Zdarza wam się słyszeć taką diagnozę w stosunku do dziecka? Mi tak. Nieśmiała, bo nie podaje ręki. Nieśmiała, bo nie siada na kolanach swojej Pani przedszkolanki. Nieśmiała, bo przygląda się nowej osobie, nawet wtedy, gdy słyszy: chodź, nie bój się, nic ci nie zrobię. Nieśmiała, bo czeka na swoją kolejkę do zjeżdżali. Nieśmiała, bo nie chce lizaka ofiarowanego przez starszą panią w kolejce za nami.
źródło: www.mamazone.pl
Zajrzałam do słownika by sprawdzić o co chodzi z tą "nieśmiałość". Profesor Zimbardo nieśmiałością nazywa "świadomość własnej niezdolności do podjęcia działań o charakterze społecznym (które pragnie się podjąć i których sposób wykonania nam jest znany)". Hm... Kiedy dziecko czegoś chce, to najczęściej po to idzie. Nie zawsze wybiera te drogi, które innym, czytaj: dorosłym, wydają się najbardziej dostępne, logiczne, korzystne. Zwykle znajduje własne. Rozgląda się i dokonuje wyboru. Kiedy nie robi kroku, to być może dlatego, że tak wybrało.
"Nieśmiałość utrudnia poznawanie nowych ludzi, zawieranie przyjaźni, czy radość z potencjalnie pozytywnych przeżyć". Dzieci nie są samotnymi wyspami. Poznają tych, których chcą poznać. Wybierają ludzi, z którymi chcą być w bliższej relacji. Zauważyliście, że są takie dzieci, które trzymają na dystans dorosłego, ale inne dziecko zapraszają do bardzo bliskiego kontaktu, także fizycznego (bieganie ramię w ramię, szturchanie się, chodzenie za rękę).
"Nieśmiałość sprawia, że inni nie doceniają naszych mocnych stron. Nieśmiałość przyczynia się do zakłopotania i nadmiernego przejmowania się swoimi własnymi reakcjami. Tak, zdarza mi się widzieć dziecięce zakłopotanie. Częściej jednak wywołują je słowa czy gesty dorosłego, niż reakcje dziecka.
Nie, nie twierdzę, że nieśmiałość nie istnieje. Nie, nie twierdzę że nieśmiałe dzieci to wymysł dorosłych. Chcę tylko powiedzieć, że po pierwsze "nieśmiałość" może być etykietą, a po drugie, że za szybko stawiamy diagnozy i dobieramy lekarstwo.