brać udział w  warsztatach, z drugiej - zatroszczyć się o swojego syna. Mały po kilku minutach znudzony jeżdżeniem samochodami zafundował im kraksę drogową. Samochody uderzały o siebie coraz głośniej, Maluch piszczał z zachwytu a rodzice nerwowo rozglądali się po innych uczestnikach mocno zażenowani cała sytuacją.  W tym momencie do Małego podeszła Zofia. Dialog potoczył się mniej więcej tak:
Zofia: Widzę, ze bawisz się samochodami
Mały: Tak
Zofia:  Lubisz bawić się samochodami?
Mały: Tak
Z: Czy mógłbyś mi powiedzieć na czym polega twoja zabawa?
M: Samochody jeżdżą i jeżdżą i mają wypadki
Z: Fajna zabawa
M: Pobawisz się ze mną?
Z: Chciałbyś abym się Tobą pobawiła?
M: Tak. Pobawisz się ze mną?
Z: Bardzo chętnie pobawię się z Tobą jak skończą się zajęcia
M: Naprawdę?
Z: Jasne
M: Super
Z: Mam do Ciebie prośbę. Czy zechciałbyś mi pomóc?
M: Tak. Co mam zrobić?
Z: Czy Twoje samochody mogłyby ciszej o siebie uderzać?
M: Tak
Z: A czy mógłbyś mówić do rodziców szeptem. W ten sposób pomógłbyś mnie i Karstenowi, który prowadzi zajęcia. Kiedy jest głośno Karsten nie słyszy zadawanych pytań. Czy chciałbyś mu pomóc?
M: Tak
Cała rozmowa trwała trochę ponad minutę a przyniosła ulgę rodzicom  i jednocześnie nie odebrała radości zabawy Małemu.

Powtórzę to jeszcze raz: Najpierw kontaktujcie się z dzieckiem, z tym czego ono potrzebuje.
  
A teraz przykład z własnego podwórka. 
          Wczoraj Zo zażądała jajka niespodzianki. Odmówiłam córce ponieważ mamy zasadę, że słodycze jemy tylko w weekend. Zo jakby nie słysząc moich słów głośno powtórzyła: daj mi jajko. Jeszcze raz, bardzo spokojnie, wyjaśniłam jej dlaczego nie dostanie jajka dorzucając mimochodem coś tam o szkodliwym działaniu cukru.  Przesadziłam, wiem :) 
Zo mocno zdenerwowana krzyknęła: ja chcę jajko i rozpłakała się...Na nic się to zdało. Matka Zo miała chwilową amnezję. Na szczęście Mała zaczęła wyć. Piszę na szczęście bo wraz z tym jej wyciem dotarło do mnie, że nie biorę jej pod uwagę, że mówię tylko o sobie, o własnych potrzebach (dotrzymywania umów, troski i ochrony np. przed wczesną próchnicą). Teraz nareszcie mogłam skontaktować się z moim dzieckiem. I znów wystarczyło trochę ponad 60 sekund by kolejne dziecko było usłyszane. Zo uśmiechnięta i w podskokach powędrowała do swojego pokoju. Bez jajka niespodzianki. I w tej sytuacji nie chodziło mi o to, by Zo zrobiła to, na czym mi zależało (to byłaby manipulacja). Chciałam z nią tylko (choć prawdziwsze będzie słowo - aż) nawiązać kontakt.

                   Zo usłyszana               
                                                                                       Zo nie brana pod uwagę

Dziś już wiem, że Zo chce współpracować wtedy, gdy jej potrzeby są przeze mnie uwzględnione. Brane pod uwagę. Często nawet nie muszą być zaspokojone. Ona budzi się kiedy słyszę jej potrzeby. Inne dzieci - też. 
Przekonajcie się sami.  

Pozdrawiam ! 

13 komentarzy:

  1. Anonimowy24/5/11

    Chciałabym móc powiedzieć "na szczęście zaczęła wyć, tupać, płakać itp." Ucieszyć się z takiej formy wyrażania swoich niezaspokojonych potrzeb przez moje dziecko. Ostatnio przychodzi mi to z wielkim trudem:(
    E.A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy24/5/11

    Widzisz a ja myślałam, że mój syn przeistacza sie w jakiegoś małego potworka , Ze koledzy mają na niego zły wpływ itp itd... a ja go nie brałam pod uwagę, jego potrzeb tylko bleblałam jakieś wydawało mi się mądrości życiowe... A.D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieci, które krzyczą, płaczą i tupią walczą o to, by być usłyszane.
    Zdarza mi się być ślepą i głuchą matką więc moja córka musi głośno płakać i krzyczeć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. kasia2/7/11

    rozumiem to doskonale

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy10/9/11

    Czytam, czytam, czytam... i ryczę z powodu swoich niekompetemcji. Nie wiem, kiedy ostatnio brałam pod uwagę potrzeby swoich dzieci. Pewnie dlatego mój dom przypomina bardziej front niz Dom. Nie wiem, czy kiedykolwiek naucze sie porozumiewania bez przemocy.
    A "najzabawniejsze" jest to, ze rodzina meza niemal przy kazdej okazji atakuje mnie, ze dzieci sa niegrzeczne, bo..."nie dostaja w dupę"...ech.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze jest dobry czas by zacząć. @Anonimowa, może przyłączysz się do nas - Klubu Oddychających Mam :) Zapraszamy

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy27/9/12

    Ale co zrobiłaś w ciągu tych 60 sekund? Bo nie rozumiem...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minuta wystarczyła by usłyszeć, wziąć pod uwagę potrzeby mojej córki. Minuta wystarczyła bym przelożyła jej krzyk na język uczuć i potrzeb. Minuta wystarczyła, by usłyszana Zo chciała ze mną współpracować.

      Usuń
  8. >>>One jednak potrzebują takich rodziców, którzy sami już opanowali te umiejętności i teraz mogą cierpliwie, spokojnie i współczująco towarzyszyć dzieciom.<<<

    kiedy dochodzi do rozlewu łez, to dlatego, że ja-dorosła właśnie z tym mam problem

    OdpowiedzUsuń
  9. No tak Moniko ale co konkretnie zrobiłaś? nic? W sensie siedziałaś tylko przy Niej płaczącej czy coś powiedziałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez chcialabym sie dowiedziec...

      Usuń
    2. Byłam uważna na jej słowa. Powiedziałam jeśli dobrze pamiętam (dawno to było): słyszę o co prosisz. Pewnie jak ją znam to wtedy powiedziała: to dasz mi jajko? I jak siebie znam to mogłam powiedzieć: chcesz dowiedzieć się czy zmieniłam zdanie?

      Usuń
    3. Byłam uważna na jej słowa. Powiedziałam jeśli dobrze pamiętam (dawno to było): słyszę o co prosisz. Pewnie jak ją znam to wtedy powiedziała: to dasz mi jajko? I jak siebie znam to mogłam powiedzieć: chcesz dowiedzieć się czy zmieniłam zdanie?

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.